Wystarczy mały gwałt? (mona)
Podobno - jeśli Pan Bóg chce kogoś pokarać - odbiera mu rozum.
Zastanawiam się nad tym, czy nas, jako naród, czasem Najwyższy nie zechciał pokarać, dając nam za "przewodników stada" taką rzeszę pustogłowych mędrków, że rączki załamują się same.
Co zrobiliśmy Najwyższemu?
Myślę, że kiedy - siedząc w swojej gwiezdnej sterowni - wymyślał projekt istot myślących, kiedy zamierzył dać im wolną wolę, nie miało to oznaczać zbiorowej głupoty, łykania blichtru i namolnego, ordynarnego oszustwa.
Dla takich istot byłoby szkoda szkoda trudu myślenia, nie mówiąc już o trudzie stwarzania.Takiego planu nie mogło być, ale myśmy Mu to zafundowali.
Dawno przeszło mi na namiętne oglądanie programów publicystycznych na zasadzie "jak leci". Ale ostatnio jest powód, dla którego tkwię ustawicznie w salonie, gdzie dudni "naczelny" telewizor, a dyrektor pilota pstryka guziczkami. Powód ma siedem kudłatych tygodni i jakoś nie rwie go specjalnie do ogrodu.
Znoszę więc, bo muszę, te "gadające głowy" - i już nie wiem: śmiać się, czy płakać?
Bardzo poważni ludzie zastanawiają się od skowronka do żaby - czemu nie spada Platfrmie mimo afery hazardowej, albo - co i dlaczego powiedział na kongresie Jarosław Kaczyński. Dziwne, ale dołączył do tego dumania nad losem Ojczyzny nawet Wildstein, nagabując Ludwika Dorna, który opowiada i opisuje rzecz do znudzenia, jeżdżąc po PiS, jak po łysej kobyle - i robiąc sobie z tego program wyborczy "Polski Plus".
Swoją szosą - mało oryginalne...
Co właściwie miał powiedzieć Jarosław Kaczyński?
Gdyby obiecał "krew, pot i łzy" - byłoby zabawniejsze, bardziej chwytliwie? Bo główne pretensje dotyczą braku pomysłów na "przekonanie nowych wyborców".
A jedynie to można obiecać, żebyśmy ostatecznie zbiorowo w końcu wyjechali na te piękne, gorące plaże, jak już ktoś będzie bardzo chciał. Bez roboty się nie da, bez mądrej, uczciwej władzy - nie da się dwa razy, co było do przewidzenia.
Skąd zresztą ten nagły medialny gewałt, zmartwienie o przyszłych wyborców PiS?
O Platformie nie da się już, bodaj "na duś", powiedzieć dobrego słowa, więc "gadające głowy" biadolą nad bezhołowiem Kaczyńskiego - zbyt konserwatywny, za nudny, za mało przystojny.."nie zaśpiewał i nie zatańczył".
Rozum niektórym wraca na swoje miejsce, czy nie chce się płacić za radosną twórczość dotychczasowych ulubieńców?
Czyżby nagła tęskonota za "walcem, który przyjdzie i wyrówna?" Co zresztą na jedno wychodzi. Jednak gołym okiem widać, że nawet ci sprzedajni mają dość: nie raduje ich specjalnie ostatnie przedstawienie, w którym wszystkie światła mają być skierowane na spektakl, bez względu na to, czy to Polsce szkodzi, czy nie.
Nie szkodzi premierowi - sam to oznajmił: "nie stracił euro, reputacji, prestiżu".Premierowi zdaje się, że nazywa się "Polska"? Bo chyba odpuszczenie Kordoby spowodowało jakieś przestiżowe straty, a idiotyczna zabawa w prawybory jednak zaskutkowała tam "cichym, dyplomatycznym" śmiechem?
Panowie martwiący się dziś o wyborców PiS, przynajmniej co poniektórzy, łatwo zapomnieli własnoręczne "dorzynanie watah", serwowane na benefis "Europejczyków" z PO, natrętne, ustawiczne wciskanie ciemnoty własnemu narodowi. Ale jakoś nie widać chętnych do bicia się w piersi. Jeśli już - to oczywiście w pierś Jarosława Kaczyńskiego, co żadną nowością nie jest.
A może właśnie musimy wypić do końca tę czarę goryczy? Może trzeba przeżyć to wszystko do dna, żeby nigdy już nie powtórzyła się zbiorowa histeria mediów, zachłystujących się "urodą i mądrością" partii, która jako "łkającą ikonę" dała sobie wcisnąć Beatę Sawicką, przywleczoną - właśnie w celu zalewania się łzami ucielesnionej niewinności - przez kilku dziennikarskich cwaniaków...Nawet nie pytam, jak cwaniacy czują się dziś. Ci cwaniacy nie pracują na rzecz mojego narodu, nie warto więc pytać.
Głupie narody tak już mają - dają się tumanić cwaniakom. Rychło się przekonamy, jak jest z tym akurat - moim narodem.
A przecież wszystko było jasne od początku. Oczywistą oczywistością są krańcowe różnice programowe między neoliberalnymi ciagotami PO i ideą "solidarności społecznej" PiS. Jasne było, że żaden POPiS nie powstanie.
Ale...powinien dać do myślenia prestekst wysuwany przez PO: "albo ministerstwa siłowe, albo nici z koalicji". Czy był wyłącznie pretekstem?
Kiedy rzeczy maja się tak, jak właśnie się mają, kiedy trudno już wyczuć, kto jest gangsterem, kto zwykłym "lodziarzem", a kto - chłopcem na posyłki w randze ministra, kiedy sypie się w proch elementarne pojęcie lojalności wobec państwa, sprawa jednak nie wydaje się być taka głupia, jak sie wydawała. Z góry zapewniona bezkarność mogła sprawić, że słowo stałoby się ciałem, a skundlone państwo miałyby już do cna twarz Jarosława Kaczyńskiego.
Nie wiem, czy było inne wyjście niż spacyfikowane - kosztem utraty władzy - "przystawki", w które Jarosław Kaczyński został wepchnięty koniecznością, którym mógł jednak nie pozwolić na rozwinięcie skrzydeł. One nie dostały ministerstw siłowych.
Z Platformą taki numer nie mógł się udać: za dużo chętnych do rwania na strzępy "postawu czerwonego sukna", za dużo klaki sprzedajnych mediów.
Kiedyś, kiedy właściwie nie było dobrego wyjścia, przynajmniej walczyliśmy w imię honoru. W imię Polski.
Pamięta ktoś jeszcze co to właściwie znaczą te pojęcia?
Bo odnosi się wrażenie, że nie. Gdyby Platformie słupki zjechały, wystarczyłby jakiś spektakularny gwałt - i zachwycone media potrafiłyby to szybko przekuć w sukces "jurności i siły witalnej".
Każdy ma takie państwo, na jakie sobie zasłużył.
Pożywiom - uwidim, jak mówią starzy górale, na co sobie zasłużyliśmy. I jak na tym wyjdziemy.
http://mona11.salon24.pl/162595,wystarczy-maly-gwalt- Zaloguj się, by odpowiadać
napisz pierwszy komentarz