O PRAWDZIWYM BŁĘDZIE MORALNYM

avatar użytkownika Aleksander Ścios
Powszechne oburzenie środowisk prawicowych wywołała uchwała Sejmu w sprawie zbrodni wołyńskiej. Oburzenie ze wszech miar słuszne, bo użyte w uchwale  określenie - "czystka etniczna o znamionach ludobójstwa" nie tylko fałszuje prawdę o tej potwornej zbrodni, ale jest przejawem pospolitego tchórzostwa i politycznego koniunkturalizmu -podniesionych przez obecny reżim do „racji stanu”.
Gdy ważyły się losy tej uchwały, nie miałem cienia wątpliwości, że grupa rządząca nie dopuści do innego rozstrzygnięcia i nie pozwoli na określenie rzezi wołyńskiej mianem ludobójstwa. Wynikało to nie tylko z antypolskiego charakteru obecnego reżimu, ale było efektem swoistego konsensusu trzech środowisk. Sejmowe głosowanie wyglądało bowiem na ostatni akord koszmarnej, ahistorycznej inscenizacji, której reżyserami nie byli tylko posłowie Platformy czy RP.
Warto się zastanowić – kto narzucił to mętne określenie, dlaczego właśnie „czystka etniczna” została użyta w kolejnym proces zakłamywania polskiej historii?
Jeśli mamy poważnie traktować nakaz zawarty w słowach księdza Isakowicza-Zaleskiego – „trzeba powiedzieć prawdę, a nie tworzyć jakieś karkołomne, sztuczne i fałszywe sformułowania” i nie próbujemy kierować się (jak trafnie ujął to Jarosław Kaczyński) „pedagogiką wstydu", trzeba sobie przypomnieć, że nazwanie zbrodni wołyńskiej „czystką etniczną” zostało narzucone Polakom przez Episkopat Polski i Bronisława Komorowskiego.
Trzy dokumenty: Polsko ukraińska deklaracja o pojednaniu podpisana 28 czerwca br. przez Przewodniczącego Konferencji Episkopatu Polski i Metropolitę Kijowsko-Halickiego Ukraińskiego Kościoła Greckokatolickiego, przemówienie Bronisława Komorowskiego podczas nabożeństwa żałobnego w dniu 27 czerwca oraz treść wystąpienia Komorowskiego z 11 lipca br., jednoznacznie skłaniają do postawienia takiej tezy.
To w owej wspólnej „deklaracji o pojednaniu” znalazły się znamienne słowa – „Ofiarami zbrodni i czystek etnicznych stały się dziesiątki tysięcy niewinnych osób, w tym kobiet, dzieci i starców, przede wszystkim Polaków, ale także Ukraińców, oraz tych, którzy ratowali zagrożonych sąsiadów i krewnych” oraz „Uważamy bowiem, że ani przemoc, ani czystki etniczne nigdy nie mogą być metodą rozwiązywania konfliktów między sąsiadującymi ludami czy narodami, ani usprawiedliwione racją polityczną, ekonomiczną czy religijną.”
Próżno szukać tam słowa ludobójstwo, a nawet wskazania – kto i dlaczego w okrutny sposób wymordował dziesiątki tysięcy naszych rodaków. Nie zabrakło natomiast słów – „W imię prawdy uważamy, że przeproszenia i prośby o wybaczenie wymaga postawa tych Polaków, którzy wyrządzali zło Ukraińcom i odpowiadali przemocą na przemoc. Jako przewodniczący Episkopatu Polski kieruję do Braci Ukraińców prośbę o wybaczenie.” Takie wyznanie nie padło jednak wprost z drugiej strony, bo zwierzchnik Kościoła Ukraińskiego przypomniał jedynie słowa kard. Lubomira Huzara z 2001 r., - „niektórzy synowie i córki Ukraińskiego Kościoła Greckokatolickiego wyrządzali zło – niestety świadomie i dobrowolnie – swoim bliźnim z własnego narodu i z innych narodów” i dodał – „Jako zwierzchnik Kościoła greckokatolickiego pragnę powtórzyć te słowa dzisiaj i przeprosić Braci Polaków za zbrodnie popełnione w 1943 r.”
Niewiele dni później, Bronisław Komorowski przemawiając podczas odsłonięcia pomnika poświęconego Ofiarom Zbrodni Wołyńskiej, pochwalił polskich biskupów za „akt pojednania” polsko-ukraińskiego i podkreślił:
Wspólna deklaracja biskupów polskich i ukraińskich ogłoszona 28 czerwca tego roku może być dokumentem przełomowym, jeżeli tę deklarację przeżyjemy i przemyślimy, gdyż wzajemne pojednanie buduje się zawsze i tylko i wyłącznie na prawdzie! Otwarcie więc ta deklaracja mówi „o zbrodniach na Wołyniu, których symbolem stały się wydarzenia z 11 lipca 1943 roku. Ofiarami zbrodni i czystek etnicznych stały się dziesiątki tysięcy niewinnych osób, w tym kobiet, dzieci i starców, przede wszystkim Polaków, ale także Ukraińców oraz tych, którzy ratowali zagrożonych sąsiadów i krewnych”. Ważne jest, że polscy i ukraińscy biskupi dystansują się od poglądów i osób, zakłamujących i usprawiedliwiających te potworne czyny. „Wiemy – stwierdzają w swojej deklaracji – że chrześcijańska ocena zbrodni wołyńskiej domaga się od nas jednoznacznego potępienia i przeproszenia za nią. Uważamy bowiem, że ani przemoc, ani czystki etniczne nigdy nie mogą być metodą rozwiązywania konfliktów między sąsiadującymi ludami czy narodami, ani usprawiedliwione racją polityczną, ekonomiczną, czy religijną”.”
Tam również nie padło określenie ludobójstwo, za to kilka dni wcześniej lokator Belwederu uczestnicząc wraz z biskupami polskimi i ukraińskimi w nabożeństwie żałobnym w warszawskiej cerkwi bazylianów, stwierdził, że  - „na mordy dokonane przez ukraińskich nacjonalistów Polacy odpowiedzieli akcjami odwetowymi stosując okrutne i  jakże odległe od chrześcijańskich zasad, prawo zemsty".
Nie trzeba dokonywać szczegółowej analizy tych tekstów, by zrozumieć, że są one wyrazem wspólnego stanowiska Episkopatu i Belwederu, w identyczny sposób definiują zbrodnię wołyńską i przedstawiają relacje polsko-ukraińskie.
Pułkownik Jan Niwiński z Kresowego Ruchu Patriotycznego, Porozumienia Organizacji Kresowych i Kombatanckich, w swoim „Liście otwartym  do arcybiskupa Józefa Michalika w sprawie zbrodni wołyńskiej” napisał m.in.:
Episkopat Polski zmarnował, poprzez podpisanie Deklaracji wręcz historyczną okazję, by nazwać zbrodnię ludobójstwa po imieniu, wskazać i potępić ich sprawców, oraz wezwać wszystkie uczciwe siły na Ukrainie do tego samego. Tylko w ten sposób bowiem można ułożyć właściwe stosunki pomiędzy Polską a Ukrainą – tzn. oprzeć ją na prawdzie, spełniając tym samym standardy cywilizacyjne, umożliwiające w przyszłości przystąpienie Ukrainy do Unii Europejskiej. Niestety, Deklaracja nie spełnia ani jednego z tych warunków.
Ubolewam, że Episkopat Polski poprzez podpis Waszej Ekscelencji pod tym dokumentem przyłączył się do brudnej gry, jaką prowadzą w imię fałszywie pojmowanej poprawności politycznej przedstawiciele gremiów sprawujących władzę w naszym kraju.”
Próba przemilczenia tej refleksji – co czynią obecnie „nasze” media i politycy opozycji, jest dokładnie tym, co Jarosław Kaczyński nazwał dziś „błędem moralnym”. Tak samo postąpiono przed rokiem, przemilczając lub nawet usprawiedliwiając haniebny akt „pojednania” polsko-rosyjskiego, podpisany przez patriarchę Rosji Cyryla i abp. Józefa Michalika. Również tamto „pojednanie” znajdowało patrona w osobie Bronisława Komorowskiego i służyło politycznym interesom środowiska Belwederu. Wtedy również nie wskazano katów i ofiar, nie nazwano po imieniu zbrodni popełnionych na Polakach, nie uczyniono wyznania winy. Tamto „pojednanie” podpisane przez Kościół z wysłannikiem Putina, skazywało nas na przerażającą samotność. Tak wielką, jak zagrożenie, przed którym stanęliśmy. Nie da się bowiem walczyć o prawdę bez wsparcia przywódców polskiego Kościoła i nie da się zachować polskości bez jej najważniejszego gwaranta. 
Dzisiejsze tchórzliwe milczenie, w obliczu kolejnego fałszu - „pojednania polsko-ukraińskiego”,  pogłębia ten stan i oddala nas od wizji wolnej Polski.


