Prezydent Bronisław Komorowski nie skorzystał z okazji, by siedzieć cicho. A dlaczego? Bo już dawno odebrał sobie prawo do wyrażania jakichkolwiek wartościujących etycznie i moralnie sądów na temat polskiego życia publicznego czy publikacji medialnych.
To jego obóz polityczny odpowiedzialny jest za zjawisko nazwane "przemysłem pogardy". Jeśli prezydent uważa, że: "jest coś niesłychanie niepokojącego w tym, że refleksji o odpowiedzialności za słowo jest, niestety, w polskim życiu politycznym, ale i w polskich mediach - coraz mniej", to w pełni się z tym zgadzamy. Tak jest od kilku lat. Tylko że braku odpowiedzialności za słowo zabrakło w bardzo wielu wypowiedziach, które padły w ciągu ostatnich miesięcy właśnie z ust obecnej głowy państwa.
Liczba niestosownych i prowokacyjnych komentarzy, jakie wypowiedział sam Bronisław Komorowski, jest naprawdę imponująca. O prowokacjach i zwykłym, bezkarnym chamstwie jego politycznych przyjaciół, takich jak Palikot, Wałęsa czy Niesiołowski, nawet nie ma co wspominać.
"Powinniśmy się zastanowić, czy nie przekroczono granicy, w tym wypadku nieodpowiedzialności za słowo, tak dalece, że szkodzi to nam wszystkim" - oświadczył prezydent. Tylko że tę granicę wielokrotnie przekraczali politycy Platformy Obywatelskiej, w tym on sam. A za sprawą "zaprzyjaźnionych mediów" rozbudzano społeczne emocje, wywołując w szeregach własnych zwolenników prymitywny rechot.
Występowało to szczególnie w kontekście katastrofy smoleńskiej, która od dawna wielu Polakom jawi się jako zamach na państwo, jego instytucje takie jak urząd prezydenta czy armia, a także spokój społeczny i niepodległość. Obóz władzy zamiast pilnować interesów narodowych, używa jej do destabilizacji sytuacji politycznej.
Przywołajmy kilka faktów. To pod oknami Pałacu Prezydenckiego przy Krakowskim Przedmieściu w sierpniu 2010 r. byliśmy świadkami skandalicznych ekscesów. Ich eskalacja nie była przypadkowa, bo sprowokował je sam prezydent elekt żądający usunięcia krzyża - pamiątki po żałobie narodowej.
Jednym z głównych elementów jego kampanii wyborczej była działalność Palikota, który zapowiadał zastrzelenie i wypatroszenie Jarosław Kaczyńskiego.
Dwa lata temu ten sam prezydent oświadczył w telewizyjnym wywiadzie, że kwestia katastrofy smoleńskiej jest "arcyboleśnie prosta": winni są piloci i generalnie wszyscy, którzy organizowali wylot polskiej delegacji na uroczystości rocznicowe w Katyniu. Uczynił to, zanim nawet tzw. komisja Millera cokolwiek oficjalnie ustaliła w tej sprawie. To pan Komorowski wsławił się brutalnym komentarzem po incydencie gruzińskim, gdy w kierunku kolumny z prezydentem Lechem Kaczyńskim padły strzały.
Jeśli pan prezydent jeszcze raz będzie chciał kogoś pouczać, to nich najpierw sam publicznie uderzy się w piersi.
Maciej Walaszczyk
napisz pierwszy komentarz