TU MÓWI WARSZAWA I WSZYSTKIE ROZGŁOŚNIE POLSKIEGO RADIA
TU MÓWI WARSZAWA I WSZYSTKIE ROZGŁOŚNIE POLSKIEGO RADIA
12 MAJA 1935 ROKU ZMARŁ PIERWSZY MARSZAŁEK POLSKI JÓZEF PIŁSUDSKI
Polskie Radio Warszawa i wszystkie rozgłośnie Polskiego Radia 12 maja 1935 roku przekazały komunikat o śmierci Pierwszego Marszałka Polski Józefa Piłsudskiego, który zmarł w tym dniu o godz. 20 45 w Belwederze. Ogłoszona została żałoba narodowa
Na wiadomość o śmierci Marszałka Piłsudskiego prezydent RP Ignacy Mościcki wydał Orędzie do Narodu. Tuż przed 1 w nocy 13 maja 1935 roku udał się do Belwederu by oddać cześć zmarłemu Marszałkowi.
Prezydent Ignacy Mościcki powiedział wówczas:
„[…] Przedmiotem kultu narodowego nie może być tylko samo cierpienie. W drodze swej instynkt twórczy narodu znajduje ujście w apoteozie czynu i wielkości. Bez czci dla wielkości nie ma potęgi Państwa… Dzień 12 maja 1935 roku tragiczny dla Narodu i Państwa Polskiego okrył wszystkie serca polskie ciężką, nieutuloną żałobą. Odszedł od nas na zawsze, odszedł w chwili, kiedy najbardziej potrzebujemy Jego mądrej, troskliwej i wszystko przewidującej opieki. Największy na przełomie całej naszej historii człowiek, który z głębi dziejów minionych moc swego ducha czerpał i nadludzkim wytężeniem myśli i drogi przyszłość odgadywał[…]”.
Uroczystości pogrzebowe były ogromną manifestacją kultu Józefa Piłsudskiego, spotęgowanego jeszcze po jego śmierci. Ocenia się, że pogrzeb Józefa Piłsudskiego był prawdopodobnie największą tego typu uroczystością, jaka kiedykolwiek odbyła się w Polsce.
Nie należy zapominać, iż dwa polskie miasta Warszawa i Lwów zostały przez Naczelnika Państwa odznaczone Krzyżem Kawalerskim „Virtuti Militari”. 22 listopada 1920 roku Lwów jako pierwsze i jedyne w II RP miasto polskie zostało odznaczone Krzyżem Kawalerskim Orderu „Virtuti Militari”. Uroczystej dekoracji dokonał Naczelnik Państwa Marszałek Józef Piłsudski, który również odbierał defiladę na ul. Legionów we Lwowie. To najwyższe polskie odznaczenie wojskowe nadano bohaterskiemu miastu, które do dziś z dumą nosi dewizę "Semper Fidelis". Doceniono zarówno odwagę mieszkańców w czasie walk rozpoczętych w listopadzie 1918 roku o zachowanie polskości miasta, jak i jego późniejszy opór wobec natarcia Armii Czerwonej w 1920 roku.
W całej historii orderu, poza Lwowem, tylko jeszcze dwa inne miasta dostąpiły tego zaszczytu – Warszawa i Verdun. Oprócz tego, odznaczono również indywidualnie 162 lwowiaków. W tym dniu Piłsudski powiedział: "Tu codziennie walczyć trzeba było o nadzieję, codziennie walczyć o siłę wytrwania. Ludność starała się wojskiem, wojsko starało się ludnością. I kiedym ja, jako sędzia wojskowy dający nagrody, odznaczający ludzi, myślał nad kampanią pod Lwowem, to wielkie zasługi waszego miasta oceniłem tak, jak gdybym miał jednego zbiorowego żołnierza i ozdobił Lwów Krzyżem Orderu „Virtuti Militari”, tak że wy jesteście jedynym miastem w Polsce, które z mojej ręki, jako Naczelnego Wodza, za pracę wojenną, za wytrzymałość otrzymało order".
To co stanowiło drogę Marszałka Józefa Piłsudskiego do odzyskania Niepodległości Państwa Polskiego po 123 latach niewoli wpisało się trwale w karty historii naszego Narodu i Państwa.
