Główna Komisja Badania Zbrodni Narodu Polskiego przeciwko Lechowi Wałęsie

avatar użytkownika Maryla

Jubileusz pamięci narodowej

Maciej Rybiński 20-04-2009, ostatnia aktualizacja 20-04-2009 13:40

Aktualna, oddająca ducha czasu, nazwa IPN powinna brzmieć: Główna Komisja Badania Zbrodni Narodu Polskiego przeciwko Lechowi Wałęsie – pisze felietonista

Maciej Rybiński
autor zdjęcia: Darek Golik
źródło: Fotorzepa
Maciej Rybiński
autor zdjęcia: Andrzej Krauze
źródło: Rzeczpospolita

Skomentuj

Niedługo będę obchodzić, przecież nie jako jedyny w Polsce, jubileusz 20-lecia pisania o tajnych współpracownikach, ich oficerach prowadzących, donosach, teczkach, konfidentach, esbekach, lustracji i dekomunizacji. Chociaż nie jestem jedyny – przeciwnie, każdy, kto umie pisać (a także wielu z tych, którzy nie potrafią), wypowiadał się wielokrotnie na te tematy – to nie spodziewam się jakichś obchodów narodowych rocznicy inicjacji największej i najbardziej emocjonalnej dyskusji w ponadtysiącletnich dziejach Polski.

Ani chrzest Polski, ani unia polsko-litewska, ani nawet rozbiory nie wzbudziły tak żywych emocji i tak rozległych dysput, jak zdawałoby się prosta sprawa: jak postępować ze spuścizną urzędową po byłej SB.

 

Grill i piwo dla Polaków

Usiłowałem obliczyć, ile napisałem na ten temat tekstów. Wystukałem w komputerze hasła „teczki” i „IPN” i wyskoczyła mi taka ilość artykułów, że przekroczyła moje kompetencje arytmetyczne. To znaczy, było ich tyle, że nie chciało mi się liczyć. Mnożąc to przez liczbę piśmiennych zwolenników i przeciwników lustracji, uzyskalibyśmy z pewnością rezultat zwany (przez takich leni jak ja, którym nie chce się liczyć) astronomicznym.

Można by opisywać tę liczbę poetycko, że do wyprodukowania papieru zużytego na te artykuły i notatki trzeba by wyciąć Puszczę Białowieską razem z Piską. Albo że gdyby egzemplarze gazet, w których zostały wydrukowane, ułożyć jeden za drugim płasko na ziemi, powstałaby autostrada opasująca równik trzy razy. Za honoraria pobrane za te teksty można by zlikwidować głód w Afryce i postawić na nogi gospodarkę Bangladeszu i jeszcze by starczyło na urządzenie pikniku z grillem i piwem dla wszystkich Polaków. Energia zużyta na spory lustracyjne wystarczyłaby natomiast do uniezależnienia Polski od dostaw gazu i ropy z Rosji. To by dopiero była prawdziwa dywersyfikacja.

A przecież to jeszcze nie koniec. To dopiero początek. Rząd pracuje nad zmianą ustawy o Instytucie Pamięci Narodowej, więc wszystko zaczyna się od początku. Następne dwudziestolecie deliberacji mamy więc raczej zagwarantowane. Żadne z dotychczasowych rozwiązań nie zadowalało wszystkich – ani TW, ani ich ofiar. Nawet najbardziej uczony pomysł, sprowadzający się do realizacji hasła: zostawcie historię historykom, okazał się chybiony, ponieważ nie zawierał wytycznych, o których historyków chodzi. Znów jesteśmy w punkcie wyjścia.

Tymczasem przeglądając pobieżnie moją własną produkcję lustracyjną, stwierdziłem, że wciąż napędzany nabytym w PRL przeświadczeniem, iż krytyka powinna być konstruktywna (co znaczy, że nie można poprzestawać na wybrzydzaniu, ale trzeba proponować racjonalne rozwiązania), zgłosiłem wiele własnych, konkretnych pomysłów. Niestety, bezskutecznie. Ale być może teraz pora jest je przypomnieć. Może rząd skorzysta, zwłaszcza że wydają się atrakcyjne.

 

Pamięć Narodowa sp. z o.o.

Czego to ja nie proponowałem? Wymyśliłem Ministerstwo Pamięci i Dziedzictwa Narodowego, co eliminowałoby automatycznie bolesny brak zależności obecnego Instytutu od każdorazowego rządu, a równocześnie przez uczestnictwo ministra pamięci w obradach gabinetu pozwoliłoby uniknąć kłopotliwych publikacji albo przynajmniej odłożyć je do następnych wyborów.

W ogóle zmiana filozofii i podstaw istnienia IPN wydaje się najważniejsza, toteż przemiana w urząd państwowy będzie chyba nieunikniona. Urząd Ochrony Pamięci Narodowej zaproponowałem już w roku 2000. Nikt nie posłuchał, a szkoda, bo do dziś teczki znajdowałyby się w szafie jakiegoś Lesiaka z pożytkiem dla wszystkich.

Utrzymanie IPN i pamięci narodowej także dałoby się zrealizować przez utworzenie Muzeum Pamięci Narodowej, gdzie teczki byłyby eksponatami oglądanymi przez wycieczki szkolne zza szyby.

Gdyby egzemplarze gazet, w których zostały wydrukowane moje teksty o lustracji, ułożyć jeden za drugim płasko na ziemi, powstałaby autostrada opasująca równik trzy razy

Osobiście najbardziej dumny jestem z idei komercjalizacji IPN przez powołanie Państwowego Przedsiębiorstwa Pamięć Narodowa SA jako jednoosobowej spółki Skarbu Państwa. Przedsiębiorstwo takie byłoby korzystne dla dochodów budżetowych, bo pobierałoby opłaty za wgląd obywateli do własnych teczek i organizowało przetargi na wgląd do teczek cudzych. Można by także wystawiać teczki na licytację.

