Mit Lenino (1)
godziemba, pon., 12/03/2012 - 07:19
Bitwa pod Lenino była swoistym mitem założycielskim Ludowego Wojska Polskiego, na jego „zwycięskim” marszu od Sielc, przez Lenino, Warszawę po Berlin .
W lutym 1943 roku Stalin wezwał na Kreml b. ppłk. Zygmunta Berlinga – dezertera z Armii Polskiej w Rosji i zakomunikował mu swą zgodę na sformułowanie jednostek polskich, które miały walczyć u boku Armii Czerwonej. Ostateczna decyzja zapadła w kwietniu 1943 roku, po zerwaniu stosunków z rządem RP na Uchodźstwie. Równocześnie doszło do przyspieszenia tworzenia Związku Patriotów Polskich, któremu formalnie podporządkowano formułujące się jednostki wojskowe. Nie wszyscy członkowie ZPP z entuzjazmem powitali organizację wojska polskiego. Alfred Lampe w kwietniu 1943 roku powiedział: „Na ch… nam to potrzebne. Mamy Armię Czerwoną i to nam wystarczy”. Ostatecznie - wobec jednoznacznego stanowiska Stalina, nikt nie ośmielił się podważać słuszności decyzji sowieckiego dyktatora. W odpowiedzi na komunikat sowiecki informujący o utworzeniu dywizji, rząd RP złożył oficjalny protest, w którym stwierdzono, iż „decyzja rządu radzieckiego musi być uważana przez rząd polski jako cios w suwerenne państwo polskie, które ma wyłączne prawo dysponowania życiem swoich obywateli w szeregach armii narodowej”.
„Cele i zamiary Związku Sowieckiego – napisał Zbigniew Racięski w komentarzu na łamach „Orła Białego” w 1943 roku – nie mogą podlegać wątpliwości. Nie mając możności, z przyczyn od nas niezależnych, zajęcia stanowiska w tej sprawie, ograniczamy się do zaznaczenia tego, co niejednokrotnie na łamach naszego pisma podkreślaliśmy: pierwszym sprawdzianem rzetelności zamiarów lojalnego współżycia z Polską są dalsze losy naszych rodaków pozostających w ZSRS”.
Na początku maja rozpoczęła się rekrutacja ochotników do formowanej dywizji piechoty spośród „byłych polskich obywateli” i „Polaków stałych mieszkańców i obywateli ZSRR”. W rzeczywistości zdecydowaną większość żołnierzy stanowili obywatele polscy, którzy po zajęciu we wrześniu 1939 roku wschodnich terenów II RP przez Armię Czerwoną, zostali uwięzieni lub deportowani przez NKWD w głąb Związku Sowieckiego. Nic więc dziwnego, iż wielu z nich miało wrogi stosunek do Sowietów, spowodowany dramatycznymi przeżyciami osobistymi, utratą najbliższych oraz całego dobytku. Świeżo mieli w pamięci moralne i fizyczne cierpienia zadawane im przez funkcjonariuszy sowieckich władz bezpieczeństwa.
Decyzją Stalina dowódcą formowanej dywizji został wspomniany Zygmunt Berling, który po przybyciu do obozu sieleckiego zaczął używać stopnia pułkownika, prawdopodobnie za zgodą odpowiednich władz sowieckich oraz przewodniczącej ZPP – Wandy Wasilewskiej. 10 sierpnia 1943 roku Rada Komisarzy Ludowych ZSRS nadała Berlingowi - na wniosek ZPP – stopień generała –majora. Zastępcą dowódcy ds. oświatowych (w rzeczywistości politrukiem) został Włodzimierz Sokorski, któremu nadano stopień majora.
Kadrę oficerską nowo formowanej jednostki stanowili w ogromnej większości oficerowie przysłani z Armii Czerwonej. Z ogólnej liczby 622 oficerów aż 488 przybyło z armii sowieckiej. Nie byli to dobrzy oficerowie, gdyż żaden dowódca nie pozbywa się dobrych oficerów, lecz odsyła najsłabszych. Berlin wspominał, iż „stan jakościowy kadry, wybranej dla nas w jednostkach Armii Czerwonej, miał raczej charakter przypadkowy. Decydowała przede wszystkim okoliczność czy kandydat był Polakiem. Przydatność stała na drugim miejscu”.
Wielką rolę przykładano do indoktrynacji politycznej żołnierzy, politrucy „wychowywali żołnierzy 1 Dywizji w duchu patriotyzmu i internacjonalizmu, ożywiając w nich tradycje wolnościowe naszego narodu, kształcąc ich na historii bohaterskich walk rewolucyjnych w duchu miłości do postępu i pogardy do wstecznictwa”. Równocześnie jednak zachowano polski ceremoniał wojskowy z kapelanami wojskowymi, modlitwą i nabożeństwami, polskim mundurem i polską musztrą.
Ten swoisty eklektyzm ideowy ujawnił się bardzo wyraźnie w tekście roty przysięgi, napisanej przez Wasilewską. Żołnierze obok przysięgi na wierność narodowi polskiemu, musieli dochować „wierności sojuszniczej Związkowi Radzieckiemu, który mi dał do ręki broń do walki z wspólnym naszym wrogiem” oraz „braterstwa broni sojuszniczej Armii Czerwonej”. Na koniec żołnierze mówili „Tak mi dopomóż Bóg”.
Przysięga złożona w dniu 15 lipca 1943 roku, w 533 rocznicę bitwy grunwaldzkiej połączona została z wręczeniem sztandaru, ozdobionego hasłami „Honor i Ojczyzna” oraz „Za naszą wolność i Waszą”.