W chwili pogromu mocarstw centralnych i powstałej na tym tle rewolucji, która zmiotła z powierzchni tron Hohenzollerów i szereg innych tronów niemieckich, panował na ziemiach polskich stan nieopisanego zamętu i tragicznej niepewności. W tych pamiętnych i doniosłych dla narodu wydarzeniach dni listopadowych 1918 roku wyłoniła się jutrzenka naszej Niepodległości. Polska była widownią chaotycznych i niepokojących wypadków politycznych i społecznych. Zewsząd groziły nam niebezpieczeństwa, horyzont zasnuty był ciężkimi, groźnymi chmurami.
Na ziemiach polskich panoszyła się jeszcze okupacja niemiecka i kraj zalany był obcym, zdemoralizowanym żołdactwem. Od wschodu zagrażała nam bolszewicka zawierucha, w Małopolsce Wschodniej palił się pożar wojny ukraińskiej, a bohaterski „Semper Fidelis” Lwów krwawił się w rozpaczliwej walce o swą polskość i przynależność do Macierzy. Na zachodnich krańcach Polski wyciągali Czesi drapieżne ręce po Cieszyn, a Wielkopolska i Śląsk uginały się w dalszym ciągu pod nienawistnym jarzmem pruskim. Kraj cały, zniszczony wojną, leżał w ruinie, ludność była do ostatecznych granic wyczerpana. Nędza i rozpacz wyzierały ze wszystkich kątów. Brak było wszystkiego; pieniędzy, żywności, opału, taboru kolejowego, jak również broni, amunicji i sprzętu wojennego. Kraj był nie tylko zrujnowany, ale i bezbronny. A przecież groził nam przemarsz znajdującej się na froncie wschodnim około trzystutysięcznej armii niemieckiej, znakomicie uzbrojonej i wyekwipowanej, której mogliśmy byli przeciwstawić zaledwie szczupłą garść niejednolitego wojska. Sytuacja przedstawiała się więc naprawdę tragicznie. Niepewność jutra, jak kamień młyński, zaciążyła nad Polską w tych historycznych dniach przełomowych. A grozę położenia powiększał jeszcze chaos rozpętanych namiętności politycznych. W Zagłębiu Dąbrowskim wrzał ferment komunistyczny, oddziały czerwonej gwardii strzelały w Ząbkowicach do przejeżdżających pociągów. W samej Warszawie czaiła się na przedmieściach hydra anarchii bolszewickiej, gotowa do skoku. Ferment komunistyczny podsycały masy bezrobotnych, których było około pół miliona.
Polska w listopadzie 1918 roku była jednym wielkim kłębowiskiem wzburzonych namiętności społecznych i politycznych. Najskrajniejszy radykalizm i najbezwzględniejsza demagogia walczyły ze sobą o palmę pierwszeństwa w wysuwaniu najjaskrawszych haseł i programów odbudowy Polski na nowych podstawach. Bo znajdowali się i tacy, którzy za najważniejsze zadanie w tej doniosłej chwili dziejowej uważali zawieszenie na Zamku Królewskim czerwonego sztandaru. Byli inni, których główną troską było zdjęcie korony z głowy Orła Białego. Tylko władzy nie było. Urzędowała wprawdzie jeszcze w Warszawie utworzona przez okupantów Rada Regencyjna, złożona z arcybiskupa, księcia i bogatego szlachcica, ale nie miała żadnego znaczenia i wpływu. Ciążyło na niej jej pochodzenie z nominacji niemieckich i austro-węgierskich władz okupacyjnych, na podstawie nadanego przez te władze patentu w sprawie władzy państwowej w Królestwie Polskim z 12 września 1917 roku. Objęła urząd 27 października tegoż roku. Ciążyła na niej jeszcze silniej własna niemoc i bezradność. Przy tym miała groźną rywalkę w powołanym do życia w dniu 7 listopada 1917 roku przez żywioły radykalne „Tymczasowym Rządzie Ludowym Republiki Polskiej”, który rezydował w Lublinie i miał charakter skrajnie radykalny. Jednym słowem panował straszliwy chaos; władza, jak słusznie mówiono, „leżała na ulicy”.
Gdy działo się to wszystko, pędził do Warszawy pociągiem Józef Piłsudski, jedyny człowiek, który w tym wielkim momencie historycznym miał wszelkie dane ku temu, aby stać się ośrodkiem władzy w panującym ogólnym rozprężeniu i chaosie.
