Sądy mamy w kRaju niezawisłe. Wydał więc niezawisły sąd wyrok w sprawie z powództwa Gajowego przeciwko Kaczce Krzyżówce. Wyrok w trybie wyborczym i w sposób niezawisły. Ma teraz Kaczka Krzyżówka wygęgać w TuskVisionNetwork (TVN) oraz TumanVisionPublic (TVP), że Gajowy jak się kiedyś podpisał pod programem swojej partii, czyli Prądów Odpływu (PO), to zrobił to niechcący i nieświadomie, ale zaraz potem wszystko odkręcił i nowy program partii uchwalono i pod nim się też podpisał. Znaczy, że był za, a potem przeciw, bo tak naprawdę, to on był zawsze przeciw, choć czasem był za. Proste to jak drut we wnykach, co to je Gajowy ostatnio znalazł, gdy jeszcze po lesie i z fuzją chodził. Teraz już nie chodzi, bo mu kazał Główny fuzję na kołku powiesić a fotoaparat, na który fuzję Gajowy zamienił, jakiś taki trudny w obsłudze i nie ma gdzie weń naboi powkładać. A wszystko poszło o prywatyzację, o przepraszam, o komercjalizację albo wręcz komunalizację, leśnych przychodni i szpitali dla zwierząt.
Wszystko byłoby by OK, gdyby nie fakt, że wyłącznie Prądy Odpływu (PO) oraz ich zwolennicy i niezawisły sąd, wierzą, że komercjalizacja czy komunalizacja leśnych przychodni i szpitali dla zwierząt, nijak nie oznacza ich prywatyzacji. Sąd się oczywiście nie pomylił, bo sąd opiera się na dokumentach i faktach, co w praktyce oznacza, że niezawisły sąd jest zwolniony od myślenia przyczynowo-skutkowego w sprawie następstw czynów zamierzonych lub potencjalnie zamierzonych a nie dokonanych. Sąd tak, ale polityk nie. Stąd troska Kaczki Krzyżówki o szpitale. Jednak Gajowy, w trosce o sondaże, wiedząc, że sąd jest taki i tak myślący jak wyżej opisałem, postawił va banque i wygrał, a gdyby ktoś miał wątpliwości, to apelację też wygra. Bo sąd jest niezawisły a strzelba Gajowego wręcz przeciwnie. Zawisła. Nad łóżkiem w sypialni, i wisi tam stale. Nabita. „Bo jakby co, to sąd jeszcze rozgrzany, i …”
Ja jednak myślę, że:
Wyrokiem sąd da w darze POżądane wyborcze sondaże. W niedzielę się jednak okaże, czy POżądane czy wraże były owe sondaże. To nie POPiS lecz PiS[a][nia] [PO]żądanie. Kreatorom Wyborczych Sondaży nie zawsze sąd dobrze darzy. Dlatego do wyborów niejedno się jeszcze wydarzy.
Dla wszystkich, których nie znużył mój wstęp do tematu oraz których nie trafił szlag, że oto kolejny proPiSowiec się poPiSuje, polecam lekturę o prawdziwym obliczu prywatyzacji, czyli jak można sprywatyzować szpitale, mówiąc że się ich nie sprywatyzuje oraz jak ewentualnie zwalić później winę na samorządy, że to nie my, czyli Prądy Odpływu (PO), tylko samorządy dokonały tej ohydnej zbrodni na zdrowej tkance państwowego mienia. A wiadomo, że jak samorządy, to kto? Ano sami sobie to zrobiliśmy, bośmy sami ich do tych samorządów wybrali. A wiec czytajcie jak to się właściwie odbędzie.
Przystępuję ad rem, co by sprawę tych prywatyzacji rozjaśnić:
Na pierwszy ogień weźmy komercjalizację, która jest, jak wynika z oficjalnych dokumentów Ministerstwa Gospodarki, pierwszym i niezbędnym krokiem poprzedzającym komunalizację mienia skarbu państwa.
Wg definicji komercjalizacja to dostosowanie działalności danego podmiotu gospodarczego do wymogów gospodarki rynkowej albo, zamiennie lub wspólnie, pierwszy etap prywatyzacji przedsiębiorstw państwowych dokonywanej drogą kapitałową, polegający na przekształceniu przedsiębiorstw w jednoosobowe spółki akcyjne skarbu państwa. Cała ta procedura przekształcenia regulowana jest szczegółowo przepisami ustawy o prywatyzacji przedsiębiorstwa państwowego, wymagającymi przedstawienia oceny sytuacji ekonomiczno-finansowej przedsiębiorstwa, projektu aktu założycielskiego spółki oraz projektu preferencji dla pracowników uczestniczących w spółce. Komercjalizacją objęte są przedsiębiorstwa o dobrej kondycji finansowej. Z tego by raczej wynikła, że szpitale nie, bo te w kondycji finansowej są w kiepskiej by nie powiedzieć w beznadziejnej i dawno powinny, przynajmniej niektóre, ogłosić upadłość, gdyby to były normalne spółki. Najważniejsze, w założeń rządowych, jednak jest to, że zanim się coś skomunalizuje, to trzeba to coś poddać uprzedniej komercjalizacji.
