Prawybory po polsku – nowa jakość czy parodia?
W sobotę poznamy wyniki prawyborów w Platformie Obywatelskiej. Jak idea prawyborów sprawdziła się w polskich realiach i czy ma ona szanse zagościć w naszym systemie politycznym na stałe?
Rezygnacja premiera Donalda Tuska z ubiegania się o urząd prezydenta RP była wielkim wydarzeniem medialnym i politycznym. Dziennikarze i komentatorzy zastanawiali się, kto zastąpi premiera w wyścigu do pałacu prezydenckiego? Czy premier sam wskaże i namaści kandydata? Kto to będzie? Czy decyzja Tuska nie doprowadzi do wewnątrzpartyjnych tarć w mocno zróżnicowanej Platformie? Po krótkim czasie ogłoszono decyzję – PO urządzi prawybory.
Więcej demokracji czy ręczne sterowanie?
Istotą prawyborów jest wewnątrzpartyjna dyskusja, która ma na celu wyłonienie najlepszego dla partii kandydata. Dzięki tej procedurze nawet najmniej znaczący członkowie partii mogą brać udział w podejmowaniu kluczowej decyzji.
Klasycznym przykładem kraju, w którym prawybory są podstawowym sposobem wyłaniania pretendenta do objęcia funkcji prezydenta, są Stany Zjednoczone. Tam wybór kandydata dokonuje się na konwencjach partyjnych. Poprzedza je wielomiesięczna kampania promocyjna kandydatów połączona z głosowaniami wstępnymi. W każdym ze stanów przeprowadzane są prawybory. Od ich wyniku zależy, komu tzw. delegaci na konwencję partyjną udzielą poparcia. Są oni związani wynikami prawyborów w swoim stanie. Ostateczną decyzję, kto będzie reprezentował partię polityczną, delegaci podejmują w tajnym głosowaniu na partyjnych konwencjach.
Platforma Obywatelska stara się pokazać, że poprzez organizację prawyborów wprowadza nową jakość do polskiej polityki. Przekaz medialny ma być jasny: My – w przeciwieństwie do PiS-u – nie jesteśmy partią wodzowską, u nas kandydata na prezydenta wybierają wszyscy członkowie partii. Jesteśmy ugrupowaniem demokratycznym, wykorzystującym najlepsze zachodnie wzorce.
Czy jest to przekaz prawdziwy? Jest to co najmniej wątpliwe. Czy ktoś przed rezygnacją Tuska słyszał o prawyborach? Sam premier już po swojej rezygnacji w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej” sugerował, że to on sam wyznaczy kandydata na prezydenta. - Będę proponował kandydata Platformie. Ale Platforma musi te propozycje zaakceptować. To znaczy czasami musi, ale wolę sytuację, kiedy chce – mówił Tusk.
Teza o demokratycznych motywach starcia Sikorski – Komorowski ma więc niewiele wspólnego z rzeczywistością. Prawdziwa demokracja w ramach partii polega na tym, że w przypadku prawyborów, decyzje o wyłonieniu kandydatów nie są wynikiem podejmowanej z dnia na dzień decyzji kierownictwa. To po pierwsze. Po drugie w takich prawyborach szanse zostania kandydatem - przynajmniej teoretycznie - powinien mieć każdy polityk ugrupowania, a nie tylko ten namaszczony przez szefostwo partii. Kiedy prawybory organizuje prezes i nie ma możliwości zgłaszania innych kandydatów niż jego wybrańcy, trudno mówić o realnym i wolnym wyborze.
Afera hazardowa, problemy rządu? Urządźmy prawybory
Co w takim razie jest faktycznym motywem organizacji prawyborów w Platformie? Tego nie wiemy, ale możemy się domyślać. Po burzy, jaką wywołała na polskiej scenie afera hazardowa, prawybory w PO jawią się jako doskonały temat zastępczy.
Od momentu ogłoszenia rezygnacji Tuska z walki o pałac prezydencki, niemal cała uwaga mediów skupiła się na PO. Co teraz zrobi Tusk? Dlaczego zrezygnował? – padały pytania dziennikarzy. Gdy okazało się, że premier wyznaczył Sikorskiego i Komorowskiego karuzela rozkręciła się jeszcze bardziej.
Jak pisał na łamach „Rzeczpospolitej” Piotr Lisicki, opinia publiczna zaczęła się ekscytować tym, że „Platforma będzie jedyną w dziejach partią, która pokaże, że wolno się spierać bez spierania się. Różnić bez różnienia”. Jeżeli dodamy do tego niezawodnego Janusza Palikota z jego oceną Sikorskiego, ostre wypowiedzi tego ostatniego pod adresem Lecha Kaczyńskiego, a na koniec wewnątrzpartyjną, aczkolwiek publiczną debatę, rzeczywiście otrzymamy spektakl, który jest w stanie przykryć niepowodzenia rządu, aferę hazardową i zepchnąć w niebyt medialny wszystkie inne niewygodne dla Platformy tematy.
