"Rymkiewicz, Wencel – poezja jako filozofia polityczna" . Artur Mrówczyński – Van Allen. (FRONDA)

avatar użytkownika Maryla

To poezja, która nie boi się mówić o grobach, bo przeczuwa, a czasami nawet już zna, siłę zmartwychwstania – pisze Artur Mrówczyński–Van Allen o poezji Jarosława Marka Rymkiewicza i Wojciecha Wencla.

 

Rękopisy nie płoną

/M. Bulhakov/

 

Przypuszczam, że tak jak wiele osób, przyglądam się z zainteresowaniem prowadzonej w polskiej publicystyce, od czasu katastrofy smoleńskiej, dyskusji na temat poezji, poetów i ich roli w życiu wspólnym Polaków. Dyskusji, w której centrum, jak się wydaje, znajdują się twórczość (i osoby) Jarosława Marka Rymkiewicza i Wojciecha Wencla. W tym kontekście pozwolę sobie na tę krótką refleksję.

Parę lat temu pisałem artykuł dla pewnego obcojęzycznego periodyku, o różnicy między miejscem poezji w tzw. spoleczeństwie zachodnim i środkowo-wschodnioeuropejskim. Wydawało mi się, że to jeden z najlepszych sposobów na wskazanie pewnych zasadniczych różnic społeczno-kulturalnych, w tym także tych, które moglibyśmy okreslić jako polityczne. Podkreślałem, że nie tylko poezja, ale także polityka przynależą na Wschodzie i na Zachodzie do dwóch różnych porządków.

Tomasz Venclowa w eseju Poezja jako pokuta napisał: „Poezja europejskiego Wschodu to poezja życia i śmierci, zachodnia – to poezja kampusu”.

Zarówno poezja, jak i polityka w kulturach europejskiego Wschodu rodzą się i rozwijają wskutek życiowego doświadczenia i pozostają z nim w stałej zależności. Na tzw. Zachodzie, w kulturze odziedziczonej po oświeceniowym rozumie (tak w jej wersjach socjalistyczno-postępowych, czy liberalno-konserwatywnych) przynależą natomiast do oderwanego w znacznej już mierze od życia coraz bardziej abstrakcyjnego, sentymantalnego świata iluzji i oczywiście “uczuć”. Nawet ekonomia, która zajmuje miejsce polityki, jest już nie tyle rzeczywistością gospodarstwa domu, wspólnoty, a coraz bardziej abstrakcyjną formą narracji o nie mniej abstrakcyjnych finansach - które jednak wpływają na naszą codzienność (wiara w niezależne i uniwersalne prawa ekonomii z kolei jest obrazem procesu sakralizacji tego, co immanente, czy po prostu poganizacji).

Jak wiemy, stan ten jest wynikiem procesów mających początek w nominaliźmie, dualiźmie, relatywiźmie i które w sposób ogólny zwykliśmy nazywać sekularyzacją (której zasadniczą cechą jest rozłam między tym, co naturalne, i tym, co nadnaturalne i co za tym idzie strata tych przestrzeni jako stałych, integralnych punktów odniesienia), czyli podziałem doświadczenia egzystencjalnego na nieprzenikające się, pozornie autonomiczne sfery. Od dawna już podział ten kontrolują epigoni specyficznego typu rozumu oświeceniowego, który powołał się i namaścił na tronie domniemanej neutralności i dominuje we współczesnym świecie.

Oczywiście definicja Tomasza Venclowy to nie jest jakiś ostateczny i bezwzględny schemat, to jedynie pewien podstawowy, ogólny szkic, który wyraża te podstawowe zalożenia, nad którymi rozważa poeta. Oczywistym jest również, że linie, jakie składają się na ten szkic, nie zawsze mają sens jedynie geograficzny. Na przykład, o ile polskie czy rosyjskie “egzystencjalne” relacje między poezją i polityką są znane, o tyle te gruzińskie praktycznie wcale.

Kiedy spaceruję po Alei Rustaweli w Tbilisi, często przypominam sobie archiwalne obrazy z pogrzebu Galaktiona Tabidze, tłumy podążające za trumną poety. Czy ten nieskończony szary sznur wijący się ulicami marcowego Tbilisi ludzi, to poezja, polityka, kaukaski sentymentalizm?

Pijąc wino u Nino w Kutaisi wspominamy o “Tsisperi rkebi” (“Niebieskie rogi”), grupie poetyckiej założonej przez Titsiana Tabidze i Paola Iashvili. Przy toastach cytujemy ich wiersze.

“Urodziłem się w kwietniu, kiedy drzewa kwitły wraz ze mną białymi kwiatami. Dlatego wiem, że umrę” – pisał Titsian Tabidze. To nie polityka? Być może. A to, że obydwu poetów enkawudziści zaszczuli i zakatowali doprowadzając do ich śmierci, to już polityka, czy jeszcze nie? I zamordowany poeta to poezja czy polityka?