Załóżmy więc, że mamy ten krok za sobą.
Weźmy teraz na tapetę komunalizację, której pełny opis jest tutaj:
Z opisu podanego na stronie Ministerstwa Gospodarki nie wynika wprost, że komunalizacja jest krokiem do prywatyzacji, ale już w pierwszym odnośniku z tej strony, uważny czytelnik jest kierowany do podstrony, na której znajduje opis i wniosek jaki należy złożyć aby dokonać prywatyzacji tak skomunalizowanego mienia. Prosto i do celu a właściwie do celu końcowego, czyli do PRYWATYZACJI.
Na koniec prywatyzacja, sama w sobie i to co ma być lub miało być sprywatyzowane za rządów Prądów Odpływu (PO). Podstawowe dokumenty opisujące prywatyzację i zamierzenia rządu w tym zakresie znajdą Państwo tutaj oraz w setkach innych dokumentów z nimi powiązanych.
Z podanych wyżej dokumentów nie wynika, żeby rząd Prądów Odpływu (PO) jako rząd, same Prądy Odpływu (PO) jako partia, a tym bardziej Marszałek jako marszałek, czy jako członek Prądów Odpływu (PO,) przewidywał wspólnie z kolegami prywatyzację szpitali. Czy marszałek, jako osoba prywatna, tak myślał, nie wiadomo, ale jako osoba prywatna, mógł sobie myśleć co chciał, a nawet mógł wcale nie zajmować się myśleniem. Przynajmniej w tej sprawie i jako osoba prywatna, bo publicznie już by nie wypadało.
Sęk jednak w tym całym rozumowaniu leży gdzie indziej, bo prawda jest całkiem inna niż to co nam propagandowo sączy minister Kopacz w służalczej TuskVisionNetwork. Otóż mienie skomunalizowane a uprzednio poddane komercjalizacji, może zostać sprywatyzowane znacznie szybciej i znacznie łatwiej niż mienie skarbu państwa objęte planem prywatyzacji ogłaszanym co roku przez rząd i kontrolowanym przez sejm i senatu. Mienie to, bowiem, trafia w ręce samorządu, który sam decyduje co z nim zrobi, kiedy to zrobi oraz komu je sprzeda, wydzierżawi lub z kim się tym mieniem podzieli (sprzeda udziały). Nie ma nad tym kontroli rządu, nie wisi nad tym odium partyjnego perfidnego planu Prądów Odpływu (PO), gdyż zawsze będzie można powiedzieć, że szpitale zostały sprywatyzowane przez samorządy, „z uwagi na potrzebę wykonywania zadań przekraczających zakres użyteczności publicznej”, co cytuję za jednym z rządowych dokumentów opisujących komunalizację, które (w linkach) zamieściłem wyżej. Idąc dalej tym tropem myślenia, samorządy, w trosce o dobro wyższe i na użytek więcej niż publiczny (czy w tym sformułowaniu nie zawiera się przypadkiem również uzasadniony dobrem powszechnym użytek np. prywatny?), będą dążyły do jak najszybszego pozbycia się mienia, które jest dla nich jedynie źródłem kosztów, lub jak kto woli wydatków, w szczególności tych związanych z utrzymaniem infrastruktury szpitali, bo na leki, płace i procedury medyczne, z trudem bo z trudem, finansowania z NFZ pewnie jednak wystarczy. Będą dążyły i dopną swego. Sprzedadzą za bezcen cały majątek trwały czyli obiekty i grunty, wyposażenie i środki techniczne szpitali prywatnym przedsiębiorcom i spółkom, w tym w dużej mierze spółkom powołanym przez osoby z branży czyli ze środowiska lekarzy i osób z nimi związanych. Ktoś powie – I co z tego, przecież chyba dobrze się stanie, bo prywatny będzie dbał o swoje i szpital będzie wtedy dochodowy. Takie naiwne myślenie i tłumaczenie jest dobre dla maluczkich. Rzecz jasna, że prywaciarz czy spółka nie pozwoli sobie na dotowanie szpitala. Po pierwsze kupi majątek za drastycznie zaniżoną cenę, bo tylko wtedy znajdą się chętni. Po drugie , dokona przeszacowania majątku i podniesie jego wycenę a pod tak uzyskaną wartość dodaną w bilansie zaciągnie niskooprocentowany kredyt (zastaw na majątku wg nowej wyceny). Po trzecie