Dwie sceny z podrozy
Wakacje mijaja i nadszedl czas powrotow. No to i ja, podroznik w sensie ograniczonym, udalem sie dnia wczorajszego na lotnislo Pearson w Toronto, a dokladniej, w Mississsaudze, by odebrac czesc mojej rodziny wracajacej z zza dlugich, trzytygodniowych wakacji w Tajlandii. Ta Tajlandia to tak naprade - znany nam Syjam. Sa tam swiatynie buddyjskie oraz sanktuaria sloni. Sa o polowe mniejsze od afrykanskich. Pewnie, ze rodzinka nasycila je roznymi bananami itd. Tego wymagal turystyczny rytual i porywy serca.
Na lotnisku Pearson samolot z Taipei wyladowal o 21:20, czyli 20 minut wczesniej niz oczekiwano. Sznur pasazerek szedl nieustannie, nawet piekne stewardessy przedefilowaly. Rodzinka nadal czekala na bagaze. Trwalo to z godzine. jak mjuz dostali bagaze. to wypadli przed terminal. My zas czekalismy wewnatrz, bo znalazlem mistrzowsko miejsce w garazu. Tak czy inaczej, po dogadaniu sie kto jest gdzie, udalismy sie w kierunku lotniskowych garazy. Zblizala sie polnoc i bylo pustawo.
Nasza gromadka ze mna w srodku, podenerwowanym, ze tak mozna spieprzyc prosty proces komunikacyjny, podeszla do schodow ruchomych prowadzacych pietro wyzej. Wszyscy byli zmeczeni (20 godzin lotu), wiec zesmy troche sie rozproszyli. Jako pierwsze weszly na schody moja atrakcyjna corka i Zonka, ktorej pod wzgledem duzych niebieskich oczu nic nie brakuje. Trudno znalezc konkurentki. Uzupelniajac, krotkie spodenki, lekie koszulki, opalenizna itp.
Troche rozproszony gniewem z powodu braku efektywnosci, zostawilem te trzy metry luzu. Nagle widze, ze jakis mlody Arab wpycha sie przede mnie dosc gwaltownie. Jako czlowiek dobrze przez mame wychowany, stanalem i i go przepuscilem. Ten sam gest wykonalem w kierunku drugiego Araba tez szybko zmierzajacego w tym samy kierunku. Troche osowialy i przyciszony, rejestruje katem oka, ze ten drugi wyhamowal gwaltownie. Slysze ostry krzyk w jezyku jakby arabskim. Poraza on czlowieka na ruchomych stopniach. Szybko cofa sie i zeskakuje. Nie definiujac jeszcze sytuacji wzruszam ramionami i stawiam walizke Corki na stopniu i jade w gore
Teraz stajac sie zrozumiec sytuacje przygladam sie sobie w lustrze. Zwalisty typ o wadze 110 kg. Waga ciezka. Mike- to kapitan strazy pozarnej. Cwiczy w "dzim". Corka codziennie do "gym" uczeszcza i wygrywa rozne polmatratony (to na poczatek). Dzis z rana rzucilem okiem na ramionka coreczki i nie poznalem mojej Malutkiej Marcelki. Tak wygladaja Trzy Macochy a nie Sierotka Marysia.
Z cala pewnoscia, ten drugi Arab mial duzo racji. Wygral pierwotny, prymitywny instynkt samozachowawczy. Nastepnym razem bede mniej reaktywny, bardziej pro-aktywny. Coraz czesciej mysle, ze jak mezczyzna nie wpieprzy komus co jakis czas, to robi sie jakby kaleki, zniewiescialy, ze wszystkimi tego, oczywiscie nieszczesnymi skutkami.
Scena druga. Opowiada Tony, architekt. Pol zycia orzesiedzial na plocie - Kanada czy Polska. Wczesniej - musi byc Floryda, bo kumpel robi kokosy. Jeszcze pozniej, Vancouver, bo kolezanka-architektka zapewni bonanze corce Tony'ego. Wal wielki i dwa babelki z tego wyszly, bo trzeba sie zdecydowac i postepowac stosownie, a nie gdybac. No wiec, Tony, czyli Antoni, wrocil w ktoryms momencie do Polski. Na poczatku szlo bardzo dobrze. Perfekcyjne okna o oprawie aluminiowej, produkowane w Kanadzie szly bardzo dobrze. Kasa, kasa, kasa!
Jedmakowoz, pewnego dnia, Antoni po wykonaniumintratnego zamowienia, wraca z polnocnej czesci Polski do rodzinnej Czestochowy. Zatrzymuje sie wraz z robocza ekipa na postoju, eleganckiej restauracji. Pojadaja i popijaja bo zasluzyli. Na sali nie bylo nikogo. No. moze tylko kilku umiesninych mezczyzn, ktorzy nie wygladali na Polakow. Niby jedli, z cala pewnoscia nic nie mowili.
Po wieczerzy, Tony wraz z robotnikami udal sie do swojego samochodu. A byl to wypieszczony van marki Ford, ktoremu w Kanadzie Tony serce oddal. Prima sort + Obraz sytuacji jest nastepujacy. Ostatni najedzony robotnik Antoniego wsiada i zamykla drzwi. tony widzi katem oka, ze milczacy niby-biesiadnicy z restauracji przydroznej otaczaja vana, a jeden z nich wyciaga reke e kierunku w klamki kierowcy. Antek na to wciska klawisz zamykajacy wszystkie drzwi w samochodzie. Po chwili odjezdza. na parkingu pozostaje ustawiona w kregu grupka biesiadnikow, ktorrzy nie zdazyli wydobyc z siebie nawet jednego slowa. Moze byla to jakas wycieczka gluchoniemych? Zarzad miejscowego Stowarzyszenia Niemow? Ktoz to wie...
- Tymczasowy - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
napisz pierwszy komentarz