Kim są "moherowe berety", czyli demaskacja kłamstwa

avatar użytkownika Maryla

całość tekstu pod linkiem :

http://ojczyzna.pl/Arch-Teksty/Broda-R_Kim-sa-moherowe-berety.htm

 

Prof. Rafał Broda

Kim są "moherowe berety", czyli demaskacja kłamstwa

              (w hołdzie sygnatariuszom listu "Przestańcie szkodzić Polsce")

 


 

  Charakterystyka badanej grupy

Do badania wybrano dane z grupy 9403 pierwszych sygnatariuszy, którzy zgłosili swoje poparcie zwykłą, lub elektroniczną pocztą. Liczba ta jest znacznie większa, niż liczby stosowane zwykle w badaniach sondażowych, których wynikami jesteśmy codziennie bombardowani, natomiast, może ona być w przyszłości jeszcze powiększona o dalsze napływające dane. Wybór takiej próbki podyktowany był wyłącznie chęcią wykonania analizy bez oczekiwania na zakończenie akcji, która wciąż jeszcze trwa. Jakkolwiek bogata statystycznie lista rejestracji internetowej zawiera też w olbrzymiej większości wiarygodne dane, możliwość interwencji intruzów zakłócających świadomie proces zbierania podpisów jest tam znacznie większa, dlatego te dane będą osobno analizowane w późniejszym terminie.

Podstawowe pytania, na które trzeba na początku odpowiedzieć, brzmi: "Kim są ludzie z tej konkretnie badanej grupy?" i "Na ile ich dobór był przypadkowy tzn. nie zakłócony procesem zbierania danych?". Tę drugą kwestię rozstrzygnął przedstawiony poniżej sprawdzian, od którego rozpoczęto analizę.

Odpowiedź na pierwsze pytanie jest oczywista, ale wymaga wyraźnego doprecyzowania, bo mamy do czynienia z wybitnie ukierunkowaną selekcją, wybierającą specyficzną grupę ludzi, którzy:

1.     Zgadzają się z treścią podpisywanego listu, zdecydowanie krytycznie oceniają działania obecnych władz i gotowi są do wyrażenia swojej krytyki w mocny i najbardziej bezpośredni sposób.

2.     Są ludźmi aktywnymi, odważnymi, otwartymi na sprawy publiczne, bardzo zainteresowanymi tym, co dzieje się z Polską i pragnącymi uczestniczyć w działaniach służących zmianie sytuacji, która ich niepokoi.

3.     Są słuchaczami Radia Maryja, czytelnikami Naszego Dziennika, lub też osobami pozostającymi w zasięgu wpływu tych mediów.

W podanej charakterystyce badanej grupy najbardziej wyrazistą i specyficzną właściwością jest ta wymieniona w punkcie 3. Tutaj zbieg pewnych niekorzystnych dla akcji okoliczności okazał się być w istocie cenną przysługą, pozwalającą na bardzo ścisłe wyselekcjonowanie grupy pozostającej w zasięgu informacji płynących wyłącznie z Radia Maryja i Naszego Dziennika. Totalny bojkot informacyjny na temat akcji, zastosowany praktycznie we wszystkich innych mediach, który trwa już pełne dwa miesiące, uprawomocnił wniosek, że sygnatariusze dowiedzieli się o licie otwartym i prowadzonej akcji jedynie z anteny Radia Maryja lub z łamów Naszego Dziennika, bez względu na to, czy stało się to bezpośrednio, czy też za pośrednictwem innych osób. Można do tego dodać niewielką grupę czytelników tygodnika Nasza Polska, którego Redakcja natychmiast wsparła akcję i całkiem nieliczne grono internautów, ponieważ ze zdziwieniem odnotowaliśmy rezerwę i lekceważenie dla akcji wyrażane nawet przez komentatorów uchodzących za zdecydowanych krytyków obecnych władz. Jeszcze ściślejszy związek z Radiem Maryja niesie sama treść listu, w której los inicjatyw skupionych wokół Radia stanowił ilustrację postawionych zarzutów.

 Mamy zatem do czynienia z badaniem grupy, którą można określić jako ważną część tzw. "moherowych beretów", korzystając z określenia wykrzyczanego przez głównego adresata listu. Przedstawione poniżej wyniki badań odpowiadają na pytanie: "Kim naprawdę są  moherowe berety?" i ujawniają, że obiegowe opinie powtarzane przez długie lata przez polityków, dziennikarzy, publicystów i socjologów, są wierutnym kłamstwem.

