Polemika z Piotrem Gontarczykiem – Grzech naiwności?
Anonim, czw., 09/04/2009 - 17:43
W dzisiejszej Rzeczpospolitej znajduje się tekst Piotra Gontarczyka pod frapującym tytułem „Grzech lekkomyślności”. Czym jest grzech wszyscy mniej więcej wiedzą a i z lekkomyślnością każdy spotkać się musiał. Tekst jednak nie dotyczy hazardu, randek czy nocnych wyścigów na ulicach polskich miast, lecz książki Pawła Zyzaka „Lech Wałęsa - idea i historia”.
„Grzech lekkomyślności” jest polemiką Piotra Gontarczyka z zamieszczonym wcześniej w Rzeczpospolitej tekstem Sławomira Cenckiewicza. Ponieważ książki Pawła Zyzaka jeszcze nie przeczytałem pominę spory natury merytorycznej i historycznej. Polemika Gontarczyka zawiera jednak również wątki stricte polityczne, a tych nie należy pozostawiać bez komentarza i znajomość treści książki nie ma tu nic do rzeczy.
Piotr Gontarczyk poddaje merytorycznej krytyce książkę Pawła Zyzaka. Następnie rysuje obraz polskiej rzeczywistości Anno Domini 2009 warto przytoczyć ten właśnie fragment (podkreślenia w tekście moje):
Frontalny atak
Książka „SB a Lech Wałęsa” naszego wspólnego autorstwa stała się obiektem totalnej nagonki jeszcze przed jej ukazaniem. Ale mimo to spokojnie się obroniła, bo była dobrze udokumentowana. Nikt w sposób naukowy nie podważył żadnego z istotnych elementów jej narracji.
Widząc, co się działo przy tej książce, Zyzak powinien być bardzo wyczulony. Nie chodzi tu wyłącznie o jego własną skórę, ale o rzeczy znacznie poważniejsze. Polska to nie jest zwykły liberalny kraj, w którym obowiązują standardy amerykańskiej demokracji. Tu wolność słowa i badań naukowych to wartości kruche i dla wielu niespecjalnie oczywiste. Są tak kruche i wiotkie, że wymagają nadzwyczajnej troskliwości.
Polska to także kraj, w którym w związku z planowanym wydaniem książki rozmaite „autorytety publiczne” (w tym z profesorskimi tytułami) napisały list protestacyjny, a wysocy urzędnicy państwowi sięgali po wyzwiska i pogróżki. W takiej sytuacji każdy błąd czy nieopatrzny ruch może wywołać totalny atak, w którym najbardziej ucierpi polska przestrzeń publiczna i wolność słowa. Znajdą się tacy, którzy zechcą maksymalnie je ograniczyć, w perfidny sposób używając do tego hasła obrony nauki i dobrego imienia Lecha Wałęsy. Tu przecież nie obowiązują żadne kanony logiki czy uczciwości.
Książkę Pawła Zyzaka „podłączono” pod Instytut Pamięci Narodowej, mimo że ten nie miał z nią nic wspólnego, poza tym, iż z niego właśnie wyszła bardzo ostra krytyka tej publikacji. Dziś omawiana praca stała się wygodnym narzędziem do zniszczenia lub przynajmniej zdewastowania IPN.
Ale to może być tylko początek, bo za IPN ofiarą „moralnej rewolucji” może paść szereg innych kadencyjnych urzędników i „za bardzo” niezależnych od polityków instytucji. To poważnie podkopie i tak nie najwyższej jakości polski ład demokratyczny.
Nie rozumieją, gdzie żyją
Paweł Zyzak nadal zachowuje się tak, jakby w ogóle nie rozumiał, gdzie żyje. W jednym z wywiadów na pytanie dotyczące skutków swojej książki dla IPN odpowiedział mniej więcej tak, że mało go to obchodzi: „z niecierpliwością oczekuję na opinie, przede wszystkim historyków, odnoszące się do treści zawartych w książce, wyrażane w sposób umożliwiający zaistnienie konstruktywnej dyskusji”. Postawę taką trudno interpretować inaczej niż jak dowód skrajnego braku odpowiedzialności.
Zyzak może publikować wyniki swoich badań naukowych, bo ma do tego gwarantowane konstytucyjnie prawo. Ale podtrzymuję wyrażoną wcześniej opinię, że w tej formie książka nie powinna być wydana. Wcześniej należało ją solidnie przemyśleć i zweryfikować. Ponieważ tego nie zrobiono, książka przyniosła ogromne szkody, pod wieloma względami cofając cywilizacyjnie Polskę w kierunku standardów Białorusi. Dawno nie słyszałem tak agresywnie wyrażanej chęci rozprawienia się z niewygodnymi naukowcami czy usuwania kadencyjnych organów kierujących niezależnej od polityków instytucji. Za to wszystko Zyzak ponosi sporą winę.