Źródła:

14 komentarzy

avatar użytkownika Maryla

1. Szanowny Panie Aleksandrze

nikt tak dobrze, jak Stowarzyszenie Blogmedia24.pl nie zna matactw Kancelarii Prezydenta w kwestii uczczenia pamięci ofiar ludobójstwa na Wołyniu. Mamy to wszystko na pismie. Szczególnie kuriozalna jest ostatnia odpowiedź, w której kancelaria posunęła się do stwierdzenia, ze prezydent nie ma inicjatywy ustawodawczej.

Mariaż tronu z ołtarzem rozpoczęty ingresem TW Capino bp. Kowalczyka trwa w najlepsze.




Biskupi, którzy nie chcą sie poddać manipulacji, są medialnie szargani i posponowani przez funkcjonariuszy mediów na zlecenie władzy.

" trzeba sobie przypomnieć, że nazwanie zbrodni wołyńskiej „czystką etniczną” zostało narzucone Polakom przez Episkopat Polski i Bronisława Komorowskiego."

Nie inaczej. Tak jest i mamy to udokumentowane.

Odpowiedź Kancelarii Prezydenta na nasz wniosek o ustanowienie 11 lipca Dniem Pamięci Męczeństwa Kresowian

Do listy "zasłużonych" poza Sikorskim i Kunertem trzeba dopisać Zdrojewskiego, który  tchórzliwie nie odpisał na nasz wniosek o informację publiczną.
http://blogmedia24.pl/node/63833#comment-285528
Złożyłam skarge na bezczynność urzędu, ale to juz "po ptokach". Zdrojewski schował sie w mysią dziurę, a przecież jest Ministrem Kultury i Dziedzictwa Narodowego.
Zapamietamy wszystkich zaprzańców, co do nazwiska.

Pomimo protestów Kresowian, z łaski na pociechę, postawiono pomnik w miejscu, gdzie wrony zawracają.

Pozdrawiam serdecznie


http://warszawa.gosc.pl/gal/pokaz/1626332.Nowy-pomnik-na-Skwerze-Wolynskim/





Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

2. ten, co krył się za Komorowskim, dał głos

Donald Tusk o uchwale wołyńskiej: jednoznaczna i nie prowokuje
[DŹWIĘK]

Uchwała wołyńska wystarczająco mocno potępia wydarzenia sprzed 70 lat - uważa premier.

Komorowski znów RAZEM z bp. Michalikiem i Gazetą Wyborczą, czyli dawne UW w kancelarii

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

3. zamiast pluć w gębę Komorowskiemu i Tuskowi, plują Polakom

Donald Tusk o uchwale wołyńskiej: jednoznaczna i nie prowokuje
[DŹWIĘK]

Uchwała wołyńska wystarczająco mocno potępia wydarzenia sprzed 70 lat - uważa premier.

Zdaniem premiera, tekst dokumentu
stosownie czcił pamięć ofiar i był miażdżący dla sprawców. W wymiarze
międzynarodowym radykalna wersja uchwały była ryzykowna - uważa premier.
Jego zdaniem, mogła zaostrzyć relacje z Ukrainą i wypełnić intencje Kremla.

- Ludzie odpowiedzialni szukają sformułowań jednoznacznych i
jednocześnie takich, które nie prowokujących do licytacji na cierpienia.
Szanuję wszystkich, które mają odmienne zdanie w tej sprawie, ale nie
będę tolerował takich wypowiedzi, jakie padały dziś na sali sejmowej -
że jedna forma uchwały to jest patriotyzm, a inna to zdrada
- powiedział premier.

Premier wskazał też - za posłem PSL Józefem Zychem - że według
definicji ONZ, Ukraińcy za ludobójstwo mogliby uznać akcję Wisła.
Jego
zdaniem, wspólna uchwała powinna sprzyjać odnalezieniu wspólnoty na przyszłość z Ukrainą, a nie utrudniać to. W opinii premiera, przyjęta uchwała jednoznacznie potępia sprawców i nie prowokuje Ukrainy.

Bezczelne kłamstwa Tuska, co powiedział Zych?


