Codziennie jest Koniec Świata.

avatar użytkownika jwp

”...Wypadek to dziwna rzecz, nigdy go nie ma, dopóki się nie wydarzy...” - Alan Alexander Milne - Kubuś Puchatek.

Wpis ten dedykuję blogerowi PLUSZAK-owi, nie jesteś sam Pluszak. Polecam jego wpis -  Polska - „zielona-wyspa”,...

To, że codziennie dla tysięcy ludzi „kończy się ich świat” jest truizmem. Czy możemy jednak przechodzić nad tym do porządku dziennego. Siły natury zapewne nie zostaną do końca ujarzmione, ani też nie zwyciężymy w życiu doczesnym śmierci. Nawet jak się nam to udaje, prędzej czy później zapuka do naszych drzwi. Rodząc się przywołujemy ją do „życia”, do naszego życia.

Świat potrafi nam się zawalić, zwalić na głowę, skończyć z wielu powodów. Może to być śmierć najbliższych nam osób, utrata pracy, choroba, zdrada czy też nieodwzajemnione uczucie. Niewątpliwie ma to olbrzymi wpływ na nasze zdrowie, zarówno psychiczne jak i fizyczne. Co cię nie zabije..., zgadza się, tylko za owo „wzmocnienie” płacimy często zbyt wysoką cenę. Czy potrzebujemy naprawdę, aż tylu doświadczeń życiowych.

Serce boli nas z miłości, lęku i z powodu wielu innych emocji. Zapominamy ciągle, iż to nie jest takie poetyckie jak nam się wydaje, po latach zbierzemy tego owoce. Od emocji nie uciekniemy choćby z tego powodu, iż są ważnym składnikiem nie tylko ludzkiej natury, a i wszystkich żywych istot, oczywiście się różnią, ale zawsze są dobre i złe. Ten nasz mały wszechświat jakim jest każdy z nas, ciągle przeżywa kataklizmy, zderzenia z innymi, podobnymi do naszego, a jakże różnymi. Może byłoby nam wygodniej żyć bez tych „emoksplozji”, ale czy bezpiecznie ?, dają nam jednak kapitał doświadczenia.

Za młodu najczęściej sami sprowadzamy na siebie mniejsze i większe katastrofy, tacy już jesteśmy mądrzy i doświadczeni, iż łatwo odrzucamy rady najbliższych nam osób, często z dużym życiowym bagażem. Koszty są czasem wyższe niż nauka płynąca z błędów. A rany mogą boleć do końca naszych dni, nie tylko nas. Dorosłość powinna swą racjonalnością bronić nas przed błędami, złymi wyborami, przy założeniu, że kierujemy się w naszym życiu jakimikolwiek zasadami. Nawet złe wybory, jeśli są świadome, przynoszą przecież oczekiwane skutki. Nie można winić dziecka, iż chce huśtawką strącić chmury, czy możemy wymagać do ludzi „dojrzałych” więcej niż od dziecka. Pozornie tak, jednak jeżeli weźmiemy pod uwagę złożoność czynników wpływających na nasze losy, nic bardziej błędnego. Nawet Kubuś Fatalista nie jest w stanie przewidzieć wszystkiego.

Gdy umiera nam matka lub ojciec przeżywamy swoisty koniec świata, ale i tu jest to względne. Jak wiemy inaczej będzie gdy osierocą nas za młodu, a inaczej gdy mamy już swoją rodzinę, gdy mamy dla kogo dalej żyć, pomimo taki wielkiej straty. Trauma jak dotyka rodziców po stracie dziecka jest nie do opisania, może udało się to poetom, ale to dalej tylko słowa. Jest dokładnie tak jak mówią - „Nic już nigdy, nie będzie takie same”.

Czy mamy na to wszystko wpływ ?, tak, dość ograniczony, ale mamy.

Natomiast nie potrafimy się dobrze zabezpieczać lub ubezpieczać od innych katastrof życiowych. I nie chodzi tu oczywiście o ubezpieczenie zdrowia czy też mienia. Trudno cofać się do czasów walki o ogień, wystarczy cofnąć się lekko ponad 20 lat. Zachłyśnięci świeżym powiewem wolności, „obaleniem” komuny nie byliśmy na tyle zapobiegliwi w przeciwieństwie do starych wyg i ich spadkobierców oraz do elyt okrągło-stołowych i co poniektórych „działaczy i doradców” Solidarności. Oczywiście to nic nowego, za wyjątkiem tego, że przychodzi nam za ten brak pragmatyzmu naszego społeczeństwa od kilku lat płacić coraz to wyższą cenę. I nie wiem, czy w najbliższym czasie starczy nam na kolejne raty.

