Zapomniany zamach (1)

avatar użytkownika godziemba

 

W nocy z 4 na 5 stycznia 1919 roku doszło w Warszawie do nieudanej, dość groteskowej, próby zamachu stanu.
 
Przejęcie władzy przez Józefa Piłsudskiego w listopadzie 1918 roku, a szczególnie powołanie przez niego rządu z socjalistą Jędrzejem Moraczewskim na czele, spotkało się z niechęcią środowisk narodowych. Już 30 listopada 1918 roku działacz endecki Tadeusz Dymowski w porozumieniu z Wojciechem Korfantym, który rozpoczął tworzenie nowego rządu, zorganizował, w rocznicę wybuchu powstania listopadowego, wiec na placu Saskim w Warszawie. Po wiecu poprowadził tłum na Krakowskie Przedmieście w celu opanowania gmachu Rady Ministrów i proklamowania rządu pod kierunkiem Romana Dmowskiego i Wojciecha Korfantego. „Rząd ten – wedle wspomnień Dymowskiego – miał natychmiast objąć władzę na Zamku, a w oparciu o ówczesny garnizon, opanować sytuację, wywołać rewoltę w Poznańskiem i na Śląsku, ogłosić powszechną mobilizację oraz współdziałając z aliantami jak najśpieszniej określić granice Wielkiej Wolnej i Niepodległej Polski”. Wbrew nadziejom organizatorów Korfanty w przeddzień akcji wyjechał do Poznania, a uczestnicy manifestacji po zdemolowaniu niektórych pomieszczeń, opuszczonego przez ministrów, gmachu rządu złożyli w Belwederze rezolucję, domagającą się powołania nowego rządu, odśpiewali „Rotę” i rozeszli się do domów.
 
W połowie grudnia 1918 roku Dymowski planował aresztowanie ważniejszych ministrów rządu Moraczewskiego. W trakcie przygotowań dowiedział się o innym spisku, zawiązanym przez innego znanego działacza endecji Jerzego Zdziechowskiego. W tych warunkach Dymowski przyłączył się ze swymi ludźmi, w tym szefem tajnej policji por. dr. Mieczysławem Skudlikiem, do tego projektu.
 
W końcu grudnia 1918 roku zawiązał się komitet spiskowy, w skład którego weszli: Tadeusz Dymowski, ks. Eustachy Sapieha ( do niedawna związany z Radą Regencyjną, członek Rady Głównej Opiekuńczej)  Jerzy Zdziechowski, por. Mieczysław Skudlik (inwigilujący ministrów rządu, którzy mieli do niego pełne zaufanie), dr Witold Zawadzki, Kazimierz Czerniawski, płk Marian Januszajtis (b. dowódca 2 pp  II Brygady Legionów), jego dwaj bracia – por. Wiesław (dowódca kompanii Szkoły Podoficerów w Warszawie) i sierżant Antoni (dowódca plutonu w ww. Szkole) oraz Witold Gorczyński (b. twórca Legionu Puławskiego), kpt Wężyk (uczestnik akcji z 30 listopada 1918 roku) oraz por. Marian Romeyko.
 
W tym czasie garnizon warszawski zdominowany był przez oficerów i żołnierzy pochodzących z I Korpusu Polskiego (dowborczyków), nie mających zaufania do „starego socjalisty” Piłsudskiego i nielicznych oficerów legionowych. Wszystkie służby wartownicze pełniły w stolicy odziały podlegające płk. Bolesławowi Jaźwińskiemu, który choć formalnie nie wszedł do komitetu spiskowego, jako zdecydowany przeciwnik Piłsudskiego, oddał się do dyspozycji spiskowców. Gen. Kazimierz Sosnkowski mianowany przez Piłsudskiego szefem warszawskiego DOG, w grudniu ciężko zachorował na szalejącą wówczas „hiszpankę” i przez długi czas nie mógł się zajmować się podległymi mu oddziałami wojskowymi.
 
Pierwotnie spiskowcy planowali przeprowadzić operację w końcu grudnia 1918 roku, jednak planowany przyjazd Paderewskiego do Warszawy, spowodował odłożenie terminu zamachu. Pomimo nadziei narodowców Paderewski nie zdecydował się na przejęcie władzy i po rozmowie z Piłsudskim, wyjechał 4 stycznia 1919 roku do Krakowa. W tej sytuacji spiskowcy podjęli decyzję o natychmiastowym przystąpieniu do akcji.
Faktyczny dowódca wojskowy zamachu płk. Januszajtis miał do swej dyspozycji wszystkie oddziały podległe płk. Jaźwińskiemu, kompanię Szkoły Podoficerskiej swego brata Wiesława, oddziały Szkoły Podchorążych, której komendantem był mjr Marian Kukiel, od czasów wojny blisko związany z Władysławem Sikorskim, pluton żandarmerii oraz służby łączności, podległe kpt. Helmanowi (uczestnikowi akcji w Bezdanach).
 
