Pani Krakowska interweniuje. A Jaś?
Tuż przed czternastą pani Krakowska ubrała się do wyjścia z domu. Otworzyła drzwi wejściowe, wyszła na zewnątrz, zamknęła je i przekręciła klucz w zamku. Po czym zaczęła schodzić w dół. Trwało to dobre kilkanaście minut aż znalazła się na samym dole. Wyszła przez sień klatki schodowej na podwórze i skierowała się ku przeciwległej klatce, w której mieszkał wuj Kleofas. Weszła do środka i sapiąc ze zmęczenia zaczęła wspinać się na piętro, na którym on mieszkał. W końcu dotarłszy do celu, stanęła przed drzwiami mieszkania wuja Kleofasa i nacisnęła dzwonek. Zaczęła czekać.
- Już idę. – Rozległ się kobiecy głos po drugiej stronie. Odezwał się chrzęst zamka, drzwi się uchyliły i przez szparę ukazała się twarz cioci Felicji.
- A witam panią, pani Żaneto. – Odezwała się gospodyni. – Proszę bardzo. Zapraszam. – Powiedziała szerzej otwierając drzwi i wpuszczając gościa do środka.
- Dzień dobry pani Felicjo. – Przywitała się pani Krakowska. – Mam nadzieję, że pan Kleofas jest w domu. – Dodała.
- Tak, jest. Tylko obecnie jest zajęty rozmową telefoniczną i prosił bym panią przyjęła. – Odpowiedziała ciocia Fela. – Za chwilkę panią przyjmie.
- Dobrze. Zaczekam. – Powiedziała pani Krakowska.
- To ja zapraszam panią do salonu. – Zachęcająco odpowiedziała gospodyni.
- Dobrze. – Powiedziała pani Krakowska.
Obie kobiety udały się w kierunku salonu. Wchodząc do środka ciocia Felicja zaproponowała pani Krakowskiej coś do picia.
- Może podać pani coć do picia. Kawę? Herbatę? A może lemoniadę?
- Ach dziękuję. Proszę sobie nie robić kłopotu. – Odpowiedziała pani Krakowska. - Ależ tu u państwa jest zaduch. – Zawyrokowała podchodząc do regału z książkami, by się im przyjrzeć. Zdjąwszy rękawiczkę palcem wskazującym prawej ręki przejechała po półce, by sprawdzić, czy nie ma na niej drobinek kurzu. Zrobiwszy tak popatrzyła na palec, na którym znajdował się pasek kurzu, zaś to odkrycie spowodowało, że wykrzywiła twarz z odrazą. – A jeszcze się można od półek pobrudzić. – Dobitnie podkreśliła.
Ciocia Fela się nieco zmieszała i zaczęła się usprawiedliwiać.
- No przepraszam panią. Lufcik jest trochę otwarty, a my mamy kłopoty z wentylowaniem pokoi. Zaś co do półek, to jeszcze nie zdążyłam posprzątać.
- Ależ pani Felicjo. – Przerwała jej pani Krakowska. – Przede mną nie musi się pani tłumaczyć. Tylko co na to wszystko powiedzą pani goście? – Spytała, celnością pytania przygważdżając ciocię Felę.
Tymczasem z gabinetu wyszedł wuj Kleofas i wszedł do salonu. Widząc panią Krakowską się szeroko uśmiechnął na przywitanie.
- Witam panią, pani Żaneto. – Zaczął.
- Witam pana, panie Kleofasie. Miło mi pana widzieć. – Odpowiedziała pani Krakowska.
- Mi jakże milej widzieć panią. – Odparł. – Proszę bardzo, zapraszam panią do siebie do gabinetu. – Zachęcająco zwrócił się do gościa.
- Oczywiście, panie Kleofasie. Tam się nam pewnie będzie dobrze rozmawiało. – Pani Krakowska odpowiedziała.
- Coś sobie pani życzy do picia? – Spytał ją.
- Już pani Żanecie proponowałam kawę, herbatę lub lemoniadę. – Szybko wtrąciła ciocia Fela.
- A…, jednak nic tu nie widzę. – Powiedział gospodarz.
