Zwątpienie w Platformie - czyżby początek końca?
Pragmatyzm, chęć minimalizacji ryzyka i nakładu własnej pracy, kłopotów itp. to znane cechy charakteru Donalda Tuska. Z pewnośc...
Pragmatyzm, chęć minimalizacji ryzyka i nakładu własnej pracy, kłopotów itp. to znane cechy charakteru Donalda Tuska. Z pewnością ten rys osobowości premiera był jednym z istotnych czynników przesądzających o oddaniu Rosjanom śledztwa w sprawie katastrofy smoleńskiej. Drugim, zapewne jeszcze ważniejszym czynnikiem było przekonanie o potędze państwa rosyjskiego, zawodowstwie rosyjskich służb i w tym kontekście logiczna, jak by się wydawało, chęć uniknięcia możliwej na wielu płaszczyznach konfrontacji z aparatem państwowym dominującego sąsiada.
Przeżyliśmy wczoraj szok oglądając w telewizji dowody świadczące o tym, że strona rosyjska w czwartym tygodniu po katastrofie smoleńskiej nie wywiązuje się z przyjętych przez siebie obowiązków gospodarza śledztwa, takich jak zabezpieczenie terenu katastrofy, zebranie wszystkich szczątków rozbitego samolotu, dokumentów i innych przedmiotów należących do pasażerów. Rzeczywistość zweryfikowała czcze deklaracje i obnażyła partactwo rzekomych profesjonalistów. To co uchodzi za podwyższony standard w Rosji nie może spełnić minimum oczekiwań społeczności polskiej i międzynarodowej.
W tej sytuacji zachwiane zostało także przekonanie polskiej strony rządowej o należytej staranności, profesjonalizmie i rękojmii rzetelnego wykonania zadań przez rosyjskich śledczych pod kierunkiem samego premiera Putina. Nikt tego wprost nie powie, zwłaszcza premier Tusk, który stawiając wszystko na jedna kartę żyruje kredyt zaufania dla strony rosyjskiej, która niczym na taki kredyt nie zasłużyła. Jednakże sama obwieszczona przez ministra Boniego gotowość wysłania na miejsce katastrofy polskich archeologów (co byłoby precedensem na skalę światową!) dowodzi desperacji naszego rządu, który stracił złudzenia, że oddanie śledztwa w ręce Rosjan oznacza dla rządzącej Platformy Obywatelskiej gwarancję bezproblemowego zakończenia sprawy. W trosce o poparcie społeczne PO jest gotowa na wiele. Stawką staje się obecnie wiarygodność żyranta, a ceną za blamaż w sprawie smoleńskiej może być wynik wyborów prezydenckich i parlamentarnych.
Kolejne zwątpienie posiał w umysłach polityków PO ponad dwukrotnie wyższy wynik poparcia dla kandydata PIS - dra Jarosława Kaczyńskiego - wyrażony w liczbie głosów wyborców zebranych pod jego kandydaturą (wg pierwszych danych przewaga PIS nad PO wyniosła 114 %). W ten sposób potwierdza się moja pierwsza intuicja wyniesiona z krakowskiego rynku - widząc lodowate reakcje obecnych na mszy żałobnej na wystąpienie Bronisława Komorowskiego i żywy choć bardzo dyskretny aplauz wywoływany na sam dźwięk nazwiska Jarosława Kaczyńskiego pomyślałem sobie - "mamy Prezydenta". Dzisiaj utwierdziłem się w tym przekonaniu.
Zebrane listy poparcia dla kandydata PIS wniesiono w prostych kartonach z nazwiskiem kandydata. Z kolei listy popierające kandydata PO złożono w błyszczących metalowych pudełkach. Można było na nich przeczytać wytłoczony napis w języku niemieckim "AILE(?) München". To jest dla mnie oczywisty znak, że propagandyści PO zatracili całkiem instynkt samozachowawczy i zapomnieli płynącą z historii naukę, o której w sześćsetną rocznicę starcia w proch krzyżackiej pychy wypadałoby pamiętać. Zła wróżba dla Komorowskiego.
- hrabia Pim de Pim - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
napisz pierwszy komentarz