AUREOLE – FUNDAMENT PRL-bis
Dzisiejsza Polska po dwudziestu latach od odzyskania niepodległości przypomina staczającego się na samo dno alkoholika. I może obraz ten jawi się wielu, jako beznadziejny to chyba jedynie w tej narastającej beznadziei cała nasza pociecha.
Jak bowiem wiadomo każdy alkoholik, który znalazł w sobie siły, aby ze zgubnego nałogu się wyzwolić musiał to dno mocno poczuć, ujrzeć je i nabrać takiego obrzydzenia do samego siebie, że za jedyny ratunek uznał skończenie z tym wszystkim, co było dotychczas i rozpoczęcie życia na nowo.
Później następuje mozolne budowanie na nowym fundamencie zawierającym mocne zbrojenie z bolesnej prawdy o sobie samym bez dziecinnego szukania winnych dookoła.
Polskiej demokracji nie da się poprawić, skorygować czy odświeżyć za pomocą jakiś półśrodków. Na zgniłym fundamencie każda budowla będzie z czasem pękać, pokracznie się pochylać, aż wcześniej czy później runie z wielkim hukiem.
Jesteśmy cały czas poprzez medialną propagandę przypominającą pracę rosyjskich kontrolerów na lotnisku Siewiernyj, przekonywani o prawidłowym kursie i ścieżce, podczas gdy niebezpiecznie pikujemy w dół.
Polski zreformować się nie da tak jak nie da się wyjść z alkoholizmu bez kategorycznego stwierdzenia; Koniec. Od dzisiaj dość.
Po prostu koniec oszukiwania się, że to już ostatni raz i od jutra będę pił lżejsze trunki tylko dwa razy w tygodniu.
Jeżeli zaś chodzi o ów fundament to powinien on zawierać w swoim składzie prawdę, wolne media, wolność słowa i powstałe oddolnie partie polityczne oraz organizacje społeczne.
Jak to wyglądało w Polsce?
Dzięki zachowanym dokumentom IPN wiemy, że jeszcze w lutym 1989 roku, czyli w miesiącu, w którym ruszył „okrągły stół”, na posiedzeniu kierownictwa MSW Czesław Kiszczak mówił:
"Służba Bezpieczeństwa może i powinna kreować różne stowarzyszenia, kluby czy nawet partie polityczne. Ma za zadanie głęboko infiltrować istniejące gremia kierownicze tych organizacji na szczeblu centralnymi wojewódzkim, a także na szczeblach podstawowych, muszą być one przez nas operacyjnie opanowane. Musimy zapewnić operacyjne możliwości oddziaływania na te organizacje, kreowania ich działalności i kierowania ich polityką."
Nie trzeba wielkiej wyobraźni czy przenikliwości żeby domyślić się, iż podobne narady zorganizowały na pewno STASI mające świetnie zorganizowaną agenturę na wybrzeżu i w zachodniej Polsce, oraz KGB, które nigdy nie bazowało jedynie na agentach bratnich służb.
Oczywiście ktoś może zadać naiwne pytanie: skąd wiadomo czy ów plan „ojcom polskiej demokracji” Kiszczakowi i Jaruzelskiemu się powiódł?
Mamy na to dowód pośredni.
Kwiecień 1996 - Sąd Wojewódzki w Gdańsku umorzył sprawę przeciwko Jaruzelskiemu odpowiedzialnemu za masakrę na Wybrzeżu w grudniu 1970 roku. Jaruzelski groził wówczas, że postawienie go przed sądem spowoduje, ze „z wielu głów spadną aureole”.
Dzisiaj mamy końcówkę roku 2010 i po ponad 20 latach od odzyskania wolności, III RP nie tylko nie karze zdrajców i morderców, ale wprowadza ich na salony wycierając sobie, co rusz gębę andronami o „demokratycznym państwie prawa”. Posiadacze owych świetlistych owali nad głowami widać do serca wzięli sobie ostrzeżenia sowieckiego generała w polskim mundurze.
Każdy wystarczająco długo żyjący rodak pamięta jak szybko władze słusznych partii politycznych stworzonych zapewne według kiszczakowego klucza, wespół ze służbami i mediami, rozprawiały się w Polsce z politykami, którzy nie zaliczali się do „głęboko zinfiltrowanych gremiów kierowniczych”.
Przerabialiśmy to podczas tak zwanej „nocnej zmiany” w czerwcu 1992 roku, jak i po zwycięstwie wyborczym PiS w 2005 roku. W pierwszym przypadku wystarczyło „rycerzom” okrągłego stołu sześć miesięcy, a po 13 latach wzmożony wysiłek wymagał już całych dwóch lat i trwa nadal bez widoku na sukces.
Mam prawo, jako obywatel podejrzewać, że katastrofa smoleńska jak i świadoma, dzisiejsza „afrykanizacja” sceny politycznej to również kolejne rozpaczliwe próby zachowania zadekretowanego w 1989 roku status quo, którego utrzymanie wymaga tego, aby nad wyznaczonymi głowami nadal pełnym blaskiem świeciły aureole zainstalowane tam przez komunistyczne służby rodem nie tylko z PRL.
Owa afrykanizacja sceny politycznej w Polsce jest w mediach nazywana przez dyżurnych ekspertów mądrym określeniem, segmentacja politycznego rynku. Zwał jak zwał. Ważne, że efektem jest podzielenie Polski na dwa nienawidzące się plemiona, miedzy, którymi nie istnieje już żadna komunikacja. Plemię rządzące będzie wspierane przez swoich ogłupionych wyznawców wbrew wszystkiemu. Są oni w stanie głodować, odmrozić swoje własne uszy i wybaczyć nawet największe zbrodnie swoim wodzom i szamanom.
Mści się dzisiaj na Polakach okrągłostołowy geszeft, który według jego organizatorów nigdy nie miał na celu prawdziwej demokratyzacji Polski, a cytowane słowa Kiszczaka świadczą o jednym. Z pełną premedytacją zafundowano nam życie w państwie o fasadowej, udawanej i sterowanej demokracji oraz funkcjonowanie w rzeczywistości podstawionej.
Jest jedynie kwestią czasu, kiedy dojdzie do kolejnego śmiertelnego pojedynku sił kłamstwa i zła z prawdą i dobrem. Czy będzie to czekające nas najbliższe zwarcie? Nie wiem, ale z każdym dniem jesteśmy coraz bliżej zwycięskiego finału.
III RP łudząco przypomina odmalowany pięknie w narodowe barwy i ozdobiony orłem z koroną TU-154M nr 101, w którego konstrukcji na próżno szukać jakiś polskich podzespołów.
Czy sami rządzący i ich promotorzy wierzą jeszcze w bezpieczny i długi lot tą maszyną? Nie sądzę.
Symbolem zbliżającego się końca rządów „ciemniaków” niech będzie latający rejsowym samolotem do USA prezydent Bronisław Komorowski, podczas gdy w Warszawie stoi niezawodny, lśniący i wyremontowany przez Putina TU-154M nr 102, którym już nikt nie ma odwagi polecieć.
Artykuł opublikowany w Warszawskiej Gazecie (50/2010)
- kokos26 - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
napisz pierwszy komentarz