Gdy braknie chleba to igrzyska już nie wystarczą.

Cofnijmy się jednak do czasów dawniejszych, czyż nie dawaliśmy się „dymać” od zawsze ? Zapomnieliśmy zbyt szybko, iż taki wybór nie polega na tym, że konformizm chroni nas, nasze rodziny, wspólnoty przed zagrożeniami. Zapomnieliśmy, że każdy dzień to walka, choć nie zawsze musi lać się krew. W dążeniu do stabilizacji błędnie opartej na konsumpcyjnym modelu życia gonimy za dobrami materialnymi, płacąc za to zdrowiem i co najgorsze czasem jaki powinniśmy poświęcać rodzinie, wspólnocie i rozwojowi duchowemu. Równocześnie tolerujemy u tych co zawsze stoją ponad nami, u możnych tego świata, bachanaliczny konsumpcjonizm, wzajemną wymianę dóbr, które byłoby na co spożytkować. Żaden ze mnie socjalista, komunista, czy rewolucjonista w potocznym tych słów znaczeniu. Jednak nie widzę żadnego powodu byśmy mieli się godzić na zawłaszczanie świata przez roszczących sobie do niego prawa, często bez żadnych podstaw, potomków pionierów kapitalistycznego uwłaszczania się na dobrach wspólnych. A przecież w Polsce zamiast stworzyć nowy model Państwa zagościł prymitywny i drapieżny kapitalizm z okresu wczesnego rozwoju. I dotyczy to zarówno sfery materialnej jak i duchowej. Czy jest tak jak pisał Mark Twain -

...Są chwile, gdy chciałoby się powiesić cały rodzaj ludzki i skończyć tę farsę...” Mark Twain.

Czasem myślę, że tak należy, może jednak wystarczy, jak to się mówi - Podziękować niektórym za współpracę.

Czemuż to daliśmy się nabrać po raz kolejny na zaciskanie pasa i kolejne wyrzeczenia w imię dobra wspólnego, czy aby na pewno wspólnego. Nie sądzę, gdyż jak widzę kierunek w jakim zmierza nasze Państwo i Władza to żywię poważne obawy, iż pracujemy dalej dla ich dobra za chleb i igrzyska, których nam dostarczają codziennie. To miło w paputkach pooglądać telenowelę lub przeżywać sukcesy naszych sportowców, choć za wiele to ich nie ma. Czy to jednak jest prawdziwe życie. Czy sportowcy, aktorzy są w czymś lepsi od zdolnego i pracowitego rzemieślnika lub naukowca. Jak najbardziej nie, chleba to oni nie czynią. Może zatem przywróćmy porządek rzeczy, nie żyjmy bytami zastępczymi jakie dostarczają nam medialne ogłupiacze, żądajmy większego szacunku dla przeciętnego obywatela, a jak coś po podziale zostanie to i błaznom skapnie. Nie umniejszając trudu sportowców, artystów, to naprawdę nie są najistotniejsze sprawy, a dobra sztuka czy też wybitny sportowiec poradzi sobie bez obciążania nas kosztami ukrytymi w rachunkach za prąd, czy też koszt kredytu wystawionymi przez sponsorów. Zacznijmy od tych, którzy budują, leczą i bronią narodu, nauczycieli, naukowców, lekarzy, pielęgniarek, wojska i policji, oraz bezimiennych bohaterów codziennej harówki. Nic to nowego, lecz należy o tym ciągle przypominać, gdyż w zalewie bredni jakie płyną z ust polityków, dziennikarzy i innych objaśniaczy rzeczywistości, zapominamy o pryncypiach. Ogrodnik jak widzi suchą gałąź, to nie pyta tylko robi ciach. Na co my jeszcze czekamy, aż my uschniemy od nieustannego dojenia i dźwigania trudnych i bolesnych reform. Wolne żarty, dość tej „Powtórki z rozrywki”. Zbyt wiele to kosztuje Bogu ducha winnych ludzi, ich rodziny, naszą Ojczyznę.