Wedle późniejszych wspomnień Januszajtisa celem zamachu było: „bez rozlewu krwi skompromitować i ośmieszyć możliwie wszystkich członków rządu lewicowego (…), zahamować rozwój anarchii, mogącej przekształcić się w rewolucję socjalistyczną lub komunistyczną, doprowadzić do utworzenia lub przyczynić się do utworzenia rządu jedności narodowej z Ignacym Paderewskim na czele”. W tym ostatnim Januszajtis mija się z prawdą, gdy niespodziewanym dla spiskowców wyjeździe Paderewskiego z Warszawy do Krakowa, szefem rządu, do czasu przyjazdu Dmowskiego, miał zostać ks. Eustachy Sapieha. Początkowo Januszajtis nie zamierzał aresztować Piłsudskiego, tylko „całkowicie odizolować od wypadków i skłonić go perswazją lub via facti do porzucenia zasady jednopartyjności rządu”.
 
Wkrótce po północy 5 stycznia 1919 roku żołnierze kpt. Helmana opanowali centralę telefoniczną przy ul. Zielnej, która obsługiwała nie tylko całą warszawską sieć cywilną, ale również wojskową, w tym Belweder, w którym mieszkał Piłsudski. Jednocześnie żołnierze Szkoły Podchorążych mjr Kukiela otoczyli Belweder kordonem, odcinając go od reszty miasta. Dodatkowo Januszajtis ustawił na ul. Klonowej baterię armat, która w każdym momencie mogła rozpocząć ostrzał Belwederu.
 
W tym samym czasie kompania Wiesława Januszajtisa zajęła Komendę Miasta przy placu Saskim, internując zaskoczonego komendanta miasta gen. Zawadzkiego. Przybyły wkrótce, w towarzystwie Sapiehy oraz Dymowskiego, Marian Januszajtis oświadczył, że rząd Morawskiego przestał istnieć, a władzę cywilną obejmuje Roman Dmowski, a wojskową gen. Józef Haller. Z uwagi na to, iż obaj przebywali wtedy w Paryżu, tymczasowo mieli ich zastąpić Eustachy Sapieha oraz Marian Januszajtis.
 
Po tej deklaracji płk Januszajtis nakazał aresztować Szefa sztabu Generalnego – gen. Stanisława Szeptyckiego, zamierzając oddać to stanowisko gen. Dowbor-Muśnickiemu, oraz ściągnąć na plac Saski 21 pułk piechoty, którego dowództwo popierało plany spiskowców. Niestety dla spiskowców, jeden z oficerów Komendy Miasta wymknął się do hotelu „Bristol”, gdzie obudził gen. Szeptyckiego informując go o zamachu. Wkrótce do hotelu przybyła także wysłana przez Januszajtisa grupa cywilów, która zmusiła Szeptyckiego do udania się do  siedziby zamachowców. W drodze do siedziby Komendy Miasta generała uwolnił patrol garnizonowy Wojska Polskiego. W tym samym momencie na plac Saski nadeszły oddziały 21 pp, Szeptycki przejął nad nimi dowództwo, każąc żołnierzom otoczyć budynek, w którym schronili się spiskowcy. Januszajtis próbował zmienić ten rozkaz, ale Szeptycki zapytał się dowodzącego oddziałem kapitana: „Kto tu, panie kapitanie, rozkazuje, ja czy pułkownik. Pan, panie generale” – odpowiedział kapitan, który choć wtajemniczony w całą sprawę, nie zdecydował się wypowiedzieć posłuszeństwa generałowi. Przebywający w nim przywódcy spisku znaleźli się w pułapce. Wysłany do Muśnickiego Dymowski zastał generała łóżku. „Po wysłuchaniu celu mojej wizyty- wspominał Dymowski – kategorycznie oświadczył, że zainterweniuje dopiero po aresztowaniu Piłsudskiego”.
 
Równocześnie z próbą aresztowania gen. Szeptyckiego, bojówki endeckiej „Straży Narodowej” wspomagane przez niektórych policjantów Skudlika rozpoczęły aresztowania członków rządu Moraczewskiego. Samego premiera oraz ministra spraw zagranicznych Leona Wasilewskiego zatrzymano w Alejach Ujazdowskich, gdy wracali z nocnej narady u Piłsudskiego. Dużo bardziej dramatyczne były kulisy aresztowania ministra spraw wewnętrznych Stanisława Thugutta. Gdy minister otworzył drzwi przybyłym go aresztować spiskowcom, jeden z nich, widząc w rękach Thugutta broń, strzelił. Przypuszczając, że minister został zabity, zamachowcy wycofali się, a następnie złożyli odpowiedni raport w Komendzie Miasta. W tym czasie Thugutt, któremu nic się nie stało, próbował zaalarmować komendę żandarmerii, nie wiedząc, iż została ona obsadzona przesz ludzi Skudlika. Wysłana ponownie ekipa ze Skudlikiem na czele pobiła i aresztowała ministra spraw wewnętrznych. Schwytano także komendanta policji Jura-Gorzechowskiego oraz szefa milicji kpt. Ignacego Boernera.
 
Wszystkich ich uwięziono w lokalu endeckiego stowarzyszenia „Rozwój” na ulicy Żurawiej, skąd planowano ich wywieźć do Poznania. Dopiero w kilka godzin później zostali oni uwolnieni przez płk. Leona Berbeckiego.”Otworzywszy drzwi – wspominał Berbecki – do następnego pokoju, ujrzeliśmy obraz nędzy i rozpaczy: na stołach, ławkach i zydlach siedziało siedmiu ministrów na pół ubranych i mocno przygnębionych, z posiniaczonym i pokrwawionym Thuguttem, i głęboko zawstydzonym premierem Moraczewskim”.
 
Cdn.

napisz pierwszy komentarz