 

  Wyniki analiz statystycznych sygnatariuszy listu.

Na podstawie danych przekazanych przez sygnatariuszy listu uzyskano wyniki, które są przedstawione w kolejnych punktach.

 

1. Pomiar sprawdzający statystyczną wiarygodność badanej próbki.

Dla przeprowadzenia tego testu wybrano cechę całkowicie niezależną od wszystkich elementów zawartych w charakterystyce wybranej grupy przedstawionej powyżej w punktach 1 do 3. Skorzystano mianowicie z danych dotyczących częstotliwości występowania różnych nazwisk w Polsce[1] i wyliczono liczby osób o wybranych kilku popularnych w Polsce nazwiskach, której należałoby oczekiwać w spisie sygnatariuszy zawierającym pełną liczbę badanych osób. W tym przypadku wyjątkowo próbkę powiększono o sygnatariuszy rejestrujących się internetowo na stronie www.my-narod.4w3.pl, ponieważ dla tego testu uzyskane dane nie mogą budzić żadnej wątpliwości. W sumie w tym przypadku badana próbka liczyła 13500 osób. Na Rys.1 przedstawione są wyniki tej analizy i porównanie zliczonej wśród sygnatariuszy liczby osób o konkretnym nazwisku i liczby oczekiwanych przypadków.

Zgodność uzyskanych liczb z oczekiwaniami jest całkowicie satysfakcjonująca. Występujące niewielkie fluktuacje przy trzech nazwiskach mieszczą się w pełni w statystycznym rozrzucie, gdy wziąć pod uwagę błędy statystyczne (przykładowo 13% dla nazwiska Nowak i 18% dla nazwiska Zieliński) i fakt, że wciąż mamy do czynienia z małymi liczbami dla rozważań statystycznych. Zgodność ta nawet jest zaskakująca biorąc pod uwagę dodatkowe korelacje wynikające z tej okoliczności, że często sygnatariusze zgłaszali się całymi rodzinami tzn. kilka osób o tym samym nazwisku.

Wniosek: udokumentowano, że neutralne cechy badanej próbki są odtwarzane prawami statystycznymi, a wobec tego tendencje zaobserwowane w innych analizach powinny być rzeczywiste.

 

 

2. Rozkład geograficzny i strukturalny

Do zbadania tego rozkładu wykorzystano próbkę o liczbie 8081 sygnatariuszy, ponieważ od początkowej liczby 9403 trzeba było odjąć grupę 663 sygnatariuszy z Polonii i 659 osób, które zgłaszając poparcie nie podały miejsca zamieszkania (w początkowej fazie nie była sygnalizowana taka konieczność).

Warto w tym miejscu wyróżnić wielki udział Polaków zamieszkałych poza granicami Polski, którzy zwłaszcza na pierwszej liście sygnatariuszy mocno zaznaczyli swoją obecność. Do dzisiaj mamy zgłoszenia płynące ze strony Polonii, a w badanej próbce otrzymaliśmy 663 głosy poparcia z następujących krajów: Kanada - 233, Niemcy - 135, USA - 131, Australia -100, Szwajcaria - 13, Meksyk -11, Wielka Brytania - 8, oraz mniejsze liczby sygnatariuszy z wielu innych krajów.

Wyniki analizy 8081 przypadków przedstawione są na kolejnych rysunkach.

 

Rys.2 przedstawia mapę województw, na obszarze których pokazane są dwie liczby.

Położona wyżej oznacza liczbę sygnatariuszy z całego terenu województwa, poniżej jest czynnik określający na ile ta liczba jest mniejsza lub większa od oczekiwań wynikających z proporcji ludności zamieszkującej dane województwo. Czynniki te wahają się w granicach od 0.56 dla wielkopolskiego i kujawsko-pomorskiego, aż po 1.77 dla lubuskiego, ale w istocie dla większości województw jest to rozkład dość równomierny z niedużymi odchyleniami wokół wartości 1.0. Jeżeli ktoś koniecznie chce, może przykładać znaczenie do pewnej zbieżności z  trwałymi preferencjami politycznymi odnotowywanymi dość regularnie w kolejnych wyborach, jednak z tymi wnioskami warto poczekać na pełną analizę, po zakończeniu akcji.

