Ten tekst jest o polskiej prokuraturze i o tym, jak bezceremonialnie łamie ona przepisy postępowania karnego. I o tym, że każdy może stać się ofiarą nierzetelnych postępowań.
Poniedziałkowa „Rzeczpospolita” poinformowała o losach śledztw, w rezultacie których oskarżono byłego prezesa PZU Życie Grzegorza Wieczerzaka:
Krótkie to sprawozdanie znakomicie ilustruje kondycję polskich organów ścigania. Ich metody niewiele mają wspólnego ze śledczą skutecznością i praworządnością.
Wieczerzak przesiedział 3 lata na podstawie zarzutu postawionego mu 8 lat temu o niegospodarność na kwotę 173 mln zł.
Wniesienie aktu oskarżenia do sądu pod koniec 2002 roku zakończyło się w 2004 r. kompromitacją śledczych. Prokuratorzy oparli oskarżenie na wycenie strat, których dokonała niekompetentna biegła. Sąd cofnął akt oskarżenia do prokuratury, a nowa opinia biegłych do tej pory nie powstała.
Co więcej – jak informuje Rzepa: „Zarzut niegospodarności na 173 mln zł, jaki postawiono Wieczerzakowi osiem lat temu, nie znajdzie się w nowym akcie oskarżenia. Być może nawet byłego prezesa nie uda się w ogóle oskarżyć o spowodowanie szkód w PZU Życie. Czas gra na jego korzyść. Na dwóch z trzech kontrowersyjnych pożyczek (udzielonych firmom Code i Ares Bis) spółka wcale nie straciła. Tak wynika dzisiaj z ksiąg rachunkowych. Zabezpieczeniem pożyczek były nieruchomości, przejęte przez PZU Życie, których wartość w ciągu kilku lat znacząco wzrosła”.
Tym niemniej, Wieczerzak ma dużą szansę zostać skazanym w innej – zdaje się także wątpliwej - sprawie.
„Białostocka prokuratura, która skierowała do sądu w Warszawie akt oskarżenia przeciwko Wieczerzakowi zarzuciła mu zlecenie działań mających spowodować wszczęcie śledztwa przeciwko innej osobie. Były prezes PZU Życie miał w 2004 r. zlecić zakup i podrzucenie znacznej ilości narkotyków do samochodu byłego prezesa VII NFI Piotra A., którego chciał w ten sposób zdyskredytować. W związku z tą sprawą w styczniu 2008 r. Wieczerzak został zatrzymany. Do winy się nie przyznaje” – informujeRzeczpospolita.
Kluczowe informacje w tej sprawie podaje „Puls Biznesu”:
„Z opisu czynu wynika, że chodziło o zlecenie podrzucenia w 2004 roku narkotyków ówczesnemu prezesowi VII NFI i spowodowanie, iż będzie zamieszany w obrót narkotykami.
W śledztwie trwającym ponad rok w sumie zarzuty postawiono ośmiu osobom. Jak powiedział PAP Krzysztof Wojdakowski, szef białostockiego wydziału ds. przestępczości zorganizowanej Prokuratury Krajowej, ponieważ cztery z nich złożyły wyjaśnienia i chcą dobrowolnie poddać się karze, wydzielono tę część śledztwa do oddzielnego aktu oskarżenia.
Sprawa Grzegorza W. i trzech innych osób (w tym jego ojca Michała W.) została wysłana do sądu Warszawa-Wola. "Te osoby nie przyznawały się do popełnienia zarzucanych im czynów, kwestionowały ustalenia śledztwa" - dodał prokurator.
Drugi akt oskarżenia, z wnioskiem o dobrowolne poddanie się karze, został wysłany do sądu w Pruszkowie.
Białostocka prokuratura w styczniu 2008 zarzuciła byłemu prezesowi PZU Życie Grzegorzowi W., że cztery lata wcześniej "zlecił innym osobom skierowanie postępowania karnego przeciwko Piotrowi A. poprzez podstępne zabiegi, polegające na podrzuceniu znacznej ilości narkotyków do samochodu pokrzywdzonego".
Według śledczych, Grzegorz W. polecił innym osobom kupić narkotyki i w ten sposób wziął udział w obrocie nimi. Inne osoby oskarżone zostały m.in. o pomocnictwo.
Manipulacja prokuratury jest szyta grubymi nićmi.
Przede wszystkim, zgodnie z Art. 34 kpk w niniejszej sprawie zachodzi tak zwana łączność przedmiotowa i wszystkie osoby powinny być objęte wspólnym aktem oskarżenia /par. 1 Art. 34 kpk stanowi: „Sąd właściwy dla sprawców przestępstw jest również właściwy dla pomocników, podżegaczy oraz innych osób, których przestępstwo pozostaje w ścisłym związku z przestępstwem sprawcy.....par. 2: „Sprawy osób wymienionych w par. 1 powinny być połączone we wspólnym postępowaniu...”.
Od powyższej zasady istnieją uregulowane w kpk wyjątki, ale powinny to być rzeczywiście sytuacje szczególne.