Zych przypomniał, że zgodnie z konwencją ONZ z 1948 r. "ludobójstwem jest którykolwiek z (...) czynów dokonanych w zamiarze zniszczenia w całości lub w części grup narodowych, etnicznych rasowych lub religijnych".

-W świetle faktów i dokumentów nie może być wątpliwości, że definicja ta jest w pełni spełniona w odniesieniu do zbrodni wołyńskiej, a zatem zachodzi pytanie, czy wolno stosować inne kryteria pozaprawne? Nie może być takiej sytuacji, w której stosunki z innymi narodami miałyby być budowane na zakłamaniu historii własnego narodu - podkreślił Zych.

http://www.tvn24.pl/wiadomosci-z-kraju,3/poslowie-upamietnili-rzez-wolynska-jakoczystke-etniczna-o-znamionach-ludobojstwa,339207.html


Ukraina zignorowała uroczystości wołyńskie
Tylko
dziennik Ukraina Mołoda, związany z poprzednim prezydentem Wiktorem
Juszczenką, publikuje duży artykuł na temat wydarzeń na
Wołyniu.Przedstawiona tam wizja odpowiada wersji części ukraińskich
historyków, którzy mówią o wojnie polsko
- ukraińskiej nie wspominając o dysproporcji sił, a także odmiennych
celach: ukraińscy nacjonaliści dążyli do oczyszczenia Wołynia z Polaków,
a działania strony polskiej miały w dużym stopniu charakter obronny.

Czytelnik Ukrainy Mołodej o tym się nie dowie. Dziennik
publikuje jednak szokujące i warte przeczytania wspomnienia świadków
zbrodni dokonywanych przez Ukraińców i Polaków. Wspomina także o
przedstawicielach dwóch narodów, którzy w tych trudnych czasach sobie
pomagali. Na takich przykładach trzeba wychowywać ukraińską i polską młodzież - pisze Ukraina Mołoda.

W
dzienniku czytamy też o planowanej na niedzielę wizycie w Łucku
Bronisława Komorowskiego. Nacjonalistyczna Swoboda grozi demonstracjami,
jeżeli w uchwale Sejmu dotyczącej rzezi wołyńskiej padnie słowo ludobójstwo. Deputowani wołyńskiej rady obwodowej z tego ugrupowania szykują także uchwałę, w której znajdzie się krytyka pod adresem polskiego parlamentu. Ma ona zostać przyjęta w poniedziałek.

Portal Korrespondent
zwraca uwagę, że do Łucka nie przyjedzie Wiktor Janukowycz, a jedynie
wicepremier Kostiantyn Hryszczenko. Depesza została zatytułowana: Ochłodzenie polsko - ukraińskie.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Pelargonia

4. Szanowny panie Aleksandrze,

Szkoda, że posłowie Platformy nie nazwali tej zbrodni "ubojem rytualnym ma Wołyniu".
Byłby wtedy kompromis wobec drugiej ustawy, którą dyskutowano w sejmie, a której są przeciwnikami.

PS Na Wołyniu ginęli Polacy za to, że byli Polakami. A cóż oni mogą obchodzić Tuska, Zdradka Sikorskiego i całą resztę wątpliwego POchodzenia POlaków.

Pozdrawiam

"Ogół nie umie powiedzieć, czego chce, ale wie, czego nie chce" Henryk Sienkiewicz

avatar użytkownika kazef

5. @Maryla

Do listy hańby koniecznie dodac trzeba Pawła Kowala. Jakos mnie nie dziwi, że akurat on sie odezwał, i kolejny raz gardłuje w interesie kijowskiego sąsiada. Jego wypowiedzi maja wyraźnie antypolski charakter.

http://wpolityce.pl/wydarzenia/53548-pawel-kowal-o-wolyniu-trzeba-uwazac...

avatar użytkownika Maryla

6. @kazef

Kowal jest tam, gdzie jego miejsce, na liście michnikowej. I to dwa razy.

Był z Michnikiem na Ukrainie składać hołdy i ta wypowiedź dla Wrońskiego, powielona dzisiaj przez Migalskiego. Słabo sie robi od tych zdrajców, jurgieltników.

Jest tu też cytowany przez RadSika Davies, łajdak nie nasz. Obcy, to nie mieści się na liście rodzimych kanalii.

Adam Michnik daje głos w sprawie zbrodni wołyńskiej. W czyim imieniu ?


Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

7. jakoś wszyscy przeoczyli te wycieczkę z Michnikiem

Inicjatorami polsko-ukraińskiego spotkania w ostatni weekend na Wołyniu byli naukowcy, działacze społeczni, eksperci i dziennikarze z obu krajów. Rok temu odsłonili oni we Lwowie tablicę pamiątkową na rodzinnym domu Jacka Kuronia oraz dyskutowali o pojednaniu polsko-ukraińskim.

W tym roku postanowili oddać cześć ofiarom zbrodni wołyńskiej w jej 70. rocznicę. Wyjazd nie miał charakteru obchodów państwowych czy politycznych, ale był inicjatywą czysto społeczną, choć wspartą przez miejscowe władze i duchownych.

Cały tekst: http://wyborcza.pl/1,75477,14238046,Polacy_i_Ukraincy_nad_grobami_ofiar_...

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Aleksander Ścios

8. Szanowna Pani Marylo,

Widzę i obserwuję działania BM24 w tej sprawie i nie mam wątpliwości, że Państwa aktywność pozwoliła po raz kolejny ujawnić bezmiar hipokryzji środowiska Belwederu.
Tu jednak nie ma zaskoczenia i nie powinniśmy przecież spodziewać się innych reakcji.
Kwestią wielkiej wagi jest natomiast udział przedstawicieli Episkopatu - wcześniej w haniebnym korowodzie z Cyrylem-Gundajewem, a dziś z Metropolitą Kijowskim.
Źle się dzieje, że na ten temat milczy opozycja. Bo choć rozumiem trudne położenie polityków liczących na przychylność Kościoła, to taka postawa przynosi Polsce więcej strat niż potencjalnych korzyści. Nie znajduje też usprawiedliwienia w jakiejś mitycznej, politycznej "strategii", która nakazywałaby przemilczenie pospolitych draństw i oszustw. Niezależnie - kto i w jakim celu je robi.

Pozdrawiam Panią

avatar użytkownika Aleksander Ścios

9. Pelargonia

Szanowna Pani,

Nie oczekuję niczego od ludzi tego reżimu. A już z pewnością nie zachowań polskich. Byłoby mądrze, gdybyśmy potrafili ich traktować w sposób, o jakim mówił Jarosław Marek Rymkiewicz - „Nawet nazywać ich nie warto – w ogóle nie warto się nimi zajmować, najlepiej jest uznać, że ich nie ma. Trzeba wychodzić, kiedy wchodzą, odwracać się, kiedy do nas podchodzą. Polska należy do nas, a oni niech sobie gadają w swoich postkolonialnych telewizjach, co chcą, niech sobie piszą w swoich postkolonialnych gazetach, co im się podoba. Nas to nie dotyczy.”

