Kopacz i Misiek, czyli paranienormalni
Szczerze mówiąc tydzień temu postanowiłem, że dam sobie, a przede wszystkim Czytelnikom nieco odetchnąć od premierzyny Kopaczyny i zajmę się czymś lub kimś naprawdę poważnym. Niestety, kolejne doniesienia o podróżującej po Polsce trupie komików z damskim klaunem w roli głównej nie pozwalają mi wytrzymać w tym postanowieniu.
Otóż okazało się, że już nie tylko pusty rządowy Embraer i cała kawalkada luksusowych limuzyn towarzyszy Kopaczynie w jej koncertowej kolejowej trasie, podczas której brata się ona z poddanymi. Właśnie cała Polska dowiedziała się, że do jadącego do Wrocławia konwoju dołączyły także tiry wiozące za tą komiczną cyrkową trupą krzesła, na których siedzą ministrowie oraz stoły, przy których obradują. Komizm tej sytuacji zrozumiał nawet sam rzecznik rządu - Czaruś Tomczyk - który pytany o ten kabaret nie chciał udzielać odpowiedzi twierdząc, że to temat godny jedynie tabloidów. No, ale cóż ten młodzian mógł powiedzieć? Jakie rozsądne wytłumaczenie wymyślić? Że Kopaczyna niczym stojący na czele Ministerstwa Ziem Odzyskanych, Władysław Gomułka sądziła, że w zniszczonym wojną Wrocławiu może brakować stołów i krzeseł? A może miał się wyłgać twierdząc, że to BOR zlecił ten transport w obawie, że ktoś tam na miejscu może podsunąć Kopaczynie krzesło elektryczne, albo jakiś miejscowy dolnośląski Stauffenberg przygotował stół, pod który podłożył teczkę z tykającą bombą?
Cała ta kuriozalna i komiczna podróż Kopaczyny po Polsce zaczyna przypominać mi dziecięcą zabawę w pomidora. Jak pamiętamy zwycięzcą w tej grze był ten, kto potrafił powstrzymać się od wybuchu śmiechem i nawet na najbardziej głupie pytania z powagą odpowiadał – pomidor. Dzisiaj w roli tych, którzy muszą zachowywać powagę występują dziennikarscy funkcjonariusze z mediów głównego ścieku przeprowadzający z Kopaczową wywiady. Ich rolą jest pozbawienie jej, choć na chwile tego stroju klauna i udawanie, że prowadzą dyskurs z poważną i kompetentną osobą. Najbardziej w tych pomidorowych wywiadach wyspecjalizowała się para – Renata Grochal i Jarosław Kurski z „Gazety Wyborczej” – niekwestionowani zwycięzcy, którzy do tej pory na widok Kopaczowej ani razu nie eksplodowali śmiechem zachowując kamienne twarze pokerzystów.
W miarę narastającej kompromitacji pojawiają się coraz częściej niepoprawni optymiści, twierdzący, że poziom obciachu sztabu wyborczego PO przekroczył już wszelkie dopuszczalne granice. Ich zdaniem Kopaczyna zbliża się już do kulminacyjnego momentu i jest tylko kwestią nieodległego czasu, kiedy dojdzie do jej dymisji. Muszę rozwiać te płonne nadzieje i przypomnieć, że już kiedyś z podobnym przekonaniem wieszczono jej odejście. W 2008 roku dziennik „Polska” ogłosił, że rezygnuje ona ze stanowiska ministra zdrowia i odchodzi do Parlamentu Europejskiego. Dość szybko Kopaczyna zareagowała i goszcząc w „Radiu Zet” w oryginalny sposób zdementowała te pogłoski mówiąc, że – Trudniej mnie zabić niż kota. Zabrzmiało to niczym słynne zdanie z filmu „Psy” wypowiadane przez Franza granego przez Bogusława Lindę: Nie mów mi k**wa nic o zabijaniu bo coś o tym wiem
Aż dziw, że nie odezwali się wtedy obrońcy praw zwierząt, a w szczególności kotów. No, ale musimy pamiętać, że były to dopiero początki rządów „partii miłości” i jedynym kotem, który cieszył się zainteresowaniem mediów był kot Jarosława Kaczyńskiego.
