Taniec ze służbami - w rytmie Disco

avatar użytkownika jwp

Tyle się złego mówi o służbach specjalnych, a nie docenia się faktu, iż niejedna osoba naprawdę dużo im zawdzięcza. Od talonu na malucha, poprzez wczasy w Bułgarii, aż po najwyższe, nie tylko państwowe stanowiska.

W latach 70-tych bujnie rozkwitała w Polsce „kultura” disco. Co prawda nie całkiem nowy sposób spędzania czasu, jednak dość zachodni w formie i treści. Pozornie było to pewne otworzenie się na inny niż czerwony świat, jednak nigdy rzecz żadna nie dzieje się bez przyczyny. Polityka obyczajowa jest zawsze ściśle powiązana z centrum sterowania pozornego dryfu. Raz im po drodze z obcymi wzorcami, by potem potępić, jak to niektórzy znawcy mowy polskiej mówią, „w sztambuch”. Przeważnie jednak dojrzewają do wprowadzenia w sferę kultury i obyczajowości nowych poletek do siania i zbierania owoców swojej pracy. Nie bez znaczenia jest fakt, iż Sowieci wcale nie unikali inspiracji metodami pracy swoich zachodnich kolegów, a nawet tradycji Carskiej Ochrany.

Po siermiężnych, jak się niektórym wydaje, potańcówkach, nadeszła Złota Era Disco, z epoki zakazanego Jazzu i Big Beatu przenieśliśmy się w Kolorowy Świat muzyki nie zawsze na najwyższym poziomie. Jednak łatwej, lekkiej i przyjemnej. A przy okazji przeniosły się tam, a właściwie zagościły w kolejnym miejscu służby.

Bo prywatki często były hermetyczne, a wioskowe zabawy raczej kończyły się młócką, niż pozyskaniem cennego informatora. Choć i tu nie brakowało sukcesów na miarę gminnego SB-eka. Zatem wzorując się na metodach sprawdzonych na Zapadie, przy pewnym ryzyku rozprzestrzenienia się zgnilizny, uderzono w tany na parkietach, głównie studenckich klubów. Niestety nie tak pięknie podświetlanych, jak w Gorączce Sobotniej Nocy, a jednak dobrze „święcących”. Nieprędko objawili się tancerze pokroju Tony Manero,  jednak swojskich odpowiedników nie brakowało. Tak na marginesie, to Saturday Night Fever nie jest takim sobie zwykłym muzycznym filmem.

Tam gdzie zabawa, musi pojawić się pieniądz i jego źródła, najczęściej jego brak. I tu powstaje ciekawe zjawisko, kultura disco rodzi zarówno przestępstwa i patologie, jak i napędza rynek pracy. Pozwala ludziom wyjść poza ramy codzienności. Nie tylko w stylu życia, ale i poszerza jego pole. Wyprowadza ludzi z ich przyzwyczajeniami, słabościami i ambicjami na nowe, nieznane tereny. To często powoduj mniej lub bardziej niespodziewane zachowania i postawy. Ważne są też młodzieńcze chucie i choćby możliwość zapoznania, jak to się pięknie kiedyś mówiło. Owe zapoznania miały różne finały, czasem była to ławka w parku, niejako jednorazowa, a zdarzały się trwałe związki zakończone małżeństwem. Poszerzony został naturalny obszar łowów i podbojów sercowych.

A wszystko to otoczone polskim przemysłem i gospodarką oraz tym z importu, gdyż nie wszystko, co niezbędne do prowadzenia dyskoteki powstawało i było produkowane u nas. Sprzęt, muzyka zza żelaznej kurtyny, a tańce i napoje bardziej swojskie. Po pewnym czasie nasze pląsy nieśmiałe zbliżały się do kroku Travolty, zwanego w kręgach disco „Travoltingiem”. Polskiej muzyki nie było zbyt wiele pod igłą DJ-ów, bardziej jednak z powodu fascynacji zakazanymi niegdyś muzycznymi koralikami z Zachodu, niźli ułomności naszej. Przyznać jednak trzeba, iż nie tak prędko „polski przemysł muzyczny” był w stanie wypuścić na rynek cokolwiek na miarę największych przebojów rodem z importu.

