Jeden z dziesięciu czyli debata po polsku.

avatar użytkownika Milton Ha

Nie mogę się oprzeć wrażeniu, że uczestniczę od kilku dni w teleturnieju. Na szczęście jako widz, ale, skoro to dla widza stworzone widowisko, to jako widz mam jakieś wymagania, a zarazem mam swoje spostrzeżenia o zgodności czy raczej niezgodności moich oczekiwań z tym, co mi serwuje publiczna telewizja, w ramach wypełniania misji publicznej. Od jakiegoś czasu wiadomo, że wybór nowego prezydenta będzie wyborem jednego z dziesięciu kandydatów.  Nikt jednak nie mógł przypuszczać, że tak się to mocno wbije w głowy redaktorów z TVP, że przygotują i poprowadzą debaty kandydatów w formule programu o jakże zbieżnym tytule „Jeden z dziesięciu”. Przy całej mojej sympatii dla pana Tadeusza Sznuka i prowadzonego przez niego teleturnieju, muszę jednak użyć tego porównania.

 
         Oto bowiem TVP wymyśliła najpierw, tłumacząc to względami organizacyjnymi, że podzieli cały teleturniej na trzy odsłony, co miało świadczyć o tym, że formuła debaty jest autorska i jedyna. Jakoż i była. Jedyna w swoim rodzaju. Oto bowiem, za każdym razem, kandydaci zamiast ze sobą debatować, spierać się na argumenty i przekonywać wyborców do swoich poglądów, odpowiadali na wyścigi, czyli na czas, na ustalone wcześniej i chyba raczej dobrze wcześniej znane kandydatom pytania. Sprawiło to, że debaty zostały sprowadzone do wyścigu hartów za przynętą. Tyle, że nikt ich wcześniej nie uświadomił, że przynęta raczej sztuczna, i nie nadaje się do skonsumowania.
 
         Szczególny wymiar miała debata, a raczej teleturniej, w ostatniej odsłonie, w której w szranki stanęło czterech, wydawałoby się najlepszych z najlepszych. Rzeczywistość pokazała, że ani oni tacy najlepsi ani bardziej zainteresowani przynętą. No może poza tym, co to go miało nie być. Pojawił się w ostatniej chwili i niektórym się zdawało, że konkurenci z tego powodu wymiękli a tymczasem ani potopu ani trzęsienia ziemi jednak nie było.
 
         Teleturniej a właściwie jego trzy rundy przebiegły bez sensacji i trudności. W żadnej z rund nie wskazano zwycięzcy. Remis. Tyle, że jest to taki sam remis, jak 0:0 w piłce nożnej. Nabiegali się, nastrzelali, pokopali po kostkach, dostali po żółtej kartce a cała para poszła w gwizdek. Po co więc ten cały teleturniej, o przepraszam, debata?

Więcej moich dzisiejszych uwag na temat debaty znajdziecie Państwo tutaj:

y2013.salon24.pl/194036,ta-ostatnia-niedziela

napisz pierwszy komentarz