- Cóż, nie miałam wtedy takiej ochoty, lecz teraz mnie ona naszła. – Stwierdziła pani Krakowska.
- To czego sobie pani życzy? – Spytał ją wuj Kleofas.
- Może być herbata. – Ta jemu odpowiedziała.
- Dobrze. Felunia podaj nam do gabinetu herbatę dla pani Żanety a dla mnie kawę, jeśli możesz. – Wuj Kleofas polecił cioci Feli.
Po czym oboje z panią Krakowską przeszli do jego gabinetu i się zamknęli.
- No słucham panią. Czym mogę służyć? – Zaczął wuj Kleofas, gdy oboje usiedli.
- Panie Kleofasie. – Rozpoczęła mówić pani Krakowska. – To jest wprost przerażające co się dzieje. Nie widzi pan tego?
Wuj Kleofas poprawił się w fotelu.
- Nie widzi pan tego, że całe to pospólstwo, które jest za oknami zaczyna z nas, elit, już coraz bardziej się śmiać? – Rozgrzewała się pani Krakowska.
Drzwi do gabinetu się uchyliły, po czym ciocia Fela wniosła na srebrnej tacy filiżanki z napojami. Podeszła cichutko do stolika, przy którym siedzieli wuj Kleofas i jego gość, bezdźwięcznie postawiła tacę i bezszelestnie się wycofała na zewnątrz.
- … śmieją się – Ciągnęła dalej pani Krakowska. – Zaczynają nam już nie wierzyć. A gdy się chodzi po ulicach, to się ciągle widzi, z jaką nienawiścią i agresją tamci na nas patrzą. Jak nami pogardzają. Jak chcieliby do nas doskoczyć, nas rozszarpać. – Z coraz większym zapałem mówiła pani Krakowska. – Ileż w tych spojrzeniach jest podłości, wstrętu, zgorzknienia i jakie jest to nie do wytrzymania. Proszę bardzo. Ja codziennie spotykam się z tą wzgardą, gdy na trzepaku wiodę swoją misję uświadamiającą. Czuję tą niewyobrażalną wprost żądzę zemsty, odwetu. Za co? Sama nie wiem. To parskanie. Te szyderstwa. Przy czym to wszystko jest pełne kompleksów i dotrzegania własnej życiowej klęski. To wszystko, co jest zaprzeczeniem człowieczeństwa ale i jest w tym poczucie jakiejś złudnie wybitnej własnej wartości. Ten chłód bijący z tych oczu, który mnie tam na trzepaku, na ulicy, na targu, w kafejkach, wszędzie, otacza. To niezrozumienie postępu. I to wszystko od czego chciałoby się uciec, a to zawsze człowieka dogania, dopada. – Z coraz większą zapalczywością zaczęła mówić, od czasu do czasu wtrącając fragmenty swoich esejów. – I jeszcze to wszechogarniające uczucie braku kultury, szacunku, ukorzenia się, i to szerzące się wszędzie chamstwo, kołtuństwo. Ta gównażeria szkodząca przede wszystkim sobie. Bezrozumna, nie potrafiąca myśleć. Co ja będę tam mówiła? W moim wieku, coraz bardziej jest to widoczne. - Rozegzaltowana ciągnęła dalej z pasją.
Wuj Kleofas słuchał tego wszystkiego z kamienną twarzą od czasu do czasu potakując, i nie było dla niego momentu w przemowie pani Krakowskiej, z którym by się nie mógł zgodzić. “Ależ ona pięknie przemawia. Zupełnie jakbym czytał Głos Wykształconych.”, pomyślał wuj. On sam zresztą czuł, że wydawanie „Światowca” staje się coraz trudniejsze, bo też czasy stają się coraz bardziej niespokojne.
- Pani Żaneto… – Przerwał jej gejzery gniewu. – Pani Żaneto, jednak w dalszym ciągu nie za bardzo rozumiem, jaki jest cel pani wizyty u mnie. – Wycedził.