Przybył on do Warszawy mglistym i dżdżystym porankiem 10 listopada 1918 roku – a była to niedziela – w kilka godzin po opuszczeniu stolicy odradzającej się Polski przez generał-gubernatora Hansa Hartwiga von Beselera, który pod osłoną nocy wyjechał ze swoim sztabem do Niemiec. Wiadomość o przyjeździe do Warszawy Wodza Legionów rozeszła się błyskawicznie. Na dworcu i przed dworcem zgromadziły się zastępy ludzi celem powitania Komendanta wracającego z więzienia w Magdeburgu. Przybył również przedstawiciel Rady Regencyjnej, ks. Zdzisław Lubomirski, który odwiózł następnie Piłsudskiego do swojego pałacu, gdzie odbył z nim dłuższą konferencję. Była to pierwsza czynność oficjalna Józefa Piłsudskiego po przyjeździe do Warszawy. Za nią poszły niezliczone inne. Jakkolwiek zmęczony, Piłsudski nie pomyślał nawet w tym dniu o wypoczynku. Zamieszkawszy chwilowo w pensjonacie przy ul. Moniuszki, do późnej nocy bez przerwy przyjmował najrozmaitsze delegacje i prowadził konferencje. Jednocześnie rozpoczęły się w Warszawie pierwsze starcia z okupantami i pierwsze wypadki rozbrojenia Niemców. Na tych pracach i wydarzeniach zakończył się pierwszy dzień pobytu Piłsudskiego w Warszawie po powrocie z Magdeburga i zaświtał pamiętny na zawsze w dziejach naszej państwowości, Dzień Wyzwolenia 11 listopada 1918 roku. Ów dzień, wielki, promienny, wymarzony w snach czterech pokoleń, wypieszczony gorącą myślą całego narodu i okupiony całym morzem łez i krwi, dzień ostatecznego wyzwolenia Polski z więzów niewoli, dzień, w którym Polska powstała, aby zacząć żyć na nowo życiem własnym, samodzielnym, życiem w słońcu i chwale Wolności i Niepodległości. Ten niezapomniany dzień 11 listopada 1918 roku, to święto naszego zmartwychwstania, dzień naszego odrodzenia jako Narodu i Państwa, wyniesiony do godności Święta Państwowego. Od tego dnia datuje się bowiem historia Niepodległego Państwa Polskiego związana nierozłącznie z Pierwszym Marszałkiem Polski Józefem Piłsudskim. W ogóle z chwilą przybycia Piłsudskiego do Warszawy nastąpił zasadniczy zwrot w dotychczasowym groźnym położeniu w którym znajdowała się Polska. Jeżeli władza leżała dotąd „na ulicy”, to teraz pojawił się człowiek, w którego ręce naród mógł ją złożyć z całą wiarą i zaufaniem. Zrozumiała to Rada Regencyjna, przedstawicielka najbardziej zachowawczej części społeczeństwa, która w tym właśnie dniu przekazała Józefowi Piłsudskiemu władzę wojskową i naczelne dowództwo polskich sił zbrojnych, a w trzy dni później, „kierując się dobrem Ojczyzny”, jak zaznaczyła w swoim orędziu, także zwierzchnią władzę państwową, a sama się rozwiązała i ustąpiła. Rozwiązał się również samorzutnie „Tymczasowy Rząd Ludowy Republiki Polskiej” w Lublinie i poddał się dobrowolnie władzy Piłsudskiego.
Ale nie tylko naród uznał w Piłsudskim swojego zwierzchnika i wodza. Również okupanci, których stanowisko było w najwyższym stopniu niepewne, zorientowali się i zrozumieli, że w Polsce zmieniła się zupełnie sytuacja, że przybył ktoś, za kim stoi cały naród, który ma pełną władzę i siłę do jej wykonywania. Jeszcze tego samego dnia, w którym Piłsudski przyjechał do Warszawy zgłosili się do niego przedstawiciele Rady Żołnierskiej tzw. „Soldatenratu”, która objęła władzę nad załogami okupacyjnymi, z oświadczeniem, że wojska niemieckie opuszczą Warszawę dobrowolnie, bez walki, o ile Piłsudski zaręczy im spokojny wyjazd do kraju.
