Gdybym miał zrobić podsumowanie politycznego świata widzianego moimi oczami, nie przedstawiałby się on zbyt optymistycznie.
Z globalnej perspektywy wyłoniłaby się najpierw olbrzymia, prąca na zachód i nieprzychylna Polsce Rosja; dalej mniejsze, ale silniejsze gospodarką, ludźmi i konsekwentnie realizowanymi planami, zdeterminowane by dominować w Europie Niemcy; wreszcie Stany Zjednoczone – nadal potęga, ale coraz mniej zainteresowana Starym Kontynentem, bo zmęczona wewnętrznym kryzysem i kosztowną, niekończącą się wojną z terrorystami. Gdzieś obok umieściłbym Francję, Wielką Brytanię i resztę europejskich krajów. Indie, Chiny, a nawet całe kontynenty – zapewne niesłusznie i zbyt pochopnie – ale w tym obrazku pominę.
Przybliżając się do mojego pępka tej planety, miałbym więc Polskę usytuowaną niezbyt szczęśliwie między dwoma potęgami, pozornie tylko buforowaną nieprzychylnymi jej na wschodzie, a obojętnymi na południu krajami.
Skupiając się na niej zobaczyłbym całkiem spory kraj. Dość ładny i ciekawy, całkiem uroczy, choć zaniedbany.
Bliżej, z obrazu tego wyłoniliby się zamieszkujący go ludzie.
Ludzie niespecjalnie różniący się od innych z tego regionu. Może tylko trochę bardziej nie czujący, że nie wystarczy troszczyć się o wyłącznie o siebie, bo jeżeli zostawi się władzę osobnikom myślącym podobnie, to z czasem wszystkim może być jedynie gorzej.
W konsekwencji, przyglądając się dalej autochtonom, musiałbym zauważyć, że są oni dość łatwowierni i niespecjalnie rozumieją, że nie żyją w próżni i inne państwa realizują swoje interesy. A te mogą, ale nie muszą być zbieżne z celami ich kraju. Wolą zakładać, że wszystko będzie dobrze. Tym samym w ogóle nie rozliczają władzy z tego, czy dobrze rozpoznaje szanse i zagrożenia i adekwatnie do nich reaguje.
Wszystko to sprawia, że dopóki nie wydarzy się coś drastycznego, ignorują wszelkie sygnały ostrzegawcze.
Tak, zmieniając ponownie perspektywę na jeszcze bliższą i mniej ogólną, opisałbym ich teraz. Jako ludzi obojętnych na to, że między Rosją a Niemcami robi się coraz ciaśniej i niedostrzegających, że strategia ich obecnej władzy polega na w najlepszym przypadku biernemu przyglądanie się tej zmianie.
Co ciekawe, z obserwacji wynika, że większość mieszkańców tego kawałka Ziemi żyje w błogiej nieświadomości takiego stanu rzeczy. A jeżeli nawet coś do nich dociera, optymistycznie zakładają, że jakoś to będzie i pomimo wszystko wyjdą na tym nienajgorzej.
W każdym razie owa myśląca w kategoriach życzeniowych większość jest zdania, że jakkolwiek by było, dzieje się to ponad nami, więc lepiej się nie wychylać.
Stąd też zakrzykuje wszystkich twierdzących, że i owszem, na pewne sprawy nie mamy wpływu, ale nie oznacza to przecież, że mamy przestać szukać możliwości ugrania dla siebie jak najwięcej; wymagać od władz zdecydowanego, opartego na realnej ocenie obecnego stanu rzeczy sposobu znalezienia sobie miejsca. Miejsca takiego, które pozwoli nam normalnie się żyć, pracować i się rozwijać, a nie liczyć naiwnie, że inni zrobią to za nas. Bo i owszem, inni chętnie to zrobią. Jednak, choć teoretycznie możemy wyjść na tym całkiem dobrze, to przecież nie to jest celem tych, którzy będą rozdawać karty. Zdrowy rozsądek musi więc podpowiadać czynne zaangażowanie się w te sprawy i podejrzliwe spoglądanie na rząd udający, że jest inaczej.
Z jakiejkowliek odległości nie spojrzeć wygląda jednak, że niewielu to robi.
Dlaczego?
Do podanych wcześniej powodów trzeba dodać skłonność do bezproduktywnego bicia piany zamiast konsekwentnego działania. Wprawdzie czasem chce nam się przynajmniej spróbować realnie ocenić swoje szanse i możliwości, to jednak zrobić coś więcej niż na przykład napisać tego typu tekst nie potrafimy.
Zatem, po raz ostatni już zmieniając perspektywę, nie pozostaje nic innego jak przyjąć, że problem leży w nas samych . Po prostu nie rozumiemy, że każdy z osobna musi przynajmniej chcieć i dopiero wtedy razem mamy potrzebną do dbania o siebie i _nasz_ kraj siłę.
Tacy jesteśmy i taka jest Polska, którą (być może paranoicznie i płytko, ale przynajmniej jakoś) przez okno i przez telelewizor widzę.
Filed under:
bezpieczeństwo,
dywagacje,
edukacja,
historia,
polityka,
polityka zagraniczna,
Polska,
społeczeństwo
napisz pierwszy komentarz