Nie dajmy po raz kolejny uwieść się owej narracji i dotyczy to wszystkich byłych i obecnych na scenie politycznej ugrupowań i partii. Wszyscy oni, w mniejszym lub większym stopniu ponoszą winę, a czemu bez kary ? Nie jestem zwolennikiem kary śmierci, ale od wielu lat obserwuję paniczny strach elit władzy i wspierających ich naukowców i publicystów ( nie wszystkich ) prze przeważająca wolą obywateli wielu państw przywrócenia kary śmierci i bardziej rygorystycznego kodeksu karnego. Oczywiście chciałbym bardzo by zbłąkane owieczki po resocjalizacji trafiły na łono społeczeństwa. Potencjalny przestępca musi się jednak bać zarówno nieuchronności kary i jak i jej wymiaru. Dotyczy to równej mierze pospolitego złodziejaszka, mordercy, jak i według mnie czynów najpodlejszych, jakich zwykle dopuszcza się władza, politycy, właściciele wiodących mediów i ich marionetki.

Od ponad 20 lat, dzień po dniu rodzą się i umierają ludzie, nie nowina, jakoś sobie z tym radzimy. Jak sobie jednak poradzić z końcem świata, który nadchodzi gdy tracimy pracę, bankrutuje nasza firma, opuszczają nas z tego powodu znajomi, często rodzina ?, o Państwie już nie wspomnę, ono jako instytucja nie trwa przy nas od lat. I na to nie ma zgody, nie możemy do końca naszych dni spłacać długów jakie zaciągają i generują nasi błyskotliwi i jakże utalentowani politycy i ekonomiści. Nie mam zamiaru podawać tu recept na to jak zrealizować uzdrowienie sytuacji, są mądrzejsi. Ważne byśmy przestali łykać jak biedne gęsi, łykać to co oni chcą nam wtłoczyć do gardeł, mózgów, serc i dusz. Koniec ściemniania w tej partii pokera, sprawdzamy. Tylko co tu sprawdzać, jak już wszystko jasne.

Mądrość najprostsza podpowiada, iż nie wolno zarżnąć dojnej czy też cielnej krowy, nie rozumiem zatem dlaczego nasi „Panowie” podcinają gałąź na której siedzą. Czy tak są rozbestwieni, czy mają jakieś ubezpieczenie, czy też zabezpieczenie obiecane przez swoich możnych protektorów, którym robią dobrze od rana do wieczora, prawie bez wytchnienia. Żeby tak małą część tego czasu przeznaczyli dla nas i to nie w postaci żenujących kazań czy też pouczeń, jak mamy żyć to my wiemy. Nie wiemy tylko, jak z tym wszystkim co się zdarzyło po 1989 roku żyć. Nasz to grzech i przewina, iż nie zadbaliśmy o nasz wspólne sprawy, że udało im się wciągnąć nas do pseudo-wspólnot.

Tak łatwo odwracamy się od bliźnich, gdy dzieje się im krzywda, nie chcemy być współczulni wobec bezdomnych, czy też osądzanych przez nas ludzi niezaradnych, uznawanych niesprawiedliwie za nieudaczników życiowych. Jest wśród nich wielu wspaniałych ludzi, którzy nie dali sobie rady, gdy zawalił im się z różnych powodów ich świat. Może zabrakło rodziny, przyjaciół, może los z pomocą urzędników, czy też innych funkcjonariuszy państwowych podłożył im nogę, zamiast wyciągnąć pomocną dłoń. Nie chodzi tu o jałmużnę, chodzi o szacunek dla obywateli, dla Narodu, którego tak brakuje na co dzień, a nadmiar mamy od święta.

Jutro znów dla wielu ludzi zawali się ich świat i co z tym zrobimy, ano poużalamy się, łza się w oku zakręci, część z nas pomoże, niestety nie wszystkim, Organizacje humanitarne będą działać zgodnie ze swoim statusem i ideami, a instytucje pomocy społecznej wypłacą tysiące zasiłków.

A możnowładcy sumienia szybko wypiorą na balach charytatywnych i doraźną pomocą.

