Polacy powstają z kolan.
Polacy powstają z kolan.
Z ramienia Bydgoskiego KGP i Solidarnych 2010, już na długo przed planowanym terminem demonstracji, prowadziłem zapisy chętnych na wyjazd do Warszawy. Mimo, że formalnie zakończyłem je dziesięć dni przed wyjazdem, przekazując listę Solidarności, ciągle zgłaszali się nowi chętni. Zastanawiałem się czy to nie aby słomiany zapał. Często zdarzało się tak , że w dniu wyjazdu, na godzinę zbiórki przychodziło niewiele ponad połowę zapisanych. Tym razem był inaczej. Pod halą Łuczniczki, zgromadzał się ogrom ludzi. Także tych , którzy wcześniej się nie zapisali, a mimo to przybyli i licząc na wolne miejsca. Wyruszyliśmy. Im bliżej stolicy tym więcej autokarów spotykaliśmy na drodze, parkingi mijanych stacji benzynowych zapełnione były do granic możliwości. W Warszawie dołączyliśmy do kilkutysięcznej kolumny Klubów Gazety Polskiej. Dumnie , pozdrawiani przez warszawiaków, oraz inne środowiska, maszerowaliśmy w kierunku Placu Trzech Krzyży. Wznosiliśmy hasła, śpiewaliśmy pieśni. Dołączały się kolejne kluby, przechodnie. Mimo, że jeszcze 50 minut dzieliło nas do planowej godziny rozpoczęcia manifestacji plac i prowadzące do niego ulice były zapełnione. W końcu wybiła godzina zero. Ja stałem ze swym aparatem przy Rondzie de Gaulle’a, gdzie miały połączyć się trzy pochody. Jeden wyruszał spod sejmu, drugi spod Stadionu Narodowego, trzeci spod Pałacu Kultury. W którą by nie spojrzeć stronę końca widać nie było. Pod palmą odbywał się „małpi cyrk”. W rolach głównych szympansy z twarzami Tuska, Komorowskiego, Borusewicza i innych Z dużą niechęcią spoglądałem na przybywający z lewej strony OPZZ, a zwłaszcza działaczy Związku Nauczycielstwa Polskiego. To przecież ich członkowie, posłowie z ramienia SLD, odebrali nam nauczycielom przywileje emerytalne, by już rok później po zmianie rządu organizować strajk, w proteście przeciwko własnej ustawie. Walcząc o dobro, nie powinno wchodzić się w koalicje ze złem. Cóż nie wpływu na zaproszenie do protestu OPZZ-tu.
Po chwili zwróciła moją uwagę kobieta okładająca parasolką Tuska, rzecz jasna tylko kukłę premiera. Jej zapalczywość wyrażała odczucia wielu z nas.
Rzeka ludzi ruszyła. Wydawali się być zdecydowani na wszystko, na bój ostateczny. Mijając urzędy państwowe krzyczeliśmy precz z komuną wskazując rękoma odpowiednie gmachy.
Wdrapałem się na wieże kościoła Wizytek z nadzieją, że może stamtąd dojrzę ilu nas jest. W którą stronę nie spojrzałem, wszędzie rzeki protestujących. Zrobiłem kilka fotek i dołączyłem do swoich. W pośpiechu opuszczaliśmy Plac Zamkowy, by zrobić miejsce następnym. Po godzinie jazdy autokarem w kierunku Bydgoszczy zdecydowałem się zadzwonić do znajomych, którzy przybyli innymi autobusami, by zapytać o wrażenia. Usłyszałem dźwięk trąbek, gwizdków i przebijający się przez nie głos ” zbliżamy się właśnie do Pałacu Prezydenckiego”. Nas już nie było, a przemarsz ciągle trwał. Marsz ku wolności, ku naszym, marzeniom, rozbudzonym w 1980 roku wciąż trwa!
- Krystian Frelichowski - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
napisz pierwszy komentarz