Tymczasem, w sprawie zlecenia zakupu i podrzucenia narkotyków przez Wieczerzaka i jego „pomocników” prezesowi VII NFI Piotrowi Adamczykowi orzekać będą 2 różne sądy. W sytuacji, gdy materiał dowodowy wzbudza rozliczne wątpliwości.
Przede wszystkim, oskarżeni Grzegorz Wieczerzak, jego ojciec i 2 inne osoby, nie przyznają się do zarzucanych im czynów.
Narkotyki miały być podrzucone Adamczykowi w 2004 r. W kwietniu 2005 r. media donosiły, że Wieczerzak przebywając w areszcie podczas śledztwa, w którym zarzuca mu się działanie na szkodę PZU, miał werbować „żołnierzy” spośród osadzonych. Miał im zlecać m.in. egzekucję długów i dyscyplinowanie swych ludzi, którzy zaczęli działać na własną rękę. Jednym z „niepokornych” wspólników Wieczerzaka miał być właśnie prezes VII NFI, który rzekomo znalazł w swoim aucie półkilogramową paczkę z białym proszkiem.
„Narkotyki, które były powodem zatrzymania Grzegorza Wieczerzaka w styczniu 2008 r.”, zdaniem Newsweeka, „nie istniały. W przeciwieństwie do dokumentów związanych z prywatyzacją PZU, które policjanci zabrali zatrzymanemu”.
Według Newsweeka policyjni chemicy (co wynika z służbowych notatek) ustalili, że w podrzuconej Adamczykowi paczce była "substancja obojętna", "nie niebezpieczna". Paczkę zniszczono, choć gdyby były w niej narkotyki, policja automatycznie powinna wszcząć śledztwo, by wyjaśnić źródło ich pochodzenia.
Sąd Rejonowy w Białymstoku oddalił wniosek o areszt Wieczerzaka z powodu zarzutów związanych z obrotem narkotykami. Newsweek cytował fragment uzasadnienia sądu: "W opisie czynu nie została wskazana ilość ewentualnych środków psychotropowych, jakiej podrzucenie zlecił podejrzany. Z innych natomiast materiałów wynika jedynie, że nie była to substancja niebezpieczna. Oczywistym jest, że dalsze postępowanie winno wykazać, co to była za substancja".
Neewsweek informował też, dlaczego założono, że biały proszek to narkotyki. W sądowym uzasadnieniu można było przeczytać, że tak właśnie zeznał niejaki Robert B., którego Wieczerzak poznał podczas prawie trzyletniego pobytu w areszcie (gdzie trafił w 2001 r. z powodu zarzutów dotyczących malwersacji finansowych w PZU Życie). To właśnie m.in. zeznania Roberta B. były powodem wniosku o areszt Wieczerzaka. Tyle że zostały one złożone... 14 kwietnia 2005 r. A więc prawie trzy lata wcześniej.
Jak pisze Newsweek zatrzymanie Wieczerzaka zbiegło się z rozmowami nowego ministra skarbu Aleksandra Grada z przedstawicielami Eureko - holenderskiego udziałowca PZU, od lat walczącego o przejęcie kontroli nad największą firmą ubezpieczeniową w Polsce.
Prokurator Masłowski nie chciał dziennikarzom Newsweeka wyjaśnić, dlaczego dopiero teraz domagał się aresztowania Wieczerzaka w związku z prowokacją narkotykową. Przyznał jednak, że swoją decyzję konsultował z przełożonymi.
Grzegorz Wieczerzak w rozmowie z Newsweekiem stwierdził, że historia jego zatrzymania ma związek z PZU. Uważa, że oficerowie, którzy dokonali u niego rewizji, szukali wszystkiego, tylko nie narkotyków. I zabrali mu stos dokumentów dotyczących prywatyzacji PZU, co - jak zapewnił Wieczerzak - zostało ujęte w protokole przeszukania.
Podane wyżej okoliczności sugerują, jaki scenariusz ma zamiar zrealizować prokuratura. Robert B. i trzej inni oskarżeni, którzy sądzeni będą w Pruszkowie jako pomocnicy przestępcy, obciążą Wieczerzaka. Ponieważ dobrowolnie poddadzą się karze, informacja o sprawcy przestępstwa Wieczerzaku znajdzie się w wyroku.
Następnie wyrok ten będzie dodatkowym argumentem obciążającym Wieczerzaka i trzech pozostałych oskarżonych przed Sądem Warszawa-Wola, gdyż sprawę „zbadał” przecież niezawisły Sąd w Pruszkowie.
Niewiarygodne? Wbrew orzecznictwu Sądu Najwyższego? Nie szkodzi. Tak właśnie działają w ostatnich latach prokuratury i sądy w Polsce.
Dobitnie napisał o tym ostatnio na swoim blogu Latkowski:
Na każdego da się znaleźć świadka /14-03-2009/.
