Po raz nie wiadomo który już w swoim życiu – z pewnością jednak nie po raz ostatni – padłem ofiarą swojej naiwności. Otóż wyobraziłem sobie, że jakkolwiek – owszem – często zdarza mi się wejść w towarzystwo tzw. wilków, to na ogół w swojej sytuacji potrafię się zorientować, zanim stanie się coś niedobrego. Moja naiwność bierze się tu zawsze z jednego. Z przesadnej wiary w człowieka i jego dobre intencje.
Tak też było i tym razem, jeśli idzie o moje mysli na temat Salonu24, ludzi, którzy tym Salonem dyrygują, ich przekonań ich reakcji, ich emocji – i – generalnie – ich poczucia misji. Wyobraziłem sobie mianowicie, że – owszem – oni, podobnie jak zresztą ja, mają swoje wyobrażenia na temat Polski i tego co dla tej Polski jest dobre, a w związku z tym jedne rzeczy w tej Polsce im się podobają, inne już o wiele mniej. Natomiast w momencie, jak zostali wyznaczeni do dbania o coś, co przynajmniej z nazwy jest „niezależnym forum publicystów”, to z bólem – ale jednak wyduszą z siebie minimum obiektywizmu.
Figę z makiem! Okazuje się, że melodia politycznego sporu podskoczyła tak wysoko, że w tej chwili walka idzie już wyłącznie o to kto przeżyje, a kto zostanie. Napięcie indywidualne i grupowe w pewnych środowiskach zaszło tak daleko, że niektórzy mają w nosie elegancję, szacunek, uczciwość, debatę, dyskusję o prawdzie. Teraz już tylko chodzi o jedno – kto pierwszy dostanie w łeb i na ile skutecznie.
Kiedy – przyznaję – całkowicie przypadkiem – wpadłem na wpis na stronie głównej Salonu, insynuujący osobiste powiązania ojca prezydenta Kaczyńskiego ze stalinowską zbrodnią, bez żadnych dowodów, nie w formie informacji (choćby i niesprawdzonych), ale wyłącznie przez powtarzanie plotek i zadawanie bardzo oficjalnie i poważnie brzmiących pytań, zaprotestowałem. Zaprotestowałem raz, drugi, a ponieważ nie otrzymałem żadnej odpowiedzi, postanowiłem postawić się w sposób bardziej widoczny, czyli pisząc tekst, zamieszczając go w Salonie i grożąc wystąpieniem z Salonu, jeśli Administracja się w tej sytuacji nie zachowa przyzwoicie. I tu przyznaję, ja wiedziałem, że to co piszę to takie strachy na lachy, bo przede wszystkim tylko tu – przynajmniej póki co – można skutecznie walczyć o to w co się wierzy, ale przede wszystkim jednak, byłem pewien, że Administracja jednak wykona pod moim adresem jakiś gest. Nie dlatego, ze mam tu jakąś szczególnie bezpieczną pozycję i nie dlatego, że byłem pewien, że na mojej obecności ludziom prowadzącym Salon jakoś szczególnie zależy. Ale, ot tak. Z czystej właśnie przyzwoitości. Bo czysta przyzwoitość, nawet po stronie tych, których cenię mniej, to z pewnością wartość. I na to – naiwnie – liczyłem.
Reakcja nastąpiła. W kilku etapach. Najpierw mój tekst wylądował, po raz pierwszy od dawna, w dolnych częściach strony głównej. A to znaczy – okazał się mniej ważny niż poprzednie. Następnie, po paru godzinach zleciał z SG w ogóle (po raz pierwszy od nie pamiętam kiedy, tak błyskawicznie). Przez cały dzień, żaden z Administratorów słowem w moim kierunku nawet nie bąknął na temat moich dylematów. I wreszcie nastąpiło coś, co mnie powaliło na kolana. Kiedy – znów naiwnie – uznałem, że jest przecież niedziela, w Salonie ruch siłą rzeczy mniejszy, możliwe, że Administracja – jeszcze, na dodatek, w obliczu notorycznego kryzysu w systemie – nawet nie zauważyła moich pretensji, wśród komentarzy pod moim wpisem pojawił się króciutki tekst Sowińca, w którym mnie prosił, żebym z Salonu nie odchodził. Nawet nie zdążyłem mu na te jego słowa odpisać, a komentarz wyleciał. Zwyczajnie wyleciał. Po prostu ktoś z Administracji uznał, że on się nie nadaje, że lepiej dla debaty, jeśli go nie będzie, i go wywalił.
