Już my wam damy Smoleńsk! (FRONDA)
Prof. Sadurski uczy Polaków, jak powinni obchodzić rocznicę katastrofy, chociaż tych, którym zależy na prawdzie i pamięci wysyła do psychiatryka – pisze Aleksander Kłos.
„Ciemny ludzie, skończ w końcu ze swoim krytykanctwem w sprawie katastrofy pod Smoleńskiem. Wszyscy normalni Polacy wiedzą, że to był tragiczny wypadek, spowodowany brawurą szalonego prezydenta, pijanego generała i słabego psychicznie pilota. A że się Kaczyński pchał do Katynia, chociaż nikt go tam nie zapraszał, to i odpowiedzialność za rozbicie samolotu ponosi, to się rozumie samo przez się. Rosyjscy kontrolerzy w końcu ostrzegali i zaklinali, by nie lądować, ale że mieli do czynienia z samobójcami, to nic więcej nie mogli zrobić, nieprawdaż? W końcu jeszcze przed feralną wizytą Tusk z Sikorskim pukali się w głowę, że prezydent będzie organizował swoje uroczystości, a nie, jak mu wszyscy radzili, grzecznie zostanie w domu. Widać niektórym nie wystarczają przyjazne gesty wobec Polski premiera Putina, który jasno wskazał na Tuska, jako na osobę zaproszoną do Katynia.
A te flagi, te płacze, te modlitwy w czasie tzw. żałoby narodowej... ile to ma jeszcze trwać, ja się pytam?! To my nie mamy innych problemów? Euro 2012 za pasem, hello! A tu znów do życia „budzą się demony polskiego patriotyzmu”, w końcu inteligentny człowiek nigdy by w takiej paradzie nie brał udziału, no nie? Poszedłby co najwyżej raz, popatrzył sobie na motłoch i wystarczy, a tu kolejki i jeszcze pomnika im się zachciało! Kaczora na osiołku, ha, ha, ha!
No i te ciągłe rozliczanie, ta nagonka w pisowskich mediach na takich „dobrych, mądrych ludzi”, krzyki o to, kto organizował wizytę, kto chronił lot, jak on był zorganizowany. Nie można tego znieść! Na miłość boską, jak tak można, czy wolna prasa służy do stawiania takich pytań?! Skoro już po kilku godzinach nasi rosyjscy przyjaciele zapewniali, że mieliśmy do czynienia z błędami pilota, to czy nam to naprawdę nie wystarcza? Komisja MAK-owska w końcu wykazała wszelkie nasze błędy, ale megalomański pisowski lud nie chce zaakceptować prawdy. A tu się pojawiają jeszcze żądania o umiędzynarodowienie śledztwa, głosy, by nie wykluczać wersji zamachu! Te cholerne pobrzękiwanie szabelką! To co, premier powinien Rosjanom wojnę wydać, a może prosić jeszcze jakieś „obce mocarstwo” o wsparcie, tak? I znów ta rusofobia, ten brak wdzięczności za wspaniałe gesty Rosjan, z Putinem i Miedwiediewem na czele. To my się nawet nie możemy zrewanżować pomnikiem w Ossowie, czy zapaleniem znicza na mogile czerwonoarmistów? A przed Pałacem to bez przerwy chciałoby się znicze palić, tak? A jak się ktoś o nie przewróci albo się przypali? Czy ktoś o tym pomyślał? A tak w ogóle, to co sobie o nas Europa pomyśli?! Ciągle siedzi w nas ta rusofobia, ta niechęć do naszych wielkich słowiańskich braci. Tych 96 osób nie żyje, no trudno, stało się, ale po co to wszystko rozgrzebywać i jeszcze winnych szukać? W końcu codziennie wiele osób ginie na ulicach i w ogóle, nie można przecież żyć samym Smoleńskiem, prawda?”