”Wielu funkcjonariuszy policji i służb, zamiast prowadzić żmudne śledztwo, idzie na skróty, zamienia swoje dochodzenie w chodzenie po aresztach śledczych i więzieniach. Tam szuka się świadków, którzy coś mogli usłyszeć lub widzieć. I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie stała się to w kilku najważniejszych w Polsce śledztwach jedyna metoda na sukces. Świadkowie ci są straszeni, szantażowani lub kuszeni i mamieni atrakcyjnymi ofertami. Jeśli nic nie słyszeli lub nie widzieli, wystarczy, że mogli słyszeć, bo byli znajomymi, mogli być w danym miejscu w określonym czasie, a resztę da się uzgodnić, można pomóc w odświeżeniu pamięci. Wystarczy chęć współpracy świadka, który dzięki temu otrzymuje możliwość szybszego wyjścia z więzienia lub aresztu albo gwarancję łagodniejszych warunków spędzania życia poza kratami”.
Pozostaje jeszcze odpowiedzieć na pytanie, co z wyżej opisaną sytuacją ma wspólnego Mazur i amerykański sędzia Arlander Keys.
Ano tyle, że polska prokuratura miała na Mazura we wniosku ekstradycyjnym chyba tylko tyle dowodów i takiej samej jakości, co ma na Wieczerzaka.
Tylko, że amerykański sędzia nie zaakceptował takiego materiału dowodowego.
W wyroku oddalającym wniosek rządu polskiego stwierdził m.in.:
„Z powodów niejasnych dla amerykańskiego Sądu, Rzeczpospolita Polska żąda extradycji bazując na zeznaniach Artura Zirajskiego, znanego łotra (łajdaka) i kłamcy – pomawiającego pana Mazura, bez brania pod uwagę wszystkich innych zeznań świadków, którzy nie tylko nie pomawiają pana Mazura, ale zaprzeczają temu co pan Zirajewski powiedział w zeznaniach podkreślonych przez rząd. Podczas gdy jest prawdą, że Sąd nie może rozważać zagadnień związanych z wiarygodnością świadków, które są podstawą rządowego żądania extradycji, ten zakaz nie pozwala jednak Sądowi zaakceptować bez pytania zeznań pełnych kłamstw i rozbieżności, które czynią te zeznania kompletnie niewiarygodnymi. Gdyby tak było, sądowa funkcja w extradycji byłaby rzeczywiście sprowadzona do bezmyślnego przystawiania pieczątki przez Sąd”.
I dalej, m.in.:
„Wiarygodność zeznań pana Zirajewskiego podważa też to, iż w kilku z nich przyznaje, że kłamał pod przysięgą, że przyznał się w gruncie rzeczy do wymyślenia powiązań pomiędzy panem Mazurem a gen. Papałą, albo, że przyznał się do podania informacji w zamian za zredukowanie kary za morderstwo, za które był w tym czasie zatrzymany. W zeznaniu z 30.05.2001 p.Zirajewski mówił o dwóch spotkaniach w hotelu Marina; podał, że o gen. Papale nie rozmawiano na żadnym z tych spotkań, ale po pierwszym Nikoś powiedział mu, że będzie kontrakt na morderstwo w Warszawie. Znamienne jest, że pan Zirajewski zeznał że po jego aresztowaniu, gdy usłyszał o morderstwie gen. Papały w wiadomościach, „zbudował hipotezę”, że spotkania w hotelu Marina dotyczyły kontraktu na zamordowanie gen. Papały. Co gorsza, przyznaje, że zaoferował te „hipotezy”, aby uzyskać korzyści, tzn. zredukowany wyrok za morderstwo.
Zgodnie z dokumentami rządowymi plan ten został zrealizowany; „oficjalna notatka” mówi, że pan Zirajewski „był tymczasowo aresztowany...jako osoba podejrzana o polecenie i udział...w morderstwie pana Suleja. Złożył szczegółowe i wiarygodne zeznania w tej sprawie. Biorąc to pod uwagę, Sąd I instancji skazał go na 12 lat. Sprawa została przekazana do SA i zalecono zmianę wyroku. Rządowe dokumenty wskazują, że pan Zirajewski ma zredukowaną karę. W zeznaniu z 30.05.2001 pan Zirajewski podał, że jego wcześniejsze zeznania zawierały sfabrykowane fakty, oparte na jego „hipotezie”, ale obecne zeznanie jest prawdą, „dzisiaj podaję gołe fakty bez moich komentarzy czy wniosków” . To jest bardzo ważne dla pana Mazura, ponieważ w tym zeznaniu nie ma ani słowa, które mogłyby łączyć gen. Papałę z panem Mazurem”.
A więc, co zrobi polski sąd w sprawie Wieczerzaka? Czy będzie równie dociekliwy jak amerykański sędzia Arlander Keys?
Odpowiedź na to pytanie, jest ważna nie tylko dla Wieczerzaka i jego rodziny. Jest ważna dla każdego polskiego obywatela.
Tu chodzi o standardy procesowe, nagminnie łamane w Polsce przez prokuratury i sądy.
http://konserwatysta100.salon24.pl/392661.html
napisz pierwszy komentarz