Czy katolicy powinni budować meczety? czyli syndrom Alicji Tysiąc

avatar użytkownika Jaacek2

Proponuję przyjrzeć się skandalowi związanemu z wyrokiem w sprawie Alicji Tysiąc z nieco innej perspektywy; fajerwerki oburzenia, które oburzone wybuchają od dwóch dni opisują w zasadzie skutek wynikający z głębszych zjawisk zachodzących w naszej kulturze, państwie, cywilizacji, a nawet w Kościele; dzisiejsze oburzenie przypomina nieco bek małego Jasia, który poparzył się w trakcie zabawy zapałkami; aby Jaś przestał się parzyć, nie należy go chyba uczyć, jak lepiej bawić się zapałkami, bo w końcu spali całą chałupę, tylko po prostu zabrać zapałki.

 

Przykład orzeczenia sądu, będzie punktem odniesienia do innego nieszczęsnego zjawiska, które toczy nasze społeczeństwo w sposób analogiczny, jak próbuje to robić niewydarzona sędzina; niestety zjawisko to rozwija się w ciszy, przy zadziwiającej milczącej zgodzie prawie wszystkich zainteresowanych.

 

Zastanówmy się, gdzie znajduje się granica pomiędzy kulturą współżycia społecznego (tolerancją), a akceptacją innych ludzi i czy taka granic w ogóle istnieje; i po drugie: czy mamy prawo czegoś nie tolerować, albo wręcz potępiać?

 

Od tego trzeba zacząć; jeżeli zaczynamy z innego miejsca, np. od tezy, że wszyscy ludzie modlą się i wierzą do jednego Boga, to konsekwencje akceptacji tego poglądu są takie, że katolicy zaczynają budować muzułmanom meczety, albo przynajmniej pomagają im przy tym, a konsekwencją poglądu o równoprawności etycznej wszystkich poglądów jest konieczność zaakceptowania poglądów pani Alicji, czemu Sąd dał wyraz w swoim orzeczeniu.

 

Co jest przyczyną popełniania takich rażących i zdawałoby się, że oczywistych błędów… wszakże pomagać powinniśmy bliźnim – wszystkim ludziom bez wyjątku – i to darmo, a nie w próżnym oczekiwaniu zapłaty, ani w chytrym, podstępno–przekupnym  przeciąganiu obdarowanych na swoją wiarę; tak właśnie przejawia się chrześcijańska miłość, do której zobowiązani są wszyscy katolicy; dlatego tak popierane są dzieła miłosierdzia: akcje humanitarne, coraz szerzej rozwijająca się działalność fundacyjno-wolontarystyczna typu non-profit i solidarność z ludźmi cierpiącymi ubóstwo.

 

Dzieła miłosierdzia… jak to miło brzmi dla naszego samozadowolenia… niestety trzeba szybko wylać na rozmarzone głowy wiaderko świeżo utoczonych popłuczyn i brudów, jakie niesie ze sobą tego typu pomoc; problemem jest tu próba rozerwania dwóch porządków, w których w sposób nierozerwalny funkcjonuje człowiek.

 

Człowiek przeżywa swoje życie jednocześnie w porządku materialnym, ale i duchowym; obecnie chyba nikt już nie twierdzi, że ważniejszym, dominującym porządkiem ludzkiej egzystencji jest jego otoczenie materialne; także koncentrowanie uwagi i działalności charytatywnej tylko na jedzeniu, środkach czystości, lekarstwach i kocach, jest nieporozumieniem; owszem są to uczynki miłosierne dla ciała, ale w cieniu zapomnieniu skrywane są dużo ważniejsze i zaniedbane uczynki miłosierdzia  – katolickiej miłości bliźniego – skierowane dla pomocy duszom naszych biednych bliźnich.

 

Należy jasno sobie odpowiedzieć, w jaki sposób wierzymy, czy uważamy, że życie duchowe, zbawienie dusz naszych drogich bliźnich powinno stać przed naszymi oczyma na pierwszym miejscu, czy raczej miejsce to powinna zająć pomoc czysto materialna, skierowana wyłącznie na zaspokojenie potrzeb doczesnych.

 

Jeśli uporządkujemy te problemy we właściwej hierarchii i proporcji, będziemy wreszcie mogli wyznaczyć granice śmieszności, która rozdziela pomoc bliźniemu przede wszystkim do zbawienia, a pomoc do złego, utwierdzająca w grzechu, prowadzącą do potępienia, którą często bezkrytycznie i bezmyślnie przekraczamy.