Panie Sadurski, proszę mi wybaczyć, jeśli się mylę, ale jestem przekonany, że spokojnie mógłby się pan podpisać pod powyższym tekstem. Tak w końcu wygląda Wasza wersja wydarzeń, prawda? Nie rozumiem za bardzo, po co się pan w takim razie siliłeś na odwołania filozoficzne i literackie w swoim artykule „10 kwietnia, dzień zrównania” („Rzeczpospolita”, 31.03.2011)? Nie trzeba się tak trudzić panie profesorze, „młodzi, wykształceni, z dużych miast” lubią łatwy przekaz, taki jaki można było słyszeć na happeningach urządzanych pod prezydenckim pałacem, zanim nie usunięto z tego miejsca krzyża. Prosto i konkretnie - wyszydzić, wyśmiać, opluć, a i z „baśki” przywalić można.
Polska wg Sadurskich
Głównym przesłaniem tekstu „10 kwietnia, dzień zrównania” jest uznanie, że wszyscy ci, którzy odważą się mieć inne zdanie niż jego autor i koalicja środowisk stanowiących establishment III RP, powinni się raz na zawsze przymknąć, gdyż każda ich wypowiedź to tylko kolejny dowód na ich paranoję. W artykule tym Sadurski skupia się na sprawach związanych z katastrofą pod Smoleńskiem i przedstawia jak, w jego opinii, powinna być obchodzona rocznica katastrofy. Z jego tekstu wynika, że w ogólnonarodowym wspominaniu ofiar nie ma miejsca zarówno dla wszelkich przedstawicieli, sympatyków i zwolenników tzw. antysystemowej prawicy. Ci ludzie są według niego chorzy i basta, potrafią tylko zionąć nienawiścią, wszystko komplikują i psują, dlatego ich miejsce znajduje się wyłącznie na marginesie życia publicznego. Po 10 kwietnia wszyscy, którzy na tę katastrofę patrzą przez inny pryzmat niż Sadurski i jemu podobni, powinni znaleźć sobie miejsce w psychiatryku. Nie ma sensu z nimi rozmawiać, czy traktować ich argumenty poważnie, w końcu z wariatami się nie gada, prawda?
Prof. Wojciech Sadurski.
Autor tekstu zaś, jak na „autorytet moralny” przystało, z pozycji oświeconego mędrca patrzy na wszystkich, którzy ośmielają się mieć inne niż on zdanie. Jego oceny naznaczone są pogardą, a że jest to człowiek pełen ogłady i dobrze wychowany, więc i znalezienie stosownej inwektywy dla każdego, kogo uzna za reprezentanta „galerii paranoidalno-cynicznej”, nie stanowi dla niego żadnego problemu. Jarosław Kaczyński, oczywiście, poruszając temat Smoleńska, w opinii Wojciecha Sadurskiego, automatycznie go „upartyjnia” i „zawłaszcza politycznie”, prof. Zdzisław Krasnodębski, przypominając o nagonce na śp. Lecha Kaczyńskiego i moralnie oceniając uczestniczące w tym elity, jest zaś „histerykiem”. W wielce obiektywnym i zrównoważonym tekście przeczytamy jeszcze o popiskującym „kiepskim kabareciarzu, który odreagowuje swą PZPR-owską przeszłość”, o „nieudolnej minister i paradnym bufonie, jadącym do USA, by tam antyszambrować u polityków trzeciego sortu w sprawie «umiędzynarodowienia» śledztwa”, a także o „redaktorze naczelnym niszowego dotychczas pisemka budującego nakład swej gazety na podgrzewaniu paranoi i teorii spiskowej”. Oberwało się też redaktorowi Łukaszowi Warzesze za to, że od początku wynajdował luki i kłamstwa w oficjalnym przekazie dotyczącym przyczyn katastrofy.
A masz, językiem miłości go!
