I teraz jest mi łyso
W Łyżeczkowie nie ma obecnie osoby zdrowej. Pani Łyżeczka kicha, Panna Ł. kaszle, Chłopczyk S. kaszle, Pan Łyżeczka nie (bo on jednak wychodzi do pracy), a ciocia Sosenka - zanim jeszcze zaczęła kichać - doszła do wniosku, że gardło boli ją nie od głośnego czytania Pannie Ł. "Braci Lwie Serce", tylko od czegoś, co przywiozła ze sobą z dalekiego Wrocławia. Dlatego dwa razy dziennie Pani Łyżeczka uroczyście celebruje wlewkę tego tam Asterixu C, czy jak on się nazywa, którego łyżkę dostają też Panna T. i Pan Łyżeczka. To akcja pod kryptonimem: "Stawiam flaszkę", bo rzeczywiście jedna butelkę ciocia Sosenka z własnej inicjatywy dokupiła w aptece.
A poza tym dzieci się nudzą.
Ani tu wyjść na spacer - a nawet jak się wyjdzie, zapomnijcie o wchodzeniu do kałuży - ani przykleić się do Mamy lub Taty i pójść z nimi na herbatę do znajomych, którzy mają czwórkę dzieci. Teraz musi wystarczyć ciocia S., której można zadawać trudne pytania: "A dlaczego ja mam przełyk?" (Chłopczyk S.), "A dlaczego przełyk jest tu, a nie tam, gdzie jest brzuszek, i co by było gdyby klatka piersiowa była tam, gdzie jest żołądek?" (Panna Ł.). Pani Łyżeczka milczy zadowolona, bo ma na chwilę spokój, i tylko rozgłasza w wiosce, że sprowadziła sobie opiekunkę do dzieci aż z Wrocławia, i to z doktoratem. A kiedy ani Mama, ani ciocia Sosenka nie mają już siły do gry w Milionerów, nastaje przerwa na reklamę, czy jak kto woli, koncert życzeń. Wystarczy wtedy, że jedno z Trojga zapoda prostą melodię, i już tak łatwo stworzyć prawdziwą "Odę do młodości". Bo przecież śpiewanie to zew wolności, to zajęcie dobrze znane więźniom wszelkiej maści, także siedzącym w areszcie domowym. W Łyżeczkowie tym razem, nie wiedzieć czemu, na topie, jak mawiają "równi" redaktorzy, była melodia znanej pieśni okolicznościowej "Łysy ojciec, łysa matka, łysy sąsiad i sąsiaaaadka". Panna Ł. znała słowa, ciocia Sosenka znała melodię, ale jak się okazało, nie dość dokładnie dobrze ją powtarzała. Spowodowało to, że teraz od rana do wieczora Pani Łyżeczka, Panna T. et consortes wysłuchiwali piosenki o łysych, w różnych wariantach. Pod wieczór mieli już serdecznie dosyć i kiedy po wersie w rodzaju "Ojciec-szmatka, matka-szmatka" Pani Łyżeczka kategorycznie zażądała zmiany repertuaru, na chwilę zapadła cisza. Jak nie wolno, to nie wolno. No ale... przecież opera kończy się zwykle głośną fanfarą. I zanim Pani Łyżeczka zdążyła fuknąć na niestrudzoną rozgłośnię: - ...Łysa Sosenka! - wypaliła od serca Panna T.
- Sosenka - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
6 komentarzy
1. trzeba przy pracy spiewac.. :)
2. Pani na Sosenkowie,
Grande Dame,
Współczuje Cioci , Wielkopolance, księżniczkom i inżynierom
Ukłony
Michał Stanisław de Zieleśkiewicz
3. Sosenko
Przypomniałaś mi sztukę Eugeniusza Ionesco "Łysa śpiewaczka" z repertuaru tzw. teatru absurdu. W sztuce tytułowa śpiewaczka w ogóle nie występuje, akcja sztuki nie ma żadnego logicznego ciągu itp. - zacytuję tekst z Wiki, gdyż ten opis jakby pasował do naszej współczesności. Oceń sama:
W przypadku Łysej śpiewaczki, podobnie jak w przypadku innych sztuk teatru absurdu, nie ma klasycznej i tradycyjnej perypetii, rozumianej jako ciąg logicznie ułożonych zdań przedstawiających jakiś wątek od jego początku aż po zakończenie. Łysa śpiewaczka łamie bowiem wszelkie zasady teatru charakterów i tzw. sztuki dobrze napisanej (fr. pièce bien faite). Sam autor umieścił w tytule sugestywną wskazówkę: anty-sztuka (fr. anti-pièce), chcąc zdystansować się od europejskiej tradycji teatralnej. Łysa śpiewaczka nie opowiada żadnej historii, nie ma w niej więc tradycyjnego trzystopniowego układu perypetii (tj. zawiązania konfliktu, jego kulminacji i zakończenia); akcja jest linearna, czyli nie ma w niej natężenia napięcia dramatycznego. Nie ma też bohaterów, gdyż występujące postacie – małżeństwa Martin'ów i Smith'ów (które należy określać raczej jako "aktanty", "grających"), to anty-bohaterowie: istoty bez zindywidualizowanej tożsamości, bez celów życiowych, pozbawione marzeń ale i trosk życia codziennego. Warto również zaznaczyć, że tytułowa postać – łysa śpiewaczka, nie występuje na scenie. Wspomina ją w rozmowie Strażak.
Język, jakim się posługują postacie pozbawiony jest swej podstawowej funkcji: komunikacyjnej. Osoby wymieniają między sobą słowa, ale z owych anty-dialogów nic nie wynika. Nie ma porozumienia. I na tym zasadza się istota teatru absurdu: jest to dramat człowieka nie mogącego porozumieć się z drugim, człowieka niezrozumianego, samotnego, choć żyjącego w grupie, wyalienowanego.
Mam nadzieję, że Wam jakoś lepiej to wychodzi ;-)
pozdrowienia dla wszystkich
również na http://giz3.salon24.pl/
4. Joanno,
jest jeszcze piosenka "siedzieliśmy pod jodłą i dobrze nam się wiodło", a dalej o tym, że za byle co daje się w pysk, i ja tę szantę bardzo lubię :D
5. Panie Michale,
żeby Pan Michał widział te słaniającą się gromadkę, z zapuchniętymi oczami każde :D
6. Gizie,
mimo wszelkiego podobieństwa to nie dramat był, ale komedia :)