Od pewnego czasu chodzi po głowie Andrzej Olechowski. I nie jest tak, że na starość – zupełnie naturalnie – zgłupiałem i zacząłem sobie przypominać czasy, gdy byłem młodszy. Nie jest też tak, że widząc, jak Platforma Obywatelska stopniowo gnije, pomyślałem sobie, że dla jakości życia publicznego w Polsce byłoby lepiej, gdyby to agenci wzięli się za rządzenie, a nie amatorscy piłkarze z prowincji. A mogłoby przecież o to chodzić. Niedawno nawet Jarosław Kaczyński zasugerował, ze Michał Boni jest najsprawniejszym ministrem u Donalda Tuska. Przyczyną mojego raptownego zainteresowania się Andrzejem Olechowskim nie jest też fakt, że w momencie jak Lech Wałęsa ogłosił, że się wyprowadza z Polski i da nam wreszcie spokój, pomyślałem sobie, że oto wykrusza się stara gwardia ubowców i moja myśl automatycznie skierowała się na tego dziwnego osobnika.
Nie. Nic z tego. Jest bowiem tak, że z mojego punktu widzenia, skoro już Platforma ma gnić, niech gnije do końca, aż zacznie śmierdzieć, a Wałęsie nie uwierzę nawet jak nagle oświadczy, że idzie wiosna. Andrzej Olechowski zainteresował mnie z tej prostej przyczyny, że jego się nagle zrobiło bardzo dużo. Nie ma chwili, żebym nie otworzył telewizora i nie zobaczył tego komucha. On jest wszędzie i bez przerwy. I gada, gada, gada, gada. A ja uważam, że jeśli ktoś taki jak Olechowski, ni stąd ni z owąd zaczyna na mnie wyskakiwać, jak – nomen omen – diabeł z pudełka, to znaczy, że się kroi grubsza afera. Dlaczego on jest, w moim pojęciu, taki ważny? Dlatego mianowicie, ze Olechowski od bardzo dawna nie jest byle kim. Olechowski to nie upadły Wałęsa. Tego już, nawet wbrew temu dzisiejszemu cyrkowi, o którym na swoim blogu tak ładnie dziś napisał FYM, nic nie wskrzesi. Ta przygoda jest już dawno zamknięta. Tu też nie chodzi o Donalda Tuska i te wszystkie nadzieje, jakie z nim wiążą całe grupy naiwnych komentatorów w rodzaju Krzysztofa Leskiego. Powiem więcej. Tu nawet nie jest problemem Janusz Palikot i jego nieuchronnie zbliżające się przywództwo w Platformie. Skoro już zdecydowaliśmy się na tę demokrację, to nawet dziesięć stadionów dla Legii Warszawa, kolejne 15 kanałów tematycznych telewizji TVN i sześć orderów uśmiechu dla Bożeny Walter, nie zmienią faktu, że do następnych wyborów pójdą wyłącznie osoby zaangażowane całym sercem. Sercem prawdziwym, a nie okrwawionym mięśniem. Jeśli ta nasza szczątkowa demokracja może dostać w łeb, to wyłącznie ze kogoś takiego jak Andrzej Olechowski.
Kiedy Lech Wałęsa już był Bolkiem, ale jeszcze nie wszyscy sobie z tego zdawali sprawę, Olechowski przez wszystkich dobrych ludzi nazywany był nie inaczej jak
TW Must. Co ciekawe, ta jego ubecka przeszłość nigdy nie wydawała się robić wrażenia ani na nim, ani na osobach z zewnątrz. Tak się jakoś zawsze składało, że Olechowski był powszechnie rozpoznawany jako były kapuś, a jedyna znana mi reakcja na tę wiedzę ograniczała się do wzruszenia ramionami. Ale co tam ubek? Przez całe długie lata Olechowski funkcjonował na peryferiach polskiego zycia politycznego i gospodarczego, zawsze w sytuacjach najbardziej podejrzanych z możliwych, i też nigdy to nikogo nie obchodziło. Doszło do tego, że Olechowski osiągnął taki stan, gdzie każdy wiedział, że ktoś taki jak Olechowski istnieje, że jest osobą niezwykle ważną i wpływową, ale przy tym wszyscyśmy się zachowywali, jakby to kim on jest, czym się zajmuje i z jakiej to w ogóle okazji jest wciąż osobą publiczną, nas w ogóle nie interesowało. Dziś już, między innymi właśnie dlatego, że żyjemy w świecie otwartym i demokratycznym, wiemy o istnieniu tworu o nazwie
Bilderberg. Dla przybliżenia, cytat z
wikipedii http://pl.wikipedia.org/wiki/Grupa_Bilderberg:
Konferencje Grupy Bilderberg odbywają się przy obecności wyselekcjonowanych dziennikarzy, lecz zgodnie z obietnicą dyskrecji, nie zdają oni relacji z przebiegu ani treści rozmów. Tym też należy tłumaczyć brak zainteresowania mediów spotkaniami, w których uczestniczą m.in. takie osobistości jak prezes Banku Światowego James Wolfensohn, żona byłego prezydenta Stanów Zjednoczonych Hillary Rodham Clinton, były premier Wielkiej Brytanii Tony Blair, żona Billa Gatesa - Melinda Gates, czy Andrzej Olechowski. Według uczestników, ze względu na nieformalny charakter, spotkania pozwalają na swobodną wymianę poglądów niezależnie od aktualnych animozji politycznych. Niejawność spotkań i ogromne wpływy posiadane przez zaproszone osoby, spowodowały, że niektórzy komentatorzy przypisują członkom Grupy Bilderberga tworzenie nieformalnego rządu światowego, a w konsekwencji zamiar wprowadzania rozwiązań ekonomiczno-politycznych sprzecznych z wolą społeczeństwa. Niektórzy zwolennicy teorii spiskowej dotyczącej tzw. Nowego Porządku wskazują Klub Bilderberg jako bezpośrednich kontynuatorów idei zakonu iluminatów. Jednakże są także osoby które wskazują inne grupy wpływowych osób jako realizatorów Nowego Porządku.
Grupa Bilderberg nie jest organizacją, ponieważ nie istnieje w niej coś takiego jak członkostwo i nie wybiera się żadnej rady, chociaż posiada oficjalne biuro w Lejdzie w Holandii. Domniemani uczestnicy Grupy Bilderberg z Polski to m.in.:
Dlaczego ja się postanowiłem nagle zająć tym „klubem”? Z trzech powodów. Dwa z nich są wymienione w samym tekście w wikipedii. Pierwszy: „Konferencje Grupy Bilderberg odbywają się przy obecności wyselekcjonowanych dziennikarzy, lecz zgodnie z obietnicą dyskrecji, nie zdają oni relacji z przebiegu ani treści rozmów”. Drugi: „Niektórzy zwolennicy teorii spiskowej dotyczącej tzw. Nowego Porządku wskazują Klub Bilderberg jako bezpośrednich kontynuatorów idei zakonu iluminatów. Jednakże są także osoby które wskazują inne grupy wpływowych osób jako realizatorów Nowego Porządku”. Ci którzy czytają moje teksty z reguły sa osobami myślącymi, więc ani słowa już o tym. Po co?
Jest jednak jeszcze trzeci powód, dla którego się trochę wystraszyłem. Sam Olechowski. On ostatnio, nie wiadomo z jakiej cholernej okazji, pokazuje się publicznie dużo za często. Bardzo dużo za często. Przyłazi, gada i straszy. I ja autentycznie nie wiem, co on tu robi, a – co najgorsze – co on może. A boję się, że on akurat może więcej, niż nam się wydaje. No i wciąż się zastanawiam, czego on tu szuka. Wczoraj występował u Olejnikowej i ja po raz pierwszy w życiu widziałem ją w stanie takim, jaki osiągają tylko młode dziewczyny na pierwszej w życiu randce. Bardzo to było ciekawe.
Na szczęście, w tym wszystkim są informacje, które każą nam się nie lękać. Nie lękać się i wierzyć, że jest coś, czego bramy piekielne nie przemogą. Wczoraj dotarła do nas informacja, że w Ameryce rozbił się samolot należący do człowieka nazwiskiem Irving Moore 'Bud' Feldkamp III, wielokrotnego milionera i właściciela największej w Stanach sieci klinik aborcyjnych. Samolot spadł na katolicki cmentarz, tuż przy grobie nienarodzonego dziecka. 14 znajdujących się na pokładzie osób – w tym dzieci i wnuki Feldkampa – zginęło.
http://www.fronda.pl/news/czytaj/szokujacy_wypadek_ktorego_nie_opisza_wielkie_media
I tak to właśnie się plecie ten świat. Bohaterowie przychodzą, odchodzą, ci prawdziwi i ci zupełnie sztuczni. Podobnie jak kanalie – najprawdziwsze, najczystsze kanalie. A świat się spokojnie i pewnie plecie. Czego sobie i Wam życzę.
(Powyższy tekst – podobnie jak wiele innych cudownie odświeżających miejsc – w pełnej, znacznie rozszerzonej wersji, już niedługo tylko w Polisie. Polecam. Link obok.
napisz pierwszy komentarz