Jeżeli przyjąć że autor dość trafnie przedstawia zaistniałą sytuację to z wnioskami już zgodzić się nie sposób. Od 89 roku (może powinno liczyć się od roku 91 – gdy odbyły się pierwsze wolne wybory w Polsce) upłynęło mniej więcej tyle samo lat co pomiędzy wojnami światowymi. Skoro więc stawiano (i wciąż się stawia) tak wielkie wymagania i oczekiwania względem II RP, to dlaczegóż tak łatwo przechodzi się do porządku dziennego nad stanem obecnym? Wszak i sytuacja geopolityczna na świecie i sytuacja wewnętrzna (ekonomiczna i etniczna) jest dziś nieporównywanie mniej skomplikowana niż w międzywojniu. A bez postawienie diagnozy dlaczego Polska nie jest zwykłym liberalnym krajem i dlaczego wolność słowa i badań naukowych to wartości kruche i dla wielu niespecjalnie oczywiste. Nie można wyciągnąć właściwych wniosków.
To co proponuje Piotr Gontarczyk, to chowanie głowy w piasek i udawanie, że problem nie istnieje, bo czymże jest to kuriozalne zdanie, jeśli nie akceptacją patologicznego stanu rzeczy: Paweł Zyzak nadal zachowuje się tak, jakby w ogóle nie rozumiał, gdzie żyje. A może właśnie to Zyzak rozumie, a Gontarczyk myli przyczynę ze skutkami?
Powiem więcej, z tekstu Gontarczyka właściwie można wysnuć wniosek, że wszystkiemu winny jest Paweł Zyzak i jego książka: Wcześniej należało ją solidnie przemyśleć i zweryfikować. Ponieważ tego nie zrobiono, książka przyniosła ogromne szkody, pod wieloma względami cofając cywilizacyjnie Polskę w kierunku standardów Białorusi. Dzisiaj Polska aspiruje do regionalnego lidera politycznego, promuje Partnerstwo Wschodnie, domaga się przestrzegania demokracji na Białorusi, udziela schronienia prześladowanym opozycjonistom i studentom. A według Piotra Gontarczyka jedna książka, a właściwie wywołana przez jej publikację lawina antydemokratycznych i antywolnościowych działań cofa nas w kierunku tamtych standardów. Na czym więc ufundowana jest demokracja w Polsce?
Gontarczyk zarzuca Zyzakowi nieodpowiedzialność i obarcza go winą za potencjalne skutki wydania książki. Ale jaką sam ma receptę? - w tej formie książka nie powinna być wydana, czyli nie publikować, to nie będzie problemu. Stłucz pan termometr, jak mawiał Lech Wałęsa.
Jeśli chodzi o odpowiedzialność, za to wszystko Zyzak ponosi sporą winę pisze autor, to co proponuje Gontarczyk to nawet nie Białoruś lecz wprost Pakistan. W Pakistanie zamyka się kobiety w więzieniach za dokonane na nich gwałty. Oczywiście to nie kobiety gwałcą, lecz są gwałcone - ale w myśl tamtejszych standardów prawnych jeżeli kobieta została zgwałcona to niewątpliwie sprowokowała wcześniej mężczyznę niestosownym strojem lub zachowaniem, musi więc ponieść zasłużoną karę ("80 procent kobiet, odbywających kary więzienia w Pakistanie, to właśnie ofiary gwałtów, które nie zdołały się oczyścić z zarzutu cudzołóstwa." - Więcej praw dla kobiet)
I tak to artykuł Piotra Gontarczyka który w zamierzeniu miał zapewne pokazać „lepszą” twarz IPN-u i rozpostrzeć jakiś parasol utwierdza pakistańskie standardy w Polsce. Nie wychylać się, grozi śmiercią lub kalectwem. Tym tekstem Piotr Gontarczyk nie ocali jednak ani Instytutu, ani siebie, choć niewątpliwie oswoi nieco pakistańskie standardy.
Oczywiście pozostaje otwarte, choć niepostawione przez Piotra Gontarczyka pytanie, dlaczego Polska nie jest zwykłym liberalnym krajem, dlaczego wolność słowa i badań naukowych jest tak krucha i wiotka oraz kto i dlaczego pcha Polskę w kierunku białoruskich standardów.
