Cyrkowcy z KOD występują dla zagranicznej widowni

avatar użytkownika kokos26

 

Już kilka tygodni temu zastanawiałem się na łamach „Warszawskiej Gazety”, o co chodzi opozycji? Skąd ten idiotyczny upór i kontynuowanie samobójczej strategii, która prowadzi wyraźnie do umacniania się PiS-u w sondażach? Oczywiście żadne to dla nas zamartwienie. Wręcz przeciwnie, powinniśmy się radować widokiem przeciwnika, który sześć miesięcy po wyborach opróżnił już wszystkie skrzynki z amunicją, a lufy jego politycznych dział i propagandowych medialnych armat z rozgrzania powykrzywiały się tak, że nie nadają się już do oddawania celnych strzałów. Kim lub czym można jeszcze obarczyć obóz rządzący, prezydenta oraz Jarosława Kaczyńskiego skoro przypisano im już wszystkie możliwe zbrodnie począwszy od zamachu na demokrację przez putinizację polityki aż po zaprowadzenia nad Wisłą faszystowskiej dyktatury? Skąd wziąć amunicję na następne trzy i pół roku? Wszystko wskazuje na to, że nawet marsze i manifestacje organizowane przeciwko obecnej władzy tak na prawdę nie były i nie są adresowane do polskiego społeczeństwa, ale stały się ważnym składnikiem zestawu serwowanego zagranicznym ośrodkom wraz z donosami szkalującymi Polskę.
 
W siódmym odcinku serialu „Czterej pancerni i pies”, zatytułowanym „Na rozstaju dróg” trójka bohaterów z załogi „Rudego” po wylizaniu się z ran opuszcza szpital i stara się dostać do Kołobrzegu gdzie znajduje się ich macierzysta jednostka. Aby przyspieszyć podróż dołączają do podróżującej na front sowieckiej dwuosobowej trupy cyrkowej w mieszanym składzie. W czasie tej podróży dochodzi do sceny kuriozalnej i zaadresowanej do widza wyjątkowo zidiociałego. Oto w pewnym momencie cyrkowy wóz, którym podróżują napotyka na silnie uzbrojony niemiecki oddział. Oczywiście „nasi bohaterowie” nie ponosząc żadnych strat biorą wroga do niewoli gdyż potrafili przekonać hitlerowców, że stanowią wielką siłę. Wystarczyło głośne wykrzykiwanie komend i rozkazów do nieistniejących plutonów i pozorowanie wystrzałów armatnich metalicznym odgłosem wywołanym uderzeniami metalowej pokrywy od kotła z rozbitej i stojącej w szczerym polu wojskowej kuchni polowej.
 
Wydaje się, że ten cały wymyślony tuż po wyborach KOD, pod który podłączyła się opozycja to ostatnia deska ratunku salonu III RP, aby przekonać lewacką międzynarodówkę, że za odsuniętą od władzy sitwą idą nie tyle plutony, ile cała armia złożona z większości polskiego społeczeństwa. To temu służyły kłamstwa o ćwierćmilionowej majowej manifestacji. Tym złodziejom i zdrajcom wcale nie zależy na zdobyciu poparcia Polaków. Oni walczą o zagraniczną pomoc i wsparcie zaś alimenciarz Kijowski pełni rolę takiego kotła kuchni polowej, w który ta banda zdrajców i złodziei wali z zapałem licząc, że echo tych uderzeń zwielokrotni huk i przekona świat, że za tą cyrkową trupą stoją jakieś nieprzebrane masy.
 
Posłuchajmy, co powiedział goszczący w BBC i przedstawiany, jako lider polskiej opozycji, Ryszard Petru: „250 tys. ludzi protestowało na ulicach Warszawy opowiadając się za pozostaniem Polski w UE”. Jedno zdanie i aż dwa prymitywne łgarstwa tym bardziej bezczelne, że wypowiedziane już po skorygowaniu nawet przez „Agorę” rzeczywistej liczby uczestników marszu z 7 maja.
A teraz posłuchajmy Michnika, który tak się rozmarzył udzielając wywiadu swojej adiutantce, Dominice Wielowiejskiej:  „To właśnie jest odpowiedź na to, co dzieje się na ulicach. A tam jest druga twarz Polski. Gdy przyjechałem do kraju po sześciu miesiącach nieobecności i poszedłem na marsz KOD, nagle zobaczyłem, że jestem w mieście, którego nie znam, wśród ludzi, których się nie spodziewałem, w atmosferze, która mi przypominała 1980 r.: pogoda, humor, żarty, dobra wola, wzajemna życzliwość. Coś takiego widziałem też podczas pierwszej wizyty papieża w Polsce w 1979 r.: setki tysięcy ludzi na placach, skupionych w pewnej atmosferze, wokół pewnego nowego wzoru obywatelskiego”.
Michnik chyba zgłupiał do reszty wyjeżdżając z takimi porównaniami. Czyżby podczas marszu KOD nie zauważył nad swoją sfilcowaną i mocno wyłysiałą czupryną transparentów z napisami „Stalin i Dzierżyński lepsi niż Kaczyński”, „NSDAPiS” , „Kaczym=Faszyzm”. To jest ta atmosfera przypominająca pierwszą wizytę papieża? Radzimy, czym prędzej wizytę u dobrego psychiatry życząc jednocześnie, aby przebiegała ona w „atmosferze wzajemnej życzliwości obfitującej w humor, żarty i dobrą wolę”, szczególnie ze strony lekarza, który zgodzi się ten beznadziejny przypadek leczyć.
 
Artykuł opublikowany w tygodniku „Polska Niepodległa”
Nowy numer „Warszawskiej Gazety” już w kioskach

Etykietowanie:

napisz pierwszy komentarz