Stracone 5 zł za "Gazetę Wyborczą"

avatar użytkownika gw1990

Dzisiaj z rana pomyślałem - matura się zbliża, w sumie warto kupić dzisiejszą gazetę z płytą CD z maturami, choć rozwiązuje zadań sporo. Po przyjściu ze szkoły odpaliłem nośnik na kompie i niewątpliwie test z WOS-u się przydał, bo wiem przynajmniej, co jeszcze powtórzyć dokładniej. Wersja elektroniczna matur próbnych na płytce pozostawia wiele do życzenia - lepiej je wydrukować i rozwiązać pisemnie, ale przecież nie o maturze i dodatku do gazety chce napisać. A co mnie rozbawiło jeszcze przed lekturą samej "Gazety Wyborczej", to fakt, że wraz z odpaleniem płytki, strona internetowa wyborcza.pl staje się u mnie "domową". No nic, pomyślałem, może przeczytam coś ciekawego.

W sumie - nic specjalnego: temat "Jak się rozwieść by nie stracić" nie bardzo mnie interesuje, choć nagłówek eseju dziennikarzy po prostu piękny - Polacy zamiast rozwodzić się wolą męczarnie w małżeństwach na skutek kryzysu. Potem smęty o Libickim i zarzuty, między wierszami, do IPN i PiS za lustrację na zasadzie "sądu kapturowego". O ile mi wiadomo, błędem jest stawianie znaku równości pomiędzy działaniami sądów w tajemnicy i bez prawa oskarżonego do obrony w stosunku do sądów kapturowych, choć ten ostatni argument do walki z lustracją powinno odłożyć się naprawdę do lamusa. Czytam dalej - wiedziałem, będzie smaczek. Mirosław Czech, były polityk Unii Demokratycznej i Unii Wolności, jest ostatnią osobą, która może mówić o upolitycznieniu czegokolwiek, skoro na długo związał się z polityką i to z niezbyt korzystnym towarzystwem, z mety odrzucającym wszystko, co zaczyna się od liter l jak lustracja, r jak rozliczenie, czy I, jak IPN.

Po paru dniach od wrzawy na temat biografii Zyzaka, którą oczywiście mało kto przeczytał, ale z namiętnością "dużo kto" zjechał, sądziłem, że tylko upośledzony lub chory człowiek będzie wiązał z uporem maniaka pracę młodego historyka z IPN. Epidemia zacietrzewienia na wszystko, co wiąże się z rozliczeniem i jakąkolwiek formą lustracji, wyjaśniania trudnych i przykrych historii ludzi establishmentu III RP, wywodzi się właściwie ze środowiska "Gazety Wyborczej", więc czemu tu się dziwić. Myślałem jednak, że te 5 zeta w jakiś sposób mi się zwrócą  pod względem także treści gazety, a nie tylko matur na płytce.

Czech powtarza ten sam, nie boje się użyć tego słowa, debilny argument - IPN w książce Zyzaka czuć na kilometr. To nic, że instytut jksiążki nie wydał, ale jak celnie zauważył zwykle bezstronny i apolityczny publicysta: "wspólnotę ideową z jego linią czuć na kilometr". To już pierwsze zdanie, które idealnie można przypisać środowisku Czecha. Właśnie wspólnota ideowa, zwana popularnie przez pana Ziemkiewicza familią albo michnikowszczyzną, nie dopuszcza do myśli rozliczenia i ujawniania przykrych, agenturalnych historii. A wszystko przez deal z komunistami, najkrócej i najoględniej mówiąc, grubą kreskę. Jeśli Czech zarzuca Arcanom "wspólnotę ideową" powinien najpierw zerknąć na swoje podwórko. Z drugiej jednak strony, słowa publicysty można interpretować jako komplement dla tych, którzy nie boją się odkrywać prawdy, nawet, jeżeli narażają się na uchybienia, czy błędy. Czech sprytnie próbuje czytelnikowi wytłumaczyć, że nawet przyjaciele: Cenckiewicz i Gontarczyk potrafili się pokłócić o książkę Zyzaka. Wolności słowa i myśli nikt nikomu w tym kraju nie zabrania, więc chyba dziwić nie powinno to, że nawet bliscy poglądowo ludzie mogą się różnić. Komentator "Gazety Wyborczej" najwyraźniej nie zrozumiał słów Gontarczyka, z których jasno wynika, że wolność prowadzenia badań naukowych i odkrywania historii jest rzeczą fundamentalną w demokratycznym ładzie. Czech oczywiście przetłumaczył to na swoje rozumowanie i wykrył tupet w słowach historyka IPN:

"Skromności za grosz. Trzeba mieć niebywały tupet, by napisać, że od przetrwania na stołku Gontarczyka i Kurtyki zależy los "polskiego ładu demokratycznego". Z bojaźni o stanowiska wszystko im się pokręciło. Od "moralnej rewolucji" specjalistą był ich obóz, a nie przeciwny."

Kolejne oskarżenie i to już człowieka nie związanego z wojenkami pseudoanalityków w onecie. Tylko że on podobną funkcję wykonuje chyba w "Gazecie Wyborczej". Głoszenie, że jest jakikolwiek obóz polityczny danego historyka bez udowodnienia tej tezy - choćby jego przynależności do partii - należy zaliczyć do tanich i głupich chwytów propagandowych, które zupełnie kwestionują rzetelność dziennikarza. Dalej, Czech chwali prof. Friszke, a gani Gowina i Czumę za obronę IPN, włączając w to oczywiście prof. Paczkowskiego. I nikt mi nie wmówi, że były polityk UW nie odczuwa wspólnotowej więzi ze środowiskiem antylustracyjnym. Jedno z ostatnich oskarżen Czecha wobec IPN właściwie potwierdza moją opinię i o samej gazecie, należącej do Michnika, a także na temat przytaczanego publicysty:

"W pełni przyjęli optykę patrzenia służb państwa komunistycznego, stając się ich gorliwymi adwokatam."

To zdanie zupełnie godzi w rozsądek i chyba honor Czecha. Wystarczy jeden argument - Komisja Ścigania Zbrodni Przeciwko Narodowi Polskiemu. I koniec kropka. To tak, jakbym miał oskarżać Czecha o współpracę z SB w czasach PRL tylko dlatego, że popiera grubą kreskę i właściwie chciałby likwidacji IPN, choć sprytnie zastrzega, że instytucja ta potrzebuje tylko "naprawy".

"Gazety Wyborczej" nie kupuję, dziś zrobiłem wyjątek. Nie tylko dlatego, że uważam medium Michnika za zwykła tubę propagandową, ale i z braku czasu. W tej chwili idzie tam, gdzie jej miejsce - czyli do śmieci. A pan Czech może znaleźć sobie grono adoratorów, bazujących na zacietrzewieniu i braku logicznego myślenia w prymitywnych forach onetowskich.

napisz pierwszy komentarz