Można zasygnalizować, że pobieżne spojrzenie na listę sygnatariuszy na stronie internetowej i liczne nowe zgłoszenia metodą tradycyjną, wskazują na tendencje do wyrównywania teraz zaobserwowanych różnic. Trzeba też dopowiedzieć, że fluktuacje związane są z nadzwyczajną organizacją i aktywnością ludzi w niektórych miastach, gdy otrzymujemy obszerne zbiorowe listy nazwisk sygnatariuszy, często starannie podparte adresami i numerami PESEL. Tak Zielona Góra "zrobiła wynik" dla woj. lubuskiego, co także znajduje swoje odzwierciedlenie w dalszym przykładzie analizy miast.

Wniosek: analiza geograficzna pokazuje w znacznym stopniu równomierny rozkład liczby sygnatariuszy w różnych województwach na terenie całej Polski.

 

Na Rys.3 pokazane są liczby sygnatariuszy w głównych miastach województw, porównane z oczekiwaniami wynikającymi z podziału pełnej liczby badanej grupy według proporcji liczby ich  mieszkańców w stosunku do całej ludności Polski.

Wyraźnie widać, że dla wszystkich tych miast liczba sygnatariuszy jest znacznie, czasem wielokrotnie większa, niż należałoby oczekiwać z rozkładu przypadkowego. Od czynnika 1.3 dla Katowic i Olsztyna, przez 3.1 dla Krakowa, 4 dla Opola, 5.2 dla Lublina i Kielc, aż po wspomnianą wyżej fluktuację dla Zielonej Góry, gdzie liczba sygnatariuszy była 10-krotnie większa od oczekiwanej. Warto odnotować, że także w stolicy Polski - w Warszawie, liczba sygnatariuszy przekroczyła 2.35 razy wartość oczekiwaną.

 

Sumaryczne wyniki otrzymanego i oczekiwanego rozkładu pokazano na Rys.4, gdzie zsumowane są z całej Polski wyniki dla czterech kategorii miejsc zamieszkania, według danych z ostatniego spisu ludnoœci[2]

W kategorii głównych miast wojewódzkich, obejmujących 19.4% ludności uzyskano 2.6 razy większą od oczekiwań liczbę sygnatariuszy. W innych miastach powyżej 100 tys. mieszkańców (9.7% populacji) odpowiedni czynnik wyniósł 0.88, a więc nieco mniej niż oczekiwania. W miastach od 100 do 20 tys. (19.4% populacji) czynnik 1.04, to znaczy prawie zgodnie z oczekiwaniami, a w miastach i wsiach poniżej 20 tys. (51.7% populacji) czynnik wyniósł 0.40, a więc 2.5 razy mniej niż oczekiwania.

Wniosek: Wynik jest oczywisty i jednoznacznie pokazuje, że mieszkańcy wielkich miast 2.6 razy częściej poparli list otwarty, niż mieszkańcy mniejszych miast, natomiast mieszkańcy małych miasteczek i wsi uczynili to 2.5 razy rzadziej.

Wynika to prawdopodobnie z większej aktywności i sprawności organizacyjnej mieszkańców głównych miast, ale także tutaj mamy do czynienia z dużymi fluktuacjami występującymi dla poszczególnych miejscowości. Można tutaj podać przykład dwóch małych miast, warmińsko-mazurskiej Nidzicy (ok.15 tys.) i dolnośląskiego Strzelina (ok. 12 tys.), w których liczba sygnatariuszy przekroczyła 54-krotnie wartość oczekiwaną, a dla wioski Jaworzynka (3.1 tys.) z ziemi cieszyńskiej, 50 odnotowanych sygnatariuszy oznacza, że wartość oczekiwaną przekroczono 76-krotnie.

 

 

3. Przekrój społeczny, tytuły naukowe i zawodowe, wykształcenie wyższe.

 

Potencjalnych sygnatariuszy zachęcaliśmy do podawania swoich zawodów, a także uzyskanych tytułów naukowych i zawodowych. Dalece nie wszyscy tak uczynili, stąd wyniki podane w tej części określają precyzyjnie jedynie dolną granicę dla wielu rozważanych kategorii. W rzeczywistości prawdziwe liczby mogą być większe, gdyby uwzględnić tych wszystkich, którzy ze skromności, lub na podstawie własnej oceny, że takie dane nie są ważne, powstrzymali się od ich podania.