"Walka” między prekandydatami w PO całkowicie zmarginalizowała innych kandydatów, startujących w wyścigu do Belwederu. Trzeba przyznać, że z punktu widzenia marketingu politycznego, było to posunięcie mistrzowskie. Wytworzono atmosferę, w której wydaje się, że walka o pałac prezydencki rozstrzyga się już dziś – kto wygra prawybory zostanie prezydentem. Media to kupiły, a sztab medialny Platformy może z zadowoleniem pociągać za sznurki i budować napięcie, którego nie powstydziliby się reżyserowie z Hollywood.
PiS: My mamy prezydenta, prawybory nie u nas
PO potraktowała prawybory jak lek, który ma doraźnie pomóc w bieżących problemach politycznych. Sukcesu pozazdrościła im lewica. Nie tak dawno SdPl zaproponowało zorganizowanie debaty "Na lewo od PO" z udziałem Tomasza Nałęcza, Jerzego Szmajdzińskiego i Andrzeja Olechowskiego. SdPl chciałoby, by debatę - podobnie jak "starcie" Komorowski - Sikorski - transmitowała TVP. Co z tego wyjdzie? Pewnie nic. Debata Nałęcz, Olechowski i Szmajdziński byłaby przeciez elementem kampanii wyborczej, a nie prawyborów (kolejny punkt dla Platformy).
Drogą Platformy na pewno nie zamierza podążać Prawo i Sprawiedliwość. W wywiadzie dla "Rzeczpospolitej" Adam Bielan powiedział, że PiS nie musi organizować prawyborów, bo ma Lecha Kaczyńskiego. - My mamy kandydata. Jest nim urzędujący prezydent. A nawet w Stanach Zjednoczonych urzędujący prezydent ubiegający się o reelekcję nie ma kontrkandydatów we własnej partii - stwierdził Bielan.
Nie do końca jest to prawda. Spin doktor PiS-u albo nie wie jak wygląda proces wyborczy w USA, albo, delikatnie mówiąc, minął się z prawdą. Dlaczego? Ponieważ, niezależnie od tego czy partia ma czy nie ma prezydenta, w Stanach Zjednoczonych prawybory odbywają się zawsze.
Do tej pory nie zdarzyło się, co prawda, by urzędujący prezydent przegrał z jakimś kontrkandydatem wewnątrz partii, ale, jak pokazuje przykład prawyborów w Partii Republikańskiej sprzed 30 lat, nawet posiadając prezydenta, warto prawybory organizować.
W 1976 roku republikanin Gerald Ford kończył pierwszą kadencję urzędowania w Białym Domu. Ford uzyskał ponownie nominację do walki o urząd prezydenta, minimalnie tylko wygrywając z Ronaldem Reaganem. Właściwe wybory Ford jednak przegrał z demokratą Jimmy Carterem. Nie na długo. Cztery lata później wyścig wyborczy wygrał i prezydentem został - Ronald Reagan. Polityk ten urzędował przez dwie kadencje, wyciągnął USA z kryzysu gospodarczego i był jednym z ludzi, który znacząco przyczynił się do upadku komunizmu w Europie Wschodniej.
Szansa dla partyjnych dołów
Nawet jeśli prawybory w PO są w zamierzeniu tylko i wyłącznie spektaklem medialnym, a PiS organizacją prawyborów w ogóle zainteresowany nie jest, może się okazać, że prawyborcze posunięcie Platformy doprowadzi do realnej zmiany w funkcjonowaniu systemu partyjnego w Polsce.
Przypuśćmy, że prawybory w PO wygrywa Radosław Sikorski. Dla PO byłby to sygnał, że partyjne doły, wiedząc, że Komorowski jest przedstawicielem partyjnego establishmentu - pokazują kierownictwu PO czerwoną kartkę. Oto szeregowi, na co dzień niewiele znaczący działacze partyjni, mają szanse wyrazić swoje niezadowolenie i pokazują, że z nimi też trzeba się liczyć.
Byłoby nieźle, gdyby z tego całego prawyborczego spektaklu, który urządziła PO, wynikło coś pożytecznego dla polskiej polityki. Ot choćby to, by rozpoczął się u nas proces uzdrawiania polskiej sceny politycznej z ciężkiej choroby autorytarnych rządów prezesów.
Tekst pierwotnie ukazał się na:
http://www.deon.pl/wiadomosci/komentarze/art,56,prawybory-po-polsku-nowa-jakosc-czy-parodia.html
- PiotrZylka - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
napisz pierwszy komentarz