Andrzej Przewoźnik dla kogo pracuje?
Wojciech Kozlowski, wt., 03/11/2009 - 23:42
Wizytówką działalności Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa w Polsce jest odsłonięcie w Gdańsku na 70 rocznicę wybuchu II Wojny Światowej żydowskiego Pomnika Kindertransportów w miejsce Pomnika Pomordowanych Pomorzan. Gwoli wyjaśnienia Pomorzanom nie wybudowano pomnika, pomimo dwu i półletnich starań uwieńczonych załatwieniem wszelkich potrzebnych do budowy formalności, ponieważ „zabrakło” 400 tysięcy złotych na jego realizację, przy zapłaceniu w tym czasie 860 tysięcy na pomnik żydowski z półrocznym czasem starań i realizacj. A więc obrazowo: w czasie kiedy od dwóch lat „nie było” na polskie upamiętnienie pieniędzy, wydano niespodziewanie ponad dwa razy więcej na upamiętnienie żydowskie, nie dotyczące nawet polskich obywateli, bowiem kindertransporty dotyczyły wyjazdów do Londynu przed wybuchem II wojny światowej dzieci obywateli niemieckich żydowskiego pochodzenia z Niemiec, w tym nielicznych z Wolnego Miasta Gdańska. (*7)
Takie przykłady fundowania niepolskich upamiętnień w Polsce za pieniądze polskich podatników można by mnożyć, a pan minister Przewoźnik miewa się dobrze. Nikt jego nie dymisjonuje, a i on swoim podwładnym nie udziela reprymendy, tymczasem zgodnie z ustawą to właśnie do ROPWiM należy inicjowanie i koordynowanie działalności związanej z upamiętnianiem historycznym narodu polskiego, a więc i odpowiedzialność za nie.
W czepku urodzony
Kiedy Hanna Suchocka z Unii Wolności jako ówczesny premier w 1992 r. powołała na sekretarza generalnego Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa - nie jakiegoś zasłużonego pracownika naukowego historycznej placówki, lecz 29 letniego młokosa z Urzędu Wojewódzkiego w Krakowie - nikt nie kwestionował jego naukowego dorobku, bowiem Andrzej Przewoźnik żadnego dorobku nie posiadał. Był więc kandydatem dla ojczyzny czystym, a zatem praca od podstaw i młodzieńczy zapał: „O ósmej wychodzi (do pracy). Kończy o 18-19.00, często dłużej” (*1). Ile w tym prawdy – wiadomo - skoro właśnie w tym czasie studiuje dodatkowo na Wydziale Strategiczno-Obronnym Akademii Obrony Narodowej w Warszawie i w 2002 r. kończy studia podyplomowe z obronności państwa (sic!). Znajduje przy tym jeszcze czas na wyjazdy na festywale żydowskie do Krakowa z referatami, prowadzi prywatne historyczne badania w Krakowie i naturalnie zajmuje się rodziną. Jego działalność odbywa się podobno kosztem zdrowia: „Zniknąłem (z Warszawy do Krakowa WK) na kilka dni, właśnie przez kłopoty ze zdrowiem” (*1). Mam nadzieję, że nie odbywało się to kosztem podatnika przy pomocy legendarnych L4?
Tak dziwne odejście od edukacji historycznej w stronę obronności u osoby której powierzono do wykonywania konkretne zadania państwowe, może zrozumiemy w jakimś innym czasie, na razie pozostaje nam się dziwić, że ów nie posiadający dorobku naukowego młokos, stał się z rekomendacji samego Kieresa głównym kandydatem na prezesa IPN. Zeznania weryfikowanego funkcjonariusza SB z 1990 r., że „Łukasz” o nr ew. 33592 był jego agentem, a jako ostatnia prowadziła go kp. Markowska, blokują nie wiadomo czym uzasadnioną kandydaturę, a sam Przewoźnik oświadcza, że odmówił Markowskiej współpracy.
Biorąc pod uwagę, że samo obciążające oskarżenie padło 15 lat przed szansą zostania prezesem IPN przez Przewoźnika - a więc nie zostało spreparowane na zamówienie, oraz, że nie jest prawdopodobne aby funkcjonariusz SB kłamał podczas własnej weryfikacji,
a także, że gdyby Przewoźnik jeszcze przed Markowską był znany w SB jako osoba, której nie da się wciągnąć do współpracy, to czy doszło by do spotkań z Markowską? Można też się dziwić, że osoba nie współpracująca z SB - jak o sobie powiada – lecz jednak naciskana na współpracę, została mimo to wyposażona przez SB w wizę wyjazdową do Londynu na stypendium Fundacji AK. Przyjmując wersję niewinności we współpracy Przewoźnika z SB, oznaczało by to, że nie tylko on sam nie uległ, lecz, że uległo w stosunku do niego SB. Już po napisaniu niniejszego artkułu, sprawa współpracy Przewoźnika wyjaśniła się na jego niekorzyść. (patrz *8)
W czasie oskarżeń o współpracę z bespieką pod obronę bierze sekretarza „Gazeta Wyborcza” i „Trybuna”, a z polityków Cimoszewicz i prezydent Kwaśniewski. Natomiast na stanowisko sekretarza Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa oświadczenie lustracyjne ani tzw. czyste konto nie jest wymagane wcale. To skandal.
Ludobójstwo już tylko żydowskie
Od oderwania się Polski od Związku Radzieckiego minęło już lat 20, tymczasem sprawa pomników wdzięczności dla Armii Czerwonej, która Polskę zniewoliła jest wciąż nie rozwiązana. Komitet Katyński ocenia ich ilość na dwa tysiące, podczas gdy Przewoźnik na kilkadziesiąt. Kto kłamie i dlaczego ten spór nie jest rozstrzygnięty na łamach parlamentu można tłumaczyć tylko upadkiem parlamentu. Oprócz pomników wdzięczności istnieją jeszcze gorsze dla Polaków pomniki – ich oprawców - takie jak chociażby ubecki, niedawno nawet odnowiony w Rykach. W zakresie żenujących przypadków istnienia komunistycznych pomników, sekretarz generalny nie poczuwa się do odpowiedzialności, przerzucając ją na administracje lokalne, tymczasem z ustawy o ROPWiM Art.1, Art. 3. obowiązek taki jednoznacznie wynika. Zarówno w zakresie inicjowania jak i koordynowania opieki i oceny upamiętnień historycznych. Pewną trudność może stanowić tu brak odpowiedniej ustawy o miejscach pamięci narodowej. Niestety w 2000 r. SLD odrzuciło projekt autorstwa PIS do spółki z Unią Wolności, a w 2008 r. PO odrzuciła projekt PIS do spółki z SLD. Koło się zamyka.
Tymczasem w mętnej wodzie Przewoźnik stosuje metodę przedziwnych uników, powołując się jak chociażby w przypadku Pomnika Wdzięczności Armii Czerwonej w Oleśnicy (*2) na posiadane tajemnicze spisy pomników co do których strona rosyjska oczekuje pozostawienia. Nie wiadomo dlaczego ów spis jest tajny i nie wiadomo również kto ze stroną rosyjską ów spis układał. Wiadomo natomiast, że traktakt dobrosąsiedzki zobowiazujący Polskę do pielęgnacji pomników podpisał w 1992 r. prezydent Lech Wałęsa ps. „Bolek”. Pomniki wdzięczności Armii Czerwonej nie są tymczasem pomnikami miejsc i pamięci ofiar o których mówi polsko-rosyjska ustawa 112 z 94 r. o miejscach pamięci ofiar. Okazało się jednak niedawno za przyczyną młodych doktorantów z KUL (chodziło o pomnik „czterech śpiących” na Pradze), że Przewoźnik może jednak ze stroną rosyjską negocjować usuwanie pomników, a jeśli tego nie czyni to widocznie dlatego, że łatwiej jest odsunąć od siebie sprawę, poprzez powołanie się na tajemniczą listę i ustalenia „robocze” jak to miało miejsce w Oleśnicy, niż faktyczne ustalenia podjąć.
Zupełnie inną taktykę stosuje sekretarz w przypadku pomników żydowskich. Tu charakteryzuje go nawet nadgorliwość. Np. za usunięcie obelisku w Jedwabnem bez porozumienia z władzami lokalnymi, wpłynęło od środowisk kombatanckich doniesienie do prokuratury. Chodziło wtedy o zmianę sprawców tej zbrodni. Przy temacie Jedwabne przytoczę charakterystyczną wypowiedź Przewoźnika bedącą obrazem jego rzetelności: „Tu jest miejsce na rzetelną, suchą analizę faktów. Nie można grać ofiarami, bo ci ludzie nie będą się już bronić. I kiedy czytam dziś, że wszyscy wymordowani to Żydzi współpracujący z Sowietami, zadaję pytanie: kilkuletnie dzieci też współpracowały?” (*1). Pomijając, że historyk podający, że czyta bez podania źródła, dyskwalifikuje siebie jako historyka, to nie trzeba być wielkim znawcą tematu aby wiedzić, że owej horendarnej bzdury na jaką powołuje się Przewoźnik nikt nie napisał!
Przy kwestii sprzyjania przez Przewoźnika nieusuwaniu reliktów komunistycznych, niesposób nie wspomnieć o jego zasługach w uchwaleniu rasistowskiej ustawy oświęcimskiej, uwzględniającej tylko niemieckie obozy z pominięciem sowieckim. Cyt: „ W Komisji początkowo uchwalono, iż ustawa dotyczyć będzie Miejsc Pamięci Narodów - obozów hitlerowskich i komunistycznych. Niestety nie poszła za tym "argumentacja" Andrzeja Przewoźnika z Rady Ochrony Pamięci. Tłumaczył, iż obozy komunistyczne były inne, nie mogą więc być objęte taką samą ochroną, jak niemieckie, gdyż w komunistycznych nie ginęli licznie Żydzi.” (*3) Co gorsze Przewoźnik jako polski minister ma także swój udział w eliminowaniu z polskiej pamięci narodowej polskiej hekatomby jako jej najważniejszego pierwiastka. Zdecydowanie lepiej traktuje pod tym względem Żydów. Przykładem może być teren niemieckiego obozu koncentracyjnego w Plaszowie, gdzie byli więźniowie tego obozu uzyskali akceptację treści tablicy memoratywnej dla pomordowanych Żydówek węgierskich przy odmowie dla tablicy poświęconej polskim ofiarom obozu.
Farsa ukraińskiej wzajemności
Kiedy na cmentarzu wojskowym w Przemyślu - w skutek interwencji Andrzeja Przewoźnika - usunięto rzeźbę z pomnika poświęconego ofiarom ludobójstwa OUN-UPA na Wołyniu i Podolu, doszło do ujawnienia przez polskie środowiska kresowe obciążających go faktów, że w Polsce na Podkarpaciu istnieje conajmniej kilkadziesiąt wzniesionych bez pozwolenia na budowę pomników banderowskich, co do których Przewoźnik niczym Piłat ręce swe umywa - pod pretekstem, że te są akurat w gestii administracji lokalnych. Kiedy ów skandal dotarł do mediów, Przewoźnikowi z pomocą przyszły mniejszości narodowe – od ukraińskich po żydowskie – pisząc na niego oficjalną skargę do rządu o pomnikowym dyskryminowaniu mniejszości. I wówczas stała się rzecz niebywała - instytucja tzw. użytecznych idiotów wystąpiła w prasie z bezkrytyczną obroną sekretarza Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa i sprawa nielegalnych ukraińskich upamiętnień ucichła. Obrona Przewoźnika spowodowała więc zdecydowane zwycięstwo interesów banderowskiej frakcji.
Naturalnie już nikomu nie przyszło do głowy dokonania bilansu, dla kogo tak naprawdę sekretarz pracuje, bowiem głoszona przez niego zasada wzajemności upamiętnień polsko-ukraińskich powinna być proporcjonalna do ilości ofiar po obydwu stronach. Jeśli według samego Andrzeja Przewoźnika takich miejsc do upamiętnienia banderowskiego ludobójstwa na Polakach jest 1500 na Ukrainie - przy zaledwie 100 na terenie Polski co do których Ukraińcy oczekują upamiętnienia - i pomijając już, że ofiary ukraińskie są ofiarami ich własnej agresji - bo Polacy banderowców zabijali dla obrony własnej, więc owe UPAmiętnienia powinny się różnić od polskich i jeśli powinny być realizowane to w proporcji 1:15 a nie 1:1, bo taka „wzajemność” jest zwyczajnie farsą wzajemności. Osobiście mam wątpliwości czy jest wypełniana chociażby w proporcji 1:1, tymbardziej, że polskie środowiska kresowe stwierdzają, że Przewoźnik w sprawie polskich upamiętnień na Ukrainie praktycznie nic nie robi. Mam wrażenie, że czas już nadszedł, aby na forum polskiego parlamentu zażądać od sekretarza generalnego ROPWiM szczegółowego bilansu upamiętnień.
Dęby, marmury oprawcom a ofiarom haszcze
Sytuacja polskich miejsc pamięci na Ziemiach Odzyskanych ulega pogorszeniu odwrotnie proporcjonalnemu do postępującej tam germanizacji. Ilustracją tej sytuacji są 43 lata jakie minęły od wmurowania aktu erekcyjnego pod Pomnik Powrotu do Macierzy Ziem Zachodnich i Północnych we Wrocławiu, którego budowy nigdy nie rozpoczęto, pomimo ponowienia takich starań w 2004 r. Przybywać natomiast zaczyna nazw ulic, symboli i pomników niemieckich jak chociażby restaurowanego już obecnie w Szczecinie za polskie pieniądze pomnika Fryderyka II - odpowiedzialnego za rozbiór Polski. Warto wspomnieć, że cieszący się we Wrocławiu bezkarnością za antypolskie „zasługi” Zdrojewski, trafił nawet na ministra kultury i na tym stołku zdążył już zablokować między innymi budowę Muzeum Ziem Zachodnich. Nie sposób sobie wyobrazić zatem jak można by się poskarżyć do ministra kultury na podległego mu Przewoźnika.
Jaki udział w germanizacji ma Przewoźnik, wystarczy wspomnieć rolę ogrodnika w jaką się wcielił w Nadolicach Wielkich pod Wrocławiem: „Także polski minister Andrzej Przewoźnik cieszył się z pięknie rozwijającego się posadzonego przezeń drzewa. Komu oni oddawali cześć? Na cmentarzu poświęconym w ten sposób spoczywają polegli członkowie 20. Dywizji Grenadierów SS 'Estland', 18. Dywizji Grenadierów Pancernych SS 'Horst Wessel', 31. i 36. Dywizji Grenadierów SS, 35. Policyjnej Dywizji SS, Dywizji SS 'Galizien', Brygady SS Dirlewangera, esesmani z Ukrainy, Litwy, Łotwy, Estonii, Węgier, Holandii, Flandrii i Niemiec. Z pułku SS-Obersturmbannfuhrera Bessleina [jednego z pięciu fortecznych pułków, broniących tzw. Festung Breslau - J.R.N.] przeżyli tylko nieliczni. Tu zostali skupieni zbyteczni już w urzędach okupacyjnych oficerowie gestapo z Krakowa i Radomia, przepędzeni niemieccy oficerowie policji z Radomia, Łodzi, Warszawy. Nie można też zapomnieć o jeszcze zdolnych do służby wartownikach SS obozu koncentracyjnego z Oświęcimia, który został rozwiązany 27.01.1945 roku (...).” (*4)
Tym zbrodniarzom honory oddawało polskie wojsko a uczestniczył ks. kard. H. Gulbinowicz. Problem w tym, że zatajono przed nimi komu tak naprawdę cześć oddają, a więc że wśród 12 tysięcy przeniesionych tu z okolicy ekschumowanych szczątków żołnierzy niemieckich, znajduje się wielu zbrodniarzy wojennych. Wybuchły skandal Przewoźnik tłumaczył konwencją genewską i obowiazkiem pochówki, tymczasem z konwencji wcale nie wynika konieczność upamiętniania zbrodniarzy marmurowymi nagrobkami, a w szczogólności oddawanie im czci.
Koszt upamiętnienia owego cmentarza „pojednania” pokryła strona polska w połowie, podczas gdy nieopodal w Miłoszycach znajdują się chaszcze, po których psy bezpańskie targają polskie szczątki „spoczywających” tu 600 ofiar filii niemieckiego obozu Gross Rossen. (*4)
Urzędnik subtelny inaczej?
W kwestii Niemieckiego Obozu Zagłady KL Warschau można wyróznić dwa etapy stosuku Andrzeja Przewoźnika do upamiętnienia tego obozu. Pierwszy okres dotyczy czasu do chwili rozbiórki bani gazotwórczych na międzytorzu przy Warszawie Zachodniej i drugi już po ich rozbiórce. Pomijając samą odpowiedzialność sekretarza ROPWiM za pozwolenie na demontaż obiektu służącego niemieckiemu ludobójstwu, bez zabezpieczenia i zachowania elementów stanowiących dowody zbrodni w sprawie toczącego się wciąż śledztwa prokuratorskiego, to stosunek jego do sprawy jest diametralnie różny przed i po rozbórce. I tak, w pierwszym okresie nie neguje on przeznaczenia tych urządzeń i komór gazowych i nawet w uzgodnieniach z DOKP zobowiązuje się do upamiętnienia: „3. ROPWiM opracuje projekt architektoniczny miejsca upamiętnienia bez naruszania jej konstrukcji. (...) 5. Ścianę wschodnią tunelu D (dla pieszych) można wykorzystywać do upamiętnienia bez naruszania jej konstrukcji. (...) 7. Kwestia rekonstrukcji gazotwórczych bani zostanie uwzględniona z CDOKP” (*5 str 180).
W skutek owych uzgodnień urządzenia zostały rozebrane, a pan Przewoźnik nie dość,
że nie spełnił warunków ich rozbiórki do których się zobowiązał to jeszcze kiedy sędzia niezłomny Maria Trzcińska zwróciła się do niego o akceptację budowy pomnika na skwerze nieopodal tunelu w którym mieściły się komory gazowe, cynicznie, po chamsku wprost zakpił: „Niech Pani dostarczy mi listy zagazowanych to ja pani od razu wybuduję pomnik...” Przypomnę za sędzią M. Trzcińską, że takich wymogów i w takiej formie nie stawia sekretarz w stosunku do Żydów, chociaż w Treblince znane jest nazwisko tylko jednej ofiary Janusza Korczaka. W przypadku KL Warschau zachowały się niekompletne - lecz jednak - listy rozstrzelanych kobiet.
Żydowski pomnik
Myślę, że tych kilka przykładów działalności Andrzeja Przewoźnika wystarczy do zorientowania się dla kogo tak naprawdę sekretarz pracuje. Stanowisko jego w przypadku KL Warschau dało pretekst prezydent Warszawy do zablokowania budowy pomnika na skwerze im Alojzego Pawełka. Zamiennie ruszyły starania do wybudowania jego żydowskiej odmiany wg. wytycznych niejakiego dr Kopki, który już za prezesury dr Kurttyki w IPN, zakpił sobie z polskiej martyrologię stwierdzając, że: „nazistowski aparat terroru nie był w stanie realizować planu równoczesnej zagłady fizycznej dwóch narodów – Polaków i Żydów (...) odkładając tym samym na czas nieokreślony decyzję co do przyszłego losu Słowian, w tym Polaków.” (*6)
Kopka idąc konsekwentnie za ową tezą zagarnął KL Warscha niemal wyłącznie dla Żydów stwierdzając, że zginęło ich tam około 20 tysiecy. Biorąc 37 000 ofiar samego Pawiaka - stanowiącego integralną część KL Warschau i przekrój narodowościowy w nim, gdzie Żydzi stanowili 6%, oraz przyjmując poglądowo taki sam udział ofiar narodowosci żydowskiej w całym KL Warschau - to przy 200 000 ofiarach KL Warschau (wg. sędzi Trzcińskiej) otrzymalibyśmy żydowskich ofiar tego obozu zaledwie 12 000. Tymczasem tak uproszczonego poglądu nie wolno stosować mając konkretne raporty budowniczego tego obozu inż. Kamlera z których wynika, że: „obcokrajowców w KL Warschau pracowało od 1 500 do 2 500, a tylko przez 3 miesiące było ich około 5 000. Byli to Grecy, Węgrzy, Belgowie, Francuzi, Żydzi i Romowie – więźniowie z innych obozów koncentracyjnych, dostarczeni przez SS-WVHA do prac rozbiórkowych zburzonego warszawskiego getta oraz budowy i rozbudowy KL Warschau.” (*5 ) Szacunkowa liczba 200 000 ofiar dotyczy zatem samych Polaków, a ilość ofiar żydowskich należy szacować na kilka tysięcy.
Widzimy zatem, że budowa pomnika KL Warschau wg. ostatniej koncepcji prezydenta Hanny Gronkiewicz-Waltz (przy skwerze im. Gen. Jana Jura-Gorzechowskiego) popieranego podobno przez ROPWiM – nie jest zgodna nawet co do rzeczywistej liczby ofiar żydowskich. Pomija natomiast zupełnie polskie ofiary tej zbrodni.
** ** **
Największym pomnikiem dla Polaków jest krzyż papieski przytoczę zatem na zakończenie słowa sekretarza ROPWiM jako człowieka, który pomniki polskie kształtuje: „Pamiętam dyskusję nad ustawą o ochronie terenów byłych hitlerowskich obozów zagłady. Każdy kłócił się, jak szeroka będzie strefa i czy pozostanie krzyż papieski. Ale nikt nie dotknął meritum sprawy – jaką rolę powinny te miejsca pełnić dziś, w przyszłości.” (*1) Pomijając, że przetrwanie krzyża papieskiego jako polskiego symbolu ofiary i przebaczenia nie mieści sie u Pzewoźnika w meritum sprawy i pomijając, że właśnie od tego krzyża zależy jaką rolę będzie pełniło to miejsce, pozostaje nadal poważna wątpliwość dla kogo Przewoźnik pracuje, skoro jako sekretarz Rady Pamięci Walk i Męczeństwa milczy kiedy: „ liczbę ofiar obozu Auschwitz obniżono kilkakrotnie, a ostatnie, żyjące jeszcze ofiary tego obozu – nie mogąc znaleźć powiernika swojego protestu – zanoszą swoje świadectwa na Jasną Górę do Matki. Tak nawiasem to chodzi tu głównie o pomordowanych Żydów. Bo to oni szli z rampy bez ewidencji. Warto też wspomnieć, że o tych wykluczonych z historii ofiarach holokaustu możemy się już tylko dzisiaj dowiedzieć z tak zwanego antysemickiego Radia Maryja”. (*7)
Przypisy:
*1 http://www.tygodnik.com.pl/jedwabne/morawiecki.html
*2 http://www.olesnica.org/Pomnik_Fryderyka.htm
*3 http://74.125.93.132/search?q=cache:9SfcHlwitEYJ:www.ryszardbender.pl/publikacje/1999/nasz_dziennik_89.html+nasz+dziennik+andrzej+przewoznik&cd=30&hl=en&ct=clnk&gl=ca
*4 http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20090214&typ=my&id=my41.txt
*5 Maria Trzcińska KL Warschau – obóz zagłady dla Polaków
*6 http://wojciechkozlowski.blogspot.com/2009/10/konzentrationslager-warschau-bogusawa.html
*7 http://www.blogmedia24.pl/node/20081
*8 http://media.wp.pl/kat,1022941,wid,11632520,wiadomosc.html?ticaid=190a8&_ticrsn=3
Takie przykłady fundowania niepolskich upamiętnień w Polsce za pieniądze polskich podatników można by mnożyć, a pan minister Przewoźnik miewa się dobrze. Nikt jego nie dymisjonuje, a i on swoim podwładnym nie udziela reprymendy, tymczasem zgodnie z ustawą to właśnie do ROPWiM należy inicjowanie i koordynowanie działalności związanej z upamiętnianiem historycznym narodu polskiego, a więc i odpowiedzialność za nie.
W czepku urodzony
Kiedy Hanna Suchocka z Unii Wolności jako ówczesny premier w 1992 r. powołała na sekretarza generalnego Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa - nie jakiegoś zasłużonego pracownika naukowego historycznej placówki, lecz 29 letniego młokosa z Urzędu Wojewódzkiego w Krakowie - nikt nie kwestionował jego naukowego dorobku, bowiem Andrzej Przewoźnik żadnego dorobku nie posiadał. Był więc kandydatem dla ojczyzny czystym, a zatem praca od podstaw i młodzieńczy zapał: „O ósmej wychodzi (do pracy). Kończy o 18-19.00, często dłużej” (*1). Ile w tym prawdy – wiadomo - skoro właśnie w tym czasie studiuje dodatkowo na Wydziale Strategiczno-Obronnym Akademii Obrony Narodowej w Warszawie i w 2002 r. kończy studia podyplomowe z obronności państwa (sic!). Znajduje przy tym jeszcze czas na wyjazdy na festywale żydowskie do Krakowa z referatami, prowadzi prywatne historyczne badania w Krakowie i naturalnie zajmuje się rodziną. Jego działalność odbywa się podobno kosztem zdrowia: „Zniknąłem (z Warszawy do Krakowa WK) na kilka dni, właśnie przez kłopoty ze zdrowiem” (*1). Mam nadzieję, że nie odbywało się to kosztem podatnika przy pomocy legendarnych L4?
Tak dziwne odejście od edukacji historycznej w stronę obronności u osoby której powierzono do wykonywania konkretne zadania państwowe, może zrozumiemy w jakimś innym czasie, na razie pozostaje nam się dziwić, że ów nie posiadający dorobku naukowego młokos, stał się z rekomendacji samego Kieresa głównym kandydatem na prezesa IPN. Zeznania weryfikowanego funkcjonariusza SB z 1990 r., że „Łukasz” o nr ew. 33592 był jego agentem, a jako ostatnia prowadziła go kp. Markowska, blokują nie wiadomo czym uzasadnioną kandydaturę, a sam Przewoźnik oświadcza, że odmówił Markowskiej współpracy.
Biorąc pod uwagę, że samo obciążające oskarżenie padło 15 lat przed szansą zostania prezesem IPN przez Przewoźnika - a więc nie zostało spreparowane na zamówienie, oraz, że nie jest prawdopodobne aby funkcjonariusz SB kłamał podczas własnej weryfikacji,
a także, że gdyby Przewoźnik jeszcze przed Markowską był znany w SB jako osoba, której nie da się wciągnąć do współpracy, to czy doszło by do spotkań z Markowską? Można też się dziwić, że osoba nie współpracująca z SB - jak o sobie powiada – lecz jednak naciskana na współpracę, została mimo to wyposażona przez SB w wizę wyjazdową do Londynu na stypendium Fundacji AK. Przyjmując wersję niewinności we współpracy Przewoźnika z SB, oznaczało by to, że nie tylko on sam nie uległ, lecz, że uległo w stosunku do niego SB. Już po napisaniu niniejszego artkułu, sprawa współpracy Przewoźnika wyjaśniła się na jego niekorzyść. (patrz *8)
W czasie oskarżeń o współpracę z bespieką pod obronę bierze sekretarza „Gazeta Wyborcza” i „Trybuna”, a z polityków Cimoszewicz i prezydent Kwaśniewski. Natomiast na stanowisko sekretarza Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa oświadczenie lustracyjne ani tzw. czyste konto nie jest wymagane wcale. To skandal.
Ludobójstwo już tylko żydowskie
Od oderwania się Polski od Związku Radzieckiego minęło już lat 20, tymczasem sprawa pomników wdzięczności dla Armii Czerwonej, która Polskę zniewoliła jest wciąż nie rozwiązana. Komitet Katyński ocenia ich ilość na dwa tysiące, podczas gdy Przewoźnik na kilkadziesiąt. Kto kłamie i dlaczego ten spór nie jest rozstrzygnięty na łamach parlamentu można tłumaczyć tylko upadkiem parlamentu. Oprócz pomników wdzięczności istnieją jeszcze gorsze dla Polaków pomniki – ich oprawców - takie jak chociażby ubecki, niedawno nawet odnowiony w Rykach. W zakresie żenujących przypadków istnienia komunistycznych pomników, sekretarz generalny nie poczuwa się do odpowiedzialności, przerzucając ją na administracje lokalne, tymczasem z ustawy o ROPWiM Art.1, Art. 3. obowiązek taki jednoznacznie wynika. Zarówno w zakresie inicjowania jak i koordynowania opieki i oceny upamiętnień historycznych. Pewną trudność może stanowić tu brak odpowiedniej ustawy o miejscach pamięci narodowej. Niestety w 2000 r. SLD odrzuciło projekt autorstwa PIS do spółki z Unią Wolności, a w 2008 r. PO odrzuciła projekt PIS do spółki z SLD. Koło się zamyka.
Tymczasem w mętnej wodzie Przewoźnik stosuje metodę przedziwnych uników, powołując się jak chociażby w przypadku Pomnika Wdzięczności Armii Czerwonej w Oleśnicy (*2) na posiadane tajemnicze spisy pomników co do których strona rosyjska oczekuje pozostawienia. Nie wiadomo dlaczego ów spis jest tajny i nie wiadomo również kto ze stroną rosyjską ów spis układał. Wiadomo natomiast, że traktakt dobrosąsiedzki zobowiazujący Polskę do pielęgnacji pomników podpisał w 1992 r. prezydent Lech Wałęsa ps. „Bolek”. Pomniki wdzięczności Armii Czerwonej nie są tymczasem pomnikami miejsc i pamięci ofiar o których mówi polsko-rosyjska ustawa 112 z 94 r. o miejscach pamięci ofiar. Okazało się jednak niedawno za przyczyną młodych doktorantów z KUL (chodziło o pomnik „czterech śpiących” na Pradze), że Przewoźnik może jednak ze stroną rosyjską negocjować usuwanie pomników, a jeśli tego nie czyni to widocznie dlatego, że łatwiej jest odsunąć od siebie sprawę, poprzez powołanie się na tajemniczą listę i ustalenia „robocze” jak to miało miejsce w Oleśnicy, niż faktyczne ustalenia podjąć.
Zupełnie inną taktykę stosuje sekretarz w przypadku pomników żydowskich. Tu charakteryzuje go nawet nadgorliwość. Np. za usunięcie obelisku w Jedwabnem bez porozumienia z władzami lokalnymi, wpłynęło od środowisk kombatanckich doniesienie do prokuratury. Chodziło wtedy o zmianę sprawców tej zbrodni. Przy temacie Jedwabne przytoczę charakterystyczną wypowiedź Przewoźnika bedącą obrazem jego rzetelności: „Tu jest miejsce na rzetelną, suchą analizę faktów. Nie można grać ofiarami, bo ci ludzie nie będą się już bronić. I kiedy czytam dziś, że wszyscy wymordowani to Żydzi współpracujący z Sowietami, zadaję pytanie: kilkuletnie dzieci też współpracowały?” (*1). Pomijając, że historyk podający, że czyta bez podania źródła, dyskwalifikuje siebie jako historyka, to nie trzeba być wielkim znawcą tematu aby wiedzić, że owej horendarnej bzdury na jaką powołuje się Przewoźnik nikt nie napisał!
Przy kwestii sprzyjania przez Przewoźnika nieusuwaniu reliktów komunistycznych, niesposób nie wspomnieć o jego zasługach w uchwaleniu rasistowskiej ustawy oświęcimskiej, uwzględniającej tylko niemieckie obozy z pominięciem sowieckim. Cyt: „ W Komisji początkowo uchwalono, iż ustawa dotyczyć będzie Miejsc Pamięci Narodów - obozów hitlerowskich i komunistycznych. Niestety nie poszła za tym "argumentacja" Andrzeja Przewoźnika z Rady Ochrony Pamięci. Tłumaczył, iż obozy komunistyczne były inne, nie mogą więc być objęte taką samą ochroną, jak niemieckie, gdyż w komunistycznych nie ginęli licznie Żydzi.” (*3) Co gorsze Przewoźnik jako polski minister ma także swój udział w eliminowaniu z polskiej pamięci narodowej polskiej hekatomby jako jej najważniejszego pierwiastka. Zdecydowanie lepiej traktuje pod tym względem Żydów. Przykładem może być teren niemieckiego obozu koncentracyjnego w Plaszowie, gdzie byli więźniowie tego obozu uzyskali akceptację treści tablicy memoratywnej dla pomordowanych Żydówek węgierskich przy odmowie dla tablicy poświęconej polskim ofiarom obozu.
Farsa ukraińskiej wzajemności
Kiedy na cmentarzu wojskowym w Przemyślu - w skutek interwencji Andrzeja Przewoźnika - usunięto rzeźbę z pomnika poświęconego ofiarom ludobójstwa OUN-UPA na Wołyniu i Podolu, doszło do ujawnienia przez polskie środowiska kresowe obciążających go faktów, że w Polsce na Podkarpaciu istnieje conajmniej kilkadziesiąt wzniesionych bez pozwolenia na budowę pomników banderowskich, co do których Przewoźnik niczym Piłat ręce swe umywa - pod pretekstem, że te są akurat w gestii administracji lokalnych. Kiedy ów skandal dotarł do mediów, Przewoźnikowi z pomocą przyszły mniejszości narodowe – od ukraińskich po żydowskie – pisząc na niego oficjalną skargę do rządu o pomnikowym dyskryminowaniu mniejszości. I wówczas stała się rzecz niebywała - instytucja tzw. użytecznych idiotów wystąpiła w prasie z bezkrytyczną obroną sekretarza Rady Ochrony Pamięci Walk i Męczeństwa i sprawa nielegalnych ukraińskich upamiętnień ucichła. Obrona Przewoźnika spowodowała więc zdecydowane zwycięstwo interesów banderowskiej frakcji.
Naturalnie już nikomu nie przyszło do głowy dokonania bilansu, dla kogo tak naprawdę sekretarz pracuje, bowiem głoszona przez niego zasada wzajemności upamiętnień polsko-ukraińskich powinna być proporcjonalna do ilości ofiar po obydwu stronach. Jeśli według samego Andrzeja Przewoźnika takich miejsc do upamiętnienia banderowskiego ludobójstwa na Polakach jest 1500 na Ukrainie - przy zaledwie 100 na terenie Polski co do których Ukraińcy oczekują upamiętnienia - i pomijając już, że ofiary ukraińskie są ofiarami ich własnej agresji - bo Polacy banderowców zabijali dla obrony własnej, więc owe UPAmiętnienia powinny się różnić od polskich i jeśli powinny być realizowane to w proporcji 1:15 a nie 1:1, bo taka „wzajemność” jest zwyczajnie farsą wzajemności. Osobiście mam wątpliwości czy jest wypełniana chociażby w proporcji 1:1, tymbardziej, że polskie środowiska kresowe stwierdzają, że Przewoźnik w sprawie polskich upamiętnień na Ukrainie praktycznie nic nie robi. Mam wrażenie, że czas już nadszedł, aby na forum polskiego parlamentu zażądać od sekretarza generalnego ROPWiM szczegółowego bilansu upamiętnień.
Dęby, marmury oprawcom a ofiarom haszcze
Sytuacja polskich miejsc pamięci na Ziemiach Odzyskanych ulega pogorszeniu odwrotnie proporcjonalnemu do postępującej tam germanizacji. Ilustracją tej sytuacji są 43 lata jakie minęły od wmurowania aktu erekcyjnego pod Pomnik Powrotu do Macierzy Ziem Zachodnich i Północnych we Wrocławiu, którego budowy nigdy nie rozpoczęto, pomimo ponowienia takich starań w 2004 r. Przybywać natomiast zaczyna nazw ulic, symboli i pomników niemieckich jak chociażby restaurowanego już obecnie w Szczecinie za polskie pieniądze pomnika Fryderyka II - odpowiedzialnego za rozbiór Polski. Warto wspomnieć, że cieszący się we Wrocławiu bezkarnością za antypolskie „zasługi” Zdrojewski, trafił nawet na ministra kultury i na tym stołku zdążył już zablokować między innymi budowę Muzeum Ziem Zachodnich. Nie sposób sobie wyobrazić zatem jak można by się poskarżyć do ministra kultury na podległego mu Przewoźnika.
Jaki udział w germanizacji ma Przewoźnik, wystarczy wspomnieć rolę ogrodnika w jaką się wcielił w Nadolicach Wielkich pod Wrocławiem: „Także polski minister Andrzej Przewoźnik cieszył się z pięknie rozwijającego się posadzonego przezeń drzewa. Komu oni oddawali cześć? Na cmentarzu poświęconym w ten sposób spoczywają polegli członkowie 20. Dywizji Grenadierów SS 'Estland', 18. Dywizji Grenadierów Pancernych SS 'Horst Wessel', 31. i 36. Dywizji Grenadierów SS, 35. Policyjnej Dywizji SS, Dywizji SS 'Galizien', Brygady SS Dirlewangera, esesmani z Ukrainy, Litwy, Łotwy, Estonii, Węgier, Holandii, Flandrii i Niemiec. Z pułku SS-Obersturmbannfuhrera Bessleina [jednego z pięciu fortecznych pułków, broniących tzw. Festung Breslau - J.R.N.] przeżyli tylko nieliczni. Tu zostali skupieni zbyteczni już w urzędach okupacyjnych oficerowie gestapo z Krakowa i Radomia, przepędzeni niemieccy oficerowie policji z Radomia, Łodzi, Warszawy. Nie można też zapomnieć o jeszcze zdolnych do służby wartownikach SS obozu koncentracyjnego z Oświęcimia, który został rozwiązany 27.01.1945 roku (...).” (*4)
Tym zbrodniarzom honory oddawało polskie wojsko a uczestniczył ks. kard. H. Gulbinowicz. Problem w tym, że zatajono przed nimi komu tak naprawdę cześć oddają, a więc że wśród 12 tysięcy przeniesionych tu z okolicy ekschumowanych szczątków żołnierzy niemieckich, znajduje się wielu zbrodniarzy wojennych. Wybuchły skandal Przewoźnik tłumaczył konwencją genewską i obowiazkiem pochówki, tymczasem z konwencji wcale nie wynika konieczność upamiętniania zbrodniarzy marmurowymi nagrobkami, a w szczogólności oddawanie im czci.
Koszt upamiętnienia owego cmentarza „pojednania” pokryła strona polska w połowie, podczas gdy nieopodal w Miłoszycach znajdują się chaszcze, po których psy bezpańskie targają polskie szczątki „spoczywających” tu 600 ofiar filii niemieckiego obozu Gross Rossen. (*4)
Urzędnik subtelny inaczej?
W kwestii Niemieckiego Obozu Zagłady KL Warschau można wyróznić dwa etapy stosuku Andrzeja Przewoźnika do upamiętnienia tego obozu. Pierwszy okres dotyczy czasu do chwili rozbiórki bani gazotwórczych na międzytorzu przy Warszawie Zachodniej i drugi już po ich rozbiórce. Pomijając samą odpowiedzialność sekretarza ROPWiM za pozwolenie na demontaż obiektu służącego niemieckiemu ludobójstwu, bez zabezpieczenia i zachowania elementów stanowiących dowody zbrodni w sprawie toczącego się wciąż śledztwa prokuratorskiego, to stosunek jego do sprawy jest diametralnie różny przed i po rozbórce. I tak, w pierwszym okresie nie neguje on przeznaczenia tych urządzeń i komór gazowych i nawet w uzgodnieniach z DOKP zobowiązuje się do upamiętnienia: „3. ROPWiM opracuje projekt architektoniczny miejsca upamiętnienia bez naruszania jej konstrukcji. (...) 5. Ścianę wschodnią tunelu D (dla pieszych) można wykorzystywać do upamiętnienia bez naruszania jej konstrukcji. (...) 7. Kwestia rekonstrukcji gazotwórczych bani zostanie uwzględniona z CDOKP” (*5 str 180).
