Opowieść PO-wigilijna
Kiedy zbliżała się Wigilia, a Rosja w dowód pojednania i szacunku dla polskiego premiera i prezydenta kończyła instalację tuż przy granicy z Polską rakiet Iskander, nasze rodzime media żyły niedyspozycją posła Dorna.
Jak wiadomo nietrzeźwy poseł w centrum polskiego parlamentaryzmu to większe zagrożenie dla państwa niż jakieś tam rakiety, które mają przewidziane konstrukcyjnie, aż 30 metrowe możliwe odchylenie od celu, gdy nawet lekko wstawiony poseł odchyla się zaledwie na 50 cm.
Jednak, kiedy w naszych domostwach karpie rozstawały się z życiem, a nasze żony i mamy starannie szykowały stołowe zastawy wraz z tym jednym kompletem talerzy i sztućców dla nieoczekiwanego wędrowca, gruchnęła wieść o zaginięciu posła Celińskiego.
I tak oto w każdym polskim domu pojawiła się szansa, że w wigilijny wieczór zawita do niego polski zziębnięty poseł niezrzeszony błąkający się gdzieś po polskich drogach bez środka lokomocji i środków łączności.
Pewność, że chodzi właśnie o Andrzeja Celińskiego mieliśmy dzięki TVN24, które dotarło do świadka, twierdzącego, że widział posła opuszczającego wbity w ekran dźwiękochłonny samochód.
Jak wiemy z doświadczenia, opuszczenie przez kierowcę samochodu zaraz po kolizji czy poważniejszym wypadku i oddalenie się z tego miejsca najczęściej spowodowane jest roztargnieniem, szokiem lub nagłą chęcią odwiedzenia jakiś starych, dawno niewidzianych znajomych. Wybitni telewizyjni eksperci od psychologii nigdy nie wyjaśnili, dlaczego taki delikwent nie idzie wprost do rodzinnego domu gdzie łatwo mogłaby odnaleźć go policja.
Na szczęście nazajutrz wszystko się wyjaśniło. Świadek z TVN24 miał fatamorganę, bo samochód prowadziła jakaś dama przyprowadzona nazajutrz przez posła na policję, a sam parlamentarzysta postanowił oddalić się z miejsca wypadku gdyż stwierdził, że auto nie stwarza zagrożenia dla ruchu drogowego, a pozostawione we wnętrzu telefony komórkowe były bezpieczne.
Jaki wniosek z tej historii dla nas wszystkich? Ano taki, że świat naukowy zyskał dowód, że w Polsce miraże, czyli fatamorgany występują również w Warszawie, a nie jak dotąd sądzono, tylko na Pustyni Błędowskiej i Wyżynie Śląskiej.
Po drugie to w przypadku gdyby chodziło o posła PiS to tajemniczy świadek odbyłby wielkie tourne we wszystkich zaprzyjaźnionych z PO mediach, a opinia publiczna nie miałaby wątpliwości, że pijany poseł prysnął zaraz po kraksie, aby uniknąć odpowiedzialności i wielkiego ogólnopolskiego skandalu.
Z ekranu telewizorów zaś swoje oburzenie nagannym, tchórzliwym i niegodnym zachowaniem pisowskiego parlamentarzysty wyraziłby nie, kto inny jak niezrzeszony poseł Andrzej Celiński.
- kokos26 - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
napisz pierwszy komentarz