W końcu sierpnia 1943 roku zakończono oficjalnie program szkolenia bojowego, a Wasilewska i Berling zwrócili się do Stalina aby „w związku z tym, że 1 września przypada rocznica napaści hitlerowskiej na Polskę gorąco prosimy o umożliwienie 1 Dywizji im. Tadeusza Kościuszki wyruszenia w tym dniu na front”. W rzeczywistości niedoszkoloną dywizję przydzielono do sowieckiej 33 Armii.
Po bitwie na łuku Kurskim, wojska sowieckiego Frontu Zachodniego wyparły Niemców z lewobrzeżnej Ukrainy, spychając ich w połowie września 1943 roku na linię obronną: Rudnia-Lenino-Drybin-Sławgorod-rzeka Soż. Na początku października dowództwo sowieckie zaplanowało przełamanie tej linii obrony.
1 Dywizja Piechoty, wzmocniona jednostkami artylerii otrzymała zadanie przełamania obrony niemieckiej na odcinku: Sysojewo-Lenino, a następnie wraz z sąsiadami (42 i 290 DP) rozwinięcie natarcia w kierunku Dniepru.
Teren przyszłej walki był pofałdowany niewielkimi pagórkami i wzniesieniami oraz poprzecinany licznymi, dość głębokimi jarami i strumieniami, a przy tym całkowicie niemal pozbawiony lasów. Większe skupiska roślinności tworzyły kępy krzaków i zarośla porastające zbocza jarów. Na przedpolu znajdowała się dolina rzeki Mierei o podmokłych brzegach.
Dobrze umocnione siły niemieckie, broniące się na odcinku natarcia polskiej dywizji, stanowiły pododdziały 377 DP, wzmocnione artylerią przeciwpancerną oraz działami samobieżnymi „Ferdynand”..
Atak polskiej dywizji 12 października 1943 roku poprzedzić miało 100-minutowe przygotowanie artyleryjskie, ograniczone przez dowódcę 33 Armii do 60 minut. Od samego początku istotnym błędem Berlinga było nieuwzględnienie trudności w przeprawieniu na zachodni brzeg Mierei czołgów oraz artylerii, co osłabiło możliwość podjęcia skutecznej walki z bronią pancerną przeciwnika.. Istotnym mankamentem okazało się słabe rozpoznanie obrony niemieckiej oraz złe współdziałanie z sąsiednimi sowieckimi dywizjami.
Ostatecznie opanowano pierwszą linię obrony niemieckiej, posuwając się 2-3 km w głąb, jednak nie zrealizowano postawionego zadania wtargnięcie na 17 km w głąb obrony przeciwnika. W trakcie dwudniowych walk dywizja straciła 3167 żołnierzy, w tym 614 poległych oraz 786 zaginionych, co stanowiło prawie 25% stanu wyjściowego. Te ogromne straty spowodowały, iż Stalin zdecydował o wycofaniu dywizji z frontu. W rozmowie z Wasilewską uznał, iż „kościuszkowcy wykonali postawione im zadanie. Zaistnieli na froncie i pokazali, ze umieją walczyć. Ponieważ dywizja poniosła duże straty, aby nie doszło do utraty zgrupowanego w niej aktywu”, została skierowana na odpoczynek.
Wśród części dowódców pojawiło się przekonanie, iż Stalin pragnął zniszczyć 1 Dywizję, nakazując sąsiednim sowieckim dywizjom jedynie markować natarcie i pozbawiając Polaków skutecznego wsparcia artyleryjskiego oraz przeciwlotniczego. Należy jednak pamiętać, iż żołnierze Berlinga mieli być w powojennej Polsce jednym z filarów systemu prosowieckiego. Początkowo Wasilewska uważała, iż „żołnierze zdali egzamin, niestety, zawiodło dowództwo”, szybko jednak uznała, iż dywizja „dochowała i przypieczętowała przyjaźń między Polską i Związkiem Radzieckim krwią serdeczną co się lała wspólnie po sowieckim i polskim mundurze”. Ostatecznie polityczna ocena Lenino została następująco sformułowana: „W bitwie tej, we wspólnie przelanej krwi, zrodziło się polsko-radzieckie braterstwo broni, powstały zalążki nowych stosunków ze wschodnim sąsiadem”.
Prasa sowiecka zamieściła entuzjastyczne relacje o waleczności polskich żołnierzy, którzy „wykazali nie tylko całkowitą gotowość do walki z Niemcami, lecz również wysokie wartości natury moralnej i bojowej. Pójdą oni naprzód ręka w rękę z Armią radziecką. Z nią wspólnie odniosą zwycięstwo”
Niezależnie od oceny dowództwa jednostki, Naczelny Wódz gen. Kazimierz Sosnkowski w trakcie przemówienia wygłoszonego 14 listopada 1943 roku do żołnierzy Armii Polskiej na Wschodzie, podkreślił, iż „Nasze ziemie kresowe są nie tylko częścią obszaru Rzeczypospolitej, ale i cząstką naszej historii – i to właśnie z okresu, gdy Polska zdobywała się na najwznioślejsze wysiłki myśli państwowej, gdy była ostoją kultury, liberalizmu, tolerancji, wolności. Z ziemi tej pochodzą wielkie postacie naszych dziejów – by wspomnieć tylko nazwisko Tadeusza Kościuszki – tak często dziś używane. Nie żywimy uczyć wrogich do Polaków, którzy jako prości żołnierze walczą dzisiaj pod obcym sztandarem. Ślemy tym żołnierzom słowa zrozumienia i zapewnienie, że ani na chwilę nie wątpimy w ich polskiego ducha”.
Cdn.
- godziemba - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
napisz pierwszy komentarz