Ważnym sukcesem było również przyjęcie przez Komendę tzw. „Ober-Ost (Armii Wschodniej) żądania Piłsudskiego co do ewakuacji Ukrainy z ominięciem Królestwa linią kolejową Kowel-Brześć-Białystok. Uniknięto w ten sposób dzięki konsekwencji Piłsudskiego nieobliczalnych konsekwencji, które mógł pociągnąć za sobą przemarsz wielkiej, liczącej przeszło 200 tysięcy żołnierzy armii niemieckiej frontu wschodniego. Po ostateczny uwolnieniu Warszawy, skąd ostatni transport z Niemcami odjechał 19 listopada 1918 roku, a jednocześnie całego kraju od zmory armii okupacyjnej, rozpoczęła się pod kierunkiem Piłsudskiego praca nad wznoszeniem zrębów wskrzeszonej państwowości polskiej. Ale autorytet Piłsudskiego opanował piętrzące się trudności. Trzeba było budować wszystko od samych podstaw – własną administrację, skarb, życie gospodarcze, wojsko; trzeba było jednocześnie zaprowadzić porządek w chaotycznych stosunkach politycznych. Charakteryzują najwymowniej te stosunki słowa Piłsudskiego:
„[…]Dziki chaos, w który wpadłem po powrocie z Magdeburga, chaos sądów, myśli, zdań, ugrupowań, dziki chaos, niemożliwy nawet do ułożenia w jakąkolwiek łamigłówkę, dzika rozbieżność – były tak wielkie, tak olbrzymie, że uważam to za jeden z cudów, iż mogłem z tego chaosu wyprowadzić Państwo na jakąś ścieżkę…rozmawiałem z setkami osób, z przedstawicielami rozmaitych ziem, organizacji, stowarzyszeń, interesów…każdy mówił, że jest całym narodem, każdy chciał swojego rządu, każdy groził, że innego rządu nie słucha[…]”.
Istniało zatem niebezpieczeństwo, że wśród tych anarchicznych nastrojów Polska padnie ofiarą tego molocha, który pochłonął już Ukrainę, Białoruś i Gruzję. A niebezpieczeństwo takie istniało i było bardzo poważne. Że jednak ominęło szczęśliwie Polskę, a pożar rewolucji bolszewickiej osmalił ją tylko, lecz jej nie spalił, jest to jedna z wielkich zasług polityki Józefa Piłsudskiego. Do utworzenia pierwszego rządu polskiego powołał Piłsudski Ignacego Daszyńskiego, po którym w kilka dni później stanowisko premiera objął Jędrzej Moraczewski, pseudonim „E. K. Pomorski”, „Edward” (ur. 13 stycznia 1870 roku w Trzemesznie k. Gniezna w Wielkopolsce, zm. 5 sierpnia 1944 w Sulejówku) – polski inżynier kolejowy, absolwent Politechniki Lwowskiej , kapitan saperów Legionów, działacz związkowy, polityk i publicysta. Następcą Jędrzeja Moraczewskiego został Ignacy Jan Paderewski, pełniący równocześnie funkcję ministra spraw zagranicznych, Kawaler Orderu Orła Białego i francuskiej Legii Honorowej.
Tak więc w nieprawdopodobnym, krótkim czasie, w przeciągu zaledwie dwóch tygodni od objęcia władzy przez Piłsudskiego, rzucone zostały podwaliny pod ustrój państwowy wskrzeszonej Polski. Piłsudski jednoczył w swojej osobie obowiązki Naczelnika Państwa, odpowiedzialne obowiązki Wodza Naczelnego, organizatora Armii Polskiej. Tę armię dla obrony kraju od wrogów zewnętrznych i wewnętrznych należało dopiero tworzyć. Zbrojne ręce wrogowie wyciągali po ziemie polskie. Armię polską trzeba było uzbroić i wyposażyć w odpowiednie środki. Na szczęście, podstawa do stworzenia armii istniała gotowa. Były nią zastępy dawnych żołnierzy legionowych i kadry Polskiej Organizacji Wojskowej (P.O.W). Na nich, wypróbowanych zastępach żołnierzy oparł Józef Piłsudski organizację armii odrodzonego państwa polskiego. I tu znów okazało się czym dla Polski był Czyn 6 sierpnia 1914 roku, czym powstałe z niego Legiony! http://owsinski.nowyekran.pl/post/70410,6-sierpnia-1914-rok-wymarsz-i-kompanii-kadrowej
Dzięki temu, że mieliśmy te gotowe kadry na których oparła się organizacja tworzącej się stopniowo wielkiej armii, można było zorganizować odsiecz dla Lwowa, podjąć skuteczną kampanię na terenie Małopolski Wschodniej; można było wysłać niezbędne siły na Śląsk Cieszyński do walki z najazdem czeskim; można było w niedługi czas później oswobodzić Kresy Południowo – Wschodnie.