„Grzech lekkomyślności” jest polemiką Piotra Gontarczyka z zamieszczonym wcześniej w Rzeczpospolitej tekstem Sławomira Cenckiewicza. Ponieważ książki Pawła Zyzaka jeszcze nie przeczytałem pominę spory natury merytorycznej i historycznej. Polemika Gontarczyka zawiera jednak również wątki stricte polityczne, a tych nie należy pozostawiać bez komentarza i znajomość treści książki nie ma tu nic do rzeczy.
Piotr Gontarczyk poddaje merytorycznej krytyce książkę Pawła Zyzaka. Następnie rysuje obraz polskiej rzeczywistości Anno Domini 2009 warto przytoczyć ten właśnie fragment (podkreślenia w tekście moje):
Frontalny atak
Książka „SB a Lech Wałęsa” naszego wspólnego autorstwa stała się obiektem totalnej nagonki jeszcze przed jej ukazaniem. Ale mimo to spokojnie się obroniła, bo była dobrze udokumentowana. Nikt w sposób naukowy nie podważył żadnego z istotnych elementów jej narracji.
Widząc, co się działo przy tej książce, Zyzak powinien być bardzo wyczulony. Nie chodzi tu wyłącznie o jego własną skórę, ale o rzeczy znacznie poważniejsze. Polska to nie jest zwykły liberalny kraj, w którym obowiązują standardy amerykańskiej demokracji. Tu wolność słowa i badań naukowych to wartości kruche i dla wielu niespecjalnie oczywiste. Są tak kruche i wiotkie, że wymagają nadzwyczajnej troskliwości.
Polska to także kraj, w którym w związku z planowanym wydaniem książki rozmaite „autorytety publiczne” (w tym z profesorskimi tytułami) napisały list protestacyjny, a wysocy urzędnicy państwowi sięgali po wyzwiska i pogróżki. W takiej sytuacji każdy błąd czy nieopatrzny ruch może wywołać totalny atak, w którym najbardziej ucierpi polska przestrzeń publiczna i wolność słowa. Znajdą się tacy, którzy zechcą maksymalnie je ograniczyć, w perfidny sposób używając do tego hasła obrony nauki i dobrego imienia Lecha Wałęsy. Tu przecież nie obowiązują żadne kanony logiki czy uczciwości.
Książkę Pawła Zyzaka „podłączono” pod Instytut Pamięci Narodowej, mimo że ten nie miał z nią nic wspólnego, poza tym, iż z niego właśnie wyszła bardzo ostra krytyka tej publikacji. Dziś omawiana praca stała się wygodnym narzędziem do zniszczenia lub przynajmniej zdewastowania IPN.
Ale to może być tylko początek, bo za IPN ofiarą „moralnej rewolucji” może paść szereg innych kadencyjnych urzędników i „za bardzo” niezależnych od polityków instytucji. To poważnie podkopie i tak nie najwyższej jakości polski ład demokratyczny.
Nie rozumieją, gdzie żyją
Paweł Zyzak nadal zachowuje się tak, jakby w ogóle nie rozumiał, gdzie żyje. W jednym z wywiadów na pytanie dotyczące skutków swojej książki dla IPN odpowiedział mniej więcej tak, że mało go to obchodzi: „z niecierpliwością oczekuję na opinie, przede wszystkim historyków, odnoszące się do treści zawartych w książce, wyrażane w sposób umożliwiający zaistnienie konstruktywnej dyskusji”. Postawę taką trudno interpretować inaczej niż jak dowód skrajnego braku odpowiedzialności.
Zyzak może publikować wyniki swoich badań naukowych, bo ma do tego gwarantowane konstytucyjnie prawo. Ale podtrzymuję wyrażoną wcześniej opinię, że w tej formie książka nie powinna być wydana. Wcześniej należało ją solidnie przemyśleć i zweryfikować. Ponieważ tego nie zrobiono, książka przyniosła ogromne szkody, pod wieloma względami cofając cywilizacyjnie Polskę w kierunku standardów Białorusi. Dawno nie słyszałem tak agresywnie wyrażanej chęci rozprawienia się z niewygodnymi naukowcami czy usuwania kadencyjnych organów kierujących niezależnej od polityków instytucji. Za to wszystko Zyzak ponosi sporą winę.