Dotyczy nas jednak to, że w tym haniebnym procederze biorą udział ludzie Kościoła i czynią to wespół z człowiekiem, który jest największym wrogiem prawdy i wrogiem wiary.
O tym nie wolno milczeć.

Pozdrawiam

avatar użytkownika Maryla

10. Szanowny Panie Aleksandrze

ach ta dziwka, polityka.....
Politycy PiS milczą , bo się boją utracić poparcie Episkopatu. Do tego i w PiS nie brakuje takich, jak Kowal .
Inni boją się odezwać, żeby nie zostało to potraktowane jako dołączenie sie do kliki antyklerykalnej.
Wydaje sie im, że Episkopat zakaże księżom odprawiania Mszy patriotycznych.

Co za głupota ! I tak dzisiaj są księża, którzy trzymają się opcji "kościoła otwartego" jak ks.Lemański , Luter czy Sowa. I sa księża, którzy wspólnie z wiernymi dbają o zachowanie pamięci narodowej.

Co ważne, więcej jest księży pamiętających stan wojenny, kiedy życie Narodu toczyło się w podziemiach Kościołów.
I dzisiaj znów tam wróciło. Wykłady historyczne, uroczystości rocznicowe, tablice pamiątkowe , których władza nie pozwala stawiać w przestrzeni publicznej.
Kościół od dołu ma sie bardzo dobrze. O wiele lepiej, niż w latach 90-tych, kiedy zaczął się zamykać przed wiernymi, czynny tylko w czasie Mszy niedzielnych.
Powszechny Kościół to my, wierni.
Dobry pasterz jest zawsze z owcami, wie co jest dobre dla nich, a co jest zagrożeniem.

Pozdrawiam serdecznie

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

11. ' 2007 roku Światowy Kongres

' 2007 roku Światowy Kongres Ukraińców zwrócił się do Rady Europy, Organizacji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie, Unii Europejskiej i Organizacji Narodów Zjednoczonych o wywarcie wpływu na rząd Rzeczypospolitej Polskiej z powodu odmowy potępienia, przeproszenia i wypłaty odszkodowań za akcję "Wisła"."

Dwór Biniszewicze, 14.11.2012r.

PANI EWA KOPACZ
MARSZAŁEK SEJMU RZECZYPOSPOLITEJ POLSKIEJ

W związku z przyjęciem przez sejmową Komisję Mniejszości Narodowych i Etnicznych projektu uchwały w sprawie potępienia zbrodniczej akcja "Wisła" zdecydowanie protestujemy przeciwko wykorzystywaniu przez przewodniczącego sejmowej Komisji Mniejszości Narodowych i Etnicznych posła Mirona Sycza funkcji publicznej i konstytucyjnych organów państwa do podejmowania działań mających na celu rehabilitację własnego ojca, który był zaangażowany w ludobójczą działalność Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów i Ukraińskiej Powstańczej Armii, do wybielania tych zbrodniczych formacji wbrew prawdzie historycznej i ustaleniom historyków polskich i ukraińskich.
Aleksander Sycz był członkiem Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów (OUN) od 1938 roku (walczył z państwem polskim w okresie II RP), w czasie wojny i po jej zakończeniu mordował bezbronną polską ludność cywilną jako strzelec jednej z najokrutniejszych sotni Miasniki w Ukraińskiej Powstańczej Armii (dowódca Iwan Szpontak, ps. Żeleźniak). Przeciwko tym formacjom w 1947 roku była przeprowadzona akcja "Wisła". Aleksander Sycz był więźniem obozów w Jaworznie i Krakowie, skazanym przez polski sąd na karę śmierci za popełnione zbrodnie.
W 2001 roku w Warszawie historycy ukraińscy i polscy, uczestnicy IX i X międzynarodowego seminarium historycznego na temat stosunków polsko-ukraińskich w latach drugiej wojny światowej, wypracowali wspólne stanowisko w sprawie akcji "Wisła".
1. Mimo zakończenia wojny, ustalenia granicy między Polską a Związkiem Socjalistycznych Republik Radzieckich i wstrzymania akcji przesiedlenia ludności ukraińskiej do Ukraińskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej, podziemie ukraińskie kontynuowało działalność na terenach południowo-wschodnich Rzeczypospolitej. Polegała ona na podejmowaniu różnego typu akcji przeciwko państwu polskiemu. Działalność ta znajdowała wsparcie wśród mieszkającej tam ludności ukraińskiej.
2. W związku z działalnością podziemia ukraińskiego na omawianych terenach władze państwa polskiego podjęły decyzje polityczno-militarne w celu zachowania integralności terytorialnej, kierując na ten teren jednostki Wojska Polskiego.
3. Podstawowym celem operacji "Wisła" była likwidacja podziemia ukraińskiego i zapewnienie spokoju na południowo-wschodnich obszarach Rzeczypospolitej. Przy podejmowaniu decyzji o przeprowadzeniu operacji "Wisła" nie miała znaczenia orientacja polityczna ówczesnych władz polskich.
(…) Aby pozbawić OUN i UPA zaplecza, dokonano przesiedlenia obywateli narodowości ukraińskiej oraz rodzin mieszanych na ziemie północne i wschodnie.
Stronę ukraińską reprezentowali: prof. Wołodymyr Baran (Łuck), doc. Jurij Buchało (Równe), doc. Ihor Cependa (Iwano-Frankowsk), doc. Wołodymyr Dmytruk (Łuck), doc. Ihor Iliuszyn (Kijów), prof. Wiktor Kolesnyk (Łuck), prof. Kostiantyn Kondratiuk (Lwów), doc. Mykoła Kuczerepa (Łuck), prof. Stanisław Kulczyćkyj (Kijów), doc. Jurij Kyryczuk (Lwów), prof. Jurij Makar (Czerniowce), mgr Witalij Makar (Czerniowce), prof. Stepan Makarczuk (Lwów), doc. Wiktor Matijczenko (Równe), mgr Wiktoria Oniszczuk (Łuck), prof. Wołodymyr Serhijczuk (Kijów), prof. Jurij Sływka (Lwów), prof Mychajło Szwahulak (Lwów), prof. Wołodymyr Trofymowycz (Ostróg), prof. Bohdan Zabrowarnyj (Łuck), Jewhen Stachiw (Nowy Jork).
Międzynarodowe seminaria „Polska-Ukraina: trudne pytania” były organizowane na przemian w Polsce i na Ukrainie. Stały się miejscem dialogu polsko-ukraińskiego.
Nie ma żadnych przesłanek, aby sadzić, że uchwala Sejmu przyniesie coś dobrego w stosunkach polsko-ukraińskich. W 1990 r. akcję "Wisła" potępił polski Senat. Nie spotkało się to z odzewem ze strony ukraińskiej, wręcz przeciwnie, ułatwiło antypolską propagandę głoszoną przez środowiska postbanderowskie, w tym przez skrajną neofaszystowska partię "Swoboda". Po sukcesie wyborczym Tiahnyboka może powrócić sprawa rewizji granicy polsko-ukraińskiej, a uchwała sejmowa tylko ułatwi narastanie nastrojów rewizjonistycznych na Ukrainie. Uznanie akcji "Wisła" za zbrodnie jest bowiem przyznaniem się, że OUN-UPA po wojnie słusznie walczyła o oderwaniem od Polski "polskich ziem południowo-wschodnich" - 19 powiatów.
Przyjęcie przez Sejm RP uchwały potępiającej akcję"Wisła" w brzmieniu proponowanym przez Komisję Mniejszości Narodowych i Etnicznych otworzy drogę do żądania odszkodowań od Polski. Należy przypomnieć, że w 2007 roku Światowy Kongres Ukraińców zwrócił się do Rady Europy, Organizacji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie, Unii Europejskiej i Organizacji Narodów Zjednoczonych o wywarcie wpływu na rząd Rzeczypospolitej Polskiej z powodu odmowy potępienia, przeproszenia i wypłaty odszkodowań za akcję "Wisła".

