Franciszek Józef, Niccolo Machiavelli a rozliczenie z komuną
Koteusz, wt., 03/05/2011 - 11:09
Problem rozliczenia się z komunistyczną przeszłością w naszym kraju w dalszym ciągu pozostaje nierozwiązany. Przypomina on bardziej postawę – opisywaną w jednej z anegdot – cesarza Franciszka Józefa niż urzędników CK Ministerstwa Finansów czy jak ono się wówczas nazywało.
Anegdota (cytuję z pamięci) opisuje sytuację, w której jeden z namiestników cesarskich, jeśli dobrze pamiętam którejś z bałkańskiej krainy, zaciągnął w ministerstwie pożyczkę w wysokości 10 tys. koron. Ministerialni urzędnicy po jakimś czasie zaczęli dopominać się jej rozliczenia. Wówczas ów namiestnik wystosował do ministerstwa pismo następującej treści:
„Wziąłem 10 tys. koron pożyczki i wydałem 10 tys. koron”.
Zaskoczeni taką treścią i formą rozliczenia zaciągniętego zobowiązania urzędnicy CK MF zaczęli domagać się bardziej szczegółowego rozliczenia. Po kilku ponagleniach namiestnik uzupełnił swe wcześniejsze wyjaśnienia pisząc:
„Wziąłem 10 tys. koron pożyczki i wydałem 10 tys. koron. A kto twierdzi inaczej ten jest bałwan!”.
Ponoć Franciszek Józef nakazał uwzględnić owo „szczegółowe” rozliczenie pożyczki zaciągniętej przez namiestnika.
Rozliczenie z przeszłością w naszym kraju niby nastąpiło w jakiś sposób. Z premedytacją napisałem „niby” i „jakiś sposób”, bo jakieś tam grube kreski były, a i niektórzy działacze z pezetpeerowskimi i innymi korzeniami coś o słowie przepraszam wspominali. Nie było natomiast solidnego konkretnego rozliczenia aparatczyków za działania w minionej, „świetlanej” przeszłości, a większość polityków przechodzi nade tym do porządku dziennego, uznając, że owo rozliczenie jednak nastąpiło; w najlepszym wypadku twierdzą politycy, że sprawa jest już tak stara, iż nie warto jej ruszać i wracać do błędów przeszłości.
Stąd moje skojarzenie z treścią wspomnianej wcześniej anegdoty: rozliczenie nastąpiło, nawet cesarz Franciszek Józef je uznał, ale było ono jakieś takie niezbyt dokładne. Poza tym, jak mi się wydaje, cesarz nie chciał chyba (i to był zdaje się główny powód zaakceptowania rozliczenia w przedłożonej treści, oprócz uznania dowcipu namiestnika), żeby jego dociekliwych urzędników uznano za bałwanów.
Oczywiście nie zgadzam się ze stanowiskiem większości polityków – w swej gromadzie obecnie będących u steru władzy. Coś konkretniejszego z naszą przeszłością należy jednak zrobić. Próby takie podejmował w minionej kadencji PiS. Mam na myśli ustawę lustracyjną, która okazała się jednak bublem prawniczym, który zjechał od góry do dołu Trybunał Konstytucyjny; całkiem słusznie moim zdaniem. Obecnie jest chyba czas, żeby wrócić do tematu. I wcale nie twierdzę, żeby uczynić z niego sprawę pierwszoplanową. Raczej należy spokojnie nadać sprawie bieg i rozwiązując bieżące problemy – za rok, może dwa – przygotować nową ustawę lustracyjną eliminując błędy poprzedniej. Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że zaraz odezwą się przeciwnicy lustracji. Na tę okoliczność pozwolę sobie przypomnieć, że w sąsiednich krajach udostępniono dokumenty z tajnych archiwów służb specjalnych i jakoś kraje te nie zawaliły się. Raczej horyzont u nich nieco się oczyścił i różnego rodzaju teczki, tak jak u nas, nie pojawiają się przy różnych okazjach.
A że lustracja może okazać się okrutna? Z całą pewnością, lecz z kolei na te okazję przypomnę zasadę dotyczącą okrucieństwa głoszona przez Niccolo Machiavelli’ego w książce „Książe”:
Sądzę, że zależy to od dobrego lub złego posługiwania się okrucieństwami. Dobrze użytymi mogą nazywać się te (jeżeli o złem wolno powiedzieć, że jest dobrem), które popełnia się raz jeden z konieczności, dla ubezpieczenia się, nie powtarza się ich później, a które nadto przynoszą możliwie największy pożytek poddanym. Źle użytymi są takie, które choćby z początku nieliczne, z czasem raczej mnożą się, zamiast rzednieć. Ci, którzy używają pierwszego sposobu, mogą z pomocą boską i ludzką przynieść swemu państwu pewną korzyść (...). Dla drugich jest rzeczą niemożliwą utrzymać się. Z tego należy wyciągnąć wniosek, że zdobywca, opanowawszy rządy, powinien przygotować i popełnić naraz wszystkie nieodzowne okrucieństwa, aby nie wracając do nich codziennie i nie powtarzając ich, mógł dodać ludziom otuchy i pozyskać ich dobrodziejstwami. Kto czyni inaczej, czy to przez tchórzostwo, czy złą radę, jest zmuszony trzymać ciągle nóż w ręku i nie może nigdy spuścić się na swych poddanych, którzy wskutek ustawicznych i świeżych krzywd nie mogą nabrać do niego zaufania. Albowiem krzywdy powinno się wyrządzać wszystkie naraz, aby krócej doznawane, mniej tym samym krzywdziły, natomiast dobrodziejstwa świadczyć trzeba po trosze, aby lepiej smakowały.
Krzysztof Kotowski
P.S.: Na lustrację, moim zdaniem, „zasługują” nie tylko dziennikarze, choć jest to grupa, która winna być jak najczystsza pod tym względem.
- Koteusz - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
Etykietowanie:
napisz pierwszy komentarz