W skutek owych uzgodnień urządzenia zostały rozebrane, a pan Przewoźnik nie dość,
że nie spełnił warunków ich rozbiórki do których się zobowiązał to jeszcze kiedy sędzia niezłomny Maria Trzcińska zwróciła się do niego o akceptację budowy pomnika na skwerze nieopodal tunelu w którym mieściły się komory gazowe, cynicznie, po chamsku wprost zakpił: „Niech Pani dostarczy mi listy zagazowanych to ja pani od razu wybuduję pomnik...” Przypomnę za sędzią M. Trzcińską, że takich wymogów i w takiej formie nie stawia sekretarz w stosunku do Żydów, chociaż w Treblince znane jest nazwisko tylko jednej ofiary Janusza Korczaka. W przypadku KL Warschau zachowały się niekompletne - lecz jednak - listy rozstrzelanych kobiet.
Żydowski pomnik
Myślę, że tych kilka przykładów działalności Andrzeja Przewoźnika wystarczy do zorientowania się dla kogo tak naprawdę sekretarz pracuje. Stanowisko jego w przypadku KL Warschau dało pretekst prezydent Warszawy do zablokowania budowy pomnika na skwerze im Alojzego Pawełka. Zamiennie ruszyły starania do wybudowania jego żydowskiej odmiany wg. wytycznych niejakiego dr Kopki, który już za prezesury dr Kurttyki w IPN, zakpił sobie z polskiej martyrologię stwierdzając, że: „nazistowski aparat terroru nie był w stanie realizować planu równoczesnej zagłady fizycznej dwóch narodów – Polaków i Żydów (...) odkładając tym samym na czas nieokreślony decyzję co do przyszłego losu Słowian, w tym Polaków.” (*6)
Kopka idąc konsekwentnie za ową tezą zagarnął KL Warscha niemal wyłącznie dla Żydów stwierdzając, że zginęło ich tam około 20 tysiecy. Biorąc 37 000 ofiar samego Pawiaka - stanowiącego integralną część KL Warschau i przekrój narodowościowy w nim, gdzie Żydzi stanowili 6%, oraz przyjmując poglądowo taki sam udział ofiar narodowosci żydowskiej w całym KL Warschau - to przy 200 000 ofiarach KL Warschau (wg. sędzi Trzcińskiej) otrzymalibyśmy żydowskich ofiar tego obozu zaledwie 12 000. Tymczasem tak uproszczonego poglądu nie wolno stosować mając konkretne raporty budowniczego tego obozu inż. Kamlera z których wynika, że: „obcokrajowców w KL Warschau pracowało od 1 500 do 2 500, a tylko przez 3 miesiące było ich około 5 000. Byli to Grecy, Węgrzy, Belgowie, Francuzi, Żydzi i Romowie – więźniowie z innych obozów koncentracyjnych, dostarczeni przez SS-WVHA do prac rozbiórkowych zburzonego warszawskiego getta oraz budowy i rozbudowy KL Warschau.” (*5 ) Szacunkowa liczba 200 000 ofiar dotyczy zatem samych Polaków, a ilość ofiar żydowskich należy szacować na kilka tysięcy.
Widzimy zatem, że budowa pomnika KL Warschau wg. ostatniej koncepcji prezydenta Hanny Gronkiewicz-Waltz (przy skwerze im. Gen. Jana Jura-Gorzechowskiego) popieranego podobno przez ROPWiM – nie jest zgodna nawet co do rzeczywistej liczby ofiar żydowskich. Pomija natomiast zupełnie polskie ofiary tej zbrodni.
** ** **
Największym pomnikiem dla Polaków jest krzyż papieski przytoczę zatem na zakończenie słowa sekretarza ROPWiM jako człowieka, który pomniki polskie kształtuje: „Pamiętam dyskusję nad ustawą o ochronie terenów byłych hitlerowskich obozów zagłady. Każdy kłócił się, jak szeroka będzie strefa i czy pozostanie krzyż papieski. Ale nikt nie dotknął meritum sprawy – jaką rolę powinny te miejsca pełnić dziś, w przyszłości.” (*1) Pomijając, że przetrwanie krzyża papieskiego jako polskiego symbolu ofiary i przebaczenia nie mieści sie u Pzewoźnika w meritum sprawy i pomijając, że właśnie od tego krzyża zależy jaką rolę będzie pełniło to miejsce, pozostaje nadal poważna wątpliwość dla kogo Przewoźnik pracuje, skoro jako sekretarz Rady Pamięci Walk i Męczeństwa milczy kiedy: „ liczbę ofiar obozu Auschwitz obniżono kilkakrotnie, a ostatnie, żyjące jeszcze ofiary tego obozu – nie mogąc znaleźć powiernika swojego protestu – zanoszą swoje świadectwa na Jasną Górę do Matki. Tak nawiasem to chodzi tu głównie o pomordowanych Żydów. Bo to oni szli z rampy bez ewidencji. Warto też wspomnieć, że o tych wykluczonych z historii ofiarach holokaustu możemy się już tylko dzisiaj dowiedzieć z tak zwanego antysemickiego Radia Maryja”. (*7)
Przypisy:
*1 http://www.tygodnik.com.pl/jedwabne/morawiecki.html
*2 http://www.olesnica.org/Pomnik_Fryderyka.htm
*3 http://74.125.93.132/search?q=cache:9SfcHlwitEYJ:www.ryszardbender.pl/publikacje/1999/nasz_dziennik_89.html+nasz+dziennik+andrzej+przewoznik&cd=30&hl=en&ct=clnk&gl=ca
*4 http://www.naszdziennik.pl/index.php?dat=20090214&typ=my&id=my41.txt
*5 Maria Trzcińska KL Warschau – obóz zagłady dla Polaków
*6 http://wojciechkozlowski.blogspot.com/2009/10/konzentrationslager-warschau-bogusawa.html
*7 http://www.blogmedia24.pl/node/20081
*8 http://media.wp.pl/kat,1022941,wid,11632520,wiadomosc.html?ticaid=190a8&_ticrsn=3
- Wojciech Kozlowski - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
napisz pierwszy komentarz