Ale to nic, to dopiero rozgrzewka, Sadurski sam bowiem podkreśla, że mógłby tak godzinami. Przyznam się, że jestem w to w stanie uwierzyć, w końcu jeszcze kilka osób, środowisk, a i duża część społeczeństwa wymaga napiętnowania. Tak, by wszyscy dokładnie wiedzieli, kto jest winien tego, że pomimo starań naszych autorytetów moralnych i przyjaciół z Kremla, nie udało się raz na zawsze doprowadzić do „zgody, która buduje” pomiędzy Polakami, jak i ostatecznie zbratać nas z Rosjanami, byśmy w ten sposób połączeni jedną miłością „wybrali przyszłość”. Niestety, zamiast normalności i ogólnonarodowego szczęścia, oszalałe, ujadające z nienawiści PiS ciągle istnieje, chociaż powstała dla niego alternatywna, umiarkowana i tolerowana przez wszystkie TVN-y prawica. Kaczyński zaś ciągle jest w formie, nie siedzi w Sulejówku i ma coraz większe szanse na wygranie przyszłych wyborów. O zgrozo, znów mogą nadejść czasy strasznego kaczyzmu, kto teraz obroni nas przed tym barbarzyńcą żądnym niewinnej krwi!?
Tymczasem coraz ciężej przekonać wyborców, że obecny rząd jest jedynym, któremu warto powierzyć władzę, a Polakom żyje się dzięki niemu coraz lepiej. A wydawało się, że powinni nabrać się na kolejne piarowskie pice, spokojnie grillować, cieszyć się ciepłą wodę i załatwiać sobie tańszy cukier przez internet. Niestety, watahy jeszcze nie udało się dorżnąć, trza więc ostrzyć polityczne widły. I obrzydzić Polakom wszystko, co wiąże się z katastrofą prezydenckiego tupolewa, tak by każdy dwa razy się zastanowił, czy temat pisowskiego Smoleńska to sprawa, która powinna go zajmować. Nie jest łatwo pozbyć się stygmatu pisowca lub krytykanta wobec władzy, o czym przekonuje się obecnie redaktor naczelny pewnego „pisma dla panów”, który pozwolił sobie na zbyt wiele.
Macie nas słuchać!
Z tego powodu także niezłomny Sadurski znajdzie właściwe określenia deprecjonujące dla nieodpowiadających mu (a raczej jego intelektualnym guru) idei i sposobów myślenia. Z pogardą napisze o każdym, kto podniesie głos sprzeciwu wobec prawdy, objawianej przez redaktorów z Czerskiej i TVN-u, bo taka postawa to, jak pisze ten uczony mąż, „paranoja, podejrzliwość, haniebny cynizm, bezdenna głupota”. W tym samym tekście, w którym rozdaje swoim znienawidzonym wrogom srogie kuksańce, z wyżyn swojego autorytetu ogłasza, że chciałby zobaczyć wszystkich Polaków, jak jeden mąż połączonych w zadumie w rocznicę katastrofy pod Smoleńskiem. Pięknie pisze o śmierci, która nas wszystkich zrównuje wobec swojego majestatu. Przywołuje wielkich myślicieli i pisarzy, po to tylko, by zaraz, w następnym akapicie, przywalić maczugą swoiście rozumianej tolerancji w konkretną wizję Polski, w ludzi, którzy mają całkowicie różniący się od niego światopogląd.
Czemu Sadurski nie potrafi zrozumieć, że ci, których obraża, mają zupełnie inne odczucia wobec wszystkiego, co jest związane z 10 kwietnia? Jego to po prostu nie obchodzi. Nie stara się nawet tego zauważyć, nie interesuje go, żeby chociaż zastanowić się nad tym, czemu niektórzy ludzie myślą w zupełnie inny niż on sposób. On znajduje łatwiejsze wytłumaczenie – są chorzy, ześwirowali po prostu. To jest właśnie publicystyka na najwyższym poziomie, poparta profesorskim autorytetem.