A w jakich ciężkich i trudnych warunkach dokonywało się tworzenie tej polskiej armii, poucza o tym rozkaz Naczelnego Wodza z dnia 14 lutego 1919 roku:
„Korzystając z popłochu wśród okupantów zdołano zagarnąć dość znaczną ilość broni, amunicji, mundurów i materiału wojennego. Zdobytym materiałem trzeba było z szybkością formować, uzbrajać i ćwiczyć jednostki bojowe, powstające z oficerów i szeregowców z rozmaitych wojsk i ochotników, a więc z pierwiastków niejednolitych. Napad Ukraińców na Lwów, zagrożenie Chełmszczyzny, niejasna sytuacja, a później wojna z Czechami, zbliżanie się bolszewików przez Litwę, konieczność obserwacji wszystkich granic – zmuszały Naczelne Dowództwo do rzucania sił na zagrożone punkty, bez odpowiedniego ekwipunku, którego kraj, zubożały wojną, dostarczyć nie mógł. I bez koniecznych uzupełnień w ludziach. W tych warunkach nie można było sformować wyższych jednostek taktycznych, bo ciągłe naprężenie na froncie bojowym i niedostateczna ilość żołnierzy nie pozwalały tworzyć silniejszych rezerw. Dowództwo było zmuszone naprędce formować jednostki, pomimo braków wyćwiczenia, wyekwipowania, umundurowania, nawet z niedostateczną bielizną, posyłać na front…”.
Jak przewidującym był Piłsudski, dążąc wszelkimi siłami do stworzenia w jak najkrótszym czasie możliwie najsilniejszej armii okazało się wiosną 1919 roku, kiedy nad wskrzeszoną dopiero Polską zawisła groźba bolszewickiego zalewu. Bowiem za ustępującą z dawnego frontu rosyjskiego armią niemiecką posuwały się ku ziemiom polskim liczne i silne dywizje Czerwonej Armii. Podjęta przez bolszewików akcja wojskowa miała na celu rozpalenie pożogi rewolucyjnej na Zachodzie, a przede wszystkim podanie ręki rewolucji w Niemczech. Droga prowadziła przez Polskę, którą kierownictwo Czerwonej Armii spodziewało się zmiażdżyć jednym uderzeniem. W lutym wojska sowieckie stanęły już nad Szczarą, zajęły Wilno i przez Polesie sięgały linii Bugu.
W kraju nie zdawano sobie sprawy z grożącego niebezpieczeństwa, rozumiał je natomiast i trafnie ocenił Piłsudski. Równocześnie na Zachodzie formowano paragrafy traktatu pokojowego i wrogie Polsce czynniki napierały, aby Polskę zamknąć jedynie w granicach obszaru od Warty do Bugu i Narwi. Wobec stanu wytworzonego przez akcję sowiecką na Wschodzie, łatwo więc mogła zapaść decyzja, przesądzająca granice wschodnie państwa polskiego, według dyktanda przedstawicieli emigracji rosyjskiej, a wówczas olbrzymi szmat ziemi polskiej z Wilnem i Grodnem byłby dla Polski stracony na zawsze. Do takich możliwości Piłsudski nie chciał dopuścić, wbrew sprzeciwowi z jakim się spotkał w kołach sejmowych, wbrew również koalicji zachodniej, w której imieniu poseł francuski domagał się, aby obszary za Bugiem pozostały przy Rosji.
I rozpoczęła się nowa epopeja czynów oręża polskiego pod wodzą Piłsudskiego. Stworzona przez niego i nieustannie się organizująca armia polska, rosnąc z każdym dniem w siły materialne i w siłę duchową dołączyła nowe laury do wieńca polskiej chwały wojennej. Krocząc od zwycięstwa do zwycięstwa armia polska zdobyła 12 kwietnia 1919 roku Lidę, a w tydzień później oswobodziła Wilno, następnie Grodno, aby w dalszych zwycięskich walkach nad Armią Czerwoną zająć Mińsk, sforsować linię Dźwiny i po przeprawieniu się przez Berezynę opanować Bobrujsk i Borysów i zakończyć swą ofensywę wspólnie z wojskami łotewskimi zdobyciem miasta i twierdzy Dyneburga. A jednocześnie z tą ofensywą, w wyniku zwycięskich operacji wojennych na froncie południowym wojska polskie zajęły Wołyń, oraz dokonały oswobodzenia Lwowa i Małopolski Wschodniej od inwazji ukraińskiej, biorąc we władanie odrodzonego państwa polskiego cały obszar po Zbrucz. Nie poprzestał Piłsudski na tych zwycięstwach. Gdy rokowania pokojowe z Sowietami, które chciały tylko w ten sposób zyskać na czasie, a równocześnie umacniały swoją armię i przygotowywały się forsownie do decydującego uderzenia, rozchwiały się, Piłsudski uprzedzając ofensywę bolszewicką i chcąc ją udaremnić, przeprowadził śmiały w założeniu, a głęboko przemyślany politycznie plan uderzenia na Ukrainę i wyzwolenia jej z rosyjskiej niewoli.