Aha! A więc to jest tak? Wszystko jasne. Ja tu przestaje pisać i Administracja na tę okoliczność zwołuje imprezę. A jeśli ktoś w tej imprezie przeszkadza, i ją próbuje zakłócić, to należy mu jak najszybciej zamknąć usta. Oto stan do którego doszła polska debata publiczna. Do miejsca, gdzie już nie ma debaty. Jest tylko cel. Oczywiście uświęcony walką i marzeniami. To ja w tej sytuacji, bardzo dziękuję. W tej sytuacji, nie pozostaje mi nic innego, jak uznać, że reakcja Administracji, której zdecydowanie nie oczekiwałem, ale która nastąpiła, jest reakcją, która mi wystarczy. To jest własnie reakcja, o której, gdybym był tylko trochę sprytniejszy, pomyślałbym, stawiając swoje wczorajsze ultimatum. A więc ja tu będę pisał tak długo aż mnie stąd sami wywalicie. Do czasu aż uznacie, ze stałem się zbyt niebezpieczny i że dla dobra Polski, oczywiście, lepiej będzie kazać mi się zamknąć.
Ktoś powie, ze przebija przeze mnie megalomania. Że mi się tylko tak głupio wydaje, że dla Salonu moja obecność, czy nieobecność, ma jakiekolwiek znaczenie. I może rzeczywiście tak jest. Może faktycznie w tym natłoku najróżniejszych wpisów i komentarzy, to czy moje pisanie cieszy się dużą popularnością, czy mniejszą, z obiektywnego punktu widzenia jest bez znaczenia. Może to co stanowi o wartości przedsięwzięcia, jakim jest Salon24, to sam pomysł. Kilku znanych, zawodowych publicystów i cała masa amatorów, którzy dają temu projektowi pewne alibi. Jednak ja wciąż pamiętam, jak niemal już rok temu, po śmierci profesora Geremka, kiedy oburzony chamstwem niektórych wpisów w Salonie, swoje odejście ogłosił jeden z drobniejszych blogerów, Administracja osobiście, oficjalnie i gorąco prosiła tego kogoś, by został i nie odchodził. Do dziś pamiętam, jak jeden z administratorów zapewniał go osobiście, że on zrobi wszystko, żeby oczyścić Salon z chamstwa, byle tylko ten został. A więc czasem niektórym zależy.
Dziś ten sam bloger, który zeszłego lata protestował przeciwko szkalowaniu pamięci prof. Geremka, z czystym sumieniem kibicuje insynuowaniu przeciwko ojcu Prezydenta i samemu Prezydentowi. W ramach, oczywiście, wolności dyskusji, wolności wypowiedzi i dążenia do prawdy w życiu publicznym. Natomiast jedyny gest w obronie kultury debaty i elegancji wypowiedzi, na jaki potrafiła się zdobyć Administracja, to wycięcie komentarza Sowińca spod mojego wpisu, w którym to wpisie ja protestowałem przeciw schamieniu obyczajów. Ale, co jeszcze ciekawsze, ja mówię o wycięciu komentarza, w którym Sowiniec prosił mnie, żebym nie porzucał Salonu.
Więc, możliwe, że jestem zbyt zarozumiały, ale – przy okazji – jestem też prostym wieśniakiem i mnie na ogół wystarczą gesty. Obserwuję gest i natychmiast zaczynam go interpretować. My wyborcy PiS-u tak mamy.
A więc nie przestanę pisać do Salonu. Będę tu zostawiał swoje teksty tak długo aż mi zabraknie powodów, żeby pisać, albo Administracja zablokuje mi konto. Dlaczego? Dlatego przede wszystkim, że – jak się zdaje – są tacy, którzy bardzo by chcieli, żebym ja tu pisać wreszcie przestał. Ponieważ są tacy, którzy w momencie kiedy ogłosiłem, że odchodzę, bardzo się ucieszyli, a w momencie gdy ktoś taki jak Sowiniec poprosił mnie, żebym tego nie robił – dostali cholery. Ale też dlatego, że toczy się wojna i to wojna o wiele poważniejsza, niż w swojej naiwności jeszcze wczoraj rano sądziłem. A ja wiem, że w tej wojnie akurat ja też mogę swoje zrobić.