Zawsze te wschodnie zalatywały kalką, lub zbyt swojskie były. Gościłem czasem w pewnej dyskotece studenckiej, gdzie miast typowego disco DJ zapuszczał dobrego polskiego i „zagramanicznego” rocka, nie była jednak wiodąca na rynku lokali tanecznych, których wiele wciąż czuć było „Dancingiem”. To też niesamowite pole działania i obserwacji, co prawda na wiele Dancingów się nie załapałem z racji młodego wieku, ale te kilka na których byłem, jako ciekawy życia młodzian, dało mi wiele do myślenia. O tym też kiedyś. Ta jednak dyskoteka, wyżej wspomniana miała jedna szczególną zaletę. Otóż mieściła się w żeńskim akademiku, który nie tylko potencję, ale i umiejętność zalotów wystawiał na próbę. Czego doświadczył pewien niedoświadczony bywalec, raczej zakładów karnych. Który to licząc na oddźwięk pewien rzekł był do młodych studentek, zapewne nie z dojrzałego , nie do tylko do takich tekstów Krakowa - Jestem Mistrz Patelni - Złota Wara. A tu tylko kropka na wardze kapusia była, a i jedna z pierwszych prób autoreklamy skończyła się równie żałośnie, jak każda próba podboju serca, czy też tancerki inną niż urok osobisty i podstawowa umiejętność tańca.

Jak Bóg da i pamięć pozwoli opiszę też uczciwych tancerzy. Którzy to zanim pogubili nogi na parkiecie, na tyle szanowali "obiekty" podbojów, że za ciężko zarobione pieniądze uczęszczali do Szkół Tańca. By uszanować zdobycz grą wstępną. A ja bynajmniej do poślednich nie chadzałem. Miałem ten zaszczyt uczyć się podstawowych, a potem zaawansowanych kroków w podchodach ku Pannie u samego Mistrza. Profesora Mariana Wieczystego - link.

Nie uważam jednak, że tylko szajs i popłuczyny kultury POP do nas przyszły. Byli Bracia Gibb i nie wszystko było podlane Sosem Lolity, jak choćby słodka 16-letnia Luiza Fernandez. Albo bardziej dojrzałe „hiszpańskie ciacha” duet Baccara. Spuszczę kurtynę miłosierdzia na poziom kompozycji muzycznych i głębie tekstów, wystarczą tytuły utworów w/w duetu: „Sorry !, I`m Lady”, czy „Yes Sir ! I can boogie. Ale co tam rytmiczna muzyka i widziane oczyma pożądania Laski z Nebraski napędzały młodzieńcze ciała, a dziewczęta płoniły rumieńce na koronujących drżące od aksamitnych męskich wokali ciała.

A to wszystko w wyobraźni, nie nastąpiła bowiem jeszcze era MTV i wideoklipów. Kto miał miarę, ten w dyskotece się bawił jej miarą i tak dalej, a muzyki bardziej poważnej słuchał w domu lub w innych klubach studenckich. Które i tak z racji ekonomicznych i tej służbowej miały w swoim grafiku zarówno dyskoteki, jak i koncerty jazzowe, czy też wieczory z poezją.

Tak jak szatniarze pełnili znaczącą role w lokalach gastronomicznych, tak w dyskotekach zyskała znaczenie rola wykidajły, bramkarza. To bardzo wdzięczny i obszerny temat, wart osobnego rozdziału. Olbrzymie pole do obserwacji i badań. W wielu aspektach tego „zawodu” i służby. Rola szatniarza i portiera nabrała zawodowego umięśnienia i technik rodem ze wschodnich sztuk walki, które to za przyzwoleniem władzy ludowej i na użytek służb rozkwitały w owych latach niezmiernie.

Polecam w wolnej chwili doczytać szczegóły we wpisach –

Kryptonim "PAJĘCZYNA" - z pamiętnika byłego oficera... - link.

Bruce Lee, a służby PRL-u - link

Wróćmy jednak na parkiet, a może najpierw do szatni.

Pójście na dyskotekę z dziewczyną lub też jeszcze bez niej wiązało się nie tylko z wydatkami, ale i przyzwoleniem „starych”, może gdzieś instynktownie czuli, że to nie takie piękne miejsce, jak je na plakatach malują. A, że z kasą było krucho, to gdy jedni szli do ogrodnika lub na wagony węgiel zrzucać, to inni dziubali gdzie i co się dało, znaczy się kradli. Deczko handlu na giełdzie płytowej też potrafiło utrzymać przy życiu bywalca dyskotek, ja zarabiałem jak mogłem, raczej jednak bez doliniarstwa, czy też włamów do ogródków działowych.

I tu właśnie mamy jeden z pierwszych i ważniejszych podziałów klienteli owych przybytków młodzieńczej rozpusty. Na intencje i sposoby zdobycia kasy na bilet. To bardzo ważyło na sposobach pozyskania do współpracy oraz przydziale służbowym. Bowiem, gdy drobny złodziejaszek i żulik mógł co najwyżej wśród swoich kapować, to pracowity i z ambicjami licealista lub student był inaczej i bardziej cenny. A jak dodać burzę hormonów prostaka, to jednak w  rankingu zwycięża intelekt i doza romantyzmu. Tym bardziej, że co prawda tańszy był, a nawet czasem darmowy ten pospolity, to jednak inwestycje obietnic i te materialne, większe perspektywy dawały przyszłym absolwentom, którzy byli w stanie wyjść poza swoją rodzinę i środowisko.