Z poważaniem.
Aleksandra Biniszewska,
prezes Fundacji Lwów i Kresy Południowo-Wschodnie
Ewa Szakalicka,
Federacja Organizacji Kresowych
druh Zbigniew Okorski,
prezes Towarzystwa Gimnastycznego „Sokół” w Warszawie

Do wiadomości:
Prezydium Sejmu RP

Arcybiskupi nie spotkają się z rodzinami ofiar 26-06-2013, 08:39

Establishment III RP i Cerkwi woli nie spotykać się z rodzinami ofiar ludobójstwa, aby nie usłyszeć niewygodnej prawdy

Prezydent Bronisław Komorowski nie tylko nadal odmawia udziału w społecznych obchodach ku czci obywateli polskich pomordowanych przez UPA i SS Galizien, ale i stara się zneutralizować je poprzez zorganizowanie własnych tzw. oficjałek. Jedną z nich jest konferencja, która odbędzie się 27 i 28 bm. w Pałacu Prezydenckim w Warszawie. Nosi ona tytuł "Zbrodnia Wołyńska. Pamięć i prawda". Prezydent, choć objął nad nią patronat, nie ma zamiaru w ogóle przybyć. Wysyła jedynie Tomasza Nałęcza, tego samego, który nie tak dawno w arogancki sposób odnosił się do rodzin ofiar. Pisałem o tym w felietonie "Blamaż Nałęcza i jego chlebodawcy". W tekście zaproszeń i w tytule konferencji nie ma słowa "ludobójstwo", bo przecież ono b. członkom PZPR czy UD oraz wyznawcom ideologii Geremka i Michnika nigdy nie przejdzie przez usta.

W programie przewidziane są referaty m.in. Ewy Siemaszko i dr. Leona Popka z Lublina, więc nie ma wątpliwości, że przynajmniej oni powiedzą prawdę o ludobójstwie. Co do innych prelegentów, to zaproszony został Ihor Iliuszyn z Kijowa, którego referat słyszałem już raz na konferencji we Wrocławiu. Wymordowanie dziesiątków tysięcy Polaków i Żydów nazywał on wówczas "konfliktem polityczno-militarnym". Pluł przy tym na żołnierzy AK. Należy przypuszczać, że uczyni to samo w gościnie u Komorowskiego, który twierdzi, że jego ojciec był członkiem tej formacji niepodległościowej.

Ze strony ukraińskiej oficjalnie nie będzie nikogo ważnego. Jedynie w programie napisano, że głos zabierze "przedstawiciel władz państwowych Ukrainy". Kto? Tego nie wiadomo do dziś. Prawdopodobnie, jak zwykle, jakiś trzeciorzędny urzędnik. Ze strony Cerkwi greckokatolickiej też nie będzie nikogo ważnego. Zapowiedziano jedynie bp. Benedykta, sufragana lwowskiego. To miły człowiek, zakonnik, którego poznałem osobiście. Jednak nie ma on żadnego wpływu na politykę Cerkwi, tym bardziej że jego bezpośredni zwierzchnik abp Ihor Woźniak to gorliwy czciciel Bandery. Poświęcił nawet jego pomnik we Lwowie.

Na konferencję nie przybędzie ani ów arcybiskup, ani arcybiskup Światosław Szewczuk z Kijowa, choć obaj w tym czasie będą w Warszawie. No cóż, establishment III RP i Cerkwi woli nie spotykać się z rodzinami ofiar ludobójstwa, aby nie usłyszeć niewygodnej prawdy. I taką postawę próbuje się nazywać chrześcijańskim pojednaniem.

ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski, Gazeta Polska, 26 czerwca 2013 r.

http://www.isakowicz.pl/index.php?page=news&kid=88&nid=8078

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

12. abp. Mokrzycki w imieniu ofiar ludobójstwa

Zbrodnia wołyńska: Abp. Lwowa nazywa rzeź wołyńską ludobójstwem. Janukowycz nie uczestniczy w mszy


Czyż można zapomnieć ludobójstwo? Nie można takich plam przykryć
milczeniem lub zamalować kłamstwem - powiedział arcybiskup lwowski
Mieczysław Mokrzycki w Łucku podczas uroczystości w 70. rocznicę zbrodni
wołyńskiej.

W Łucku na Ukrainie, z udziałem m.in. prezydenta
Bronisława Komorowskiego oraz ukraińskiego wicepremiera Kostiantyna
Hryszczenki, trwa msza św. w intencji ofiar UPA.



Podczas homilii abp. Mokrzycki mówił m.in., że w Polsce i na Ukrainie wiele jest "śladów rzezi, której nie sposób zapomnieć".