Skoro już mowa o zabijaniu to trzeba przyznać, że Kopaczyna podobnie jak bohater „Psów”, Franz, coś o tym wie. Wie na przykład, że o wiele łatwiej niż kota zabić można dziecko, co sama udowodniła angażując się osobiście w wyszukanie szpitala, w którym młoda dziewczyna nazwana przez dziennikarzy „Agatą” z Lublina dokona aborcji. Sprawa była bardzo głośna siedem lat temu. Czternastoletnia „Agata” długo opierała się namowom bliskich i nie chciała dokonać aborcji. W agitowanie za zabiciem jej dziecka włączyły się lewackie media z „Gazetą Wyborczą” na czele, a decydującej pomocy udzieliła jej ówczesna minister zdrowia Kopacz, nie tylko wynajdując szpital, ale udostępniając samochód, którym matka z poczętym dzieckiem udały się na egzekucję. Pośpiech wymuszony był tym, że mijał termin, kiedy dziecko można było unicestwić zgodnie z obowiązującym prawem. Gdy ze strony środowisk kościelnych odezwały się głosy domagające się dla Kopacz ekskomuniki ta w Radiu TOK FM powiedziała: Nie mam poczucia winy, wręcz przeciwnie. (…) Wczoraj również byłam w kościele, więc nie mam powodu w tej chwili do tego, aby mieć poczucie jakiejkolwiek winy. Wręcz przeciwnie. Mam pewien dyskomfort wynikający z moich przekonań, ale niezależnie od tego – jako urzędnik dopełniłam swojej roli. (…) Aborcja, która zgodnie z prawem się odbywa, zgodnie z prawem, które obowiązuje od 15 lat, nie jest niczym złym.
Nie wiem, czy Kopacz tłumacząc się w taki sposób zdawała sobie sprawę, że stosuje identyczną linię obrony, jaką przyjęli hitlerowscy zbrodniarze podczas procesu norymberskiego powołując się na obowiązujące prawo, które musieli nadgorliwie respektować. Wszystko jednak na to wskazuje, że wiedziała co mówi, gdyż w tej samej audycji twierdziła: Jestem przekonana o tym, że w sytuacji, w której nasze przekonania, z którymi, na co dzień żyjemy, chodzimy do pracy, mieszkamy ze swoimi najbliższymi, zostawiamy w przedpokoju urzędu, który obejmujemy. Sumienie zostawiane w przedpokoju to w wypisz wymaluj patent, z którego korzystali już 70 lat temu na sali rozpraw: Martin Bormann, Ernst Kaltenbrunner, Hans Frank i Rudolf Hess.
O tym, że Kopacz zatracając się w kłamstwie przestaje nad sobą panować świadczy pewna zapomniana historia, którą teraz przypomnę. Otóż bywało i tak, że w ferworze politycznej walki i eskalacji kłamstwa jej słowa zaczynały wyprzedzać myśli, przez co stawały się zagrożeniem dla niej samej. Tak było 29 kwietnia 2010 roku podczas jej wystąpienia w sejmie, kiedy mówiła: Najmniejszy skrawek, który został przebadany, najmniejszy szczątek, który został znaleziony na miejscu katastrofy, kiedy przekopywano z całą starannością ziemię na miejscu tego wypadku, na głębokości ponad jednego metra, i przesiewano ją w sposób szczególnie staranny - każdy znaleziony skrawek został przebadany genetycznie
Okazało się, że stenogram sejmowy z tego wystąpienia został sfałszowany, a zapis zmieniono na:Gdy znaleziono najmniejszy szczątek na miejscu katastrofy, wtedy przekopywano z całą starannością ziemię na głębokości ponad 1 metra, przesiewano ją w sposób szczególnie staranny, każdy znaleziony skrawek został przebadany genetycznie
Dodanie zaimków, „gdy” oraz „wtedy” zmieniało całkowicie sens wypowiedzi Kopacz. Dzięki tym wstawkom można było się już tłumaczyć, iż nie twierdziła ona, że przekopywano na „głębokość ponad 1 metra” całego miejsca katastrofy, a czyniono to tylko „wtedy”, „gdy” znaleziono…itd.
W taki oto sposób chciano najwidoczniej odsunąć od niej oskarżenie o wyjątkowo haniebne i nieludzkie kłamstwo, jakiego się dopuściła.
I tak moje dzisiejsze pisanie dobiega końca. Nauczony smutnym doświadczenie nie będę już ani sobie ani Czytelnikom obiecywał, że za tydzień nie będzie już nic o Kopaczynie. Nikt przecież nie jest w stanie przewidzieć, jaka głupota może przyjść jej do głowy już jutro.
Mamy tak zwany sezon ogórkowy, a w telewizji same powtórki, wśród których dominują do znudzenia powtarzane kabarety, kabaretony, Kabaretowe mapy polski, Kabaretowe listy przebojów, Kabaretowe Ligi Dwójki. Zrozpaczony telewidz chcąc powrotu do teraźniejszości przełącza nerwowo na jakiś kanał informacyjny, a tam o zgrozo znowu ci „Paranienormalni” z Kopaczyną i Miśkiem Kamińskim w rolach głównych. Aż strach pomyśleć, że to może potrwać aż do samej jesieni.
Artykuł opublikowany w Warszawskiej Gazecie
- kokos26 - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
napisz pierwszy komentarz