He c'e huju? Leśny wilk wyrusza pod pałac! (Andrzej Leja)
He c’e huju? Wymawia się: Haczhe huju?
Bez obrazy. Żaden ze mnie ordynus. To tylko zwykłe czeczeńskie pytanie Jak masz na imię? A jednak to proste pytanie, zadane w języku mieszkańców Kaukazu, wywołuje u Polaków agresję. Mam kilkoro czeczeńskich uczniów i wiem, jakie bywają reakcje ... Najczęściej niezrozumienie, brak chęci porozumienia, obraza i gniew!
I gdy w piątek wieczorem stałem przed prezydenckim pałacem, pomyślałem, że takie właśnie uczucia ogarnęły Polaków znajdujących się po przeciwnych stronach politycznych obozów. Przez godzinę rozmawiałem ze zwolennikami Platformy Obywatelskiej. Mniej przeszkadzało mi to, że byli po kilku piwach. Natomiast ich agresja w reakcji na moje proste słowa, słowa człowieka lasu, który przybył do stolicy oddać hołd tym, którzy zginęli pod Smoleńskiem, spowodowały, że poczułem się jak ci Czeczeńcy, którzy zadają swoje proste pytanie Jak masz na imię i spotykają się z betonem zbudowanym z niechęci i nienawiści...! Dla platformersów każda kalumnia rzucona na śp. Lecha Kaczyńskiego jest fenomenalnym żartem! Patrzyłem na tych w większości młodych ludzi i zastanawiałem się, co takiego mają w swoich głowach, żeby zachowywać się i mówić tak ordynarnym językiem. Mój spokój wyraźnie wytrącał ich z równowagi. Porozumienie było niemożliwe! Tak jak niemożliwe jest porozumienie mieszkańca Polski i uchodźcy z Czeczenii bez chęci i próby zrozumienia. I tak oto niepostrzeżenie, przy znaczącym udziale GazWyb , tefałenów i nowych autorytetów typu Lis czy Wojewódzki, powstały w Polsce dwa nie znoszące się narody, wyznające absolutnie przeciwstawne wartości. Boję się, że nie mam już nic wspólnego z ludźmi spod znaku walki z krzyżem, czy plujących (często dosłownie) na pamięć nauk Jana Pawła II i polityczne przesłanie śp. Lecha Kaczyńskiego. Język, jakim posługują się zwolennicy Platformy i SLD wyklucza możliwość jakiegokolwiek porozumienia dla dobra Polski. Nie potrzeba daleko szukać, wystarczy tutaj w salonie wejść na niektóre blogi, na przykład RKK i napotkać nie tylko wyjątkowy stek bredni, ale przede wszystkim zawoalowany udawaną kulturą język niespotykanej wręcz agresji!
Przed pałacem pijany mężczyzna nie zawahał się podejść do maleńkiego ołtarzyku sporządzonego przez Obrońców Krzyża i prowokował ordynarną zaczepkę. Tym razem na moją prośbę zainterweniowało dwóch policjantów i po krótkiej, zbyt grzecznej moim zdaniem rozmowie, wyprowadzili pijanego sprzed krzyża!
I jeszcze kilka maleńkich obrazków sprzed pałacu w dniu 10 grudnia! Szczególnie wzruszyła mnie maleńka, może 7-letnia dziewczynka, która z poważną minką rozdawała naklejki, na których znalazły się dwie twarze. Jaruzela, jak głosił napis i Camorry! Z podpisem: Znajdź różnice. Wzruszały starsze, modlące się kobiety. Niektóre z nich dźwigały przez wiele godzin napis : Brońmy krzyża. Postawny mężczyzna mówił przez megafon mocne słowa, będące oskarżeniem polskich elit!
Chociaż było zimno, przybywało pod pałac coraz więcej osób. Wszyscy czekali na przybycie Jarosława Kaczyńskiego i tysięcy uczestników mszy świętej w katedrze. Emocje rosły. Robiliśmy przygotowania, żeby nikt z przeciwnego obozu He c’e hu junie zakłócił powagi miejsca (Pamięci!!!) i chwili (10 – ty grudzień! sic!). Ponieważ dopiero po raz drugi wyciągnąłem swoją samotną wilczą naturę z mojego lasu i przybyłem 10-tego! do stolicy, nie spodziewałem się, że zostanę członkiem Straży Obywatelskiej dla zbliżającego się momentu przybycia pod pałac i krzyż Jarosława Kaczyńskiego i tysięcy uczestników mszy świętej . A jednak moje widoczne zaangażowanie i postura mocno zbudowanego dużego faceta spowodowała, że przydzielono mi zieloną koszulkę z napisem Straż Obywatelska! Założyłem ja z dumą na swoją wojskową kurtkę w kolorze khaki (Amerykańcy nosili takie w Wietnamie). Spletliśmy żelazne ramiona, gdyż Krakowskim Przedmieściem zbliżał się ogromny tłum z palącymi się pochodniami. Ja też trzymałem taką pochodnię w prawej dłoni.
To był moment próby, gdyż tłum potężnie naciskał z tyłu, z boku, zewsząd! I już stoi Jarosław Kaczyński na podwyższeniu. Obok widzę Antoniego Macierewicza i przedstawicielkę Warszawskiego Klubu Gazety Polskiej, chyba to Pani Czerwińska. Premier Jarosław Kaczyński mówi płomienie. Mocne, zapadające w pamięć i serce słowa! Musimy walczyć o Prawdę. Musimy walczyć o wyjaśnienie Smoleńskiej tragedii!.I jeszcze przedstawicielka klubu Gazety Polskiej odczytuje oświadczenie. Ciepłe, mądre słowa o prawie Polaków do Prawdy!
To wszystko dzieje się bardzo szybko. I chociaż moje zniszczone przez karate stawy kolanowe nie wytrzymują, żądam od umysłu przewagi nad ciałem! Resztę robi normalna w takim miejscu i w takim dniu patriotyczna adrenalina. Idziemy, kilku chłopów na schwał ze Straży Obywatelskiej, razem z byłymi komandosami z Gromu, chroniącymi Jarosława Kaczyńskiego w kierunku samochodu, którym brat śp. Prezydenta odjedzie sprzed pałacu. Cieszę się, że Jarosław Kaczyński jest dobrze chroniony. Sądząc po głosach nieprzyjaznych mu ludzi, ta ochrona jest po prostu niezbędna! Chronimy w ten sposób zdrowie i życie byłego i przyszłego premiera RP!
Ludzie jeszcze zostają. Jest ich tysiące. Pochodnie i setki zniczy robią niesamowite wrażenie. Podniosły nastrój dodaje sił. Dodaje też mocy i wiary przed długą jeszcze walką o w pełni wolną, silną i sprawiedliwą Polskę. W której u władzy znajdą się uczciwi i mądrzy politycy!
He c’e hu ju? Andrzej Leja. Człowiek lasu...
http://andrzejleja.salon24.pl/258901,he-c-e-huju-lesny-wilk-wyrusza-pod-palac
- Zaloguj się, by odpowiadać
napisz pierwszy komentarz