Jak stwierdza Ignacy Daszyński w swojej pracy „Wielki człowiek w Polsce” poświęconej Piłsudskiemu: „było to wcielenie ogromnej myśli politycznej, był to, w razie powodzenia, straszny cios w imperializm rosyjski, uważający Ukrainę za swoją zdobycz od trzech wieków, cios w panowanie Rosji nad Morzem Czarnym, cios w cały ekonomiczny ustrój państwa rosyjskiego, białych, czy czerwonych carów”.
Podjęta 25 kwietnia 1920 roku pod osobistym kierunkiem Piłsudskiego ofensywa ukraińska przysporzyła orężowi polskiemu nowych laurów. W przeciągu zaledwie dwóch tygodni armia polska, liczebnie niewielka, walcząc pod okiem Naczelnego Wodza, przemierzyła ogromną połać kraju od Zbrucza pod Dniepr i rozgromiwszy doszczętnie wojska sowieckie 8 maja zajęła Kijów.
Po dniach triumfów przyszły jednak wkrótce dni klęski. Oto po zajęciu przez wojska polskie Kijowa, dywizje sowieckie zgrupowane na froncie północnym, przeszły nagle do ofensywy. Wprawdzie uderzenie to zostało odparowane i nieprzyjaciela zatrzymano na miejscu, ale kosztem osłabienia frontu polskiego na Ukrainie. Skorzystało z tego dowództwo Czerwonej Armii i rzuciło na oddziały polskie znajdujące się na Ukrainie cztery dywizje armii konnej pod wodzą Budionnego, którym udało się przebić tyły polskie. Nieuniknionym następstwem był odwrót wojsk polskich z Ukrainy. I nagle 4 lipca zgromadzone na tym froncie w ogromnej liczbie wojska sowieckie podjęły gwałtowną ofensywę pod hasłami: „Na Wilno, Mińsk, Warszawę”, aby, jak głosił rozkaz dowódcy Czerwonej Armii Tuchaczewskiego: „przez trupa do Polski”, zdobyć „drogę do wszechświatowego pożaru rewolucji”.
Czuwał jednak w tych dniach klęski i grozy Wódz Naczelny. W najkrytyczniejszym momencie gdy wróg zbliżał się do bram stolicy, wieczorem 5 sierpnia i w nocy 6 sierpnia jak sam stwierdza, „przepracował siebie samego dla wydobycia decyzji”. Pisał o tym później w swojej książce „Rok 1920”: „[…] Nad całą Warszawą wisiała zmora mędrkowania, bezsilności i rozumkowania tchórzy. Jaskrawym tego dowodem była wysłana delegacja z błaganiem o pokój. Warszawę skazywałem z góry na pasywną rolę, na wytrzymanie nacisku, który szedł za nią. Lecz wtedy z pasywną rola nie chciałem wiązać ogromnej większości swoich sił. Gdy znowu myślałem o zmniejszeniu obsady pasywnej, to bać się zaczynałem o to, czy Warszawa wytrzyma i czy sam fakt wymarszu jakiejś części wojska, już do niej wciągniętej, nie wywoła zmniejszenia słabych sił moralnych i braku zaufania do możliwości obrony… Zestawiwszy po kilka razy próby rachunku, zdecydowałem: wycofać ku południowi większą część 4-tej armii i zaryzykować osłonę południową, wyciągając z niej dwie dywizje, które uważałem za najlepsze – 1 i 3 legionową…Jako miejsce koncentracji zostały wybrane „okolice, przykryte względnie szeroką rzeką Wieprz, z oparciem lewego skrzydła o Dęblin i przykryciem w ten sposób mostów zarówno przez Wisłę, jak i przez Wieprz[…]”.