- Aha, no właśnie… – Odparła nieco zaskoczona. – No właśnie miałam panu o tym powiedzieć. Proszę bardzo. – Powiedziała sięgając do torebki po zmiętolone „W Pośpiechu”. – Proszę bardzo. – Niemal wykrzykując powiedziała, z odrazą rzucając gazetę na blat stolika. – Niech pan weźmie ją do ręki i spojrzy na tytuł na pierwszej kolumnie. – Dodała rozkazująco.
Wuj Kleofas wziął gazetę do ręki, z kieszeni marynarki wyciągnął binokle, włożył je po czym zaczął czytać:
- Pieprzne zabawy parlamentarzysty Sojuszu Reformatorów. Ja dowiedzieliśmy się z poufnych źródeł parlamentarzysta Sojuszu Reformatorów, Bonifacy Miśkiewicz, miał u siebie w domu schadzkę z dwiema kurtyzanami, z którymi jął się bezecnie zbawiać i uprawiać sprośności nie przystojące personie na takiej pozycji… – Czytał dalej wuj Kleofas coraz bardziej się uśmiechając. – Podczas tych sprośności….
- Ach…, niech pan już przestanie panie Kleofasie, niech pan już przestanie. Bo zaczynam czuć się coraz gorzej i zaczyna mnie nachodzić migrena. – Gwałtownie mu przerwała pani Krakowska.
- Dobrze już dalej czytać nie będę. – Pospiesznie powiedział wuj Kleofas. – Już pani lepiej? Proszę głęboko oddychać. Może pani napije się łyk herbaty? – Spytał podając jej filiżankę. – Może jeszcze okno otworzę?
- Nie, dziękuję, to jest niepotrzebne. – Odparła pani Krakowska, dyskretnie ocierając chusteczką pot z czoła. – Już mi dobrze.
- To dobrze, pani Żaneto. To dobrze.
- To ja chcę dokończyć to, po co tutaj przyszłam. – Powiedziała. – A więc, widzi pan do czego mogą takie okropieństwa doprowadzić czytelników? – Ostro dodała pytającym tonem. – Do tego, że ludzie wrażliwi mogą czuć się źle, zacząć chorować… No w ogóle. Stąd też trzeba temu położyć kres, by już nigdy więcej takie rzeczy nie miały miejsca.
- No dobrze, pani Żaneto. Ale jak ja mogę to uczynić? – Zapytał wuj Kleofas.
- Już panu mówię. – Powiedziała pani Krakowska. – Najsampierw chcę powiedzieć panu, że bardzo, ale to bardzo nie podoba mi się to, co widzę u pana w „Światowcu”. – Zaczęła manewrować.
- Tak? A o co chodzi, pani Żaneto? – Wuj Kleofas się zmieszał.
- Otóż panie Kleofasie. Pisują u pana różne pióra. Niektóre takie co to chwalą nasz Sojusz Reformatorów. Inne takie, które są jakby neutralne, choć można powiedzieć, że sprzyjają Porządkowi i Solidaryzmowi. – „Porządek i Solidaryzm” to było stronnictwo, które krótko rządziło przed Sojuszem Reformatorów, a które to stronnictwo pani Krakowska dogłębnie nienawidziła. – Są też i takie, które z chęcią pozbyłyby się naszego Sojuszu. – Oskarżycielsko powiedziała. – I to wszystko jest nie do przyjęcia. A jeszcze u pana w „Światowcu” w dziale „Listy do redakcji” drukuje się jakieś pseudonimy, a właściwie anonimy. Zaraz to panu udowodnię. – Podniosła się i podeszła do stolika obok biurka wuja Kleofasa, na którym to stoliku leżały numery „Światowca”. Wzięła jeden do ręki, po czym wróciła na miejsce i otworzyła pismo. Nałożywszy binokle długo szukała. Wreszcie znalazła, to czego szukała. – No jest. – Powiedziała. – Proszę posłuchać. – Zrobiła pauzę. – O, no to właśnie tutaj. Pisze tam u was w „Listach do redakcji” jakiś Korteusz. Zna pan takowego? Kto to jest „Korteusz”? To jakieś nazwisko? O nie, za stara jestem, by się dać na to nabrać. To żadne nazwisko, to jest jakiś pseudonim, tego właściwie jakby nie ma, nie istnieje, to zwyczajny anonim. Więc pisze sobie jakiś Korteusz, niech pan słucha: „Kochana Redakcjo. Nie mogąc dłużej zwlekać z wyrażeniem swojej oceny tego, co widzę, a co nas wokoło