Wczoraj najpierw Radio Zet podało informację o mikroskopijnych flaszkach, potem za informację wziął się poseł Palikot, a za Palikotem poszedł ogólnopolski medialny zgiełk, w którym udział oczywiście wziął też Salon. Niedawno na temat Palikota wypowiadał się ekspert od wizerunku Mistewicz, tłumacząc, że, w obecnie skonstruowanej medialnej rzeczywistości, możliwości ataku kogoś takiego jak Palikot praktycznie są nieograniczone. Że jak Palikot skończy z alkoholizmem Prezydenta, zacznie rozrzucać w Sejmie prezerwatywy. Kiedy skończy z prezerwatywami, weźmie się za coś innego, bardziej świeżego. Okazuje się jednak, że alkoholizm Prezydenta jest tematem wiecznym i – z jakiegoś szczególnego punktu widzenia – najlepszym. I nie jest ważne, że właściwie wszyscy posiadacze rozumu – zaczynając na samym Palikocie – wiedzą, że to całe gadanie jest zwykłym, bezczelnym kłamstwem. Że Prezydent nie pije więcej niż zwykły, zwyczajnie pijacy, człowiek. Ważne, że to działa. I proszę zwrócić uwagę. O skuteczności tego tematu wie nie tylko Palikot. Również Radio Zet ma swoje w tym temacie doświadczenia. A więc wałkuje się sprawę ojca Prezydenta, jego różnorakich chorób, ale przede wszystkim jego uzależnienia od alkoholu. I reakcja jest jedna. Media, generalnie, oczywiście przede wszystkim informują, że oto poseł Palikot zwołał konferencję, poważni komentatorzy chichoczą, że niezłe ziółko z tego Palikota, eksperci od politycznej strategii kiwają z podziwem głowami nad skutecznością Platformy, a zwykli pożeracze medialnej papki, mruczą pod nosem, że coś w tym plotkach musi z pewnością być (bo przecież w przeciwnym wypadku, tyle by o tym nie gadano).
Minęło już półtora roku, od czasu jak PiS utracił władzę. W projekt pod tytułem ‘Zmień kraj – idź na wybory’ zaangażowała się cała potęga strefy normalnie operującej na pograniczu tego co państwowe i tego co niepaństwowe. I zaangażowała się bardzo skutecznie. Myślę, że przyjdzie czas, że się dowiemy bardzo pikantnych na ten temat szczegółów. Na razie wiemy tyle, że ten sukces zadziałał na bardzo krótką metę. Wszystko na co liczono, to wszystko na co poświęcono tyle sił i środków, wzięło w łeb. PiS wciąż istnieje i radzi sobie zupełnie dobrze, Jarosław Kaczyński, nie dość że nie siedzi w więzieniu, to jeszcze codziennie pyskuje, a najgorsze jest to, że wszystko wskazuje na to, ze ludzie są z jednej strony tak rozczarowani rządami Donalda Tuska, a z drugiej wciąż tak nienawidzą PiS-u, że do najbliższych wyborów pójdzie najwyżej te marne 15%. I oni, w swojej zdecydowanej większości, zagłosują oczywiście na PiS. A nad tym wszystkim króluje jedna prawda. Że Platforma Obywatelska – gdyby nie Janusz Palikot – mogłaby już dawno temu pójść w tak zwaną odstawkę. Nie ma najmniejszych wątpliwości, w obecnej sytuacji, przy tych wszystkich Gradach, Chlebowskich, Grasiach, przy tej całej nieszczęsnej mizerii, jaką swoim wyborcom dostarcza Platforma, tylko Janusz Palikot jeszcze jakoś stara się nad tym zapanować. I ratować kraj, z takim wysiłkiem zmieniony jesienią 2007 roku.
Ale ci wszyscy, którzy wiedzą, że jeśli nie powstrzymają upadku Platformy i powrotu Jarosława Kaczyńskiego do władzy, mogą równie dobrze się zacząć pakować, oprócz Palikota mają coś jeszcze. Mianowicie Internet, telefony komórkowe i cały ten świat współczesnego gadżetu. Mają te kabarety, te Szkła Kontaktowe, tego Kubę Wojewódzkiego, Szymona Majewskiego… Cały ten pop. I uczepili się go jak pijany płotu.
Mnie osobiście zainteresowało to, w jaki sposób postanowiono zadbać o Internet. I, przyznaję, przez chwilę postąpiłem nieroztropnie. Ale dziś już wiem. Tu się toczy prawdziwy bój. Więc apeluję do ludzi złych. Proszę na mnie nie liczyć.
27 komentarzy
1. ja tu będę pisał tak długo aż mnie stąd sami wywalicie.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
2. a będą rzucać kłody pod nogi, będą :)
3. Mnie Jankes
RACJA JEST JAK DUPA, KAŻDY MA SWOJĄ /Józef Piłsudski/
4. Toyah - idzie totalitarny ustrój pod egidą PO - tylko ślepi tego
Są w życiu rzeczy ważniejsze, niż samo życie.