A tymczasem na luksusowe model samochodów będą cierpliwie oczekiwać w kolejce możni tego świata, jakże oni cierpliwi, jak nie przymierzając my za komuny, w kolejce po papier toaletowy czy też mortadelę. Na wybiegach utrudzone modelki będą prezentować arcydzieła sztuki krawieckiej wybitnych kreatorów mody, celebryci podzielą się z nami pikantnymi szczegółami ze swojej alkowy, mądre głowy poradzą jak żyć. I tylko podział zysku jak zwykle dokona się bez nas. Chyba, że trzeba się będzie podzielić, stratą, kolejną złą nowiną lub rzucić nam kolejną garść obietnic, jak to pięknie będzie już wkrótce, jak tylko minie kryzys, a obecna władza pozbędzie się wreszcie niekonstruktywnej opozycji, by móc skutecznie rządzić dla dobra ludu miast i wsi. Tylko gdzie tu jest miejsce dla nas, jak silni musimy być by przetrwać. Bo są tacy co im nawet żyrandol na łeb nie spadnie. Ciężko przecież ogółowi uwierzyć, iż to nie są dobrzy ludzie. Bo nasi oponenci mogliby sobie nie poradzić, gdyby świat tak „misternie” utkany przez dzielne tkaczki z Czerskiej i Wiertniczej, a zwekslowany przez ich Partię się jednak zawalił, a co nie daj Boże skończył.

„...Wszyscy mówią: Jak okrutne jest to, że musimy umierać - dziwna to skarga z ust ludzi, którzy musieli żyć...” Mark Twain.

ZreSocjalizowani.

Ameryki nie odkryję ale warto czasem sobie przypomnieć co jest grane. W pierwszych wspólnotach istotną rolę odgrywali myśliwi i wojownicy, role te właściwie się pokrywały. Oczywiście niezbędni byli też osobnicy potrafiący oprócz zdobywania pokarmu i obrony wspólnoty myśleć i kierować grupą. Sielanki nie było, po pierwsze ludzie dopiero „raczkowali” na Matce Ziemi i przed nimi był długi okres rozwoju społeczności i cywilizacji, a po drugie konflikty między jednostkami są niezbędnym czynnikiem postępu. Znamy też, choć nie całą historię wierzeń- religii. Najciekawsze jest jednak to, iż od zarania dziejów ktoś lub coś powodowało, iż uwierzyliśmy w ciągłą potrzebę wyrzeczeń, ofiar i poświęcania, za życia, a w przypadku religii w imię bliżej nieokreślonego, choć zapewne lepszego od bytu doczesnego, życia pozagrobowego, a w przypadku ideologii dla osiągnięcia po długim okresie zaciskania pasa i ciężkiej pracy Raju na Ziemi. W pierwszym przypadku nie mamy dowodów na to, że warto żyć według zaleceń wiary, bo nie dane nam zweryfikować tego przekazu, ani też nie ma wiarygodnych dowodów na to, iż byt doczesny natychmiast zamienia się w Życie Wieczne, z tychże powodów. W drugim przypadku jest już znacznie jaśniej. Jeszcze nigdy w historii świata nie dane było zwykłym ludziom, tym którzy najczęściej dźwigają ciężar transformacji, są ofiarami wojen i rewolucji, by skonsumowali owoce swoich wyrzeczeń. Ktoś, w sumie spore grupy, uwłaszczają się na ideologiach i posiadają z tego tytułu wymierne korzyści. We władzą jawną wpisane było dawniej ryzyko utraty nie tylko jej przywilejów ale i też głowy. Władcy, właściciele ziemi, fabryk często tracili cały majątek, lecz prędzej czy później do ich potomków dobra wracały. Może nie do wszystkich, na pewno do tych, którzy mieli udział we władzy niejawnej. Oczywiście są takie wyjątki jak Wielka Brytanie, ale to osobna historia. Nie znam zbyt wielu przypadków, by właściciele fabryk broni i innych produktów dostarczanych np. dla Armii III Rzeszy ucierpieli zbytnio po przegranej przez Niemcy II Wojny Światowej, a raczej ich firmy mają się dobrze, a nawet bardzo dobrze. Nie wspominając już o całych systemach społecznych, ustrojowych, które to trwają od wieków pomimo pozornych zmian. Dlaczegóż to pozornych, ano dlatego, iż zawsze na barkach znaczącej większości spoczywa ciężar utrzymania władzy i grupy właścicielskiej, ciężar całego anturażu, jakim są takie grzeszne cechy jak próżność,...

A co nam maluczkim pozostaje, ciągła reSocjalizacja. Odwieczny mit „Obiecanego Raju” - Raju, który zarówno obiecują nam Bogowie, jak ich Kapłani.