ogarnia, pospieszyłem, by się móc z państwem z tym podzielić. Generalnie, w ogóle nie wiadomo jest, po co jest ta cała rządząca ferajna z tego całego zeSRa, to jest chciałem powiedzieć, Sojuszu Reformatorów. Proszę nie mieć tutaj żadnych nieprzyzwoitości na myśli. Więc, jak już powiedziałem, ten cały Sojusz to mi w ogóle nie leży, bo też same cyrki robi a żadnych sensownych efektów nie pokazuje. Czasami dociera tu i ówdzie, że zeSRa myśli po magicznemu, że wystarczy, by lud uwierzył w jego wspaniałość a będzie dobrze. A my tutaj po rozlicznych gminach i siołach, to bidę klepiem, że aż piszczy. I chyba zeSRy to ktoś na ucho nadepną, że tego nie słyszy. Bo w końcu też i czy zeSRa wie po ile są jabłka, po ile cebula, po ile wszystko inne? ZeSRa, to chyba nic nie wie, może poza tym, że ma w ogóle być jakieś takie zaufanie i takie tam kochajmy się. A ja i my tu na dole, to już dłużej nie możemy na tą całą błazenadę patrzeć. Kończę już, bo siła by gadać o tym, co się widzi i jak to ludzie na dole komentują. Uszanowania. Korteusz.” No widzi pan, panie Kleofasie, jakie to u pana są nieraz ohydztwa? Jakaś „zesra”. – Powiedziała fonetycznie. – „Błazenada”. I jeszcze ten anonim pyta o to, czy nasz Sojusz wie, po ile są jabłka i cebula.
- Przepraszam panią. – Wtrącił się wuj. – Jednak, co to ma wspólnego z aferą pana Bonifacego Miśkiewicza?
- Już panu mówię. – Pani Krakowska prychnęła. – Otóż to, że dopóki „Światowiec” będzie takie rzeczy publikował, to tym gryzipiórkom z „W Pośpiechu” nie da się postawić odporu i nic się nie zrobi. No, ja przecież u pana w „Światowcu” tyle razy udzielałam się publicystycznie. A jak ja mogę robić to dalej, jak widzę tam jakiegoś „Korteusza”? – Spytała podchwytliwie. – No, jak? Mnie już niekiedy panie i panowie z towarzystwa pytają o to, jak ja tak mogę się pojawiać na szpaltach, gdzie stronę, dwie dalej grasują tacy różni osobnicy. I pan myśli, że mi wtedy to łatwo jest odpowiadać na takie pytania. – Zawiesiła głos pani Krakowska.
- No, wie pani, pani Żaneto. – Wuj Kleofas zaczął czuć się niezręcznie, bo też pani Krakowska to był jeden z jego najcenniejszych nabytków twórczych, jakby klejnot w koronie jego pisma. A świadczyła o tym masa listów pochwalnych przychodzących do redakcji. Pisali tak ludzie sztuki, sceny, nauki, nawet prezes rady ministrów przez swojego sekretarza prasowego przysłał o tym swój liścik. – Pani Żaneto. No ja z moim wspólnikiem, to staramy się jak możemy najbardziej, by takich, o których pani mówi, to gonić z naszych łam jak najdalej. – Powiedział poprawiając się w fotelu. – Lecz wie pani, my musimy pokazywać naszym czytelnikom, że jesteśmy pismem niezaangażowanym w partyjniactwo, zupełnie neutralnym, liberalnym a przy tym starającym się prezentować różne poglądy. I te z lewa, i te z prawa oraz z samego centrum. No ma się rozumieć, że te z lewa i centrum, to raczej bardziej staramy się eksponować niż te z prawa, ale gdybyśmy tych ostatnich nie pokazywali, to szybko tracilibyśmy czytelników. Nasi pracownicy od badania czytelnictwa cały czas nam o tym donoszą. Gadają z gazeciarzami, chodzą po kioskach i podpytują. A to wie pani jak to trudno jest w obecnych czasach utrzymać takie pismo, a kryzys nas ciśnie. Sam budynek, czynsze i wynagrodzenia to pochłaniają fortunę. Proszę popatrzeć. – Gestem ręki pokazał na plik papierów na biurku. – To są same rachunki. A my ze wspólnikiem to „Światowca” wydajemy za to, co kosztuje nas i nasze rodziny. Wie pani, że nieraz Jaś dopytuje się kiedy będzie miał nowe portki?