Jeżeli przyjąć że autor dość trafnie przedstawia zaistniałą sytuację to z wnioskami już zgodzić się nie sposób. Od 89 roku (może powinno liczyć się od roku 91 – gdy odbyły się pierwsze wolne wybory w Polsce) upłynęło mniej więcej tyle samo lat co pomiędzy wojnami światowymi. Skoro więc stawiano (i wciąż się stawia) tak wielkie wymagania i oczekiwania względem II RP, to dlaczegóż tak łatwo przechodzi się do porządku dziennego nad stanem obecnym? Wszak i sytuacja geopolityczna na świecie i sytuacja wewnętrzna (ekonomiczna i etniczna) jest dziś nieporównywanie mniej skomplikowana niż w międzywojniu. A bez postawienie diagnozy dlaczego Polska nie jest zwykłym liberalnym krajem i dlaczego wolność słowa i badań naukowych to wartości kruche i dla wielu niespecjalnie oczywiste. Nie można wyciągnąć właściwych wniosków.
To co proponuje Piotr Gontarczyk, to chowanie głowy w piasek i udawanie, że problem nie istnieje, bo czymże jest to kuriozalne zdanie, jeśli nie akceptacją patologicznego stanu rzeczy: Paweł Zyzak nadal zachowuje się tak, jakby w ogóle nie rozumiał, gdzie żyje. A może właśnie to Zyzak rozumie, a Gontarczyk myli przyczynę ze skutkami?
Powiem więcej, z tekstu Gontarczyka właściwie można wysnuć wniosek, że wszystkiemu winny jest Paweł Zyzak i jego książka: Wcześniej należało ją solidnie przemyśleć i zweryfikować. Ponieważ tego nie zrobiono, książka przyniosła ogromne szkody, pod wieloma względami cofając cywilizacyjnie Polskę w kierunku standardów Białorusi. Dzisiaj Polska aspiruje do regionalnego lidera politycznego, promuje Partnerstwo Wschodnie, domaga się przestrzegania demokracji na Białorusi, udziela schronienia prześladowanym opozycjonistom i studentom. A według Piotra Gontarczyka jedna książka, a właściwie wywołana przez jej publikację lawina antydemokratycznych i antywolnościowych działań cofa nas w kierunku tamtych standardów. Na czym więc ufundowana jest demokracja w Polsce?
Gontarczyk zarzuca Zyzakowi nieodpowiedzialność i obarcza go winą za potencjalne skutki wydania książki. Ale jaką sam ma receptę? - w tej formie książka nie powinna być wydana, czyli nie publikować, to nie będzie problemu. Stłucz pan termometr, jak mawiał Lech Wałęsa.
Jeśli chodzi o odpowiedzialność, za to wszystko Zyzak ponosi sporą winę pisze autor, to co proponuje Gontarczyk to nawet nie Białoruś lecz wprost Pakistan. W Pakistanie zamyka się kobiety w więzieniach za dokonane na nich gwałty. Oczywiście to nie kobiety gwałcą, lecz są gwałcone - ale w myśl tamtejszych standardów prawnych jeżeli kobieta została zgwałcona to niewątpliwie sprowokowała wcześniej mężczyznę niestosownym strojem lub zachowaniem, musi więc ponieść zasłużoną karę ("80 procent kobiet, odbywających kary więzienia w Pakistanie, to właśnie ofiary gwałtów, które nie zdołały się oczyścić z zarzutu cudzołóstwa." - Więcej praw dla kobiet)
I tak to artykuł Piotra Gontarczyka który w zamierzeniu miał zapewne pokazać „lepszą” twarz IPN-u i rozpostrzeć jakiś parasol utwierdza pakistańskie standardy w Polsce. Nie wychylać się, grozi śmiercią lub kalectwem. Tym tekstem Piotr Gontarczyk nie ocali jednak ani Instytutu, ani siebie, choć niewątpliwie oswoi nieco pakistańskie standardy.
Oczywiście pozostaje otwarte, choć niepostawione przez Piotra Gontarczyka pytanie, dlaczego Polska nie jest zwykłym liberalnym krajem, dlaczego wolność słowa i badań naukowych jest tak krucha i wiotka oraz kto i dlaczego pcha Polskę w kierunku białoruskich standardów.
Czekam więc na ciąg dalszy.
- - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
6 komentarzy
1. Bernard
Pozdr.
-------------------
GW nie kupuję.
TVN nie oglądam.
TOK FM nie słucham.
Na Rysiów, Zbysiów i Mira nie głosuję.
2. Przemo
3. @Bernard
Selka
4. Selka
5. @Bernard
Selka
6. Selka