Dodatkowe dochody przyniosłaby sprzedaż dokumentów zbrodni hitlerowskich Niemcom, a dokumentami zbrodni stalinowskich można zapłacić Rosji za dostawy gazu. Jest to na pewno ekonomicznie najbardziej korzystne rozwiązanie, tym bardziej że po pewnym czasie będzie można PPPN SA sprywatyzować i wprowadzić na giełdę jako Pamięć Narodowa sp. z o.o. Posiadacze akcji będą mogli zabrać swoje teczki do domu, a właściciele pakietów kontrolnych przynieść na ich miejsce inne.

Opierając się na świętym i zapisanym w konstytucji prawie własności należałoby przekazać całe archiwa SLD jako prawnej następczyni PZPR. Przecież wszystkie te dokumenty wyprodukowano na polecenie i dla dobra tej partii, więc słusznie może się ona uważać za ich właścicielkę. Można rozszerzyć na wszystkie grupy zawodowe zasadę korporacyjnego badania zasobów archiwalnych.

 

Kluby Anonimowych Współpracowników

Tak jak teczki kleru przekazano Kościołowi i jego komisji kościelnej, tak teczki dziennikarzy trzeba oddać dziennikarskim stowarzyszeniom, teczki prawników – prawniczym, architektów – architektonicznym. Rezultat byłby z pewnością równie zadowalający, bo po paru latach wszystkie środowiska, podobnie jak to zrobili historycy kościelni, wydałyby oświadczenie, że niczego w tych dokumentach ciekawego nie ma i na przyszłość też nie warto się tym zajmować.

Ostatnio, w związku z refleksją o epidemicznym charakterze amnezji historycznej, proponowałem przemianowanie IPN na Klinikę Pamięci Narodowej ze statusem szpitala psychiatrycznego i wydawanie teczek na receptę. Oczywiście z czerwonym paskiem. Współczucie dla byłych konfidentów zaszczuwanych przez IPN podsunęło mi pomysł powołania w całej Polsce klubów ATW – Anonimowych Tajnych Współpracowników, na wzór klubów Anonimowych Alkoholików. Byłaby tam możliwość spotykania się pod kierunkiem byłych oficerów prowadzących, wymiany doświadczeń i uzyskania wsparcia duchowego.

Jak widać, możliwości rozwiązania palącego problemu IPN jest wiele. Ale pewnie skończy się jak zawsze na niczym, bo jednak najkorzystniejsza politycznie jest atmosfera niepewności i dwuznaczności. No to zmieńcie przynajmniej nazwę IPN.

Pełna nazwa to Instytut Pamięci Narodowej – Główna Komisja Badania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu. Aktualna, oddająca ducha czasu, nazwa powinna brzmieć: IPN – Główna Komisja Badania Zbrodni Narodu Polskiego przeciwko Lechowi Wałęsie.

Życzę wszystkim, żeby dotrwali w zdrowiu do 50-lecia lustracji. Zwłaszcza w zdrowiu psychicznym.

Autor jest publicystą i felietonistą dziennika „Fakt”

Rzeczpospolita
 
http://www.rp.pl/artykul/2,293662_Rybinski__Jubileusz__pamieci_narodowej_.html
Etykietowanie:

2 komentarze

avatar użytkownika Maryla

1. skandaliczna wypowiedź A.Milczanowskiego w Szczecinie

szukam zapisu w mediach, ale nikt tej wypowiedzi nie cytuje. Milczanowski opisując "dokonania" TW Bolka zarzucił działaczom podziemnej Solidarności, ze w SW jedni wybrali rezygnacje z działalności, zas inni wybrali wyjazd za granicę. Takiej bezczelnej manipulacji jeszcze nie słyszałam! Nawet Jaruzelski z Kiszczakiem nie posunęli sie do tego, aby wymuszonej przez SB emigracji, czesto prosto po opuszczenia więzienia, czy miejsca internowania nazwać "wyborem wyjazdu". Za taka manipulację i obrazę w stosunku do ludzi, którzy zapłacili najwyzsza ceną za walke o wolność nalezy sie Milczanowskiemu adekwatny odpór. Co za gnojek!

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika michael

2. Co prawda, jak wtedy siedziałem, to przyjeżdżali smutni panowie

i probowali przekabacić,proponowali, zachęcali, ale jednak, gdy ktoś się zaparł, to zostawał pod celą. Koledzy internowani, wiedząc, że każdy wyjazd jest skutkiem wyboru wyjeżdżającego, bez względu na formę tego przekabacania, traktowali wtedy taki wybór prawie jak akt zdrady, formę podporządkowania się, prawie jak lojalkę. Wielu, decydujących się na wyjazd, byli autentycznie ludźmi faktycznie złamanymi, czynili to ze łzami w oczach, w przekoniu, że rzeczywiście nie mają wyboru. W tamtym czasie przeważał jednak pogląd, że wyjazd był wolnym wyborem łatwizny, aktem wymiksowania się z Polski. Muszę powiedzieć jasno, ja wtedy nie wymiksowałem się, ale też byłem daleki od negatywnego osądu tych, którzy decydowali się na wyjazd. Zbyt często wyglądało to na tragiczny wybór. Ale cóż, być może szefowie SB uważali, że wyjeżdżający mieli prawdziwy wolny wybór? Może to także jest punkt widzenia Pana Milczanowskiego, ich wspólny punkt widzenia i myślenia.