- No dobrze, dobrze, panie Kleofasie, rozumiem. – Protekcjonalnie odezwała się pani Krakowska. – Musi pan jednak coś zrobić u siebie, by takich różnych Korteuszów było jak najmniej. – Podkreśliła z naciskiem.
- Ależ ja to robię, pani Żaneto. Niedawno w piśmie wydałem taki okólnik, w którym zaordynowałem, że sekretarz redakcji będzie miał prawo, nawet bez uzasadnienia, usunąć jakiś gruboskórny tekst nawet tuz przed wysłaniem gotowego numeru do drukarni. Co więcej, to powiem pani, że wszyscy piszący musieli podpisać zgodę na to, by jeśli chcą popierać tych, których takie materiały zostały usunięte, to artykuły tych pierwszych nie będą wchodziły na szpalty. Reakcją na to był bezrozumny bunt niektórych piszących, którzy odmówili tego, by ich artykuły mogły pojawiać się na szpaltach. A sporo ich było, pani Żaneto. I się zrobiła awantura. Ale ona już wygasza i się robi porządek. Sekretarz redakcji mi to potwierdza.
- Tak, tak, coś tam do mnie o tym dotarło. – Wtrąciła się pani Krakowska. – Nawet coś o tym skrobnęłam w swoich notatkach.
- No i widzi pani? – Z zadowoleniem powiedział wuj Kleofas. – Porządek się robi.
- Widzę. A wracając do sprawy, z którą przyszłam, to… – Pani Krakowska zaczęła mówić.
Przerwało jej pukanie do drzwi.
- Proszę. – wuj Kleofas głośno powiedział.
Drzwi się uchyliły i do środka zajrzała głowa Jasia.
- Dzień dobry wuju. Witam Żaneto, to znaczy, dzień dobry pani Krakowska. – Chłopiec szybko się poprawił dostrzegając karcący wzrok wuja.
- Tak Jasiu? Co chcesz? Nie widzisz, że mam gościa i jestem zajęty? – Wuj Kleofas ostro obsobaczył Jasia. – Przyjdź później. – Polecił.
- Ależ panie Kleofasie. – Wtrąciła się pani Krakowska. – Może niech Jaś wejdzie, bo ta cała sprawa również jego dotyczy, to znaczy dotyczy także młodzieży. Uważam, że Jaś może okazać się przydatny.
- W porządku, skoro pani nalega. – Powiedział wuj Kleofas. – Dobrze, chłopcze, wejdź do środka i zamknij za sobą drzwi. – Polecił Jasiowi.
Jaś zrobił jak mu wuj polecił, po czym przysunął się bliżej do obojga.
- Niech pani kontynuuje. – Wuj zwrócił się do pani Krakowskiej.
- Oczywiście. – Odpowiedziała mu ona. – A więc chcę panu powiedzieć, ze o całej tej sprawie dowiedziałam się właśnie od Jasia. To on znakomicie się spisał, że szybko mnie o tym poinformował. – Pochwaliła ulubieńca.
- Tak? To jak to było? – wuj spytał.
Pani Krakowska zrelacjonowała mu cały przebieg wydarzenia z dnia poprzedniego, łagodząc trochę niektóre fragmenty. Wuj słuchał tego cały czas z uwagą, co jakiś czas uśmiechając się do chłopca.
- No to już wszystko rozumiem. W związku z tym, jaki ma pani plan? – Spytał.