„Uśmiecha mi się zresztą ta myśl skądinąd – pisze – by w czasie decydującej operacji nie być stałym obiektem nacisku mędrkującej trwogi i rozumkującej bezsilności”.
Wspaniały w swej koncepcji plan Bitwy Warszawskiej został uwieńczony sukcesem, który wywołał zdumienie i podziw w całym świecie.
Tak oto Polska ocaliła siebie i Europę przed klęską "Widma krążącego po Europie, widma komunizmu", deklaracji programowej Związku Komunistów (niemieckiej partii komunistycznej) napisanej przez Karola Marksa i Fryderyka Engelsa na przełomie lat 1847 i 1848 i ogłoszona w lutym 1848 w Londynie.
Edgar Vincent, wicehrabia D'Abernon (ur. 19 sierpnia 1857, zm. 1 listopada 1941) – brytyjski polityk, dyplomata, pisarz, Bitwę Warszawską („Pod Warszawą 1920 roku”) ocenił jako „ osiemnastą decydującą bitwę w dziejach świata” W swojej książce „ Osiemnasta decydująca bitwa w dziejach świata” rok wydania 1932 napisał m.in.:
„[…]współczesna historia cywilizacji zna mało wydarzeń, posiadających znaczenie większe od bitwy pod Warszawą w roku 1920. Nie zna zaś ani jednego, które byłoby mniej doceniane…Gdyby bitwa pod Warszawą skończyła się zwycięstwem bolszewików, nastąpiłby punkt zwrotny w dziejach Europy, nie ulega bowiem najmniejszej wątpliwości, iż z upadkiem Warszawy środkowa Europa stanęła by otworem dla propagandy komunistycznej i dla sowieckiej inwazji…w wielu sytuacjach historycznych Polska była przedmurzem Europy przeciw inwazji azjatyckiej…w żadnym momencie zasługi, położone przez Polskę nie były większe, w żadnym wypadku niebezpieczeństwo nie było groźniejsze… …zwycięstwo zostało osiągnięte dzięki strategicznemu geniuszowi jednego człowieka i dzięki przeprowadzeniu przez niego akcji tak niebezpiecznej, że wymagała ona nie tylko talentu, ale i bohaterstwa(…)”.
A szef francuskiej misji dyplomatycznej Jusserand, który również w 1920 roku przebywał w Warszawie jako obserwator z ramienia swojego rządu powiedział: „ wróg Polski był wrogiem wszystkich krajów cywilizowanych. Zagrożony był ład społeczny, a niebezpieczeństwo zawisło nad porządkiem politycznym, ustalonym przez Traktat Wersalski.
Tylko pewne czynniki polityczne w Polsce, te same, które stale podkopywały ruch niepodległościowy, wskrzeszony i kierowany przez Piłsudskiego nie chciały uznać jego zasług. Żywiołowa nienawiść partyjna do Wodza wyzwolonej z niewoli Polski podyktowała im pomysł…wypaczenia prawdy, sfałszowania wyroku historii. Zbawcą Polski chcieli uczynić Francuza, generała Weyganda, pomimo, że obrona Warszawy została przeprowadzona wbrew planowi i radom tego, dobrego zresztą, przyjaciela Polski, który sam stwierdził publicznie jak było naprawdę. Generał Weygand doradzał zrezygnować z obrony Lwowa i użyć ściągnięte stamtąd siły do obrony Warszawy.
Wrogowie osobiści i polityczni Józefa Piłsudskiego urządzili manifestację na dziedzińcu pałacu Krasińskich w Warszawie na którym ustawiono parę tuzinów kobiet z arystokracji, a gdy pojawił się generał Weygand, na dany znak przez reżyserów smutnej komedii zgromadzone kobiety padły na kolana i całowały ręce „zwycięzcy”. Równocześnie na zebraniu politycznym przemawiał jeden z dygnitarzy kościelnych, piętnując Piłsudskiego jako „podłego tchórza i zdrajcę”. Posunięto się nawet do kolportowania wiadomości, iż adiutant Piłsudskiego z jego polecenia porozumiał się z bolszewikami po drucie przeciągniętym z Belwederu do podziemi soboru na placu Saskim.
Wrogowie jawni i ukryci czynili co mogli i jak mogli, aby utrudnić mu pracę.
