Koniec roku szkolnego :) coś tam o polityce
Dzisiaj zakończyłem szkolną przygodę. W ciągu 6 lat pobytu w placówce salezjańskiej wiele się nauczyłem i sporo jej zawdzięczam. Tak naprawdę, jeszcze do mnie chyba to nie dociera, że jestem szczęściarzem. Uroczystość dzisiejsza zostanie zapamiętana, zapewne w większości pozytywnie, po naszym trójklasowym występie.
Ale za nim o samym de facto zakończeniu roku, to chciałbym podzielić się z blogerami kilkoma refleksjami, wszak emocje jeszcze nie opadły. I muszę przynać, że ten czas cholernie mi zleciał. Pamiętam, jak nie tak dawno przechodziłem pierwszy raz przez próg szkoły, a dziś zostały tylko wspomnienia. Coś niesamowitego...Miałem to szczęście, że z wieloma kumplami znam się od podstawówki i podtrzymywaliśmy relacje aż po dzisiejszy dzień - mam pewność, że te więzi, przynajmniej z większością, nie wygasną. Innym moim fartem byli nauczyciele. Rzadko kiedy miewaliśmy tzw. totalne spiny, czy awantury. Od kiedy pamiętam, zawsze otwarci i pomocni, nie dali się zapamiętać jako "wykształciuchy". Oczywiście, zdarzały się momenty wkurzenia, kiedy miesiąc przed maturą miałem np. pisać z czegoś sprawdzian, czy kartkówkę. Ale jestem im ogromnie wdzięczny za to, że jestem (właściwie będę się uczył prez całe życie) tym, kim jestem. Nauczycieli szanownych chciałem "załatwić" jak najkrócej :)
Również w szkole przeżyłem i pierwszą miłość, pierwsze wzloty, dojrzałe radości, jak i upadki, niepowodzenia. Szczerze przyznam, że to zdanie pada z moich ust, a w tym przypaku przy pomocy klawiatury, chyba pierwszy raz. Coś w tym jest, że docenia się pewne wartości dopiero po ich stracie.
I nie zapomnę pierwszych imprez ze znajomymi, doświadczenia czym, tak naprawdę, jest miłość, kapitalnych akcji typu ściaganie koledze spodni na wfie, za które otrzymałem ocenę niedostateczną. Na polskim też bywało ciężko. Przez ostatni tydzień przed wystawianiem ocen miałem naprawdę ostro i niezabawnie, bo Pani polonistce podpadłem za...brak podręcznika. Musiałem ostro harować i się napocić, by wystawiła dobrą ocenę, ale tę nauczkę również zapamiętam.
I co teraz? Ostatni dzwonek na powtórki do matury i zostają wspomnienia. Wciąż czeka na mnie płytka dvd z filmem studniówkowym, a także tysiące zdjęć. Wspomnienia jak to było na wycieczkach, z kim trzymałem sztamę, a z kim się droczyłem. A potrafiłem nawet z nauczycielem od religii. Chyba najbardziej lubiany ksiądz w szkole (pracuje już w placówce poza Krakowem, dziś nas odwiedził i wygłaszał kazanie podczas Mszy Świętej) postawił mi kiedyś trzy pały. Jedną, bo wydawało mu się, że przeklnąłem. Drugą za wypieranie się i tłumaczenia, a trzecią...kiedy podszedłem do dziennika z kluczami, chcąc zrobić sobie jaja i brzydkie stopnie wydrzeć. Wspomnienia studniówkowe oczywiście również pozostają ciągle żywe.
A dzisiaj? Pierwszy raz poczułem się w szkole prawdziwie, jeśli mogę tak ująć, dorosły. Nie przez pryzmat dowodziku, który o niczym nie świadczy, poza tym, że mogę kupić sobie swobodnie piwo, co i mogłem bez niego. Niektórzy nie powstrzymywali łez już w części oficjalnej, ale kiedy przyszła pora na występ "artystyczny"...
Nic ku temu nie sprzyjało, by wypadło dobrze. Na próbach brak zgrania i emocje, wzięliśmy się za spektakl na trzy dni przed. Grałem Szymona Hołownie, mój kumpel (dwumetrowiec, nie żartuję) Prokopa. Przedstawialiśmy scenki z programu "Mam Talent". Kumplowi wyrwało się nawet brzydkie słowo do mikrofonu, kiedy zapomniał swojej kwestii. Lepszy efekt, niż powiedzenie jej. Wszyscy, bez wyjątku, cieszyli swoje buzie na widok Snake'a w zielonych rajtuzach, dziadka "grającego" na kawałkach drzewka, czy "Audiofiltz".
Dla mnie takim dziwnym przeżyciem było także odebranie z rąk ks. dyrektora świadectwa maturalnego z paskiem. Pierwszy raz wpisałem się do tajemniczej, złotej księgi absolwentów. Doszło do mnie, że to ostatni taki dyplom z listą przedmiotów i ocenami. Już więcej takiego nie otrzymam, jak to bywało w szkole. Na spotkaniu w klasie, oczywiście część dziewczyn płakała, zapewne dla podtrzymania tradycji :) Wiemy jednak, że nie znikną nasze więzi i utrzymamy kontakt. Już są pierwsze plany ogniska, imprezy, wyjścia na piwko...
Teraz tylko do przodu i pod prąd. Zdać wielką niewiadomą - maturę, a potem w świat. Świat, w którym, aby nie zginąć, muszę trzymać się pewnych zasad, jakich nabyłem. Również w szkole. Mam nadzieję, że kiedy zdarzą się upadki, bo są nieuniknone, będę potrafił wstać, otrzepać portki i iść dalej.
P.S. Przepraszam, być może za niespójność mojego tekstu, ewentualnie za chaotyczność, ale to emocje. Żywe emocje.
Krótko o polityce:
Media nadal żyją spotem PiS, który odwołuje się od decyzji sądu w sprawie pomówień pod adresem klubu PO. Szkoda tylko, że choćby w połowie tak energicznie i z zapałem nie relacjonowali innego wydarzenia, chyba o większej wadze, o czym pisałem kilka dni temu.
- gw1990 - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
6 komentarzy
1. Gw1990
Pozdr.
-------------------
GW nie kupuję.
TVN nie oglądam.
TOK FM nie słucham.
Na Rysiów, Zbysiów i Mira nie głosuję.
2. Gw1990
Pozdr.
-------------------
GW nie kupuję.
TVN nie oglądam.
TOK FM nie słucham.
Na Rysiów, Zbysiów i Mira nie głosuję.
3. Gratuluję i 3mam kciuki.
4. I ja tez...
5. jesteś bardziej dojrzały od wielu "starych"
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
6. All