"Znaczą one wspomnienia wielu, którzy jako dzieci byli świadkami
nienawiści prowadzącej do zbrodni. Nie można takich plam przykryć
milczeniem lub zamalować kłamstwem. Są ciągle zbyt bolesne, ciągle
świeże, obecne w wielu domach ofiar polskich, ukraińskich, żydowskich i
ormiańskich. Bo czyż można zapomnieć ludobójstwo?" - pytał metropolita
lwowski.Podkreślał, że każde zło wymaga zadośćuczynienia, naprawienia tego, co możliwe, wynagrodzenia zła.
"A czyż formą zadośćuczynienia nie powinno być upamiętnienie ofiar rzezi
z 1943 roku? Bo nadal oczekują na właściwe groby, na upamiętnienie,
postawienie krzyży w miejscach kaźni, odnalezienie śladów ich życia,
ocalenie nazwisk i imion. Mają oni prawo do naszej pełnej pamięci o
nich, tak jak mają prawo do naszej modlitwy" - powiedział.



Abp Mokrzycki podkreślił, że często "zapomina się o sumieniu tych
wszystkich, którzy w jakikolwiek sposób przyczynili się do zbrodni".
"Ale jak żyć, gdy ktoś odebrał życie swoim sąsiadom, dzieciom, kobietom,
palił domostwa czy okradał z dobytku. Można udawać, że nic się nie
stało wierząc, że zamilkły groby, a zgliszcza porosły zielskiem i
chwastami, a świadkowie odchodzą. Nie można jednak żyć krzykiem
sumienia, które każde zło wypomina i oskarża" - mówił.



"Gdy toczy się walka nikt nie zwraca uwagi na jej ofiary, a później
częściej broni się dobrego samopoczucia katów niż prawdy i pamięci o
zabitych, wypędzonych, skrzywdzonych. Opamiętanie i żal oprawców
przychodzą zdecydowanie za późno dla ofiar, często po latach kłamstw" -
mówił.

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

13. Ilu takich księży udało się zwerbować ?



zdjecie

Tomasz Turowski wstąpił do zakonu jezuitów, by przekazywać informacje od środka Kościoła (FOT. R. SOBKOWICZ)

AGENCI W KOŚCIELE

Małgorzata Rutkowska


Wbrew ostentacyjnie
demonstrowanej przez Bogdana Borusewicza amnezji historycznej, czym był
PRL, i negowaniu przez marszałka Senatu wyjątkowej roli Kościoła w
zmaganiach z komunizmem, wspólnota katolicka znajdowała się na celowniku
działań gigantycznego aparatu represji totalitarnego państwa.

Kler „to najpotężniejsza siła w Polsce, z którą myśmy się jeszcze nie
zmierzyli, i tu stoi przed nami najtrudniejsze zadanie” – mówił w 1947
r. minister bezpieczeństwa publicznego Stanisław Radkiewicz. Podstawową
metodą walki była inwigilacja i nasyłanie agentury, by rozbijać Kościół
od wewnątrz, podporządkować sobie poszczególne wspólnoty i manipulować
nimi dla własnych celów. Współpraca z bezpieką miała różne wymiary – od
nieświadomego uwikłania w kontakty, chociażby towarzyskie, przez
uległość wymuszoną szantażem czy prowokacją, po dobrowolne „świadczenie
usług”. W tych kategoriach mieszczą się i świeccy, i duchowni. Ale
najostrzejsza forma współpracy to świadome zostanie księdzem, aby
rozsadzać Kościół od środka. O tych agentach mówi się najmniej.

Otwarty na Kościół

Prawdopodobnie w 1973 lub 1975 roku nikomu nieznany absolwent
rusycystyki, miłośnik teatru i poezji (własny dorobek literacki – tomik
„Otwarte przestrzenie”) zapukał do furty klasztornej jezuitów w
Warszawie. Jak wielu młodych ludzi, którzy chcieli upewnić się, czy
trafnie rozpoznali głos powołania, poprosił o przyjęcie do nowicjatu.
Został zaakceptowany i skierowany na studia do Rzymu.

Tam w ukryciu pod habitem jezuity Tomasz Turowski, w rzeczywistości
kadrowy oficer XIV Wydziału I Departamentu MSW, kontynuował rozpoczęte w
Polsce zadania, zlecone mu przez komunistyczną bezpiekę. Dziś twierdzi,
że wstąpił do zakonu, bo taką miał legendę jako oficer wywiadu
skierowany do rozpracowywania struktur NATO-wskich, przy których
posługiwali duchowi synowie św. Ignacego Loyoli.

Wstępując w 1973 r. do bezpieki, Turowski został wytypowany do
szkolenia jako „nielegał” – najbardziej zakamuflowanej formy pracy
agenturalnej, swoistej „arystokracji” w służbach specjalnych. Wszystko
po to, by idealnie wtopić się w rozpracowywane środowisko, zyskać pełne
zaufanie przełożonych i otoczenia. Bezpieka skierowała go na „odcinek
watykański”, do serca chrześcijaństwa, gdzie wywiad PRL intensywnie
infiltrował Stolicę Apostolską, najprawdopodobniej dzieląc się
uzyskanymi informacjami z sowieckim KGB. Pobyt Turowskiego w zakonie
jezuitów trwał 10 lat. Czyli tyle, ile maksymalnie wynosił czas pracy
„nielegała” na jednej placówce. Przez 10 lat prowadził podwójne życie –
jezuity, wypełniającego regułę zakonną z obowiązkowymi ćwiczeniami
duchowymi, rekolekcjami, i superszpiega, który donosił na Kościół od
środka. Po wyborze Jana Pawła II inwigilował otoczenie Papieża, a także
polskie środowiska emigracyjne, dynamicznie działające zwłaszcza w
stanie wojennym. Między innymi infiltrował ośrodek jezuitów w Meudon we
Francji i środowisko „Edition Spotkania” w Paryżu prowadzone przez
Piotra Jeglińskiego, znanego opozycjonistę.

W 1985 r. Turowski opuścił zakon, nie przyjmując święceń, i zaczął
występować w nowej roli – ożenił się, działał w organizacjach
katolickich, a po 1989 r. został dyplomatą, pracował m.in. na placówkach
na Kubie i w Rosji. Prawdopodobnie aż do 2007 r. wykonywał zadania
zlecane mu przez wywiad. Był obecny 10 kwietnia 2010 r. na płycie
lotniska Siewiernyj w Smoleńsku.

