Drugi męczennik IV RP
Pierwszym i niekwestionowanym jest oczywiście doktor G. A kto następnym? Na to, jakże chlubne miano, zasłużył sobie Stanisław Łyżwiński. Robienie z siebie ofiary kaczystowskiego i ziobrowego reżimu nie wyszło mu jednak najlepiej. Kiedy oglądałem wczoraj program "Teraz My!" miałem wrażenie, że były polityk Samoobrony oprócz tego, że robi dobrą minę do złej gry, trzyma się całkiem nieźle, pomimo smutnych komunikatów żony i mediów.
Łyżwińskiego wcale nie przerażają (przynajmniej tak się zachowuje) zarzuty, próbuje dowcipkować i non stop powtarza o "wysłuchaniu drugiej strony". Momentami zastanawiałem się, czy aby na pewno w rozmowie z Sekielskim i Morozowskim uczestniczył Łyżwiński, a nie przebieraniec. Powtarzane z uporem maniaka frazy o "wysłuchaniu drugiej strony" w kontekście zarzutów o gwałt i wymuszenie innych czynności seksualnych budziły we mnie śmiech. Bo niby co robił przed kamerami podejrzany?
Próbował się tłumaczyć. Próbował, bowiem niezbyt mu to wychodziło i nie ze względu akurat na stan zdrowia. Łyżwiński chętnie opowiadał o swoich zajęciach w więzieniu, np. zainteresowaniu filozofią Platona i Demokryta. Nie mógł się powstrzymać oczywiście od ataków na Zbigniewa Ziobro i Jarosława Kaczyńskiego. Do byłego ministra sprawiedliwości skierował nawet zdanie: "Łóżeczko już jest zagrzane, jeżeli trafi, będzie mieć ciepłe łóżeczko". Chciałbym tylko Łyżwińskiemu przypomnieć, że to jego posłanie czekało z niecierpliwością i się doczekało. Robienie z siebie męczennika nie jest zbyt wiarygodne, a powszechne. Oczywiście, że oprócz Łyżwińskiego i Leppera na pewno w pewien sposób Aneta K. zawaliła, a nawet się ośmieszyła z akcją "Kto jest ojcem mojego dziecka?". Nie oczekuję na pewno od byłego polityka przyznania się do winy, bowiem rzadko się zdarza, by podejrzany wziął odpowiedzialność na swoje barki. Nie ma jeszcze werdyktu sądowego, rzecz jasna. Materiał dowodowy jest ponoć wstrząsający, zresztą wczoraj dziennikarze przy zainteresowanym cytowali jego fragmenty. Łyżwiński poza tym, że jest niewinny niczego nie umiał dowieść. Zasłania się tajemną wiedzą i postępowaniem, które jeszcze się nie skończyło.
Co ciekawe, parę dni temu Łyżwiński udawał się na rozprawę sądową "ledwie trzymając się na nogach". Jego żona, zupełnie jakby nie przejęta zarzutami, porównywała stan męża do choroby raka. Mam poważne wątpliwości, czy nie była to czasami gra przed wymiarem sądowym. Przecież w parę dni, w czasie pobytu w więzieniu, Łyżwiński nie mógł cudownie wyzdrowieć, bowiem wczoraj żadnych znaków jakiejkolwiek choroby nie było widać. Oczywiście, poza poruszaniem się na wózku. Poza tym, Łyżwiński chwalił się swoim zahartowaniem i mocną psychikę. Według byłego posła, Ziobro miałby kiepsko z współwięźniami. Dał tym samym jasny sygnał, że polityk PiS dostałby mocno w kości od bandytów.
O czym zapomniał Łyżwiński? To nie Ziobro ma poważne zarzuty o gwałt i zmuszanie do czynności seksualnych. To nie Ziobro siedzi w ciupie. I - jestem przekonany, bez dwóch zdań - nie będzie. Cynizm i dobry humor Łyżwiński może zachować dla swoich nowych przyjaciół. Wczorajsze bełkotliwe oskarżenia nie mogły zrobić wrażenia na nikim rozsądnym - poza Maksymiukiem z Samoobrony. Robienie z siebie kolejnego męczennika IV RP nie pomoże, bowiem "Gazeta Wyborcza" nie wyciągnie ręki do osoby, którą skompromitowała. Łyżwiński, na nieszczęście dla Samoobrony, to nie doktor G., więc taktyka ofiary reżimu się nie powiedzie.
- gw1990 - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
napisz pierwszy komentarz