Czy Soros ukradnie Amerykanom wybory?
Wydawałoby by się, że 8 listopada Donald Trump zdobył mandat Amerykanów do zerwania z dotychczasową polityką gospodarczą, spo...
- rozdmuchiwane są wyraźnie rozkręcające się, coraz gwałtowniejsze protesty (organizowane i finansowane przez głównego sponsora demokratów G. Sorosa)
2) http://http://humansarefree.com/2016/11/soros-funded-anarcho-terrorists.html
- którym towarzyszy nagłaśnianie mało istotnego faktu zdobycia przez Panią Clinton [wg. oficjalnych danych ;-) ] ok. miliona głosów więcej w skali kraju
- równolegle z przemilczaniem faktu bezapelacyjnego zwycięstwa Donalda Trumpa w kolegium elektorskim (stosunkiem 306 do 232), o które przecież toczyła się gra http://uselectionatlas.org/RESULTS/index.html
Musimy pamiętać, że USA to są Stany Zjednoczone Ameryki i to stany wybierają nowego Prezydenta Ameryki - gdzie kandydat zdobywa wszystkie głosy elektorskie danego stanu, zgodnie z wolą większości tamtejszych wyborców.
Czyli można sobie zdobyć bardzo dużo głosów w "niewłaściwych stanach", które nie przełożą się jednak na dodatkowe głosy elektorskie - przegrywając ogólnokrajowy wyścig do Białego Domu.
Co przytrafiło się Pani Clinton [jeśli wierzyć oficjalnym wynikom, ;-) ] - bo nawet jej hipotetyczna wygrana w Kalifornii, czy Nowym Jorku, stosunkiem głosów 95:5, nie dałałaby jej ani jednego elektora więcej, podczas gdy nawet minimalne zwycięstwa, ale za to w bardzo wielu stanach (przekładające się na wiele głosów elektorskich) - dały wygraną Donaldowi Trumpowi.
Co zresztą było jego strategią - obstawić pewne stany, odpuszczając inne http://nordic.businessinsider.com/donald-trump-popular-vote-electoral-college-2016-11?r=US&IR=T-
i dlatego też ponoć na swą kampanię wydał on kilka razy mniej niż Pani Clinton, który łapała wiele srok za ogon i w końcu została z niczym. Widać było różnicę między biznesmenem stawiającym własne pieniądze, a demokratką szastającą nieswoim groszem - bo przecież były to pieniądze od sponsorów.
I to uporczywe zabieganie Trumpa o głosy wyborców w kilku kluczowych stanach - zwykle decydujących o końcowym wyniku - przyniosło mu ostatecznie zwycięstwo.
Obywatelom przedstawia się ostateczny rozkład głosów elektorskich - ale bardzo trudno jest znaleźć informację, co to faktycznie oznacza dla Ameryki.
A dostępne "w googlach" graficzne dane zbiorcze to zwykle pochodzą z wieczoru wyborczego. I wygląda na to, że później "ktoś przełożył wajchę" i rezultat ten zaczął być pomijany milczeniem. Może dlatego, że po cichu rozpoczęto akcję na rzecz jego "skorygowania"?
Od razu zaczęły się też pojawiać artykuly rozważające szanse pani Clinton na "ostateczne zwycięstwo". http://www.thedailystar.net/op-ed/analysis-can-clinton-still-win-the-presidency-1314556
Bo prezydentem USA to nie zostaje się w listopadzie, jak by się mogło nam Europejczykom wydawać, ale dopiero po uzyskaniu głosów elektorów stanowych w dniu 19 grudnia.
Co prawda tylko połowa stanów wymaga od swych elektorów głosowania zgodnie z preferencjami lokalnych wyborców, ale dobrym obyczajem amerykańskiej polityki było dotąd każdorazowe honorowanie wyniku listopadowych wyborów.
Wydaje się, że możliwe jest dziś takie rozhuśtanie nastrojów - łącznie z przelewem krwi na ulicach, bo to przećwiczono już na sztucznie rozdmuchanej akcji "Black Lives Matters" (Sorosowi udowodniono na razie wsparcie jej kwotą 33 mln dolarów) -
- że elektorzy zostaną postawieni w grudniu przed przysłowiową ścianą - a celem "uspokojenia sytuacji" i dla "dobra narodu" winni wtedy "odpowiedzialnie" zagłosować, prawda...?
Na miejscu lokalnej władzy otoczyłbym dziś lokalnych elektorów stanowych jak najdalej idącą ochroną i opieką - bo na uleganiu bolszewickim bojówkarzom na ulicach to jeszcze żaden kraj na świecie dobrze nie wyszedł.
I pamiętajmy, że te same pieniądze finansowały i tamtych bolszewików, i tych dzisiejszych ...
https://www.youtube.com/watch?v=Avr6OgC8H4E
... bo ...
- Docent zza morza - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
napisz pierwszy komentarz