 

Należy odpowiedzieć sobie, czy należy pomagać do grzechu? oraz czy grzechem jest wyznawanie innej religii oprócz naszej; czy wyznawcy innych religii głosząc, że Chrystus jest oszustem, grzeszą, czy nie? I czy należy im pomagać w budowie wysokich wież, z których będą pięć razy dziennie ogłaszać, ze Chrystus jest kłamcą i oszustem? oczywiście, pamiętamy, że z punktu widzenia innowierców pewne sprawy wyglądają inaczej niż z naszego; ale należy też chyba uświadomić sobie wreszcie, jaki powinien być nasz punkt widzenia…

 

To nadal nasi bliźni, ale należy się zastanowić, jak im naprawdę pomóc, i czy pomoc sztucznie separująca wymiar duchowy – transcendentny człowieka, od jego sfery materialnej, jest w swoim duchu jeszcze katolicka, czy już świecka, laicka; czy nie stawia nas taka postawa w fałszywym świetle ludzi, którzy maja buzię pełną pięknych haseł, którymi karmią innych, ale sami ich nie realizują.

 

Tak doszliśmy do dobroczynności, która w rezultacie staje się znieczulicą społeczną; zamiast uczyć nas właściwie rozumianego współczucia dla bliźnich, nauczyła nas kupowania sobie spokoju sumienia; zamiast wznieść nas poprzez dobre uczynki, uczynki miłosierdzia, do Boga, skomercjalizowała kolejny rynek, rynek naszych dobrych uczynków; teraz żeby być dobrym człowiekiem nie trzeba kochać Boga i bliźniego, wystarczy wpłacić odpowiednią kwotę na konto fundacji dobroczynnej.

 

A czy formą duchowego wspierania budowy meczetów, czy też świątyń innych demonicznych bóstw, nie jest konstruowanie niekatolickich fałszywych koncepcji społecznych, opartych na niekatolickiej filozofii i etyce? w ten sposób z jednej strony ograniczamy naszą pomoc w niesieniu duszom dobra naszej religii, a z drugiej strony wspieramy również dążenia pozamaterialne, które w naturalny sposób posiadają innowiercy; czy w związku z tym, ogólny obraz naszego stosunku do ludzi, którym usiłujemy pomóc nie jest kompromitacją?

 

Społecznie najbardziej niszczącą ład społeczny jest utopia neutralności religijnej państwa; zakłada ona, równość wszystkich poglądów; wszystkich a więc i tych głupich, absurdalnych i idiotycznych; tu już nawet nie ma potrzeby aby sięgać do jakiejkolwiek ideologii, czy doktryny: zgoda na równouprawnienie fałszu z prawdą, to innymi słowy zgoda na publiczne panoszenie się kretyńskich, nielogicznych poglądów i postaw. Opinia zaś, że nie jesteśmy w stanie wyodrębnić i skodyfikować jedynej słusznej prawdy, bez wdawania się w niuanse, w swym praktycznym wymiarze jest szkodliwa, gdyż zamyka drogę do prawdy.

 

Utopia głosząca dobroć wolności religijnej, wbrew logice zakłada, że w ogóle istnieje coś takiego, jak neutralność religijna państwa, a to jest tym samym, co głoszenie, iż istnieją ludzie, którzy są neutralni światopoglądowo, czyli chyba tacy, którzy nie maja poglądów, albo tacy, których poglądy są zgodne ze wszystkimi innymi poglądami… obie wymienione możliwości nie występują w przyrodzie; powtórzmy jeszcze raz: jest to myślenie idiotyczne i absurdalne, podobnie jak myślenie o aborcji, że ogólnie jest morderstwem, ale w konkretnym przypadku, nie wolno na wyrodną matkę powiedzieć, że chciała zamordować dziecko.

 

Takie pseudo-rozumowanie jest tak głupie, że śmieją się z niego dosłownie wszyscy, może za wyjątkiem sędziny – kretynki, która ma tak właśnie poukładane w głowie; na czym polega ten rażący błąd logiczny, który doprowadził do idiotyzmu? otóż złamano tam zasadę wynikania, która mówi, ze jeśli „A” jest „B”, i „B” jest „C”, to „A” jest „C”; tutaj sąd zanegował wynik, którym jest A = C, [ludzie, którzy pozbawiają życia innych ludzi to zabójcy/mordercy = „A”];[Alicja Tysiąc jest człowiekiem i jej nienarodzone dziecko jest człowiekiem = „B”];[Alicja Tysiąc chciała zabić dziecko, co oznacza, że jest niedoszłą zabójczynią/mordercą, ale każda matka, której uda się jednak swoje dziecko zabić, jest morderczynią, z imienia i nazwiska = „C”].

