Barbarzyństwo Niemców, masowe zagłady gazami bojowymi,
Gaz w czasach wojen był używany od niepamiętnych czasów. Jednakże jego siła rażenia ograniczała się do paralizowania przeciwnika jak choćby w bitwie pod Głogowem w 1241 roku dnia 9 kwietnia. Autor zna wersje kronikarza Jana Dlugosza i swego profesora a pózniej kolegi Gerarda Labudy z Uniwersytetu Adama Mickiewicza w Poznaniu.
„Tuż przed rozpoczęciem napadu, profesor mówił ze mną bardzo uczenie o fizjologicznym działaniu wypuszczonych gazów. Zatrzęsło mną i nie mogłem wytrzymać, aby nie powiedzieć:
– Wybaczy pan profesor, lecz czyż nie jest rzeczą bestialską mordować w ten sposób ludzi? Dotąd prowadzimy wojnę z Rosjanami jak ludzie z ludźmi. Teraz zaś zatruje się tych prostaków, wychowanych do walki bagnetem, trucizną, o której nie mają najmniejszego pojęcia.
Profesor milczał, a po chwili rzekł pobłażliwie: – Pan ma rację dla siebie. Ale w tej wojnie, kiedy cały świat z nami walczy, musimy odsunąć wszelkie wątpliwości moralne. Nie możemy postępować inaczej, jeżeli chcemy ocalić własnych ludzi.
Nie byłem wcale przekonany słowami profesora, miałem nieprzezwyciężony wstręt do podobnego rodzaju walki. Co w ten dzień jeszcze przeżyłem, pogłębiło we mnie to uczucie. Przez piekło prowadziła ta droga. Kiedy uznano, że gaz podziałał na nieprzyjaciela i że nie zaszkodzi już nacierającym oddziałom, nasza piechota wyruszyła. Szliśmy z profesorem z drugim rzutem natarcia. Wydawało się to całkiem bezpieczne, ze strony nieprzyjaciela nie padł ani jeden strzał, jego artyleria całkowicie zamilkła. Gaz musiał dokonać swego dzieła. Profesor kazał mi przeczuwać najgorsze, ale to co zobaczyłem, idąc tamtędy, pobojowisko będące rezultatem morderczej teorii – to była sama zgroza, która urągała wszelkiej ludzkiej fantazji. Ludzie, zmagający się w śmiertelnej walce, wlekli się na czworakach i jak w obłąkaniu rwali na ciele odzież. Jeden leżał, wczepiwszy palce w ziemię, drugi obok z szeroko otwartymi źrenicami. W oczach jego tkwiło przerażenie przed niepojętym. Świszczące zatrute oddechy mówiły o niezmiernej męce konających. Niebieskie wargi, niebieskie to, co wcześniej w oku było białe, w kątach ust żółta piana. I nieopisana groza na twarzach! Czy to była jeszcze wojna? Czy też było to tylko prawdziwe oblicze wojny? Nasi żołnierze musieli odczuwać to samo. Widziało się, jak wzdłuż rosyjskich okopów zatruci Rosjanie zaścielali pole. Podejmowano ich z ziemi i odnoszono w tył. To nie było natarcie, ale współczucie i pomoc dla haniebnie potraktowanego przeciwnika, dla umęczonego człowieka. Niektórych Rosjan odratowano. Te akty litości były jedyną rzeczą, która w tym dniu nie pozwoliła mi zwątpić o ludzkości”.
"Gaz ten zostanie dostarczony w stalowych butlach, które należy zainstalować w okopach i otworzyć przy sprzyjającym wietrze. Muszę wyznać, że zadanie wytrucia wrogów jak szczurów wzbudziło mą wewnętrzną odrazę, tak jak stałoby się to z każdym uczciwie czującym żołnierzem. Ale – być może – dzięki trującemu gazowi udałoby się spowodować upadek Ypres, odnieść zwycięstwo decydujące dla kampanii...”.
W końcu kwietnia w okolicach Ypres w Zachodniej Flandrii, przygotowano około 600 butli z chlorem. W dniach 25 mja 1915 roku poznym wieczorem, niemcy wypuszczają gaz . Około 150 ton. Gaz zgpdnie z kierunkiem wiatry ogarnął na szerokosci 6 kilometrów pozycje i okopy wojsk francuskich i kanadyjskicj.
Arthur Conan Doyle w „The British Campaign in France and Flanders” tak opisał to, co się tam wydarzyło:
„Z niemieckich okopów na znacznym odcinku tryskały strumienie białawej pary, łącząc się zrazu w kłęby, aż utworzyła się gęsta i nisko leżąca chmura brunatnozielonkawej barwy od spodu i żółtawa od góry, w której odbijały się promienie zachodzącego słońca. Ta gęsta warstwa pary, popychana północną bryzą, szybko pokonała przestrzeń dzielącą obie wrogie linie. Żołnierze francuscy obserwowali znad parapetów okopów tę dziwną chmurę, która zapewniała im przynajmniej tymczasową ochronę przed wrogim ostrzałem. Nagle jęli unosić ręce, chwytać się za gardła i padać na ziemię w katuszach duszności. Wielu już się nie podniosło, podczas gdy ich towarzysze broni rozpaczliwie uciekali na tyły jakby w obłędzie, by umknąć trującej chmurze, przeskakując przez znajdujące się za nimi okopy. Wielu nie zatrzymało się, aż dotarli do Ypres, zaś inni podążali dalej na zachód, by przekroczyć kanał, który oddzieliłby ich od wroga”.
Wiekszość źródeł podaje, ze niemccy barbarzyńcy za pomocą gazu, broni masowej zagłady w ciagu 10 minut zamordowali 5 tysiecy żołnierzy,francuskich, 15 tysięcy zostalo poparzonych, niezdolnych do walki. Umierali w straszliwych męczrniach. Niemcy złamały wszelkie konwencje.
Po pierwszym tak silnym atakiem gazowym jak podYpres w Zachodniej Flandrii, Alianci zaczęli stosować róznego rodzaju ochrony. Żydowski profesor pracujący dla Niemców, wymyślił nowy gaz bardziej skuteczne żródło mordowania. Chlor.
W dniu 12 lipca 1917 roku , Niemcy pod Ypres uzyli gazu musztardowego Glebkreutz, żółty krzyż. Od miejsca jego uzycia, okolice Ypres w Zachodniej Flandrii nazwano iperytem.
"Nagle ujrzeliśmy coś, co niemal wstrzymało bicie naszych serc – ludzie uciekali przez pola jakby bez zmysłów, w całkowitym pomieszaniu. Francuzi uciekają! – wykrzyknęliśmy. Nie mogliśmy uwierzyć własnym oczom... Nadpływała szarozielona chmura, która stopniowo zabarwiała się na żółto i niszczyła wszystko, czego tylko tknęła, także całą roślinność. Nikt się nie spodziewał takiego zagrożenia. Żołnierze francuscy zataczając się zbliżali się do nas. Byli oślepli, kaszleli i dyszeli, ich twarze były sino zabarwione, śmiertelny strach odebrał im mowę, a za sobą, w wypełnionych gazem okopach, zostawili, jak później ustaliliśmy, setki martwych i konających towarzyszy” – tak wspominał dzień 22 kwietnia 1915 r. pewien angielski kapelan".
W pózniejszym okresie róznych gazów używały inne nacje. Ten temat, konwencje, być może posłuszy za kanwe kolejnego eseju.
- Michał St. de Zieleśkiewicz - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
1 komentarz
1. Niemcy naród zbrodniarzy