/-/ J.Piłsudski
5. Radio Zet ma swoje w tym temacie doświadczenia
6. > Toyahu: masz oczywiście rację nie rezygnując
7. toyah
8. Niepolska
9. Toyahu
Pozdr.
-------------------
GW nie kupuję.
TVN nie oglądam.
TOK FM nie słucham.
Na Rysiów, Zbysiów i Mira nie głosuję.
10. Aby na S24
RACJA JEST JAK DUPA, KAŻDY MA SWOJĄ /Józef Piłsudski/
11. Toyah
również na http://giz3.salon24.pl/
12. -->Toyah
13. Nie wymiękamy przed byle g...łupstwem
14. Jesteś Toyahu żywym przykładem, jakie METODY służą walce
Selka
15. Toyah. Gdzieś kiedyś napisałem o Tobie, za Twoimi plecami:
Nie mam siły u Toyaha komentować, widzę tak wielkie pokrewieństwo myśli, doświadczeń i systemu wartości, że niewiele mogę dodać, a jeśli już, nie chcę by moje dopiski wyglądały na panegiryki, ponieważ tego nie cierpię.
Bardzo nie lubię cenzury i włazidupstwa.Ale teraz mam takie wspomnienia z salonu Salonu24. Był to kiedyś temat dla mnie naprawdę istotny, traktowałem tę instytucję jak rzeczywisty salon, do którego przybywają ludzie z towarzystwa, by zaprezentować, albo przedyskutować nurtujace ich problemy, czasem sobie pogwarzyć, a czasem sportowo skoczyć sobie do oczu, we wściekłej kłótni. Pojedynek zorganizować, jakąś hecę, ostatni zajazd na Litwę, albo gigantyczne piwo przy płonących zgliszczach...
Miałem więc kiedyś ochotę dyskutować o Salonie, jako o swoim miejscu, rozmawiać o jego rozwoju,... Myślałem o wyjęciu kilku milionów z jakiegoś funduszu inwestycyjnego, by doinwestować to przedsięwzięcie.
Tak było dopóki nie doszedłem do wniosku, że ten salon ma gospodarzy, którym wszystko obojętnie zwisa, cały wysiłek opieki nad tą imprezą oddali albo sprzedali byle komu, jakimś parweniuszom zupełnie pozbawionym klasy. Pisałem niedawno o klasie AAA męża stanu, a także różnych mankamentach ludzi, którzy jeszcze klasę mają, ale już są dupkami.
Otóż spostrzegłem, że administratorzy, zarządcy i wszelcy funkcjonariusze salonu, z informatykami na czele są po prostu przypadkowym zbiegowiskiem ludzi, pozbawionych kompetencji, klasy i woli, żadnym strzępem ambicji nie identyfikująch się z celami i misją tego wnętrza.
Nie istnieje żadna misja rynkowa salonu, jako przedsiębiorstwa. Przeciwnie. Niefachowi informatycy pozorując przed swoimi pracodawcami niebywały wysiłek imitujący pracę, zrobili mnóstwo pozornych ruchów, które są faktyczną dywersją rynkową. Technicznie porozrywali jakość towarzyskich kontaktów pomiędzy autorami, wprowadzili mnóstwo irytujących uniedogodnień, utrudniających albo nawet uniemożliwiających poruszanie się autora po własnym blogu, już nie mówiąc nic o wygodzie czytelników. Salon stoi afrontem do czytelnika.
Patrząc na wyświetlające się w wyszukiwarkach i przeglądarkach adresy i zestawienia połączeń, system jest ponad miarę skomplikowany i obfituje w zakładki, które są co najmniej zagadkowe, jeśli traktować salon jako przedsiębiorstwo mające apetyt na zysk albo ochotę na sukces rynkowy.
Wystarczy, że po zalogowaniu pojawi się "moje konto" z którego chcę przedostać się do własnej przedostatniej notki. Sięgam do listy notek i niestety, uporządkowana jest od najstarszej do najmłodszych, które są na ostatnich stronach tego zestawienia. Tyle irytujących utrudnień, po prostu niespotykanych we wszelkich innych portalach i platformach. Po jaką cholerę zlikwidował ktoś funkcję [następna notka - poprzednia notka]? Jest to ewidentne, absurdalne i wyjątkowe utrudnienie nawigacyjne. Najdzikszy drupal nie ma takiego kretyńsko destrukcyjnego patentu. To musiało być zrobione w złej wierze.