O ile DJ-eje jakoś sobie radzili z pozyskiwaniem czarnych krążków, czy to dzięki dobrym zarobkom, czy też pieniądzom z funduszu operacyjnego i przywożonym przez szpionów gospodarczych singli i albumów płytowych, to ubogi bywalec musiał się nieźle nakombinować, by przystroić się odpowiednio do okazji, jaką była dyskoteka. A nie było jeszcze wtedy Szmateksów, to pozostawał PEWEX i grzebanie w szafie mamy lub starszego brata i kolorowe ciuchy z NRD. Jako, że długie i wąskie kołnierzyki miały damskie bluzki, to nierzadko zdarzało się taką mamie podkraść, czy też na szyję założyć złoty łańcuszek.

Jakże ubogi wobec grubo rżniętego na oplatającego kark Cinkciarza. Spodnie typy Dzwony, dżinsy z Tandety, buty na połysk, a pod spodem chińskie majtki. Tego nawet w Nowym Yorku nie nosili. Lekka parfuma i łyk wiśnióweczki lub szpyrytusu naprędce w parku rozrobionego z Pepsi. Wysupłana z kieszeni kasa na bilet wstępu do Raju i Świat przed nami.

Początki są zawsze trudne, nieznane obszary i ludzie, trzeba było się otrzaskać z realiami, czasem i po mordzie. Choć te, w których bywałem dość przyjazne były i bramkarze wszystkich w miarę równo traktowali. A po pewnym czasie już na bramce witali znajomi, nie tylko z flaszki na zapleczu obalonej naprędce. Tworzyły się kręgi wzajemnej adoracji, kolejka do baru i brak piwa nie obowiązywały. Nie ma się czym co prawda chwalić, ale i własny stolik był i miejsce na parkiecie. Próżne to zapewne, jednak grzechy młodości nie zawsze źle się kończą. Wystarczy trzymać dystans do siebie i okoliczności. Opisując zjawisko DISCO nie piszę o sobie, zatem czasem pokazuję osobliwości inne niż ja tam.

Oczywista i na szczęście dyskoteki na których bawiłem nie kostniały, zawsze pojawiało się jakieś „nowe mięsko” ( wybaczcie ten zwrot ), nie tylko chłopcy, ale i dziewczęta wodziły wzrokiem po parkiecie. To, co się czasem zdarzało było tak okrutne i zwierzęce, że trudno to nawet wytłumaczyć. Królowała selekcja negatywna. Kto nie był w odpowiednim stroju, a kieszenie świeciły pustkami, to nie miał tam czego szukać. Schodził z parkietu lub odchodził sprzed baru w niesławie, by nie pojawić się więcej, Chyba, że był obiecujący dla… Bo zarówno outsider, jak i przywódca stada pozostaje w kręgi zainteresowań tych, co naprawdę kręcili talerzem gramofonowym. Jeden próżny i łasy na więcej, a drugi bez szans, a z łaknieniem roli i przywilejów wiodącego tańce.

Nie da się tego zjawiska i tła oraz zagospodarowania obiektów opisać w krótkich słowach, to temat na poważną pracę naukową. Zapewne nie tylko nasze służby tę lekcję odrobiły, tylko my jakoś tak nie doceniamy wagi tematu. Tam gdzie wytrawny Koń spod PEWEX-u pił z gołowąsem, gdzie krzyżowały się interesy Milicji, Obyczajówki, naszych i obcych służb dzieją się również z i za pomocą rzeczy nie tylko dziwne, ale i obrzydliwe.

Wizyty starszych panów, nieznanych w tym mieście ( a w innym wysoko postawionych działaczy PZPR i funkcjonariuszy służb ), którzy to w asyście swoich goryli dosłownie wyrywali na gwałt młode dziewczyny, a czasem i chłopców. Zanęcanie, by potem skutecznie szantażować rodziców pociechy, co to na dyskotece dała ciała, również własnych towarzyszy tak załatwiali. Przyjacielskie pożyczki zakończone wizytą na komendzie i podpisem lojalki. Często zresztą oczekiwanym przez obiekt finałem, bo dla wielu zdrada rodziny, przyjaciół i Ojczyzny warta była królowania na parkiecie i brylowania w towarzystwie. A wszystko to nie kończyło się na dyskotece. Przenikało każdą cząstkę ciał ofiary, czy też świadomego, przemakali na własne życzenie. Bo by wejść na tańce nie wystarczy tylko w tańcu mocnym być.

Jeść należy z umiarem, najlepiej nie do syta. Łatwo można bowiem treść pomieszać i smaki pogubić. Zatem zasygnalizuję jeszcze kilka godnych uwagi elementów szklanego parkietu, by wrócić do nich w kolejny wpisie obszerniej.

Był też czas łowów szczególnych - INTER DISCO.

