PunkPowstanie Oi!

avatar użytkownika czarnowidz

Ilekroć słyszę Lao Che, płytę “Powstanie Warszawskie”, czuję ten sam drive, ten sam zastrzyk emocji jak za pierwszym razem.

I ta świadomość, że Powstańcy, ci którzy zrobili Powstanie, to byli ludzie z tym punkowym szaleństwem, wychodzącym z trzewi, które nie pozwoliło na moment nawet zwątpić w robotę, którą się wykonuje, bez względu na jej powodzenie, do końca, bo tego wymaga Chwila.

Dlatego ta płyta Lao Che jest taka świetna, bo bezbłędnie oddaje to szaleństwo spalenia się na stosie w imieniu wartości, które dla dzisiejszych konsumpcjonistów są niezrozumiałe.

Co tam zresztą opowiadać, lepiej posłuchać:

 

 

 

 

Jan Nowak Jeziorański pisał w “Kurierze z Warszawy”, że prawdopodobnie, gdyby Powstanie nie wybuchło w 1944 roku, to skończyłoby się hekatombą powstanie w Poznaniu w 1956, w czerwcu. A wtedy to właśnie Polacy wykazali się samoograniczeniem, nie podjęli pełnoskalowej walki zbrojnej i pomsty na komunistycznych siepaczach, tak jak zrobili to bracia Węgrzy.

 

To było 12 lat po ofierze krwi Powstania. Naród pamiętał co się stało. I Naród zapamiętał. Wydarzenia Sierpnia 1944 i całego straszliwego okresu 1939-1945 rzutują na całą późniejszą historię Polski, do dzisiaj. To “samoograniczenie”, “walka bez przemocy”, “przemiana bez jednej kropli krwi” itd. - wynika właśnie z tego. Z tego, że Polacy jako naród zostali poddani decymacji, a jednostki przywódcze i najodważniejsze, te które zawsze w sytuacjach kryzysu stają na czele zbiorowości, stają na czele narodu - te jednostki zginęły w Katyniu, w Palmirach, w Powstaniu, w Rembertowie, w lasach Augustowa, na Rakowieckiej, w kazamatach niezliczonych ubeckich katowni. Zginęli i w większości nie przekazali swoich genów, nie wychowali potomków, którzy mogliby przejąć wzorzec.

 

Naród, by przetrwać, by odbudować substancję biologiczną w większości nie podlegał emocjom, uczuciom na tyle silnym, by pozwolić sobie na konfrontację z okupantem w takiej skali, że znowu by się to skończyło ofiarą krwi całej generacji. Przecież w grudniu 1970 czy 1981, gdy komuniści użyli siły zbrojnej dla utrzymania władzy, tak naprawdę nie mieli do czynienia z oporem, który uzasadniałby aż taką przemoc, która została użyta. Skala przemocy wynikała z wewnątrzpartyjnych rozgrywek wśród sowieckich  namiestników. Do dzisiaj nie wiadomo czy wydarzenia grudnia 1970 nie były zmanipulowane przez sowiecką agenturę. Opór w 1981 był dużo mniejszy niż się wszyscy spodziewaliśmy, mając w pamięci lektury o Powstaniu. Sam pamiętam, jak pisałem 13 grudnia w notatniku , że pewnie wybuchnie powstanie, bo to niemożliwe, żeby 10 milionów ludzi położyło uszy po sobie. Miałem nadzieję, że zacznie się odbijanie internowanych z posterunków milicji. 

 

10 milionów ludzi położyło uszy po sobie.

 

Teraz rozumiem, że w zbiorowej pamięci Narodu, który omal nie został unicestwiony przez obu okupantów, że w pamięci tego Narodu istnieje rana, która nie pozwala na żadne gwałtowne ruchy. To z jednej strony - brak tych agresywnych, nieprzekazanych genów, a z drugiej - zmiana charakteru narodowego, która nastąpiła w ciągu okresu tych czterdziestu powojennych lat i - PAMIĘĆ. Pamięć wszystkiego co wydarzyło się po 1 września 1939 skonfrontowana z bezskutecznością ofiary.

 

Teraz przyszedł nowy kryzys. Ten kryzys, odmiennie od poprzednich, otoczony jest znieczulającą otoczką współczesnej, psychomanipulatywnej propagandy, zanurzony we wszechogarniającej popkulturze i internetowym globalizmie. Ten kryzys państwa i niepodległości przykryty jest wrzaskiem mediów, szczekaczkami rozmaitych “opiniotwórczych mediów”, będących w istocie propagandowymi agitkami - jest niedostrzegany przez ponad połowę Narodu, jest ignorowany. Rana jest żywa. Niezabliźniona. Nie można umierać, nie można ryzykować, nie odbudowano jeszcze strat. 

 

W wymiarze historycznym - zmierzamy jako naród ku przepaści. Być może to co widzieliśmy przez tydzień po 10 Kwietnia jest ostatnim akordem polskości, tej polskości pulsującej krwią w żyłach, w biegu do barykady pod ogniem, na Żytniej, na Starówce i w Alejach, tej polskości z uporem brnącej w smrodzie kanałów, polskości na skrzydłach Liberatora nad Placem Bankowym, polskości w gruzach Ratusza na Placu Teatralnym.

 

Nie odbudowaliśmy strat. Nie przekazano genów. 

 

Nawet jeśli Polacy nie zmienią się, jeśli pozostaną tacy jacy są teraz - narodem plebejskim, z niewielkimi enklawami kultury wyższej, to praca nad odbudową trwa, z dnia na dzień, z roku na rok. Ta praca to wychowanie i wykształcenie dzieci, których przecież rodzi się za mało, cały czas za mało. Każde dziecko jest przecież skarbem i nadzieją na wygranie powstania. I z tego punktu widzenia każda rodzina wychowująca dzieci jest barykadą upadającej polskości, barykadą powstańczą przeciwko coraz bardziej otaczającej nas rzeczywistości.

 

PRL-bis w którym żyjemy robi wszystko, żeby było nam coraz trudniej, żebyśmy tych dzieci nie wychowali. Podwyżki podatków, dyskryminujący sposób rozliczania podatków małżonków mających dzieci, brak dostępu do odpowiednich zasobów lekarskich - to jest ten współczesny ogień ciężkich moździerzy i naloty stukasów. Telewizyjna i medialna propaganda zboczeń, wyuzdania i permisywizmu  - to jest ta dzisiejsza brygada własowców mordująca niewinne dusze młodych Polaków.

 

Jest takie małżeństwo współczesnych powstańców, które chce uratować swoje nienarodzone jeszcze dziecko - Maksymilian ma kilka miesięcy i ma się urodzić w listopadzie. Ma wadę serca - brak jednej komory i żeby żyć, musi mieć zrobione kilka operacji, pierwszą zaraz po urodzeniu. Koszt tylko tej jednej operacji to 32,5 tys. euro i ci powstańcy z dzisiejszej barykady zbierają na to pieniądze, mają własną stronę WWW: http://sercemaksa.pl/ . Musimy im pomóc. Zrzuty, jak największe, są niezbędne. Nie możemy dopuścić, żeby ten mały Polak zginął dlatego, że okupujące nas państwo, PRL-bis ma absurdalny system “opieki zdrowotnej” i te operacje mogą być przeprowadzone tylko w Monachium.

 

Walczymy.

 

Armia Krajowa Oi!

Rodziny Oi!

napisz pierwszy komentarz