Widać, że cała załoga tego miejsca ma wszystkich autorów i ich czytelników w wielkiej sempiternie, pełnej obojętności i pogardy. Reakcje administratorów i redaktorów salonu na nasze wnioski i zażalenia przypominają zachowania dygnitarzy zza lady sklepów mięsnych późnego PRL. Sama arogancja. Kasują co chcą, nie kasują jak im się nie chce, wszystko mają w nosie, na klientów wrzeszczą i pomiatają nimi. Mają kilku kumpli, są dla nich mili, bo robią z nimi interesy na zapleczu. Do czego ten salon jest przykrywką? I tu widać, jak bardzo ludzie administrujący salonem są pozbawieni klasy. Widać, jest to aż do bólu widoczne, jak bardzo im nie staje wyobraźni, ani nawet rozumu, by sprostać jakiemukolwiek postawionemu im zadaniu. Nie stać ich nawet na to, by stwarzać choć pozór jakiegoś celu, sensu lub misji. Nawet jako lokal obserwowany ABW, Kripo, Stasi albo jakieś innej policji politycznej należącej do Schetyny, Putina albo Natanyahu prowadzony jest kiepsko, nie widać żadnego przekonującego wysiłku, aby choć pozorować cel rynkowy lub towarzyski firmy.
I teraz wniosek. Z inicjatywy właścicieli, Salon przestał być salonem. Jest teraz słupem ogłoszeniowym, miejscem do wieszania reklam w obskurnej dzielnicy. Nie łączy mnie z tym miejscem już żadna pozytywna więź emocjonalna. Podobne wrażenie mają najprawdopodobniej czytelnicy. Mówi o tym statystyka. Przed chuligańską napaścią informatyków na początku grudnia 2008, na moją stronę zaglądało ok. 1000 czytelników dziennie, a ich liczba akurat przekroczyła ćwierć miliona. Teraz licznik prawie się zatrzymał.
Ale nie zamierzam rezygnować. Bardzo odpowiada mi architektura strony. Tekst wpisu tworzy całość z komentarzami, które są wszystkie dostępne na jednej stronie, razem z tekstem. W ten sposób tekst i komentarze stają się naprawdę jednorodną kompozycją. Czasem tak jest, że blogowy wpis nabiera swojej wartości dopiero po pojawieniu się komentarzy, po realnej dyskusji, do której pierwszy mój wpis jest tylko inspiracją. Żaden inny, znany mi portal nie ma tej wspaniałej właściwości. Czasem jest tak, że znakomita seria cudownych komentarzy jest 1000 razy więcej warta od mojego wpisu. Jestem wtedy szczęśliwy, że to co zrobiłem, było wystarczające, by zainspirować takich komentatorów.
Każdy wpis, dzięki szlachetnej radzie uczennic VII LO archiwizuję w zbiorze.mht ["Zapisz jako" - "Archiwum strony WWW (jeden plik)"] tworzonym przez Operę i zapisuję go na swoim dysku. Jak S24 padnie, nic nie stracę, zastanowię się tylko jak udostępnić to archiwum czytelnikom. "Dopokąd" Salon będzie istniał, będę tam pisał, będę wykorzystywał jego ostatni i jedyny walor, jaki pozostał. Architektura jednej strony, tworzonej jako nierozerwalna kompozycja autorskiego wpisu i związanej z nim dyskusji. To wszystko.
A właściciele Salonu najprawdopodobniej nie zdają sobie sprawy z zalety i unikatowości tej architektury, nie rozumieją siły i rynkowej szansy dla siebie. Myślę, że Igor Janke miał szansę stać się jedną z ważniejszych postaci polskiego rynku medialnego. Zabrakło mu woli, wyobraźni i związał się niestety z łachudrami, którym wystarczyła rola pasożytów. Marnują to co mają, nie szanując ani salonu, ani piszących autorów, gardząc czytelnikami. Widać rola nadzorców nad lokalem obserwowanym im wystarcza. Gówno chłopu, nie zegarek. Zegarka szkoda. Chłopa - ani, ani.
michael
16. Michaelu
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
17. Do Maryli. Są inne wartości, które także nas łączą i przetrwają
michael
18. aby parę choć tych cech przenieść do nowej platformy blogmediów.
Maryla
------------------------------------------------------
Stowarzyszenie Blogmedia24.pl
19. Maryla
20. dydek
21. michaelu - to jednak jest świadome działanie
22. Lancelot
23. Przemo
24. giz 3
25. Selka
26. Michael
27. kudu62