Z tego powodu ludzie pokroju Sadurskiego nie silą się nawet, by odpowiedzieć na pytania dotyczące rzekomo wspaniałej współpracy polskich i rosyjskich śledczych, matactw strony rosyjskiej i jej jawnych manipulacji i kłamstw. Oni po prostu nie podejmują tego tematu! A jeśli nawet są do tego zmuszeni, to następnego dnia udają, że rzecz nie miała miejsca lub tłumaczą sprawy, których nie da się ukryć przed opinią publiczną, w pokrętny sposób. Kłamią, wypierają się, udają Greka, zrobią wszystko, byleby nie przyznać się do błędu. Z dzisiejszej, rocznej perspektywy, doskonale widać, że działania strony rządowej, związane z rozwiązywaniem zagadki katastrofy prezydenckiego tupolewa, były żałosne, błędne i tchórzliwe. Stoi za tym cała masa dowodów i faktów, z których wiele nawet salonowe media i politycy Platformy musieli uznać. Później jednak zostają one poddane rozmazaniu, zatarciu i przekształceniu. A na ich miejsce wchodzą parszywe insynuacje, zwykłe łgarstwa, półprawdy i naginanie rzeczywistości do swoich interesów.
Tego rowu nie da się zasypać
Część Polaków nigdy nie wybaczy ekipie Donalda Tuska hańby i upokorzenia doznanego ze strony Kremla. To samo tyczy się wielkich polskich mediów, które często słowo w słowo tłumaczyły komentarze rosyjskiej prasy i telewizji szkalujące nasz kraj. Opinie, dotyczące katastrofy, wygłaszane przez wielu dziennikarskich gigantów z Żakowskim, Lisem czy Olejnik na czele, często niczym nie różniły się od wersji podawanej przez Kreml. Ich rusofilstwo było tak widoczne, że aż biło po oczach. Niestety, rodacy, którzy dla własnej wygody zdecydowali się na obojętność, okazali się być liczniejsi od tych, którzy gotowi byli poprzeć rewolucję moralną w naszym kraju. Antypisizm jest wciąć największym straszakiem, który skutecznie paraliżuje ośrodki mózgowe wielu naszych rodaków. Nieważny jest wtedy morderca Putin czy postsowiecka Rosja, rządzona przez kartel zbrodniarzy, liczy się tylko, że cholerny Kaczor może wygrać, że może mieć rację, a skoro on mówi „A”, to znaczy, że trzeba powiedzieć „B”. Logika, fakty, argumenty – w ogóle się nie liczą. Za Kaczora nie będziemy umierać, co to, to nie!
Lektura tekstów poświęconych katastrofie pod Smoleńskiem, wypełniających najważniejsze polskie dzienniki, tygodniki i portale przekonuje, że całą sprawę wokół tragedii można opisywać w taki sposób, by w ogóle nie podejmować ważnych, a nie wygodnych dla pewnych środowisk tematów. Codzienne wrzutki, sugestie i zwykłe ploty podtrzymują rosyjską wersję katastrofy, a ich natłok i sposób prezentowania nastawiony jest na znużenie odbiorcy samym tematem. W końcu o wiele ciekawsze jest dyskutowanie o tym, jak szalony jest prezes PiS, jak zafiksowany jest na punkcie Smoleńska i jak bardzo pragnie władzy, by zemścić się na Tusku za „zabójstwo brata”, a nie to, w jaki sposób potraktowano wrak tupolewa, dlaczego nie mamy czarnych skrzynek i w jaki sposób przeprowadzano sekcje zwłok.
Proces niszczenia pamięci i obrzydzania tematu katastrofy pod Smoleńskiem musi trwać i nabierać szybkości. W przeciwnym wypadku establishment III RP mógłby nie zapanować nad niebezpiecznymi dla siebie oddolnymi procesami, które mogłyby podważyć w oczach większości Polaków wiarygodność systemu.
Wydarzenia spod krzyża ustawionego przed Pałacem Prezydenckim udowodniły, że mainstreamowe media potrafią szybko i skutecznie zmobilizować niemałą grupę ludzi, gotowych na każde bluźnierstwo i akt wandalizmu. Kuchcików-Tarasów ci w Polsce dostatek, w przyszłości jeszcze nie raz będzie można z nich skorzystać. Można mieć tylko nadzieję, że nie przekonamy się o tym na własnej skórze 10 kwietnia.
Aleksander Kłos
http://www.fronda.pl/news/czytaj/juz_my_wam_damy_smolensk
- Zaloguj się, by odpowiadać
napisz pierwszy komentarz