- Panie Kleofasie. To jest tak. Chcąc szybko i skutecznie obalić zgrozę, która miała miejsce w związku z tym haniebnym paszkwilem w „W Pośpiechu”, byłoby dobrze, gdyby w całą akcję włączyła się młodzież. Ona potrafi mówić i pisać twardo, bez ogródek a przy tym wykazywać bojowość i odwagę. Sama o tym dobrze wiem, bo też z iloma to młodymi miałam i mam ciągle kontakt. A więc, pomyślałam sobie, ze może Jaś, który umie już silabizować, mógłby razem ze mną, pod moim okiem i z moją pomocą, skreślić do redakcji „Światowca” swój artykuł, w którym z młodzieńczą ostrością i żarem kategorycznie i stanowczo potępiłby takie bezeceństwa „W Pośpiechu”. Ja chętnie widziałabym taką twórczą rolę młodzieży, co też i byłoby dla niej ze wszech miar i pedagogiczne i dawało jej szansę, by robić konkretną robotę społeczną. Sadzę, że jest to bardzo cenne i konieczne. – Skończyła.
Wuj słuchając to cały czas się zastanawiał, po czym po chwili się do chłopca odezwał.
- Jasiu, dasz radę, by taki artykuł napisać? Bo to nie jest takie proste, od razu ciebie uprzedzam. – Powiedział.
- Ależ oczywiście wuju, że dam sobie radę. Jak mi pani Krakowska pomoże to tym bardziej. – Dodał z zapałem.
- Dobrze, niech tak będzie. – Wuj zadecydował. – To w takim razie myślę, że wyczerpaliśmy już temat naszej rozmowy. I czas będzie się już pożegnać. – Stwierdził, patrząc na zegar stojący na kominku. Dochodziła bowiem w pól do czwartej, zaś kwadrans po czwartej miał umówione spotkanie z szefem frakcji parlamentarnej Sojuszu Reformatorów.
- To w związku z tym będziemy mogli się pożegnać. – Przytaknęła pani Krakowska zadowolona, że otwiera się nowe pole do aktywności rewolucyjnej.
Po czym wuj Kleofas się podniósł, pomógł też wstać pani Krakowskiej i odprowadził ją do drzwi gabinetu. Gdy wyszli na korytarz, to zwrócił się do niej.
- Pani Żaneto, do drzwi panią odprowadzi Jaś. W sumie to dobry jest ten pani pomysł. Myślę, że będziecie stanowili doskonały duet. – Wuj Kleofas aż nie mógł ukryć ukontentowania.
- Na pewno, panie Kleofasie. Na pewno. My już stanowimy doskonały duet, gdy na mieście krzewimy kulturę. Prawda Jasiu? – Spytała ulubieńca.
- No rzecz jasna pani Krakowska. – Jaś odparł z zawadiacka miną.
- To ja się z panią już pożegnam. Do widzenia pani. – Powiedział wuj Kleofas. „Ha, to jest fantastyczna wiadomość z tym chłopakiem.”, pomyślał z zadowoleniem.
Jaś, jak mu wuj Kleofas kazał, odprowadził panią Krakowską do drzwi wejściowych, przy których oboje na chwilę się zatrzymali.
- No, Jasiu, to jutro przyjdź do mnie koło południa, to razem napiszemy twój artykuł do „Światowca”. Ale tym „W Pośpiechu” to popędzimy kota. – Uśmiechnęła się do chłopca.
- W porząsiu Żaneto, damy im czadu, aż im kapcie spadną. – Jaś aż się cały palił do naparzanki.
Otworzył przez panią Krakowską drzwi, ta zaś przestąpiła próg i sapiąc zeszła schodami w dół.
cdn.
————
Podobieństwo z jakąkolwiek żyjącą lub zmarłą osobą bądź osobami żyjącymi albo zmarłymi jest całkowicie niezamierzone i przypadkowe, zaś wyciąganie jakichkolwiek skojarzeń będzie nieuzasadnioną, nieprawną oraz niedozwoloną nadinterpretacją intencji autora.
- MoherowyFighter - blog
- Zaloguj się, by odpowiadać
napisz pierwszy komentarz