Omerta
W 2002 roku, kiedy to Rywin pofatygował się 22 lipca w święto manifestu lipcowego do nadredaktora Michnika, stało się w naszej młodej demokracji coś nadzwyczajnego. Po raz pierwszy na taką skalę mogliśmy zajrzeć za kurtynę i zobaczyć przez chwilę kuchnię tego kukiełkowego teatru, jaki odbywa się od 1989 roku.
To kłótnia w rodzinie, a nie mechanizmy demokracji sprawiły, że media na krótko miały interes w tym, aby co nieco nam ukazać i zerwać na chwilę z omertą.
Od tamtej pory do dzisiejszego dnia SLD nie może wydobyć się z sondażowego dołka, a Michnika przestało już chronić przestrzegane do tej pory przykazanie „Nie będziesz miał Bogów cudzych przede mną”.
Dzisiaj dzieją się zapewne ciekawsze gry i geszefty niż wówczas, ale wyciągnięte przez salon wnioski z ówczesnych pamiętnych dni nie pozwalają nam już zerknąć na dłonie, które ożywiają rządzące kukły.
Dzisiaj media nie mają żadnego interesu, aby niedyskretnie zaglądać do szatni „pierwszego piłkarza RP” gdyż to one same powołały go do politycznej pierwszej ligi z „C” klasy, jaką były owe 4% poparcia, jakim się cieszył dzisiejszy „mąż stanu”.
W każdym poważnym kraju nastąpiłby wielki skandal, gdyby jakiś wysoki oficer służb specjalnych oświadczył, że był ojcem założycielem rządzącej formacji. W każdy kraju wybuchła by wielka burza jeżeliby rząd z udziałem służb specjalnych wystrychnął naród na dudka tuż przed wyborami do PE.
Zagrywka z katarskim inwestorem i jednocześnie międzynarodowym handlarzem bronią rzekomo kupującym polskie stocznie i powyborcze fiasko tej inwestycji stworzonej dla Tuska przez Bondaryka na czas wyborów, zmiotłoby w każdym kraju taki rząd w ciągu kilku dni. Nie u nas.
Dziś żyjemy w traumie po niewyobrażalnej tragedii, jaka nas dotknęła. Dziś wydawałoby się, że nawet w salonowych mediach powinny obudzić się jakieś choćby pojedyncze sumienia. Niestety nie doczekamy się tego nigdy. Stopień zepsucia, zaprzaństwa i zdrady wobec własnych obywateli osiągnął taki poziom, że liczenie choćby na odrobinę przyzwoitości i człowieczeństwa nie ma już sensu.
Minął miesiąc od tragedii a „najsłynniejsze” dziennikarki i dziennikarze śledczy milczą, co ukazuje nam jak na dłoni, że to nie medialni śledczy a zwykłe skrzynki pocztowe służb.
Gdyby wiadomy polityk wsiadł, jak planował wcześniej, do prezydenckiego samolotu mięlibyśmy w jednej chwili kraj o demokracji w stylu putinowskim. To znaczy taki, w którym opozycja owszem istnieje, ale nie jest w stanie nigdy przejąć władzy, a jej sens istnienia sprowadzałby się do legitymowania na arenie międzynarodowej rzekomo demokratycznego ustroju zorganizowanego przez służby specjalne.
Jednego procesu nie da się jednak już zatrzymać. Obojętnie jak dalej potoczą się losy rosyjsko-polskiej farsy zwanej śledztwem. Obojętnie, jaka była rzeczywista przyczyna katastrofy pod Smoleńskiem, to ten rząd kojarzony będzie przez kolejne dziesięciolecia z Drugim Kłamstwem Katyńskim i nic go już przed tym nie uchroni. Myślę, że historyk Tusk zdaje już sobie sprawę jak będzie się prezentował na kartach historii w rzeczywiście wolnej i rzeczywiście demokratycznej kiedyś Polsce.
Takiej Polski kiedyś Polacy się doczekają. Tego jestem pewien jak nigdy dotąd, choć to na pozór wbrew dzisiejszej logice.
- kokos26 - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
napisz pierwszy komentarz