 

Na gorąco prześledźmy funkcjonowanie tego sylogizmu w innej, fundamentalnej społecznie sprawie: [wszyscy ludzie posiadają przekonania religijne i jakąś etykę, zgodnie z którą podejmują swoje życiowe decyzje i wybory = „A”; członkowie aparatu państwowego to też ludzie = „B”; jak brzmi „C” głoszone przez natchnionych piewców wolności religijnej? otóż z zasady wynikania, dedukujemy niezawodnie, że człowiek sprawujący władzę również poruszany jest swoimi poglądami i zasadami etycznymi.

 

Ale tutaj mamy nieprzyjemny zgrzyt; tę logikę porzuca się i zaczyna twierdzić, że rząd, czy szerzej aparat państwowy jako taki, podejmuje decyzje neutralne etycznie i religijnie! dokładnie taki sam idiotyzm, który neguje zasadę wynikania w przypadku pani Alicji –  ogólnie są mordercy, ale indywidualnie nikt nie może być nazwany mordercą.

 

Ogólnie wszyscy posiadamy jakieś poglądy, ale konkretnie człowiek sprawujący władzę poglądów nie posiada – indywidualnie nie można go nazwać ani katolikiem, ani żydem, ani ateistą. Nie jest ani dobry ani zły  – funkcjonowanie logiki i zasady wynikania, zostało arbitralnie zawieszone.

 

W związku z tym założyć chyba należy, że olbrzymia większość społeczeństwa tak nie myśli, czyli zdaje sobie sprawę z przełożenia osobistych poglądów etycznych i wyznawanego światopoglądu religijnego na decyzje państwowe, czyli regulacje prawne i ustawy wyższego rzędu; a skoro tak, to pojawia się pytanie praktyczne: czy powinniśmy dążyć do stworzenia systemu państwowego zgodnego z etyką katolicką, czy do systemu „neutralnego religijnie” który ze swej natury jest anty katolicki?

 

Obserwujemy znowuż zadziwiający brak konsekwencji w wyciąganiu wniosków: otóż większość katolików, którzy zdają sobie sprawę z wpływu decyzji posłów i ministrów na życie publiczne, i na kształtowanie również swojego losu, oczekuje od nich anty-katolickości w podejmowaniu decyzji dotyczących państwa; jak nazwać taką postawę?

 

Przekonania takie mają prawdopodobnie źródło w poglądzie, że państwo nie powinno ingerować w sferę duchową społeczeństwa, a ograniczyć się jedynie do aspektów materialnych; kolejny pogląd oparty na tym samym błędzie – negacji zasady wynikania oraz sztucznego rozdzielenia w życiu człowieka sfery materialnej od duchowej – przyrodzonej od nadprzyrodzonej; przy czym tutaj już gołym okiem widać, ze postawa taka jest skrajnie materialistyczna i antropocentryczna; oto przeszmuglowano nam wiarę w ateistyczny humanizm kuchennymi drzwiami.

 

Dlaczego w związku ze skandalicznym orzeczeniem sądu podniósł się taki krzyk? dlaczego leją się całymi wiadrami krokodyle łzy? Przecież cały ten proces i jego zakończenie są zgodne z zasadą wolności religijnej i wynikającego z niej w konsekwencji państwa neutralnego religijnie akceptującego pełen pluralizm światopoglądowy i etyczny.

 

Takie są skutki, kiedy godzimy się, żeby w wymiarze społecznym nasze życie intelektualne i duchowe na skutek kolejnych mechanicystycznych, niczym nie uzasadnionych zabiegów najpierw pozbawić wymiaru i porządku społecznego, poprzez skrajne zindywidualizowanie i subiektywizację prawdy, a następnie obedrzeć z dominującego w naszym człowieczeństwie wymiaru duchowego w ogóle, sprowadzając tym samym społeczeństwo ludzkie do karykaturalnego poziomu całkowitego zbaranienia: w gruncie rzeczy zdehumanizowanej masy zaspakajającej podstawowe popędy i potrzeby, zatomizowanj gromady tworzącej już nie społeczeństwo, ale stado, bezwolnie pędzonych na rzeź baranów.

 

 

 

 

napisz pierwszy komentarz