Zwodzili nas Wodzowie ustami szamanów, Władcy słowami kapłanów, I Sekretarze aparatem propagandy, ekonomiści – złote usta kapitalistów i liberałowie, najwięksi współcześni zaklinacze rzeczywistości. Co nam obiecują ?, a wszystko, ale oczywiście nie teraz, albo nie tu i teraz. A jak lud już wrzy to wtedy zawsze jest gotowa recepta na relanium. Jacyś rewolucjoniści, reformatorzy, demokratyczne przemiany czy też potępienie okresu Błędów i „Wypaczeń”. I tak co pokolenie jak mantra powtarza się scenariusz lepszej przyszłości, która to niebawem nadejdzie. W razie trudności z realizacją obietnic, a to wulkan niespodziewanie wybuchnie, tornado zaburzy proces dochodzenia do dobrobytu, susza, nieurodzaj, a czasem najgorsza dla władców zaraza „Urodzaju”. Oczywista siły przyrody nawet przy współczesnych osiągnięciach nauki i techniki są nieprzewidywalne, mam tu jednak poważne wątpliwości na poziomie teorii spiskowej, iż postęp nauki jest szybszy niż dzielenie się jej zdobyczami z nami, zwykłymi „mrówami”.

Religia jako idea, jako sfera duchowa nie jest obszarem moich dywagacji, warto jednak pochylić się nad ziemskimi namiestnikami Bogów i wielowiekowej instytucji, jaką jest tzw. „Kościół”, kojarząc go ze wszystkim religiami. A zatem zastanówmy się nad Profanum, które jest tak wszechobecne w „Sacrum”. To tylko Geszeft.

Instytucja Szamana, Kapłana, Przywódcy Duchowego jest, czemu nie zaprzeczam niezbędna dla rozwoju szeroko rozumianej cywilizacji, jest jedno ale, w czyim imieniu ono działają. Szaman udawał się podobnie jak Pustelnik na odosobnienie, nie tak było. Nie chciał być sam, szukał inspiracji w przyrodzie, najstarszej istniejącej Mądrości Praktycznej. Mimikra to najważniejsze źródło wiedzy. To nie tylko sztuka upodobniania się, to również umiejętność zdobywania pożywienia, polowania na ofiary za pomocą ich języka w szeroko pojętym znaczeniu. Jest rzeczą ogólnie wiadomą, iż nie jesteśmy w stanie wznieść się ponad nasze uwarunkowania, zarówno fizyczne jak i psychiczne. Zatem czegóż bym nie napisał, to nie będzie obiektywne. Ale wobec naszych uwarunkowań obiektywizm nie jest możliwy, czasem tak sobie dumam, iż tzw. „Istoty Wyższe” są jeszcze bardziej zadziwione meandrami naszych losów, a może jednak nie. Może są „Siłą Sprawczą”.

ReSojalizacja społeczeństwa, odwieczna i trwała jak Piramidy. Łatwo się nabieramy na obietnice, zarówno doczesne jak i Wieczne jak „Oni”. Czy jest jakaś nadzieja na „Przebudzenie”, raczej nie, zbyt wielka siła za tym stoi.

A mogło być tak pięknie, mogliśmy się dzielić owocami naszej pracy. Spokojem bytu codziennego, nieuchronnością przemijania bez złudnej nadziei na to, czego nikt, sam Bóg nie jest w stanie nam zagwarantować. Po prostu mogliśmy Żyć Pięknie, choć nie bez bólu. Ktoś nam bardziej, lub mniej celowo zabrał możliwość samostanowienia, o tym kim jesteśmy, kim chcemy być i dokąd zmierzamy. Z wykształcenia nie jestem ekonomistą, na całe szczęście, brzydzę się kłamstwem , kariery bym nie zrobił. Natomiast marzy mi się „Złoty Podział Pracy”. Prastara i naprawdę socjalna idea. Nie taka jak te, którymi na karmią. Na czym ona polega. Otóż po prostu na „Wspólnocie” życia i podziału dóbr, według potrzeb, sprawiedliwości, wiedzy i zasług dla najwyższej formy współistnienia, „Wspólnoty” zarówno potrzeb, jak i lęków, języka, kultury. Takiej zwykłej wspólnoty wystraszonych i pełnych chęci przetrwania ssaków, jakimi niewątpliwie jesteśmy. Pomimo wielkiego mniemania jakie o sobie mamy.

A przecież Ręka Boga mogła dotknąć kogoś zupełnie innego.

A teraz z innej beczki.

napisz pierwszy komentarz