Poniżej tekst Piotra Solisa "Prawdziwy powód bankructwa Grecji - w taki sposób zbankrutuje Polska". Więcej ciekawych tekstów w Serwis21 z dn.24/01/2011http://serwis21.blogspot.com

Grecja zbankrutowała tylko z jednego powodu. W momencie przystępowania Grecji do strefy EUR-o ministrem finansów Grecji był propagandzista prawie tak dobry w PR-e, jak u nas Rostowski. Ten fakt jest dokładnie przemilczamy przez reżymowe media Tuskanii. Grecy zbankrutowali przez matematykę, wynalazek udoskonalony przez starożytnych Greków.

W matematyce cudów nie ma!
Pomijam zupełnie przez wielu zapomniany fakt naciągania kryteriów z Maastricht, a w zasadzie oszustwa odnośnie prawdziwego zadłużenia Grecji w momencie akcesji do strefy EUR-o. Grecji nie uratowałaby nawet nadwyżka budżetowa. Cóż, w matematyce cudów nie ma, a kuglarskie sztuczki speców od PR-u na nic się zdadzą. Min. Finansów Grecji kombinował, jakby to było fajnie, gdyby wejść do strefy EUR po maksymalnie wysokim kursie Drachmy (waluta Grecji przed przyjęciem EUR). Dług państwa po zawyżonym kursie byłby niższy, zarobki i emerytury obywateli wyższe, słowem same korzyści. Grecy, naród wsławiony w rozwoju matematyki jakoś zapomnieli, że te wszystkie korzyści są po jednej stronie znaku „równa się”. Po drugiej stronie znaku „równa się” stała gospodarka, która stała się niekonkurencyjna z powodu zawyżonych kosztów robocizny, podatków itd. Mniejsze lub brak zysków przedsiębiorstw oznaczał mniejsze lub brak wpływów do budżetu.

Niemcy oburzeni wysokimi zarobkami oraz emeryturami Greków.
Teraz drodzy czytelnicy przypomnijcie sobie, jak Niemcy wypominali Grekom wyższe, niż w Niemczech, emerytury i wynagrodzenia. Rząd Grecji znalazł się w potrzasku, bał się ujawnić obywatelom bolesną prawdę o oszustwie w sprawie zawyżonego kursu Drachmy w momencie akcesji do strefy EUR, więc zaciągano kolejne długi i kolejne, i tak ... aż na koniec nikt nie chciał już im pożyczać. Resztę już znacie, a przynajmniej winniście znać.

Czy polski Min. Finansów ma „greckie marzenia” o mocnym PLN?

Jak jest w przypadku Polski? Nasz minister propagandy, tudzież finansów w trakcie eurowyborów w 2009r. twierdził, że budżet Polski jest w doskonałej sytuacji, a dwa tygodnie po eurowyborach rząd znowelizował budżet z dwa razy wyższym deficytem. W 2010r. powstała groźba przekroczenia 55% progu ostrożnościowego dla deficytu, więc pojawiły się najpierw słowne interwencje Prezesa NBP, pana Belki, a następnie Bank Gospodarstwa Krajowego w okresie świąt wymienił na „płytkim” rynku ponad 1 mld. EUR-o, czym doprowadził dodatkowej aprecjacji PLN. Wcześniej NBP przeprowadził „badanie” wśród przedsiębiorstw w sprawie tzw. kursu równowagi, przy którym zysk wynosi zero PLN (przedsiębiorcy ani nie zarabiają, ani nie tracą). Rzecz w tym, że nie pofatygowano się, aby stworzyć jednolity model do takich wyliczeń. W rezultacie zestawiono z sobą liczby zupełnie nieporównywalne, metodologicznie i merytorycznie absurdalne. NBP uzyskało wynik, że takim kursem EUR/PLN jest 3,70 zł. Na ten kurs zaczęli powoływać się analitycy z różnych banków, który potraktowali je, jako obiektywne kryterium. Napisałem wiec do nich i poprosiłem o ich opinię w tej sprawie, skoro przy kursie EUR/PLN ok. 4 zł deficyt handlowy w wymianie towarowej oraz deficyt bieżący wymiany z zagranicą jest, co miesiąc w przedziale minus 1 – 2 mld. EUR i to pomimo wysokich transferów środków z UE? Otrzymałem dyplomatyczną, jak się spodziewałem, odpowiedź, że kurs równowagi EUR/PLN jest na pewno powyżej 3,70 zł. Empirycznie osiągnięty kurs równowagi EUR/PLN dla gospodarki, przy którym była względna równowaga w transferach z zagranicą oscylował wokół 4,50 zł. Takie są twarde dane NBP oraz GUS.

Rostowskiemu marzy się hegemonia złotówki, która byłaby jeszcze mocniejsza, niż swego czasu grecka Drachma.
Rostowski, nasz minister propagandy, a w chwilach relaksu Min. Finansów idzie jeszcze dalej i prognozuje, że kurs EUR/PLN za dziesięć lat wyniesie 3,47 zł (link: http://biznes.onet.pl/ministerstwo-finansow-przygotowalo-10-letnia-progn,18543,4101708,1,prasa-detal ). Odejmując inflację średnioroczną, czyli po ok. 2,5%/rok przez 10 lat otrzymamy kurs EUR/PLN porównywalny z dzisiejszym kursem EUR/PLN znacząco poniżej 3 zł za 1 EUR-o. Czym to grozi, przypomnę horror w gospodarce i w budżecie z 2008r., gdzie zyski firm oraz dochody budżetu załamały się w sposób drastyczny, a firmy miały już przygotowane plany zwolnień nawet 30% załogi. Tylko szybkie załamanie się kursu PLN uchroniło Polaków przed prawdziwym „tsunami” zwolnień i bezrobocia. Widać, że Min. propagandy (Finansów) Rostowski zapomniał lekcję z 2008r. i dalej kombinuje, jakby to było wspaniale, gdyby przy wysokim kursie EUR/PLN w cudowny sposób zmalały długi Polski. A lud też byłby zadowolony, bo pensje i emerytury byłyby wysokie, etc. Wypisz wymaluj, druga Grecja. Bajka Krasickiego: „wół minister” jawi się jednakże, jako przestroga, a o Grecji nawet nie wspomnę. Czyżby Min. propagandy (Finansów) sam uwierzył w swe bajki? Otóż nie, a w Min. Finansów aż huczy od plotek, że Rostowski pierwszy, wzorem pewnego ssaka, chce zwiać z tonącego okrętu „Zielona wyspa”, z cudownej krainy Tuskanii. To samo zamierza zrobić Min. Boni, który równie dobrze zna prawdziwy stan polskiego budżetu. Co gorsze, Tusk w ten sposób realizuje wyborczą obietnicę: „Polska zasługuje na cud”. Wszak cuda są nie tylko wtedy, gdy coś zjawia się znikąd, ale także wtedy, gdy coś realnie istniejącego znika. Cóż, „Na wyspach Bergamutach … . Rzecz w tym, że tych wysp nie ma” – znana bajka dla dzieci. Wysp Bergamutów nie ma, ale przy takim prowadzeniu polskich finansów bankructwo będzie realne, co znacząco odróżnia Tuskanię od bajki Tuwima.


Piotr Solis, Stronnictwo Piast