Doktor Tadeusz Witkowski, który bada dokumenty rezydentur wywiadu PRL
i widział raporty opracowywane i wysyłane przez Tomasza Turowskiego,
pisał w „Naszym Dzienniku”, że mają one „charakter szczególny, być może
ze względu na pełne zakonspirowanie autora. Niektóre brzmią tak, jakby
przygotował je agent pracujący dla PGU KGB (I Zarząd Główny KGB
zajmujący się wywiadem zagranicznym)”. Jako przykład przywołuje „Notatkę
informacyjną dot. polityki wschodniej Watykanu” z 14 września 1987 roku
(Turowski był już wtedy poza zakonem, ale posiadał doskonałe kontakty i
uchodził za wiarygodną osobę). Agent informował w niej szeroko o
ówczesnych planach Stolicy Apostolskiej wobec wspólnot katolickich na
Wschodzie i problemach duchowieństwa w Związku Sowieckim. Zastanawiał
się nad rolą watykańskiego Sekretariatu Stanu i Papieskiego Instytutu
Kultury Chrześcijańskiej w procesie ewangelizacji Wschodu i „emisariuszy
watykańskich”, w tym wymienionych z nazwiska polskich księży wysyłanych
do republik nadbałtyckich, na Ukrainę i Białoruś i tamtejszych
lokalnych działaczy katolickich. To były informacje bezcenne dla
bezpieki i sowieckiego KGB w walce z odradzającym się na Wschodzie
Kościołem katolickim. Ilu osobom zaszkodziły raporty Turowskiego,
złamały życie?

„Panna” i „Yon”

Komunistyczna bezpieka ulokowała też swoich agentów w bezpośrednim
otoczeniu Sługi Bożego ks. Franciszka Blachnickiego, założyciela ruchu
oazowego Światło-Życie i antykomunistycznego stowarzyszenia
Chrześcijańska Służba Wyzwolenia Narodów w Carlsbergu, które w stanie
wojennym miało prowadzić akcję duchowego przygotowania do wyzwolenia
Europy Wschodniej z objęć komunizmu. Ksiądz Blachnicki chciał powołać w
tym mieście centrum wydawnicze na wzór Niepokalanowa, pracujące na
potrzeby kraju i zagranicy.

Rozmach posługi charyzmatycznego kapłana zaniepokoił władze PRL.
Przerzucona w 1982 r. do Niemiec para szpiegów z XI Wydziału I
Departamentu MSW – Jolanta (TW „Panna”, zwerbowana przez własnego męża) i
Andrzej (TW „Yon”) Gontarczykowie, z zawodu socjologowie – miała
„zneutralizować” działalność ks. Blachnickiego, czyli zniszczyć prężnie
rozwijające się dzieło ewangelizacyjne. Na początku szpiegowski duet
miał rozbijać struktury emigracyjne – od Radia Wolna Europa po agendy
rządu RP w Londynie. W 1984 r. przyszło polecenie wyjazdu do ośrodka w
Carlsbergu w celu przeniknięcia do Chrześcijańskiej Służby Wyzwolenia
Narodów. Na polecenie wywiadu „Pannie” udało się przejąć kierownictwo
nad stowarzyszeniem, a jej mąż został doradcą księdza. Operację
wymierzoną w ośrodek w Carlsbergu monitorowało kierownictwo MSW z gen.
Władysławem Pożogą na czele, zaufanym człowiekiem Czesława Kiszczaka.

Małżeństwo szpiegów należało do ostatnich osób, które 27 lutego 1987
r. widziały ks. Blachnickiego żywego. Kilka godzin po rozmowie z nimi
kapłan zmarł – oficjalnie na zator płuc. Ale towarzyszące zgonowi objawy
były na tyle nieswoiste, że podejrzewano, iż przyczyna śmierci mogła
być inna. Wiadomo, że krótko przed śmiercią ks. Blachnicki posiadł
wiedzę o agenturalnej działalności swoich najbliższych współpracowników i
prawdopodobnie podzielił się nią z Gontarczykami. Stąd od początku
podejrzewano, że mógł zostać otruty. Czy i jaki mógł mieć w tym udział
szpiegowski duet? Podjęte przez IPN śledztwo z braku dowodów zostało
umorzone.

Gontarczykowie zostali oficjalnie zdemaskowani kilka miesięcy po
śmierci ks. Blachnickiego – działaczom podziemnej „Solidarności
Walczącej” w Łodzi udało się poznać numery rejestracyjne Gontarczyków i
ich esbeckie pseudonimy. Po ucieczce do kraju „zasługi” małżonków w
rozbijaniu Kościoła zostały docenione przez władze: dostali mieszkanie z
całkowitym wyposażeniem, dalej też prowadzili akcję defamacyjną wobec
Ruchu Światło-Życie i jego założyciela, wspierając w ten sposób
propagandę Urbana. Moskiewska „Prawda” pisała wtedy o księdzu
Blachnickim „dywersant w sutannie”, „pasterz kontrrewolucji”. Wtórował
jej frazą o „polskim ajatollahu” „Żołnierz Wolności”. Jak niewiele
zmieniły się czasy, gdy rzucimy dziś okiem na okładki lewicowych
tygodników w Polsce.

Późniejsze losy Gontarczyków są typowe dla wysoko postawionych i
zasłużonych dla bezpieki peerelowskich agentów. Jolanta Gontarczyk
została ważną figurą w SLD i pełniła eksponowane funkcje publiczne: była
wicemarszałkiem województwa mazowieckiego, wiceministrem MSWiA,
pełnomocnikiem rządu Leszka Millera ds. walki z korupcją.

Szpiedzy w seminarium

Casus Tomasza Turowskiego obnaża perfidię metod stosowanych przez
służby PRL wobec Kościoła. Najgroźniejsi byli ci, którzy świadomie
wnikali do Kościoła, już jako alumni.

– Miałem dwa takie wypadki. Zostali specjalnie posłani do seminarium
przez bezpiekę. Wytrzymali pięć-sześć lat do święceń, dopiero potem
odkryliśmy prawdę i wydaliłem ich z diecezji – wspominał ks. abp Ignacy
Tokarczuk.

Doktor Mariusz Krzysztofiński, historyk z rzeszowskiego IPN,
przypomina, że sprawy agentury wprowadzanej przez bezpiekę do Kościoła
należą do wyjątkowo trudnych i delikatnych. Niektóre przypadki są jednak
oczywiste ze względu na swą odrażającą wymowę moralną. Wpisuje się tu
historia Franciszka Pustelnika.

Tajny współpracownik „Igła” prawdopodobnie został zwerbowany do
współpracy przez SB jako kleryk seminarium w Przemyślu. Zlecane mu przez
bezpiekę zadania wymierzone były szczególnie w ks. abp. Tokarczuka i
jego bliskiego współpracownika ks. Edwarda Frankowskiego. „Igła” był
jego wikariuszem w Stalowej Woli.

