DOKTRYNA KOMOROWSKIEGO (ROLEX)
Nieoceniony KaNo przybliżył nam na swoim blogu, a właściwie dokonał prezentacji fragmentów zapisu ścieżki audio amerykańskiego (German Marshall Fund of the United States) przemówienia człowieka, którego Polacy uznali godnym następca prezydenta Lecha Kaczyńskiego.
http://fotoszop.salon24.pl/
Rzecz jasna, w pierwszym odruchu zdumienia, zwracamy uwagę bardziej na styl niż na sens wypowiedzi, jako że styl to człowiek, i w tym konkretnym przypadku otrzymujemy swoisty „cios” wiedzy, a dla tych, którzy postaci obecnego najwyższego urzędnika Rzeczpospolitej wcześniej nie poznali, „cios” silny.
Niemniej, pozwolę sobie pozostawić na boku ów specyficzny styl, a skupię się na przekazie politycznym, który się pod tym stylem kryje.
Musimy pamiętać, że dla zgromadzonego tam, to znaczy w German Marshall Fund of the United States audytorium, osoba referująca zagadnienia polityczne reprezentowała (jako głowa państwa) państwo polskie jako całość, a biorąc pod uwagę środowisko polityczne, z którego Komorowski się wywodzi, rzeczywistą linię polskiej polityki zagranicznej, tak prezydenckiej jak i rządowej.
W „bigosie” myśli znalazło się kilka istotnych elementów doktryny, którą pozwolę sobie nazwać „doktryną Komorowskiego”.
Cały długi passus poświęcony prezydenckiej wizji polskiej historii, na miarę zdolności umysłowych prezydenta Komorowskiego, sprowadzał się do jednej myśli dotyczącej wizji Unii Europejskiej, której Polska jest członkiem.
Otóż, wedle „doktryny Komorowskiego” Unia Europejska w obecnym kształcie wymaga reform i najważniejsza z reform polega na odebraniu poszczególnym jej członkom prawa wetowania postanowień większości.
Jest to zdecydowane zerwanie z koncepcjami reprezentowanymi przez takich polityków i takie osobistości jak: Jan Paweł II, Vaclav Klaus, Lech Kaczyński, Margaret Thatcher, a więc koncepcji Europy narodów i państw, na rzecz koncepcji federalistycznej, w której konkretne rozwiązania zostają podejmowane w oparciu o jeden ośrodek decyzyjny, bez prawa wyłączenia się z zakresu jego obowiązywania przez rządy poszczególnych krajów.
Prezydent Komorowski włącza się w ten sposób w „niemiecko-francuski” nurt federalistyczny, który dąży do stworzenia w Unii superpaństwa.
Passus o Rosji, przeciągach i Islandii wydaje się nie mieć sensu, ale musimy założyć, że kryje się za nim jakaś myśl.
Ja osobiście czytam ten ciąg dźwięków tak: Istniej Rosja, która jest państwem o niewielkim potencjale gospodarczym i w tym sensie jej ewentualne członkostwo w strukturach europejskich nie będzie związane z zagrożeniem jej dominacją nad członkami Unii o mniejszym demograficznym i ekonomicznym potencjale. Rosję można uznać za kraj nieeuropejski, ale skoro uznajemy za kraj europejski Islandię, to i Rosję możemy.
Tę część wypowiedzi uznaję za wsparcie wyrażone na łamach „Die Welt” „doktryny Putina”, który zaproponował połączenie potencjałów Rosji i Europy w celu stworzenia tandemu UE-Rosja (technologie-surowce).
Taki wspólny europejski dom od Sachalinu po Coba da Roca, bo nie sądzę, żeby Wielka Brytania mieściła się w tym projekcie.
Pewnie zaniepokojenie może wzbudzać „przesunięcie” Rosji nad „Morze Chińskie”, przez co rozumiemy Morze Południowochińskie, powstaje bowiem pytanie kosztem jakich organizmów państwowych takie przesunięcie miałoby się dokonać? Chin, Wietnamu, Singapuru, Tajlandii?
Być może jednak mamy tu jedynie przykład nieznajomości mapy, czym prezydent Komorowski doskonale wpisuje się w tradycję amerykańską.
Kolejny passus dotyczy tego, że z jednej strony w Europie cierpimy na kryzys zaufania, o czym szczególnie dobrze wie, jakiś znany prezydentowi, a nie znany nam Roman (sic!), z drugiej strony ten kryzys zaufania nie ma oparcia w realnym świecie, bo nie istnieją w Europie zagrożenia (nikt na nikogo nie czyha).
Polska, jako kraj graniczny nie ma powodów do obaw, bo Rosjanie i tak nie uznają Polski za kraj „zagraniczny”. „Kura” jak zechciał amerykańskim słuchaczom przypomnieć prezydent Komorowski, to nie „ptak” i z punktu widzenia Rosji znajdował się, znajduje i znajdować będzie we „wnętrzu” rosyjskiej strefy wpływów. „Warto, żeby Amerykanie o tym wiedzieli”
To ostanie zdanie odbieram jako przekaz od prezydenta Miedwiediewa dokonany za pośrednictwem Komorowskiego.
Po tym przypomnieniu, i podkreśleniu pozycji Polski względem Rosji następuje krótka analiza stosunków polsko-amerykańskich.
Polacy, jak zaświadcza prezydent, są proamerykańscy, ale o ile w stosunkach polsko-rosyjskich zgrzytów nie ma, o tyle w stosunkach polsko-amerykańskich są i powodują, że sympatię większej części Polaków dla Amerykanów „trafił szlag”.