Mówił Piłsudski:
„Był cień, który biegł koło mnie. Czy na polu bitwy, czy w spokojnej pracy, cień ten ścigał mnie i prześladował. Zapluty, potworny karzeł na krzywych nóżkach, wypluwający swoją brudną duszę, opluwający mnie zewsząd, nie szczędzący niczego, co szczędzić trzeba: rodziny, stosunków, bliskich mi ludzi, śledzący moje kroki, przekształcający moja myśl – ten potworny karzeł pełzał za mną, ubrany w chorągiewki różnych kolorów, to obcego, to swojego państwa, krzyczący frazesy, wymyślające jakieś historie – ten karzeł był moim nieodstępnym towarzyszem doli i niedoli, szczęścia i nieszczęścia, zwycięstwa i klęski…A plucie to chrzczono wysokimi słowami, wysokimi hasłami. Była to praca tzw. narodowa – patriotyczna”.
A tymczasem cień biegł koło niego, to wyprzedzał go, to zostawał w tyle. Zaczęły się piekielne harce „zaplutego potwornego karła na krzywych nóżkach, wypluwającego swoją brudną duszę”, a wraz z nią „jakieś niesłychane historie”. „W przeciągu pięciu lat prawie – mówił Piłsudski- musiałem żyć w otoczeniu najrozmaitszych potwornych baśni, najrozmaitszych legend, najrozmaitszych, śmiesznych nieraz opowiadań, które mnie się tyczyły”. Bo czego to o nim nie opowiadano?
„Reprezentant narodu, wybrany przez wszystkich, reprezentujący wszystkich – kradnie! Reprezentant zdradza kraj, w czasie wojny umawia się z nieprzyjacielem! Naczelny Wódz, prowadzący wojnę jest zdrajcą! Gdzie na niego kara? Czy jest próba usunięcia go? Czy jest próba zrobienia go odpowiedzialnym za te wszystkie zbrodnie? Nie ma! Idzie tylko o plucie, idzie tylko o kał wewnętrzny, którego pełna musiała być dusza, jeżeli na te rzeczy się zdobyła…Potworny karzeł, wylęgły z bagien rodzinnych…Gdzie indziej w stosunku do reprezentantów państwa, nawet gdy są nieuczciwi, ukrywa się to, czyni się wysiłki, by na reprezentancie plamy nie było, by błyszczał jak tarcza. Gdzie indziej wódz naczelny, który zwyciężył jest czczony, spotykają go honory i zaszczyty, bo przecież on państwo wyratował, przecież on ocalił od nieszczęścia wszystkich. U nas inaczej. Wódz ma iść w błoto i tylko, gdy dostatecznie błota się napije, ma być godnym Polski”.
„Szanuję swoją historię, szanują ją dla siebie, szanuję ją dla dzieci, szanuję dla przyszłych historyków, którzy by także mi w twarz napluli, gdybym razem z potwornymi karłami, którzy mnie obniżyć chcieli, pracował…Jeżeli Polska w pierwszym okresie zdobyła się na naprawę Rzeczypospolitej, to potem powoli od naprawy do starych narowów powrót się zaczął…wielkich wysiłków pracy trzeba, aby Polskę na drogę naprawy wypchnąć…” Historyczne to przemówienie wygłosił Piłsudski w kilka dni po uchwale Sejmu z 28 czerwca 1923 roku która brzmiała: „Józef Piłsudski jako Naczelnik Państwa i Naczelny Wódz zasłużył się Narodowi”. Wraz z nadaniem Piłsudskiemu na kilka tygodni przedtem 14 maja 1923 roku, Krzyża Wielkiego Orderu „Virtuti Militari” za zwycięską wojnę z bolszewikami, był to pierwszy oficjalny wyraz publicznego uznania jego zasług przez najwyższe władze niepodległego Państwa Polskiego. Tytuł Pierwszego Marszałka Polski nadały Piłsudskiemu delegacje pułków całej Armii po zwycięskiej ofensywie na Kijów. Przed Piłsudskim miał tytuł Marszałka, jako najwyższą godność wojskową, Książę Józef Poniatowski, który otrzymał go od cesarza Napoleona.
Opracowanie Aleksander Szumański - tekst drukowany w „Warszawskiej Gazecie” 9 listopada 2012 r.
Literatura, opracowania, źródła cytatów:
„Głos Polski” Toronto,
"Radio Pomost" Arizona
Henryk Cepnik „Józef Piłsudski twórca niepodległego Państwa Polskiego”, Warszawa 1935 r.
- aleksander szumanski - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
napisz pierwszy komentarz