– To był człowiek bardzo niebezpieczny, do wszystkiego zdolny, bardzo
szkodził, opluwał mnie. Pisał w „Ancorze” [esbecka fałszywka dla
kapłanów] paszkwile na mój temat i ks. abp. Ignacego Tokarczuka – mówi
ks. bp Frankowski.

Esbecka proweniencja „Igły” została zdemaskowana przez ordynariusza
przemyskiego. Suspendowany Pustelnik był jednak dalej niebezpieczny, co
pokazała historia nieudanej prowokacji wymierzonej w ks. abp.
Tokarczuka.

Suspendowany Pustelnik na polecenie bezpieki zaaranżował 3 czerwca
1975 r. spotkanie z ordynariuszem przemyskim w jego gabinecie w gmachu
kurii. Chciał się przywitać, ale ordynariusz powiedział: „Najpierw
należy oczyścić sumienie”. Wtedy Pustelnik chwycił leżący na biurku
przycisk i rzucił nim w kierunku okna. Zasłona powstrzymała uderzenie,
przez co udaremniona została zaplanowana akcja, czyli sprowokowanie ks.
abp. Tokarczuka do jakichś impulsywnych czynów. Na to czekali na
zewnątrz dwaj esbecy, którzy zaalarmowani przez Pustelnika mieli
wkroczyć do gabinetu ordynariusza, a potem wytoczyć mu sprawę karną o
pobicie.

Sprawy zdemaskowanych agentów ksiądz arcybiskup załatwiał dyskretnie,
ale skutecznie. Księża zdawali sobie sprawę ze strategii SB – na
miejsce jednego ujawnionego tajnego współpracownika bezpieka wstawiała
dwóch-trzech, których należało dopiero „rozpracować”, by nie zdążyli np.
przyjąć święceń. Ksiądz arcybiskup Tokarczuk miał doskonałe rozeznanie w
tych sprawach jeszcze z czasów okupacji niemieckiej, gdy gestapo
nasyłało agenturę do seminarium duchownego we Lwowie, i eliminował
rozpoznanych szpiegów.

W masońskich fartuszkach

Znane przypadki zdemaskowanych agentów wysłanych do kreciej roboty w
Kościele są siłą rzeczy nieliczne. Historia ich zdrady wychodzi na jaw
po latach – albo przez „przypadek”, albo gdy służby przerywają milczenie
(jak np. gen. Ion Mihal Pacepa, rumuński oficer wywiadu, który ujawnił,
jak Moskwa atakowała Watykan, a zwłaszcza Papieża Piusa XII).

Jeszcze mniej wiadomo o tym, jak „złota międzynarodówka”, czyli
masoneria, przenika do Kościoła, wprowadza do niego swoich ludzi, by
szkodzić i siać zamęt. Z historii Polski wiadomo, że byli wysokiej rangi
duchowni należący jednocześnie do lóż wolnomularskich, jak chociażby
XVIII-wieczni Prymasi Gabriel Podoski i Michał Poniatowski. Uczynili to
mimo zakazu przynależności katolików do masonerii, który wielokrotnie
przypominali niemal wszyscy Papieże i który nie został nigdy cofnięty
ani złagodzony.

Doktor Radomir Maly, czeski historyk, wykładowca historii Kościoła na
Wydziale Teologicznym Uniwersytetu w Czeskich Budziejowicach, wskazuje
na smutny przykład byłego dominikanina, o. Odilo Ivana Stampacha. Ten
wyświęcony w 1983 r. potajemnie w Kościele katakumbowym kapłan w 1991 r.
wstąpił do Wielkiej Loży Czech. Był popularny, głosił „postępowe” idee,
które podobały się na czeskich salonach, tradycyjnie wrogich
katolicyzmowi. Ojciec Stampach został suspendowany jednak nie za
przynależność do masonerii, ale za przejście do Kościoła
starokatolickiego. Doktor Maly przypomina, że były dominikanin
publicznie mówił, iż jego przełożeni wiedzieli, że jest członkiem
masonerii, ale ten fakt im nie przeszkadzał.

Jak masoneria zapuszcza macki w instytucjonalnym Kościele, świadczy
też historia ks. Pascala Vesin, byłego 43-letniego proboszcza parafii
św. Anny w Megeve we Francji. Został wyświęcony w 1996 r., pięć lat
później jawnie przyznawał się już do członkowstwa w potężnej loży Wielki
Wschód Francji. Czy jego związki z masonerią datują się na wcześniejsze
lata? Decyzją Stolicy Apostolskiej został w tym roku suspendowany za
odmowę wyrzeczenia się przynależności do sekty wolnomularskiej. Ksiądz
Vesin głosił poglądy całkowicie zbieżne z ideologią masońską: bronił
laickości republiki, sprzeciwiał się protestom wobec ustawy zrównującej
układy homoseksualne z małżeństwem i przyznające prawo do adopcji tym
związkom.

Ilu takich księży Vesin udało się zwerbować masonerii?

http://www.naszdziennik.pl/wp/47893,agenci-w-kosciele.html

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika Maryla

14. ks. Isakowicz-Zaleski

Pytanie do księdza arcybiskupa Stanisława Budzika 2013-07-16

Wczoraj na KUL odbyło się sympozjum naukowe pt. „ Nie zabijaj. Kościół wobec ludobójstwa”, które było włączone w cykl uroczystości upamiętniających 70. rocznicę „Krwawej Niedzieli” na Wołyniu. Pojechałem do Lublina jako jeden z prelegentów. Miałem nadzieję, że spotkanie historyków i publicystów będzie okazją do kontynuowania dialogu pojednania, o którym tak wiele mówi ostatnio Kościół rzymskokatolicki i Cerkiew greckokatolicki.

Niestety dzień wcześniej, niejako „na powitanie” uczestników sympozjum na oficjalnej stronie greckokatolickiego seminarium duchownego w Lublinie, którego klerycy są studentami KUL, ukazał się paszkwil pt. „Wodewil i happening. Rzecz o pojednaniu”. Wcześniej ukazał się inny paszkwil pt. „Wołyń. Ludobójstwo jako Nobel za cierpienie”.

Pytam więc publicznie arcybiskupa lubelskiego Stanisława Budzika. Ekscelencjo, dlaczego Ksiądz Arcybiskup godzi się na to, aby podległa mu struktura kościelna kpiła i szydziła sobie z bólu rodzin ofiar? O co w tym wszystkim chodzi?

http://www.isakowicz.pl/index.php?page=news&kid=8&nid=8197

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl