RZĄD WPROWADZA CENZURĘ INTERNETU

avatar użytkownika Aleksander Ścios

Za kilkanaście tygodni rząd Donalda Tuska uzyska ustawowe narzędzie cenzury Internetu. Praktycznie każdą, niewygodną dla władzy informację umieszczoną w sieci internetowej będzie można skutecznie zablokować, działając na wniosek „osoby fizycznej, osoby  prawnej lub jednostki organizacyjnej nieposiadającej osobowości prawnej”.

Taką możliwość przewiduje rządowy projekt ustawy  o zmianie ustawy o świadczeniu usług drogą elektroniczną oraz ustawy kodeks cywilny. Obecnie projekt jest rozpatrywany przez  Komitet Rady Ministrów, a następnie trafi do Sejmu.

Nowelizacja wprowadza dodatkowy rozdział 3a w ustawie o świadczeniu usług drogą elektroniczną. Opisuje on  procedurę powiadomienia i blokowania dostępu do bezprawnych informacji”.  Odtąd każdy, kto „posiada informację o bezprawnych treściach zamieszczonych w sieci Internet” będzie mógł zwrócić się do usługodawcy internetowego z wnioskiem o zablokowanie takiej informacji. O tym, co podlega pod definicję „informacji bezprawnej” decyduje wnioskodawca, zaś usługodawca może, choć nie musi przychylić się do jego wniosku. Na decyzję o zablokowaniu informacji, użytkownik sieci internetowej będzie miał możliwość złożenia sprzeciwu. 

Nietrudno się domyśleć, do czego w praktyce zmierza ten przepis. Wyobraźmy sobie sytuację, gdy użytkownik - bloger portalu internetowego zamieszcza wpis zawierający sensacyjnie brzmiącą informację dotyczącą działań któregoś z polityków grupy rządzącej, opis afery z podaniem nazw podmiotów gospodarczych lub wzmiankę na temat poczynań służb specjalnych.

Natychmiast po pojawieniu się takiej informacji, osoba uprawniona – w tym przypadku polityk, zarząd firmy lub szef służb, może zgłosić do usługodawcy internetowego (właściciela portalu) wniosek o  zablokowanie dostępu do wpisu, uzasadniając iż zawiera on „bezprawną informację”. Wniosek elektroniczny zostanie złożony na formularzu określonym przez „ministra właściwego do spraw informatyzacji” i będzie zawierał m.in. oświadczenie uprawnionego o braku autoryzacji treści zamieszczonych w Internecie lub braku „zgodności z prawdą przedstawionych informacji”.

Ilu usługodawców internetowych oprze się takiej interwencji lub odważy się sprzeciwić opinii przedstawiciela władzy? Jeśli polityk lub urząd składający wniosek stwierdzi, że zawarta w sieci informacja „nie jest zgodna z prawdą”, łatwo przewidzieć, że właściciel  portalu da wiarę ich zapewnieniom i dla własnego bezpieczeństwa zablokuje „niebezpieczną” treść rozpowszechnianą przez anonimowego blogera.

 Ustawa przewiduje, że w przypadku prawidłowego wniesienia wniosku, usługodawca – administrator portalu niezwłocznie może „zablokować dostęp do treści bezprawnych oraz przesłać usługobiorcy, w terminie 7 dni roboczych od dnia zablokowania dostępu, uzasadnienie blokowania bezprawnych treści”.  Usługobiorca, np. bloger ma wówczas możliwość złożenia sprzeciwu od decyzji administratora. Musi to jednak uczynić w ciągu 3 dni, a w sprzeciwie musi zawrzeć wyjaśnienia o „posiadaniu zgody uprawnionego na zamieszczenie informacji w sieci Internet” lub wykazać, że działał „w ramach dozwolonego użytku”.

Teoretycznie usługodawca – administrator portalu może również odmówić zablokowania informacji, bierze jednak na siebie odpowiedzialność za jej bezprawne rozpowszechnianie. Znając represyjność praktyk obecnej władzy, administrator musiałby wykazać się nie lada odwagą sprzeciwiając się żądaniom urzędu lub przedstawiciela grupy rządzącej.

Przepis skonstruowano w taki sposób, by rolę cenzora i pozornego decydenta spełniał administrator portalu internetowego. Ten zaś zawsze może się tłumaczyć, że zablokował informację ponieważ uzyskał wiarygodną wiadomość, że zawiera ona „treści bezprawne”.

Warto przy tym zauważyć, że włączony do ustawy o świadczeniu usług drogą elektroniczną nowy rozdział 3a, jest w pełni autorskim pomysłem rządu Donalda Tuska. Przywołana dla uzasadnienia nowelizacji unijna Dyrektywa 2000/31/WE nie zawiera bowiem procedury blokowania informacji, pozostawiając jej określenie państwom członkowskim. Co istotne – w unijnych przepisach procedura blokowania dotyczy „informacji, które naruszają prawa lub przedmiot działalności uprawnionego” i odnosi się wyłącznie do utworów chronionych prawem autorskim. Chodzi zatem o plagiaty oraz publikowanie w sieci utworów bez zgody autora.

Rząd Tuska w oparciu o te przepisy dokonał interpretacji rozszerzającej i wpisał do ustawy procedurę umożliwiającą blokowanie wszystkich „bezprawnych informacji” - uzurpując sobie przy tym prawo decydowania, co jest lub nie jest taką informacją.

Nie ma wątpliwości, że wprowadzenie w życie nowelizacji ustawy pozwoli rządzącym na skuteczną i „zgodną z prawem” cenzurę treści internetowych.

 

 

 

Tekst został opublikowany w Warszawskiej Gazecie. 

Etykietowanie:

7 komentarzy

avatar użytkownika Maryla

1. Szanowny Panie Aleksandrze

działalismy, choć efekty były 50:50.  Gdyby nie powierzenie rządu jeszcze raz POPSL, SPRAWA BY RUSZYŁA OD NOWA. Ale demos wybrał. To demos ma.

Tusk będzie debatował z blogerami jak Putin łaskawca - "kremlowskie pocełuj". Zapytajpremiera.pl

Akcja "Blogerzy przeciwko cenzurze" - kontynuacja inicjatywy Internautów "STOP CENZURZE"

Konsultacje, projekty zmian w ustawach i 3 miliony złotych za informację publiczną

List do prokuratury w sprawie Autonomicznych narzędzi wspomagających zwalczanie cyberprzestępczości

Pozdrawiam serdecznie

Maryla

------------------------------------------------------

Stowarzyszenie Blogmedia24.pl

 

avatar użytkownika sierp

2. Ten projekt niewiele zmienia... na szczęście

Tak naprawdę, to projekt w tej postaci, w której poszedł na Komitet Stały Rady Ministrów:
http://bip.mswia.gov.pl/download.php?s=4&id=10465
niewiele zmienia w stosunku do sytuacji obecnej. Na szczęście, bo obawiałem się, że będzie gorzej.
Już obecnie bowiem obowiązuje zasada, że wyłączenie odpowiedzialności usługodawcy obowiązuje tylko wówczas, jeśli usługodawca "nie wie o bezprawnym charakterze danych lub związanej z nimi działalności, a w razie otrzymania urzędowego zawiadomienia lub uzyskania wiarygodnej wiadomości o bezprawnym charakterze danych lub związanej z nimi działalności niezwłocznie uniemożliwi dostęp do tych danych." (art. 14 u.ś.u.d.e). Czyli już obecnie jest tak, że usługodawca poinformowany (zwłaszcza "urzędowo"), że coś na jego serwerze / forum / portalu / blogu może być "bezprawne" na ogół woli to usunąć z obawy przed ewentualną współodpowiedzialnością.
Ba, czasami sądy nawet i w takim przypadku uznają odpowiedzialność usługodawcy:
http://www.obserwatorium.org/index.php?option=com_content&view=article&i...
Projekt pod tym względem zmienia tylko w zasadzie dwie rzeczy:
- z jednej strony, wprowadza sformalizowane warunki, które musi spełnić "wiarygodna wiadomość o bezprawnym charakterze danych" (ale już nie "urzędowe zawiadomienie"); część donosów, niespełniających tych warunków, będzie mogła być w ten sposób odrzucana bez obawy, że ich nieuwzględnienie grozi odpowiedzialnością
- z drugiej strony, nakłada na usługodawcę dodatkowy obowiązek odpowiedzenia zgłaszającemu "wiarygodną wiadomość" w przypadku jej odrzucenia, i to z uzasadnieniem odmowy (choć za jego nieprzestrzeganie nie ma wyraźnej sankcji, a jego przestrzeganie wcale nie zwalnia usługodawcy z ewentualnej odpowiedzialności) oraz obowiązek odpowiedzi na ewentualny sprzeciw wniesiony przez usługobiorcę, któremu zablokowano treści (jeśli chodzi o sankcje i odpowiedzialność - jak wyżej).
Na szczęście w projekcie nie ma obowiązku blokowania treści, przeciwko którym zostały wszczęte kroki prawne, o czym pisałem w tekście "Procedury cenzury":
http://sierp.libertarianizm.pl/?p=604
http://blogmedia24.pl/node/48764
z zaleceniem "wyrzucenia do kosza" całego projektu. Nie wyrzucono do kosza, ale usunięto (jak na razie) najgorszą jego część.
Z drugiej strony, projekt nie wyłącza bynajmniej odpowiedzialności usługodawców stosujących się do procedury, w przypadku odblokowania przez nich "bezprawnych treści" w sytuacji otrzymania wiarygodnego sprzeciwu usługobiorców, o czym mówił (że zaproponuje Radzie Ministrów) minister Boni:
http://prawo.vagla.pl/node/9439
Najgorszą rzeczą w projekcie jest co innego - art. 14a pkt. 2, który pośrednio potwierdza odpowiedzialność za świadomie umieszczone LINKI prowadzące do bezprawnych treści:
"Nie ponosi odpowiedzialności za treść danych ten, kto publicznie udostępnia informacje,
pozwalające na zlokalizowanie konkretnych zasobów systemu teleinformatycznego, w
których te dane się znajdują, o ile nie wprowadził tych danych do sieci, ani ich nie
zmodyfikował oraz nie wie o ich bezprawnym charakterze lub związanej z nimi działalności,
a w razie otrzymania urzędowego zawiadomienia lub uzyskania wiarygodnej wiadomości o
bezprawnym charakterze danych, niezwłocznie uniemożliwi dostęp do informacji
pozwalających na ich zlokalizowanie."

avatar użytkownika kazef

3. Mają już gotową narrację

której użyją przedstawiając nowe przepisy internetowej społeczności.
Narrację już wypróbowaną w walce z tzw. kibolami.
Będą gadać, że nowe uregulowanie umożliwi im walkę z przestępczością, z łamaniem prawa, chamstwem itd. Bo widzicie-rozumicie, są internauci roztropni i powsciągający emocje, i są bezmyslne chamy i przestępcy.
Tych trzeba ścigać, tym trzeba zabronić.

Większośc to łyknie. Nei takie bzdury bezmyślnie łykają.

Ostatnio zmieniony przez kazef o pt., 04/11/2011 - 21:49.
avatar użytkownika Aleksander Ścios

4. Szanowna Pani Marylo,

Pewne działania są efektywne tylko w demokracji. Po czterech latach powinniśmy już wiedzieć, że formułowanie jakichkolwiek postulatów wobec tej władzy mija się celem.
Szczególnie w kwestiach cenzury czy walki z opozycją, które są kluczowe dla funkcjonowania obecnego układu.

Pozdrawiam Panią

avatar użytkownika Aleksander Ścios

5. sierp

Dziękuję Panu za obszerny i interesujący komentarz, choć pozwolę sobie nie zgodzić się z konkluzją.
Projekt wprowadza bowiem kluczowy termin "bezprawnych informacji" - nie podając przy tym jego definicji oraz wskazuje tryb, w jakim dokonuje się zablokowania niepożądanych treści.
Oczywiście, w noweli nie ma przepisu nakładającego na administratora obowiązek blokowania treści, nie ma jednak wątpliwości, że obawa przed współodpowiedzialnością za rozpowszechnianie "bezprawnych informacji" będzie dostatecznie mocnym argumentem.
Wkrótce zaś, pokazowe ukaranie kilku administratorów, którzy wyrazili sprzeciw wobec "zawiadomienia" decydenta sprawi, że każda interwencja będzie wprost zmierzała do blokady. Nie mam wątpliwości, że właściciel portalu prędzej przyzna rację decydentowi niż anonimowemu blogerowi.
Nie potrzeba zatem żadnych sankcji, by ustawa funkcjonowała zgodnie z intencjami grupy rządzącej.

avatar użytkownika Aleksander Ścios

6. kazef

Opisując działania Rosjan przed i po zamachu w Norwegii przypomniałem wystąpienie
redaktora naczelnego rosyjskiego czasopisma „Nacionalnaja oborona” Igora Korotczenko, który pouczał wówczas jakie kroki ma podjąć Europa wobec "nowego zagrożenia":

"Zrewidowane będzie ustawodawstwo dotyczące radykalnych osób i organizacji, wyrażających ekstremistyczne myśli i poglądy. Odpowiednio zaktywizowana zostanie praca związana ze skrajnie prawicowymi organizacjami. Wszystko to, jak można zakładać, uzyska kształty zmiany priorytetów w działalności służb specjalnych szeregu państw europejskich. Można zakładać, że na porządku dziennym znajdzie się kwestia ewentualnego utworzenia jednolitego europejskiego banku danych dotyczących organizacji ekstremistycznych oraz osób, mogących być uznanymi za nosicieli poglądów ekstremistycznych. Ponadto, w znacznie większym stopniu, niż dotychczas, będzie sprawdzany Internet i poczta elektroniczna. W sumie, system bezpieczeństwa w Europie - przy pozornym zachowaniu praw i swobód obywateli - zostanie usztywniony.”

Już w maju br. Rosja zaproponowała opracowanie specjalnej konwencji ONZ w sprawie walki z przestępczością cybernetyczną, ostrzegając, że internet, w tym portale społecznościowe i blogi, stały się miejscem rozpowszechniania „ideologii terrorystycznej, rekrutacji członków grup ekstremistycznych i przygotowania terrorystów-samobójców”. Zdaniem Rosjan „powstał taki kraj z miliardową ludnością – internet – gdzie nie ma prawa”. Zaproponowali więc służbom specjalnym NATO i Unii Europejskiej opracowanie wspólnej strategii działania wobec zagrożeń wynikających z wolnego Internetu.

To jest narracja, która stanie się wkrótce obowiązująca.

Pozdrawiam Pana

avatar użytkownika sierp

7. @ Aleksander Ścios

Owszem, w projekcie pojawia się niezdefiniowane pojęcie "bezprawnej informacji" lub inaczej "informacji o bezprawnych treściach", ale już w obecnie obowiązującej u.ś.u.d.e istnieje zbliżone, i również niezdefiniowane pojęcie "bezprawnego charakteru danych" używane w art. 14 tej ustawy, który to artykuł właśnie mówi o warunkach wyłączenia odpowiedzialności usługodawcy. Ten artykuł nie ulega zmianie.
Oczywiście, tak jak Pan napisał, najprawdopodobniej obawa przed współodpowiedzialnością za rozpowszechnianie "bezprawnych informacji" będzie dostatecznie mocnym argumentem na rzecz zablokowania informacji, na którą doniesiono. Jednak i obecnie ona jest takim argumentem - ponieważ wynika ona z artykułu 14 u.ś.u.d.e, który stanowi:
"Nie ponosi odpowiedzialności za przechowywane dane ten, kto udostępniając zasoby systemu teleinformatycznego w celu przechowywania danych przez usługobiorcę, nie wie o bezprawnym charakterze danych lub związanej z nimi działalności, a w razie otrzymania urzędowego zawiadomienia lub uzyskania wiarygodnej wiadomości o bezprawnym charakterze danych lub związanej z nimi działalności niezwłocznie uniemożliwi dostęp do tych danych."
Wyłączenie odpowiedzialności jest tu wyraźnie uzależnione od niezwłocznego uniemożliwienia dostępu do danych "o bezprawnym charakterze" po uzyskaniu "urzędowego zawiadomienia" lub "wiarygodnej wiadomości".
Ja to przećwiczyłem w praktyce już w 2007 r. na swojej ówczesnej stronie internetowej, którą administrator serwera zablokował na sugestię policji, że mogą znajdować się tam treści nielegalne i odblokował dopiero, gdy dostarczyłem mu postanowienie prokuratury o umorzeniu śledztwa.
Co więcej, tak jak napisałem podając link, niektóre orzeczenia sądów idą już w praktyce jeszcze dalej i uznają odpowiedzialność usługodawcy (w tym przypadku autora bloga za komentarze jego czytelników) nawet w przypadku, gdy po uzyskaniu "wiarygodnej wiadomości" uniemożliwił dostęp do danych uznanych za bezprawne.
Nie mówiąc już o próbach (Sikorski & Giertych) narzucenia tu prymatu prawa prasowego nad u.ś.u.d.e i traktowania wpisów na wszystkich forach, portalach czy blogach jak publikacji prasowych, za które odpowiedzialny jest wydawca.
Tak, że projekt zmian w u.ś.u.d.e w tej postaci nie idzie oczywiście tu w dobrym kierunku, ale też nic raczej nie psuje. Założenia wyglądały gorzej. Z tym, że może to jeszcze ulec zmianie na dalszych etapach prac, więc trzeba uważać.