dokona analizy procedur z NFZ i obliczy, które procedury dadzą mu największy zysk, bo, co jak co, ale większość prostych procedur a szczególnie w mało inwazyjnych i mało nowoczesnych dziedzinach medycyny, ma zawyżoną wycenę i są one opłacalne dla szpitali. Dlatego prywaciarz czy spółka zakontraktuje sobie głównie te „opłacalne” procedury. Procedury takie jak np. SOR i Onkologiczne pozostaną dla innych. Pytanie, kto je będzie realizował, jeżeli wszystkie szpitale będą wyłącznie prywatne, a jak na razie nie ma żadnego nakazu, żeby szpital miał jakąś obowiązkowa listę procedur i usług, które, czy chce czy nie musi świadczyć. A szpital publiczny musi realizować wszystko, nawet procedury źle wycenione lub niedoszacowane, co do ilości, jaka powinna być zakontraktowana. Stąd jego straty. Co więcej, prywatny szpital, oprócz tego, że będzie leczył bezpłatnie tylko część schorzeń, to zawsze będzie leczył wyłącznie do zakontraktowanego limitu a powyżej limitu, wyłącznie odpłatnie i bez żadnej krępacji przy wyciąganiu ręki po naszą kasę. Jak więc ktoś będzie miał nieszczęście zachorować po wyczerpaniu się limitów w szpitalu prywatnym , to albo zapłaci (na co właśnie liczy prywaciarz oraz rząd) albo pójdzie szukać szpitala państwowego (będzie choć jeden na województwo?), a tam mu powiedzą, że go przyjmą za dwa lata, bo też będą mieli wyczerpane limity. Limity z NFZ, jak wiemy, nijak się mają do rzeczywistych potrzeb, czyli zachorowalności Polaków . Ale za to rząd będzie miał pacjentów z głowy, bo będzie mógł wykazać, że szpitali ci u nas dostatek i każdy może się gdzie leczyć, kiedy chce i jak chce, byle by miał pieniądze. I to mają na myśli Prądy i Spięcia (PiS), kiedy ostrzegają o możliwej prywatyzacji przychodni i szpitali, bo polityka rządu Prądów Odpływu (PO) doprowadzi do sytuacji, w której zdesperowany pacjent, dla którego zabrakło miejsca w nielicznych, po reformie, szpitalach państwowych i dla którego wyczerpały się już limity w licznych (po reformie) szpitalach prywatnych, albo w desperacji zaciągnie kredyt na to, by się leczyć prywatnie, albo wróci do domu w nadziei, że nie umrze do czasu, gdy nadejdzie jego kolejka do przyjęcia w szpitalu państwowym. A rząd Prądów Odpływu (PO) bezradnie rozłoży, w takim przypadku, ręce i powie obłudnie: „Trzeba się było prywatnie dodatkowo ubezpieczyć na wypadek zachorowania „. Tyle, że podstawowe pytania 70% Polaków zarabiających poniżej średniej krajowej, a w tym, tych 40% Polaków, żyjących na granicy ubóstwa lub w ubóstwie, brzmią:
Za co mieliśmy się dodatkowo ubezpieczać?
Skąd mieliśmy wziąć na to pieniądze, skoro już teraz płacimy tak ogromne składki na ZUS i NFZ
Odpowiedzi na te pytania rząd Prądów Odpływu (PO) nie udzielił ani nie udzieli.
Stawiam więc ja podstawowe pytania:
Czy dalej Państwo wierzą, że Prądy Odpływu (PO) nie chcą prywatyzacji szpitali?
Czy dalej niezawisły sąd będzie chciał dowodzić, że komercjalizacja i następująca po niej komunalizacja nie jest, de facto, prywatyzacją?
Czy dalej damy się tak robić w durnia i patrzeć bezczynnie, na tych, którzy na naszym wspólnym majątku chcą się tanio uwłaszczyć i zrobić kasę a nam każą płacić za leczenie i pobyt w ich (a czemu nie w naszych?) prywatnych szpitalach?
Pozdrawiam i życzę Państwu, państwu dokonania właściwych wyborów. Sam już dokonałem wyboru i wiem na kogo zagłosuję. Życzę też Państwu wiele zdrowia, ot tak na wszelki wypadek, gdyby miał wygrać Gajowy. Szpitali on prywatyzować co prawda nie chce, ale komunalizować i komercjalizować, czemu nie, przecież, to całkiem coś innego. Oby do wyborów!
napisz pierwszy komentarz