Wejrzenie w publikowane listy sygnatariuszy pozwala dostrzec, że mamy do czynienia z pełnym przekrojem społecznym i zawodowym społeczeństwa. Na listach są robotnicy, rolnicy, urzędnicy, nauczyciele, przedsiębiorcy, rzemieślnicy, technicy, ekonomiści, prawnicy, naukowcy, dziennikarze, artyści, a także księża, zakonnicy, kombatanci, oficerowie wojska i pożarnictwa, a nawet poeci i pisarze. Są ludzie z pięknymi kartami życiorysów, znani i ci mniej znani, ludzie zorganizowani w stowarzyszeniach i różnych organizacjach, aktualni i byli posłowie, senatorowie, wreszcie osoby pełniące ważne funkcje w dziedzinie gospodarczo-społecznej. Są także ludzie bardzo młodzi, uczniowie, licealiści i studenci, a z rzadka nawet dzieci wpisane przez rodziców, zapewne próbujących je uświadomić, w czym uczestniczą.

Wiele starszych osób określiło swój status słowem "emeryt", które zubożyło trochę informacje o przekroju społecznym. Jest w takim podejściu widoczna jakaś skromność, ale też towarzysząca jej duma z dobrze zasłużonego odpoczynku po długim okresie aktywności zawodowej, a być może nawet zadziorność wobec lekceważenia tej grupy społecznej przez aroganckich ludzi władzy. Warto przyjąć tę wolę wielu emerytów ze zrozumieniem, pamiętając, że za każdym przypadkiem stoi konkretny zawód, czasem ważna funkcja, lub tytuł, którego nie sposób unieważnić przejściem na emeryturę.    

 

Na rys.5 pokazane są liczby dla wybranych kategorii hierarchii zawodowej, które w sumie określają liczbę sygnatariuszy z wyższym wykształceniem.

Także tutaj trzeba zaznaczyć, że uzyskane liczby przypadków określają jedynie dolną granicę stanu faktycznego, ale nawet to minimum prowadzi do zaskakujących obserwacji.

Dla liczby profesorów, doktorów habilitowanych i doktorów można było pokazać porównanie z przewidywaniem, które oparte jest na danych o całkowitej liczby ludzi w Polsce dysponujących tymi tytułami. Z danych bazy Informatora Nauki Polskiej[3] wynika, że w próbce zawierającej 9403 osoby należałoby średnio oczekiwać 5 osób z tytułem profesora, podczas gdy jest ich w próbce 81, tzn. 15.6 razy więcej. Odpowiednio z tytułem doktora habilitowanego jest 4.3 razy więcej, a z tytułem doktora 7.0 razy więcej, niż liczba oczekiwana.

Dla osób z tytułami mgr, mgr inż. i dla innych kategorii podanych na rys.5 nie znaleziono odpowiednich danych porównawczych w skali całej populacji. Dlatego pokazano jedynie liczby ustalone w badanej grupie sygnatariuszy, przy czym ze względów praktycznych wysokość słupka reprezentującego sumaryczną liczbę 986 przypadków mgr i mgr inż. zredukowano czterokrotnie.

Suma liczb związanych ze wszystkimi kategoriami pokazanymi na rys.5 wynosi 1670 i oznacza dolną granicę liczby osób z badanej grupy, legitymujących się wyższym wykształceniem. Porównać ją można do oczekiwanej liczby 1543 wynikającej z publikowanych danych o wykształceniu polskiego społeczeństwa [2]. Dane te, uzyskane na podstawie ostatniego spisu ludności Polski, obejmują populację w wieku powyżej 13 lat (33161 tys.) i określają, że 16.4% z nich posiada wyższe wykształcenie. Jest rzeczą oczywistą, że w przedziale wiekowym 13-22 lata praktycznie nikt nie może mieć wyższego wykształcenia, ale jak zaznaczono powyżej także badana próbka obejmuje osoby z tego przedziału wiekowego, zatem uzasadnione jest przeniesienie tych samych proporcji w oszacowaniu oczekiwanej liczby. W rzeczywistości w badanej grupie nawet ta, niezwykle konserwatywnie policzona i podana powyżej liczba ludzi z wyższym wykształceniem, jest większa od średniej w całej populacji. Gdy uzmysłowić sobie fakt, że liczbę tę trzeba powiększyć o tych, którzy nie podali odpowiedniej informacji, a także o tych, którzy mimo wyższego wykształcenia nie dysponują żadnym tytułem, można stwierdzić, że liczba sygnatariuszy z wyższym wykształceniem jest znacznie większa, niż średnia krajowa.

Wniosek: Sygnatariusze listu otwartego w porównaniu ze średnią krajową częściej posiadają wyższe wykształcenie i znacznie częściej dysponują tytułami naukowymi i zawodowymi.

Etykietowanie:

napisz pierwszy komentarz