Klich zostawił wdowy z dziećmi bez zabezpieczenia
Z Małgorzatą Maj, wdową po podpułkowniku Robercie Maju, który zginął w katastrofie CASY, rozmawia Paweł Tunia
Niedługo miną trzy lata od katastrofy samolotu CASA, a Państwo wciąż nie otrzymali żadnej rekompensaty od MON za straty spowodowane tragiczną śmiercią najbliższych. Złożone wnioski do resortu obrony mogą jednak pozostać bez odpowiedzi. Nie obawiają się Państwo tego?
- Wnioski o zadośćuczynienie wpłynęły do MON 15 grudnia, a 17 grudnia miały zostać skierowane do Prokuratorii Generalnej. MON i Skarb Państwa mają opracować rozwiązanie tej sytuacji. My oczekujemy odpowiedzi w pierwszych dniach stycznia. Jeśli jej nie otrzymamy, to następnym naszym krokiem będzie skierowanie sprawy do sądu. Niedługo kończy się okres trzech lat po katastrofie i my nie mamy czasu, by wciąż czekać, bo ulegną przedawnieniu terminy naszych roszczeń. Czekałyśmy trzy lata, by ktoś chociaż nas przeprosił za to, że zginęli nasi mężowie. Czekałyśmy już bardzo długo. By przerwać ten bieg przedawnienia, musimy powziąć konkretne kroki.
Na jaką kwotę opiewają Państwa roszczenia?
- Jeżeli roszczenia są powyżej miliona złotych, sprawy rozpatruje Skarb Państwa. My zgłosiłyśmy sprawę do MON, ale leży ona w gestii Skarbu Państwa. To on odpowiada za samolot, którym przewożono naszych mężów, jest jego właścicielem. Każde wezwanie skierowane do MON opiewało na milion złotych, więc sprawa trafiła do Prokuratorii Generalnej. Wpłynęło ich 29. Ale tych wniosków może być więcej, chociaż zginęło 20 osób, ponieważ są na przykład dzieci ofiar, które niebawem dorosną, czy inne osoby i one również mają prawo do zadośćuczynienia z tytułu naruszenia dóbr osobistych po utracie męża, syna lub ojca.
Wnioski dotyczą zadośćuczynienia, a co z odszkodowaniami?
- Zadośćuczynienie i odszkodowanie to dwa różne pojęcia. My mamy również prawo do odszkodowań, ale to są dwa odrębne świadczenia. Zadośćuczynienie to jest rekompensata za straty, za cierpienie, a odszkodowanie to pogorszenie warunków życia, które można wyliczyć. Dlatego jedna rodzina może mieć prawo zarówno do zadośćuczynienia, jak i do odszkodowania, które według danej rodziny im się należy, bo pogorszyły się ich warunki życia. Wnioski do MON to były wezwania o zadośćuczynienie i my oczekujemy, że będą chcieli z nami rozmawiać, a jeśli nie, to w styczniu składamy pozwy do sądu o zadośćuczynienie, ale też o odszkodowania, bo w tej sprawie także mija trzyletni okres, w którym mamy do tego prawo. Wszystkie osoby, które uważają, że to odszkodowanie im się należy, muszą złożyć pozew o to roszczenie w styczniu, bo później sprawa ulegnie przedawnieniu.
Jak wygląda Pani sytuacja materialna po śmierci męża?
- Dotychczas złożone wnioski do MON opiewające na milion złotych dotyczą samego zadośćuczynienia. Odszkodowania to są bardzo indywidualne sytuacje, bo każdy z głównych żywicieli rodziny, a ci zginęli w katastrofie, ponosił największy ciężar utrzymania rodzin, a żony pracowały lub nie. To są sprawy do wyliczenia i kwoty odszkodowań będą różne. W mojej sytuacji jest tak, że rodzina oficera z 25-letnią wysługą pozostaje bez zabezpieczenia na przyszłość. Córka otrzymała rentę rodzinną po ojcu do momentu zakończenia nauki. Zabrakło mi dwóch lat, by przejąć rentę po mężu w sytuacji, kiedy stracę zdolność do zarobkowania w przyszłości. Dlatego jestem w stanie wyliczyć wysokość odszkodowania, bo wiem, jak żyłybyśmy z córką, gdyby mąż żył. W przypadku dwóch wdów bez dzieci minister obrony zabezpieczył je, przyznając renty dożywotnie, i dobrze, że tak zrobił, ale dwie wdowy z dziećmi pozostawiono bez pomocy.
Dziękuję za rozmowę.
http://www.radiomaryja.pl/artykuly.php?id=109341
- Zaloguj się, by odpowiadać
napisz pierwszy komentarz