"Cud nad Wisłą". Nowa książka Marcina Wolskiego. O Aadamie Pyszniku i Karuzelskim (wpolityce)
12 września 1989 roku. Anioł zawiera pakt z Diabłem. Na rok Anioł dostaje Polskę dla siebie, Diabeł usuwa się w cień. Skutek jest natychmiastowy i zaskakujący - Lech Wałęsa pewnego poranka budzi się i odkrywa, że: zna perfekt kilka języków, w tym łacinę, przeczytał, zrozumiał i zapamiętał wszystkie najważniejsze rozprawy filozoficzne, jest erudytą, rozsądnym strategiem, logicznym mówcą. Sielanka? Nie, ostra satyra polityczna, w której występują najważniejsze postaci ostatnich 20 lat polskiej historii: Tadeusz Mazowiecki, bracia Kaczyńscy, Bronisław Geremek, Jacek Kuroń, Adam Michnik i inni. Historia alternatywna w formie powieści, w której Marcin Wolski bawi czytelnika suspensem, thrillerem, romansem. Ale Wolski dał Aniołowi tylko rok. Jakie będzie wejście Diabła, kiedy pakt wygaśnie? Zdradzamy: mocne.
Marcin Wolski
"Cud nad Wisła" fragment
Zlecenie Barczewskiemu dziennikarskiej obsługi wypadu prezydenta Karuzelskiego na Śląsk z okazji Barbórki młody redaktor potraktował jako wyróżnienie. W podróży tej ( co jeszcze bardziej podnosiło jej rangę) miał uczestniczyć również sam naczelny "Ekspresu Wyborczego" - Pysznik.
Kamil miał do towarzysza Generała stosunek ambiwalentny - uwielbienie matki mieszało się z żarliwą nienawiścią dziadka, przy byle okazjach recytującego słynny, złożony z samych epitetów "Bluzg" ("Przebrzydła szumowino pachołku moskiewski...). Prywatnie uważał, że prezydentowi należy się szacunek ze względu na zajmowana funkcje i nic więcej. Dlatego nieomal z bólem skonstatował w samolocie, że "Adaś" i "Wojtuś" są po imieniu.
Jednym z planowanych punktów tej wizyty miało być złożenie kwatów pod krzyżem w kopalni Stryjek, gdzie w pierwszych dniach Stanu Oblężenia ludzie generała strzelali do górników. Następnie przewidywano wręczenie, jak co roku wysokich odznaczeń państwowych. W redakcji wymyślono nawet tytuł dla tej imprezy - "Święto Pojednania."
Że może być ciężko, Barczewski zorientował się po przybyciu na miejsce.
Kieruzelskiego przywitał milczący tłum górników, pikiety Centralizacji Polski Niepodległej i "Solidności Walczącej". W głuchej ciszy przyjęto złożenie kwiatów, ogromne napięcie, można było porównać jedynie ze stężeniem metanu w kopalnianycm. Dlatego delegacja skróciła minutę reflekscji od paru sekund i przeszła do świetlicy, w której wręczano odznaczenia.
Szło nieźle, aż do momentu, kiedy jeden z odznaczanych, siwowłosy weteran, byc może rówieśnik przodownika pracy Pstrokowskiego ,pokryty medalami ,jak sowieki marszałek, zawołał:
- A kiedy ukarze się winnych strzelania?
Zrobiło się cicho.
- Kiedy ukarze sie winnych strzelania?! - zawołał powtórnie górnik.
Karuzelski otworzył usta, ale nim coś powiedział, weteran siegnął po swe ordery szarpnął je i rzucił na ziemie. Upadły z brzękim. Błyskawicznie dopadli go BOR-owcy i próbowali obezwładnić. Strącił ich, niczym niedźwiedź opędzajacy się przed gromadą psów.
- Precz z komuną! - wołał.
Ceremonia transmitowana była przez głosniki na zewnątrz i ludzie natychmiast zorientowali się, w incydencie. Tłum dotąd cichy zaczął skandować: "Masz krew na rękach". Zrobiło się nieprzyjemnie, zwłaszcza gdy okrzyki podchwyciła również tylnia część sali. Borowcy otoczyli ciasnym kordonem prezydenta, próbujac wyprowadzić go bocznym wyjściem z budunku. Jednak zbity tłum stał wszedzie. Zawrócili. Okrzyki stawały sie coraz natarczywsze, zaś pojawienie się oddziałów milicji wywołało tylko ludzka wściekłość. Zresztą w przybyłych chłopakach nie było walki. Nie minał kwadrans, a cały ich bojowy rynsztunek znalazł się w rękach tłumu, który coraz bardziej zacieśniał krąg wokół budynku.
Naraz ktoś wrzasnął - "Karuzel pod sąd!" I już po chwili wolali tak wszyscy.
Próżno przed budynek z mikrofonem w ręku wychodził dyrektor kopalni, wojewoda i szef górnoślaskiej Solidności. Zdeterminowani ludzie pozostawali głusi na ich coraz bardziej błagalne apele. Wreszcie w oknie na piętrze ukazał się sam Adam Pysznik.
- Ludzie - zawołał przez ręczny megafon - Tto ja. Czołowy element antysocjalistyczny! Aadam Pysznik. Wasz poseł!
Po raz pierwszy od początku incydentu odezwały się nawet brawa. Adaś zrozumiał je chyba dość opacznie.
- Nie pozwólcie się manipulować prowokatorom. - zawołał - Wojciech Karuzelski to przecież prezydent nas wszystkich.
- Nie! - Odpowiedzieli chórem zgromadzeni. I w tym momencie Pysznik mógl sie jeszcze wycofać. Jednak chyba nie miał takiego zamiaru.
- Budujemy państwo prawa - zawołał - Nie chcecie przecież linczu?
- Chcemy! - odpowiedział mu wielotysieczyny ryk.
- Ależ ludzie! Miejcie Boga w sercu - krzyknał naczelny "Ekspresu Wyborczego".
- A ty go masz? - padło od strony górników.
Coraz gorętszy dialog trwał parę minut, aż wreszcie pacyna błota ugodziła w twarz Adasia. Wrzasnąwszy " odpieprzcie się od generała", upuścił megafon i schronił się w głębi budynku.
Sytuacja z każda chwila robiła się gorętsza. Tłum nie miał zamiaru zdobywać swojej kopalni szturmem, ale nie ustępował , jeśli idzie o wypuszczenie prezydenta, domagając sie jego samokrytyki i potępienia Stanu Oblężenia z 1981 roku.
W tym samym czasie Warszawie, generał Kiszonka rozważał wszelkie możliwe rozwiązania, skłaniajac się do powtórki z historii, kiedy do jego centrum dowodzenia zadzwonił Lew Szwendała.
- Nie zamierzacie chyba użyć siły - zapytał.
- Tylko w wypadku skrajnej konieczności. Trzeba jednak wziać pod uwagę, że życie prezydenta Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej jest w niebezpieczeństwie i musimy go wydostać.
- Ale nie za cenę ofiar! Jeśli dojdzie do użycia siły, jeśli po raz wtóry kopalnia Stryjek spłynie krwią, porozumienie Graniastegho Stołu przestanie istnieć. I ja was nie uratuję.
- Co więc mamy zrobić. Jak mamy wydostać prezydenta?
- Użyjcie helikoptera! - poradził premier.
Jeszcze tego wieczora zdjęcie Karuzelskiego wyciąganego przez helikopter w opuszczonym na dach nosidełku, obiegło wszystkie światowe agencje. Asystujący temy zabiegowi ludzie gwizdali i klaskali, a potem spokojnie rozeszli się do domów.
Kamil szybko wrócił do hotelu i napisał na maszynie relację o zdarzeniach pod Stryjkiem. Pobiegł do recepcji, chcąc ją wysłać faksem do redakcji, kiedy wpadł na niego sam naczelny. Twarz miał opuchnięta, oczy przekrwione.
- Pokaż! - wyszarpnął mu tekst z reki.
Czytajac wydawał sie puchnąc jeszcze bardziej, niczym bojownik batalion w okresie godowym.
- Co to kurwa jest? - ryknał.
- Relacja - odparł spokojnie Kmail - Minuta po minucie.
- Jaka relacja?! Dochodzi do ordynarnej prowokacji, ruchawki zorganizowanej przez ogarnietych nienawiścią warchołów, kto wie, czy nie inspirowanych przez zauszników Szwendały, a ty głupku, opisujesz to beznamiętnie jak wystawę gołębi pocztowych.
- Słyszałem, że na pierwszej stronie pójdzie pański komentarz, więc ograniczyłem sie do faktów.
- Jakich kurwa faktów? Chcesz pokazywać ordynarną awanturę jako słuszny gniew ludu. Podważać porozumienie narodowe, pochwalać próbę samosądu?
Rozdrapywać z takim trudne zbliżnione rany, w imię brudnych interesów nacjonalistycznego Ciemnogrodu?! Napisz to jeszcze raz... Pokaż mechanizm prowokacji, oczywiście bez tego ciskania orderami.
- Chyba nie potrafię.- Kamil wiedział, że stawianie sie naczelnemu grozi powaznymi konsekwencjami, ale nie miał wyjścia
- Nie potrafisz? To kurwa, zrezygnuj z tej roboty
- Właśnie to robią - sam dziwił się swojemu spokojowi. Wyjał z rąk Pysznika tekst i złożywszy na czworo schował do kieszeni, po czym, nie oglądajac się wyszedł w noc, goniony przez wściekły wrzask:
- Zniszcze cię, zniszczę!. Już cię nie ma!
Oczywiście zdjęcia z Karuzelskim w uprzęży próżno było szukać w organie Adama Pysznika. Widać było za to zbliżenie sie małej pikiety z obelżywym transparentem, a przez cała stronepierwszej kolumny biegł tytuł. "Uwaga prowokacja!".
Pat
http://www.wpolityce.pl/view/1554/_Cud_nad_Wisla___Nowa_ksiazka_Marcina_Wolskiego___U_nas_fragment_tej_historii_altrnatywnej__Bohaterowie___Aadam_Pysznik_i_Karuzelski__.html
- Zaloguj się, by odpowiadać
napisz pierwszy komentarz