Teologia polszewii
...
Po tym jak to niejaki Nowak stwierdził, że "Tusk nie jest żadnym mistykiem, a jest dotknięty geniuszem przez Pana Boga", po tym jak pasażer poznańskich szambiarek stwierdził, że "taki brylant jak Tusk zdarza się raz na pokolenie", po tym jak niejaki Halicki wypowiada słowa, że "Tusk jest takim Mojżeszem, który przeprowadza nasz lud ku tej zielonej wyspie", przyszedł czas na kolejnego "teologa", który to na łamach Onetu stwierdza, że "Tusk jest mężem stanu" i chodzi tu o niejakiego Arłukowicza.
Zastanawiające są te psychodeliczne wizje wyżej wymienionych indywiduów i jedynym co może tłumaczyć takie zachowania, jest uczestnictwo w vibowitowej orgietce organizowanej przez pewnego senatora-scenarzystę.
Jeżeli taki Arłukowicz w stosunku do swoich partyjnych kolegów i przyjaciół z SLD przybiera postawę Iskarioty, przyjmując od POlszewii trzos ze srebrnikami w postaci "jedynki" na liście wyborczej, to określenie "mąż stanu" w jego ustach nie oznacza nic innego, jak "dziękuję wodzuniu".
Prostytucja polityczna nie jest nowym zjawiskiem i zapewne profesja prostytutki politycznej, jest tak samo stara jak i tej prostytutki określonej definicją tego słowa.
Żeby wymienić tu wszystkie nazwiska "ladacznic" polskiej sceny politycznej, to zapewne powstałby największy w Europie, a może i na świecie burdel polityczny, tak więc ograniczę się tylko do wybranych przykładów.
Taki Niesiołowski niegdyś podlizując się Kaczyńskim, twierdził, że "platforma-ładne opakowanie, zupełnie puste w środku". Był on też zagorzałym działaczem ZChN-u, a dzisiaj?
Dzisiaj jest on pierwszą tubą patologicznej PO.
Czy można się jednak dziwić zmianom poglądów u kogoś, kto niegdyś podczas rutynowego przesłuchania zdradza ubecji swoją własną narzeczoną i rodzonego brata, nie wspominając o przyjaciołach?
Takie persony "zdradę" maja wkomponowaną w siebie.
Sprzedadzą nawet rodzona matkę za eksponowany stołek.
Kolejnym podręcznikowym przykładem Judasza i politycznej prostytutki, niech będzie Marcinkiewicz, który w stosunku do tych, którym zawdzięcza wszystko, okazał się wściekłym psem, kąsającym karmiącą go rękę.
Jak się potem miało okazać, to nie tylko swoich przyjaciół zdradził w niecny sposób, ale tak samo postąpił ze swoją żoną i dziećmi na rzecz dzierlatki o anglosaskim imieniu-Isabel.
Ten ktoś niegdyś czynił wykłady na temat rodziny.
Oszukiwał wszystkich wkoło.
Oszukał PiS, oszukał żonę i dzieci, oszukał Polaków i oszukał nawet mnichów z klasztoru w Tyńcu, gdzie w swojej prelekcji na temat rodziny narzekał, że "młodzi dzisiaj żyją na kocią łapę".
"Mam prawie 49 lat, dobrą i wspaniałą rodzinę, kochaną i bardzo kochającą żonę, czwórkę dzieci i wnuka (...). Od 15 lat pracuję w świecie, a dom i żonę mam w Gorzowie. Teraz mieszkam w Warszawie, Londynie i Gorzowie. W Gorzowie mam cały czas dom. To nie jest łatwe życie, ale jest możliwe. Żona uznała, że dla naszego wspólnego dobra i dla rodziny będzie lepiej, jeśli ona stworzy ognisko domowe - miejsce, do którego każdy z nas, z dużej rodziny, będzie mógł wrócić, przyjść, ogrzać się przy nim. Nawet, gdy byłem przez 9 miesięcy premierem, żona nie była ze mną ciałem, była duchem."
Takimi słowami łgał w Tyńcu podczas Krajowego zjazdu Oblatów Benedyktyńskich, podczas gdy trwał on już w owym czasie w związku z Isabel.
Wyrachowanie i hipokryzja, niczym nie różnią się od tej niesiołowskiej.
Dzisiaj ów lowelas jest trupem politycznym.
Nie można w tym zestawieniu okazów uprawiających polityczną prostytucję nie wskazać na takie indywidua jak pani Kluzik-Rostkowska i jej przydupasy.
Pamiętamy jak to swoim "listem otwartym" do Jarosława Kaczyńskiego zainicjował "niechcący" powstanie mutanta-PJN niejaki Migalski.
Kluzik-Rostkowska, Poncyliusz, Kamiński, Migalski, Jakubiak i reszta kluzikarni, są doskonałym przykładem zjawiska politycznej prostytucji, ale z uwagi na marność polityczną, etyczną i moralną owych postaci, nie warto się nad nimi dłużej rozwodzić.
Pięknie w ten polityczny burdel wpisuje się pan Arłukowicz dla którego koledzy i przyjaciele partyjni, znaczą tyle, co funt kłaków.
Z jednej strony to dobrze, iż sam SLD odczuł na własnej skórze, co oznacza zdrada, gdyż sami także są zdrajcami Polski, to jednak z tej drugiej strony, to zawsze jest człowiekowi żal tych zdradzonych.
Ten który w komisji śledczej badającej "Hazard Gate", tak niby to pragnął sprawiedliwości i prawdy, dzisiaj zagra w jednym teamie ze Zbychem, Mirem i Grzechem(!), nie wspominając o kapitanie dryfującej drużyny.
Jaką wartość mają słowa Arłukowicza o tym, iż "Tusk jest mężem stanu" na tle przykładu kim jest on sam ?
Pamiętajmy, że takie standardy jak honor, przyjaźń, moralność, czy miłość, dla kogoś związanego z PO stanowią zjawiska abstrakcyjne.
To nie są politycy, to są zwykłe szuje.
Grafika: DOBOSZ
- homo polacus - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
napisz pierwszy komentarz