Tym problemem jest sprawa wiz – powiedzmy jest.
Sprawa więzień CIA w Polsce. Tu warto się na chwilę zatrzymać. Otóż, wedle mojej wiedzy sprawa więzień CIA w Polsce jest dementowana tak przez rząd polski i rząd amerykański. Gdyby tajne więzienia CIA w Polsce miałyby się okazać faktem, to po pierwsze może to skierować na nasz kraj odwet świata islamu, po drugie, gdyby były, a były tajne, to ujawnienie tego faktu publicznie jest wymierzone we wzajemne stosunki polsko-amerykańskie.
Są jeszcze sprawy „obiektywne” (rozumiem że poprzednie były w jakiś sposób subiektywne) i należą do nich: Iran, Irak i Afganistan.
To rozumiem tak, że sympatię Polaków USA tracą również wtedy, jeśli usiłują umacniać swoją pozycję na Bliskim Wschodzie.
Polska – wedle „doktryny Komorowskiego” nie ma w tym rejonie żadnych interesów politycznych i gospodarczych (sic!). Może pojechać z Amerykanami na jakieś polowanie (rozumiem, że na bambusa), ale jedynie wtedy, jeśli w domu jest porządek.
Czyli – jeśli nikt nie będzie podważał stanu braku zagrożeń, a więc stanu, w którym „kura nie ptica”.
Odczytuje to jako kolejny fragment przesłania Kremla, który zgadza się na wsparcie amerykańskiej wojny na Bliskim Wschodzie, w zamian za uznanie rosyjskich interesów w Polsce, będącej częścią rosyjskiej strefy wpływów, i kontynentalnej Europie, jako pola projektu rosyjsko-niemieckiego.
Przy czym, ta deklaracja pomocy jest obarczona pewną nieufnością wobec rzeczywistych geopolitycznych planów amerykańskich, a więc, jak to cytuje pan prezydent amerykańskiemu audytorium w języku oryginału:"dowieriaj no prowieriaj" , słowem: za pomocą z jednej strony musi iść rzeczywista zgoda drugiej i wycofanie się z prób utrzymania nad Europą amerykańskiej kurateli.
Ponieważ tuż przed wyjazdem do USA odbyły się konsultacje Komorowskiego z prezydentem Niemiec w Warszawie, Tuska z Merkel w Berlinie i pozaprotokolarne Tuska z Miedwiediewem w Warszawie wnoszę, że prezydent Komorowski sondował w Waszyngtonie pewien szerszy pomysł, którego Polska zawsze była przeciwnikiem, a teraz – poprzez fakt, że to jej władze referują go Amerykanom, została orędownikiem.
Ostatni passus jest szczególnie ciekawy, jeśli umieścimy go w kontekście całości. Komorowski wspomina, jak to będąc w więzieniu w latach siedemdziesiątych, i odsiadując bardzo aktywny w kontakty międzyludzkie wyrok (biorąc pod uwagę czas jego trwania, to jest miesiąc) spotykał się z oczekiwaniami współwięźniów, że uwięzionego demokratę ktoś odbije, a więc, że jest tam (hen hen) jakaś siła, która potrafi uwięzionych wyzwolić z ich smutnego położenia.
I przechodzi do opisu stanu wiedzy osadzonego Polaka-kryminalisty, który w przypadku odbicia z więzienia ma zamiar porwać auto i uciec nim do Stanów Zjednoczonych Ameryki.
Oczywiście przywołanie tego przykładu jest nieprzypadkowe. Polacy mogą sobie kojarzyć Amerykę z wolnością, ale geopolityka jasno wskazuje, że pomiędzy Polską a wolnością jest Ocean Atlantycki, a realnych szans na jakiekolwiek przeciwstawienie się realności więzienia nie ma.
Słowem: wszelkie rojenia o amerykańskich gwarancjach wolności dla Polski mogą rodzić się tylko w ciasnej głowie polskiego tępaka.
Nie wiem, jak Państwo odczytali to szczególne exposee w sprawie nowej polskiej polityki zagranicznej. Przestrzegałbym jednak przed sprowadzaniem tego wystąpienia jedynie do luźno związanych ze sobą komunałów osoby o, nazwijmy to delikatnie, niezbyt skomplikowanej osobowości, jeśli intelekt uznalibyśmy za ważny osobowości element.
Nagły wyjazd prezydenta Komorowskiego do USA, w terminach nie pozwalających na jakiekolwiek przygotowania polskiego stanowiska, był – bo nie wyobrażamy sobie, by nie był, szeroko konsultowany w trójkącie Niemcy-Polska-Rosja (Medwiediew-Komorowski, Tusk-Merkel, Putin-Tusk, Putin-Merkel)
Może być traktowany jako perspektywa nowego ładu, w którym Rosjanie odpuszczają Bliski Wschód (czytaj: przestają zbroić państwa wrogie Ameryce), a Amerykanie Europę, w której Niemcy mają nadzieję na zrealizowanie swoich marzeń o należnej im według nich pozycji, w czym ma im pomóc Rosja pułkownika Putina.
Smoleńsk w tym kontekście nabiera zupełnie nowego znaczenia.
Pozdrawiam
http://lubczasopismo.salon24.pl/glosoddolny/post/259774,doktryna-komorowskiego
- Zaloguj się, by odpowiadać
napisz pierwszy komentarz