Od jakiegoś czasu jestem wierny postanowieniu nieoglądania telewizji tow. Waltera. Dokładnie od momentu, kiedy głośno, nie bacząc na otwarte okna i dziecko śpiące za ścianą, skomentowałem warsztat „dziennikarski” Moniki Olejnik. Synek następnego dnia jakoś dziwnie na mnie patrzył, a sąsiedzi przez co najmniej tydzień nie odpowiadali na dzień dobry. Wyciągnąłem z tego taką oto nauczkę, żeby nie przebywać w jednym pomieszczeniu z telewizorem włączonym na programie z niebieskim logo. Było to dobre postanowienie, przynoszące korzyści dla zdrowiu i harmonii rodzinnej, zatem trwałem w nim aż do Wielkiego Postu.
I obawiam się, że umartwienie postne, jakie pochopnie na siebie przyjąłem, okaże się rychło ponad moje siły. Postanowiłem bowiem aż do Dnia Zmartwychwstania oglądać rzeczoną stację i powstrzymać się przy tym od użycia słów obelżywych, tudzież od miotania ciężkimi przedmiotami w telewizor.
W ramach tego postanowienia oglądałem w niedzielę główny dziennik TVN, czyli „Fakty”. Był w nim obszerny materiał o marcowym Marszu Pamięci z Archikatedry pod Pałac Namiestnikowski i dzielnych jego przeciwnikach, chłopcach Biłgorajczyka, dowodzonych przez nieustraszonego Dominika „Rambo” Tarasa.
Poziom intelektualny najsłynniejszego kucharczyka wśród neozbowidowców nie jest jakąś wielką tajemnicą. Wiadomo, podobnie jak dość szerokie spektrum wykształconych gruntownie liberałów, chciałby, żeby Polacy przeżywali żałobę na wesoło, żeby on sam nie musiał się już wstydzić tego, że ktoś się modli na ulicy, albo, nie daj Lenin, śpiewa pieśni w wersji nie zatwierdzonej przez Urząd Kontroli Prasy, Publikacji i Widowisk. Jasne, nie są to jakoś strasznie oryginalne pragnienia, ale przecież towarzystwo największych autorytetów III RP nie przynosi Tarasowi wstydu.
Niestety nasz bohater musiał popaść ostatnio w tarapaty. Nie jest wykluczone, że podpadł samemu Chuckowi Norrisowi, facetowi dysponującemu imponującym kopnięciem z półobrotu. Bowiem tylko przyjęciem takiego kopnięcia można tłumaczyć fakt, że na patrona ostatniej lewackiej agitki wziął sobie tegoż Norrisa, przy okazji konserwatystę, gorliwego chrześcijanina i patriotę.
No dobra, skończę dygresję i wrócę do „Faktów”. Reporterzy TVN, wysłani na Krakowskie Przedmieście, mieli naturalnie trudniejsze zadanie niż większość korespondentów co najmniej od czasów wojen burskich. Z narażeniem życia przecież przekazywali wieści spragnionym rzetelnej informacji widzom. Wieści z frontu wojny z kaczyzmem, a kaczyści, wiadomo, jeńców nie biorą. Nic więc dziwnego, że skoro kule prawicowych siepaczy świstały im koło uszu, o obraz kamer zakłócał pył z rozbijanych płyt chodnikowych, to pewne błędy musiały się pojawić. Ja to rozumiem i nawet podziwiam na swój sposób odwagę tych dzielnych dziewcząt i chłopców o rumianych licach. Tak że nie czepiam się, wręcz przeciwnie nawet, chcę im pomóc. Tak, żeby kolejne relacje najlepszej i najbardziej niezależnej telewizji Międzymorza były jeszcze doskonalsze, ciekawsze i obiektywniejsze (chociaż trudno sobie wyobrazić jeszcze wyższy poziom obiektywizmu).
Zatem zajmijmy się teraz edukacją naszych drogich dziennikarzy. Sfilmowana przez nich grupa żoliborskich pisowców, trzymająca duże plakaty z napisem „strażnik Teksasu, strażnik wiary” i „szczęść Boże”, nie jest grupą antyreligijnych demonstrantów z ruchu poparcia Palikota, prowadzoną do walki o wolność i demokrację przez Tarasa. Nawet więcej, ludzie niosący młodym, wykształconym mieszkańcom wielkiego miasta kaganek oświaty w postaci ulotek o chrześcijańskich i konserwatywnych konotacjach Chucka Norrisa również nie są przeciwnikami Krzyża, pamięci o Prezydencie Kaczyńskim ani jego pozostałego przy życiu brata. Rozumiem, że trudno w to uwierzyć, ale taka jest smutna prawda. Problemem jest oczywiście pokazanie bojówkarzy Tarasa, zgromadzonych za policyjnymi barierkami w imponującej liczbie dwudziestu sztuk i tęsknie zerkających w stronę goszczącej ich speluny, ale nikt dzielnym dziewczętom i chłopcom na służbie u tow. Waltera nie obiecywał lekkiego żywota. Mam nadzieję, że przyswoją tę małą lekcję i w relacji z 10 kwietnia ustrzegą się powyższych błędów. A jeżeli nie, to następną akcję edukacyjną będziemy zmuszeni przeprowadzić specjalnie dla nich, dziennikarzy najbardziej niezależnych mediów Międzymorza.
http://krzysztof.skalski.salon24.pl/287466,glupi-czy-z-telewizji-czyli-jak-z-pisowcow-zrobic-tarasowcow
napisz pierwszy komentarz