Kto zamawiał ruskie ?
To był jeden z tych niezliczonych dowcipów o Ruskich, który pozwalał ludziom odśmiać ponurą siermiężność ostatków komuny. W zadymionym do granic widoczności lokalu bufetowa usiłuje przebić się przez gwar bywalców i piwne opary: - "Ruskie! Kto zamawiał ruskie?! " W dalszej części anegdoty jest odpowiedź na to dramatyczne pytanie funkcjonariuszki baru i przedstawię ją za chwilę, teraz jednak chciałbym się zatrzymać przy pewnej analogii.
Coraz głośniej bowiem brzmi pytanie o wiarygodność i staranność śledztwa prowadzonego przez Rosjan w sprawie tragedii smoleńskiej. Przy czym ja nie chcę w tym momencie kwestionować intencji Rosjan w kontekście ustalania winnych katastrofy, za mało mam danych. Chodzi mi raczej o pewną zasadniczą różnicę pomiędzy naszymi państwami, dzięki której z lubością używaliśmy za komuny określenia Ruskie w stosunku do Rosjan generalnie.
Dostrzegła to już polska szlachta, która ze zgrozą obserwowała, jak Iwan Groźny wspinał się na konia po plecach bojara. Rzecz jasna mam na myśli różnicę cywilizacyjną, którą odzwierciedla ten obrazek z XVII wieku, a która przetrwała do dzisiaj. Wyraża się zaś nie tylko w braku szacunku dla niżej postawionego przez los, ale w konsekwencji powoduje opóźnienie państwa niemal w każdej dziedzinie. To jest duży skrót myślowy, ale za mało jest miejsca na blogu, żeby to krok po kroku objaśniać.
Zwięźle rzecz ujmując, zamordyzm władzy ograniczył horyzonty rozwojowe Rosji, w tym cywilizacyjne. A trzeba koniecznie dodać, że innej władzy Rosjanie nie zaznali przez całą swoją historię państwa i narodu. Nic bardziej nie przemawia za takim postawieniem sprawy, jak widok zamokłego klepiska z ruderą baraku, która szumnie zwana jest lotniskiem. Tak, w Rosji to nazywają lotniskiem i nic tu już nie potrzeba komentować.
Jeżeli zatem chcemy oceniać jakość rosyjskiego śledztwa, to musimy sobie jasno powiedzieć, że jest ona proporcjonalna do tego klepiska smoleńskiego, bo to jest symbol obecnej Rosji. Ten wszechogarniający prymitywizm dotyczy także sprzętu, stanu technicznego urządzeń, kwalifikacji kontrolerów i kadry technicznej, stosowanych procedur oraz poczucia odpowiedzialności ludzi. Dosłownie wszystkiego.
Widok funkcjonariuszy pospiesznie wymieniających żarówki pasa startowego tuż po zdarzeniu albo kompletny brak zabezpieczenia terenu przez wiele dni po katastrofie, przesądza o negatywnej ocenie tego śledztwa. Podobnie jak nieścisłości w stenogramach albo uniemożliwienie polskiej stronie dotarcia do wielu świadków, można by jeszcze długo wymieniać. Jak wspomniałem, nie wnikam w intencje Rosjan, jedynie oceniam ich możliwości techniczne oraz organizacyjne, a te w świetle norm cywilizacji zachodniej są żadne. I nie tylko w świetle norm, ale także w świetle dotychczasowej praktyki tego dochodzenia.
Dlatego, gdy przedstawiciele polskich władz na czele z Donaldem Tuskiem oświadczają, że śledztwo w wykonaniu Rosjan przebiega prawidłowo i nie mają większych zastrzeżeń, to ja, polski obywatel, czuję się, jakbym dostał w twarz od polskiego premiera. Dokładnie tak, mam uczucie, że jestem traktowany jak głupiec, który żywi się komentarzem medialnym i nie jest zdolny do własnej oceny sytuacji.
Czas wrócić do dowcipu z początku postu, który kończy się zaskakująco. Po donośnym zawołaniu bufetowej gwar nieco przycicha i po chwili gdzieś z kąta zachrypły baryton odpowiada: - "Nikt nie zamawiał, same przyszli". Wymowa tej anegdoty odzwierciedla nasz stosunek do Rosji i w pewien sposób go nawet tłumaczy. W analogiach nie można przesadzać i ja bym się nie ośmielił sugerować, że Donald Tusk, polski premier, „zamawiał Ruskie”, czyli dał zlecenie. Nie byłbym taki śmiały, żeby jasno i stanowczo poprzeć hipotezę zamachu.
Mam jednak prawo, nie mniejsze niż choćby Gazeta Wyborcza, snuć dywagacje oraz tworzyć teorie o hipotetycznej odpowiedzialności za katastrofę. Nikt nie może mieć wątpliwości, że uroczystość w Katyniu z udziałem prezydenta Lecha Kaczyńskiego była zorganizowana jako osobna w wyniku ustaleń Tuska z Putinem. I w tym sensie premier polskiego rządu „zamówił ruskie”, czyli zgodził się na propozycję Putina i tym samym głowa państwa polskiego, prezydent Kaczyński, został zmuszony do organizowania osobnych uroczystości.
To jest właśnie brzemię polskiego premiera, które będzie dźwigał już zawsze. Marginalizacja prezydenta Kaczyńskiego to miały być polityczne konfitury dla Tuska, to były jego ruskie pierogi. A prawdziwe Ruskie już „same przyszli” na smoleńskie klepisko, wraz z całym swoim koszmarnym prymitywizmem, bezdusznością, lekceważeniem praw ludzkich i boskich oraz zbrodniczą nieudolnością.
Od czasu objęcia urzędu przez Donalda Tuska, udaje mu się skutecznie uniknąć rozmowy z dociekliwym dziennikarzem i nie inaczej jest do dzisiaj - dopuszcza do siebie samych chwalców i pochlebców.Ta kompletna dezynwoltura premiera Tuska i jego otoczenia wobec tych wszystkich implikacji, po prostu zmusza ludzi do snucia jeszcze dalej idących hipotez niż przedstawiona przez mnie. A moja przecież jest najłagodniejsza z łagodnych.
- seaman - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
napisz pierwszy komentarz