Wielki powrót wielkiego wygnańca
Wielki powrót wielkiego wygnańca
Gdy wpisuję w wyszukiwarce Google „wygnaniec”, pokazują się liczne informacje o Zygmuncie Baumanie, a to ze względu na ukazanie się niedawno na rynku księgarskim książki „Wygnaniec” Artura Domosławskiego.
Tak został określony jeden z instalatorów systemu komunistycznego w Polsce, oficer Informacji Wojskowej, polujący na żołnierzy podziemia niepodległościowego, a następnie robiący karierę naukową na Uniwersytecie Warszawskim. Po Marcu ’68, jak wielu instalatorów komunizmu, stracił co prawda pozycję na UW, ale uniknął odpowiedzialności za swoje czyny i zyskał możliwość pracy naukowej w tzw. wolnym świecie. W wolnej Polsce powracał do kraju i nie był szykanowany, stąd uznanie go za wygnańca może budzić sprzeciw, mimo dużej liczby rekordów na Google.
Taki status, i to zasadny, zachowany do dziś, ma pierworodny syn Bolesława Krzywoustego Władysław II Wygnaniec, który po porażkach w walce o dominację w Polsce piastowskiej pozostawał do końca życia na wygnaniu.
Takiego statusu na Google nie ma Jan Czochralski, wybitny, światowej sławy przedwojenny naukowiec i odkrywca, zwany ojcem elektroniki, po wojnie wygnany z Politechniki Warszawskiej, po fałszywym oskarżeniu o kolaborację z Niemcami.
Nie miał dyplomów, klasycznego wykształcenia uniwersyteckiego, ale był geniuszem i ten geniusz wykorzystał, najpierw pracując w Niemczech, a następnie sprowadzony przez prezydenta Mościckiego w Niepodległej Polsce. Był potrzebny w kraju. Mógł robić karierę u Henry’ego Forda, ale wybrał biedną Polskę i dla niej pracował na Politechnice Warszawskiej, jako profesor ze względu na swoje osiągnięcia.
W dzisiejszej Polsce bez dyplomów nie miałby żadnych szans na karierę akademicką, gdy miernoty z dyplomami mają nie tylko szanse, ale osiągają nawet szczyty akademickiej hierarchii. Jan Czochralski był bogatym człowiekiem dzięki swoim wynalazkom, wspierał studentów stypendiami, współfinansował wykopaliska w Biskupinie.
Podczas okupacji, za zgodą władz podziemnych AK, miał możliwość pracy „u Niemców”, dzięki czemu dawał schronienie konspiratorom, ratował przedwojenne wyposażenie uczelni, współpracował z podziemiem przy analizie części rakiet V1 i V2.
Po wojnie aresztowany za rzekomą współpracę z okupantem spędził pół roku w areszcie w Piotrkowie Trybunalskim, ale został uniewinniony przez prokuraturę. Mimo to, przez władze Politechniki Warszawskiej przestał być uważany za profesora, stracił stanowisko i tytuł doktora honoris causa.
Został wypędzony z uczelni i resztę życia spędził w rodzinnej Kcyni, zajmując się produkcją pasty do butów i płynu do trwałej ondulacji. Prześladowany przez UB, zmarł po rewizji na zawał serca i spoczywał w grobie bez nazwiska, całkiem wymazany z polskiej przestrzeni publicznej jako ojciec światowej elektroniki.
Przez lata mało kto wiedział, jakiego geniusza miała Polska. Nawet na konferencjach naukowych nie można było wygłosić referatu o jego odkryciach („zasługa” m.in. prof. Włodzimierza Trzebiatowskiego, budowniczego Polski Ludowej) ani publikować życiorysu. Subkultura wymazywania działała perfekcyjnie. Przez lata III RP sytuacja wygnanego – także z pamięci – niewiele się zmieniła, a dużą rolę w tym odegrał współtwórca Solidarności na PW dr Zygmunt Trzaska-Durski.
Jak zwykle, w środowisku akademickim animozje personalne i konflikty nakładają się na politykę kadrową i „pamięciową”, nawet przez kolejne pokolenia.
Dopiero po śmierci opozycjonisty, zmianie klimatu środowiskowego i politycznego, podjęto wyjaśnienie sprawy wygnańca, co skutkowało odnalezieniem dowodów na współpracę Czochralskiego z AK i jego rehabilitacją przez władze PW. Właściwie to władze PW siebie tym aktem zrehabilitowały, po 66 latach podtrzymywania swoich nieuzasadnionych i szkodliwych dla nauki oskarżeń. Gdyby nie został wygnany, Polska mogłaby mieć drugiego naukowego noblistę.
10 lat temu, w czerwcu 2011 roku, nastąpił wielki powrót wielkiego wygnańca – niestety dopiero pośmiertny – na Politechniką Warszawską i do pamięci Polaków. Sejm RP przyjął uchwałę w sprawie ustanowienia roku 2013 Rokiem Jana Czochralskiego.
Od tego czasu odbywają się sesje poświęcone jego dokonaniom, szkoły przyjmują go za swego patrona, IPN popularyzuje sylwetkę i osiągnięcia Jana Czochralskiego wśród gigantów nauki.
Trzeba mieć jednak na uwadze, że nie wszystkie uczelnie są zdolne do weryfikowania swoich czynów, zakłamują swoją historię, wymazują tak ludzi, jak i fakty, niszczą/zamykają archiwa, aby tylko prawda nie wyszła na światło dzienne.
A prawda sama się nie obroni, wygnańcy sami nie wrócą do pamięci
Tekst opublikowany w tygodniku Gazeta Polska 16 czerwca 2021
- Józef Wieczorek - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
napisz pierwszy komentarz