W letni czas, gdy studentki i studenci rozjeżdżali się na wakacje, brakowało też prowincjonalnych obiektów podboju ( bez obrazy, to też pewne ciekawe zjawisko, będzie i o tym w przyszłości ), to pojawiały się, głownie dziewoje, z bratnich krajów. Rzadko, co ciekawe, obiekty płci męskiej. Może Polki bardziej były odporne na wdzięki nie z naszej wioski. Tedy i studenci oraz przyszli, czyli licealiści od wieku granicznego lub za wpisowym u bramkarza mogli dotknąć w tańcu i nie tylko obcego i nieznanego ciała, gdy polskie dziewczęta im spowszedniały. Nie wiedzieli tylko, a wiem co mówię, że nie bez przyczyny i nie tylko, by zwiedzić taki na przykład Magiczny Kraków, część z nich udawała się misją do Polski.

Powiem tylko, by jak w dobrym serialu pozostawić niedosyt i w najmniej spodziewanym momencie zawiesić akcję, że miały tam miejsce rzeczy, o których się twórcom Gorączki Sobotniej Nocy nie śniło. Zjeżdżały do nas, do naszych dyskotek krasawice z Demoludów czyniące pozory. Ciuszki przeważnie ubogie, na drink drugi stać nie było. To dopiero wypucha dla rodzimych Don Juanów z zamiarem Casanovy. Tylko jakoś tak dziwnie doposażone przez służby w złote i nie tylko, atrybuty. Gdy Bułgarki zapraszały na wakacje na Słonecznym Brzegu, a NRD-ówki, w tańcu zimne, na śniegu rozdrapywały plecy roznamiętnionym amantom, to Rosjanki bardziej zmierzały ku Mariage Blanche.

Co do śniegu, to Inter Disco rządziło również w ferie zimowe, każda pora jest dobra do werbowania.. Nie było ono bezpośrednie i natarczywe, bardziej w czasie rozłożone. Rosyjski interes i metody działania stanowiły, iż należy jak najwięcej do Polski przemycić szukających ucieczki z Archipelagu. A po oddaniu się napalonemu policzkowi praca wrze. A to zdjęcia na tle tym razem Białej Wołgi, że niby na koszty jest, a to w depozycie grubaśna złota obrączka. A złoto w Rosji tańsze niż zboże było. A jak kto się nabrał, to rozwód szybki i asymilacja według instrukcji. Ile takich ruskich fruktów już się polskim rodowodem mieni.

A Bułgarski pełniły inną rolę, niejako dopełniały polski werbunek i stwarzały warunki do Bilokacji delikwenta w celu przeszkolenia. Bo, gdy po grze wstępnej zauroczony urodą, jeszcze gdy nie widział wąsatej matki i babki przecudnej urody wizytantki z Bułgarii, wyjechał na wczasy do rzeczonej, to się zadziwił, że niejedna wieś z tego procederu żyła, a na miejscu czekał już nasz propozytor i przewodnik.

A potem kto naprawdę wiedział gdzie był turysta. Pierwej w Bułgarii, w miejscowych ośrodkach szkoleń, a potem, w następne wakacje, ciupasem do Rosji. Pamiętacie imprezy w akademikach i pytanie - Gdzie jest Stefan ?. Nierzadko były to tygodniówki, a nawet dłuższe imprezy. A Stefan, któremu inne szatany tam obecne budowały legendę, nie tylko styropianową, ale i alibi, niby gubiąc się między piętrami akademika i etapując zerwaniem filmu, spokojnie odbywał szkolenie…

Ta notka i tak jest delikatna, bez nazwisk i konkretnych przykładów, a byłoby co przytaczać. Bardziej chcę opisać metody i pułapki jakie stosują służby, niż konkretnie obnażyć szkolonych. Każdy z nas był, jest, zawsze i wszędzie będzie potencjalnym obiektem. I tylko od nas samych, od naszej wiedzy i umiejętności panowania nad wrażliwymi cechami zależy komu i czemu będziemy służyć.

Chyba, że rodzinna tradycja nas prowadzi w kacapskie klimaty lub też wybieramy owe lepsze życie, nie zdając sobie sprawy z konsekwencji. Bo pionki zawsze tak mają. Dopóki nie zrozumieją swojej wielkiej roli w grze o wszystko.

I ja tam byłem, tańczyłem i winiaki z Gruzinami piłem. O tym też kiedyś wspomnę, bo ciekawie, a nawet w pewnym momencie mordobicznie było.

Wiele zawdzięczamy pomocnej dłoni, tylko nie każda wyciągnięta w Naszym kierunku taką jest.

Ewentualne błędy ”językowe” zrzućcie na karb gorącej jak uda Kubanek atmosfery dyskoteki.

A teraz z parkietu.

napisz pierwszy komentarz