Nie porzucając tezy Venclowy spójrzmy również na zachód od Łaby. Do Irlandii na przykład. Jeden z najciekawszych i największych z pewnością współczesnych filozofów, Alasdair MacIntyre, napisał kiedyś, dość krótki niestety, esej pt.: Poezja jako filozofia polityczna: notatki o Burke i Yeats. W tekście tym MacIntyre wskazuje, że dominujący w nowoczesnej kulturze ethos wyklucza poezję z tych dziedzin życia, które mogą wypowiadać się w kwestiach prawdy czy fałszu, oddając te prerogatywy nauce, czy ewentualnie filozofii. Tymczasem to właśnie poezja, posługując się “obrazem” (image), ma tę specyficzną potęgę zjednoczenia treści refleksji filozoficznej w formie poetyckiej. W naturze ludzkiej natomiast istnieją relacje i “obiekty”, które nie mogłyby istnieć bez wręcz konstytucyjnej wartości wyobraźni (imagination). Wspólnota narodowa, aby zaistnieć, potrzebuje obrazu, wyobrażenia się samej. Aby być Irlandczykiem na przykład, trzeba najpierw móc wyobrazić się samego siebie jako Irlandczyka, coś, co staje się możliwym również dzięki udziałowi wyrazu poetyckiego, wspólnego dla narodu. Odrzucając wspólną narodowi poezję, architekturę, historię, pojęcia, obrazy jednoczące wokół tego, co jest świętością dla tego narodu, osłabimy aż do granic ostatecznych jego jedność, jego tożsamość.

Dlatego właśnie narody, aby być “realnymi”, najpierw muszą być wyobrażone, przedstawione za pomocą obrazów, w których się identyfikują, odnajdują prawdę o samych sobie. Dlatego też utrata tej wyobraźni może przemienić w coś zupełnie innego społeczność, która tworzy jakikolwiek naród.

“To poeta i jedynie poeta – pisze MacIntyre – jest w stanie przedstawić nam w sposób absolutny fałszywość czy sterylność, albo i obie rzeczy jednocześnie, obrazów zastępczych, którymi jakaś zredukowana, odarta forma polityczna stara się ukryć przed samą sobą swój własny stan”. Poeta może obnażyć tę fałszywą wykładnię polityczną, przedstawiając w wierszu obrazy ważne i głębokie, jednocześnie pokazując, że używając je w sposób prawdziwy, integralny, odsłaniają one inkoerencję i sterylność nowoczesnej mistyfikacji. To, co zdaniem MacIntyre’a osiągnął Yeats, to demonstracja tej właśnie inkoerencji jakiejkolwiek specyficznie nowoczesnej wyobraźni politycznej. Państwo, jego zdaniem, już nie może być odpowiednio wyobrażone i już nie może funkcjonować jako obiekt lojalności dla nikogo, kto był wychowany w uczciwości “obrazu i wyobraźni”.

Poeci tworzą przestrzeń, w której rodzą i utrwalają się narody. Nadają formę i wyraz jego tożsamości. Poeta, tak jak filozof, choćby Sokrates w Krytonie Platona, odnajduje świadomość, że jego powołaniem jest “przekonywanie” mieszkańców polis choćby kosztem własnego życia. Wskazywanie za pomocą obrazów na wspólne naturalne i nadnaturalne punkty odniesienia na nierozdartej jeszcze na pół mapie dziejów wspólnoty. Wyeliminować poetę to uderzyć w więzi, które tworzą wspólnotę. Dlatego bardziej niebezpieczna od moskiewskich MAK-ów i kremlowsko-berlińskiej polityki jest rodzima obława medialna apologetów jednokomórkowej tożsamości ameby.

Dziś, w tym wstępnym podziale wskazanym przez profesora Venclowę, jego do tej pory dość jasne granice, wydają się tracić na ostrości. Być może. Niemniej jednak, w Polsce tradycja poezji (szeroko rozumianej) związanej organicznie z życiem (i śmiercią) tego, co polskie, mała codzienna historia i codzienność tej wielkiej historii nie jest jeszcze, mimo że tylu już to obwieszcza, godnym pogardy atawizmem. Uczciwość, o jakiej mówi MacIntyre, to poezja życia i śmierci, Venclova – to poezja uczciwa, to narracja obrazu prawdziwego, za którą zmierzają Jarosław Marek Rymkiewicz i Wojciech Wencel. To poezja, która nie boi się mówić o grobach, bo przeczuwa, a czasami nawet już zna, siłę zmartwychwstania.

To poezja nie rozbita dualizmem i nie zhomologowana fałszem i sterylnością języka nowoczesności. To nie poezja abstraktu, zabarwionego tanim psychologizmem, to nie poezja, gdzie poza “ja” i ewentualnie “ty” nie ma miejsca na “My”. To poezja, która rozpoznając się w polis, staje się jej sakramentem i wciąż na nowo wpisuje się w tradycję i buduje przestrzeń ontologiczną, antropologiczną i historiozoficzną konieczną dla nieustannego odradzania się wspólnoty.

 

Artur Mrówczyński – Van Allen

Autor jest dyrektorem Wydziału Słowiańskiego w Międzynarodowym Centrum Studiów nad Chrześcijaństwem Wschodnim (ICSCO) w Granadzie. Dyrektor dwóch hiszpańskich wydawnictw książkowych: Nuevo Inicio oraz Levantate, którego jest założycielem. Ojciec ośmiorga dzieci. Mieszka w Granadzie.

http://www.fronda.pl/news/czytaj/rymkiewicz_wencel_poezja_jako_filozofia_polityczna

Etykietowanie:

napisz pierwszy komentarz