Reforma edukacji - przedwojenny inteligent nie wróci (foros)

avatar użytkownika Maryla

Rzeczpospolita opublikowała wypowiedź W. Paszyńskiego na temat reformy edukacji. Wiceminister zaczyna od krytki dokonań poprzedników (jakżeby inaczej):
"W latach 1997 – 2001 reforma edukacji dokonała się w kolejności odwrotnej od uznawanej zwykle za normalną. Na początku zmieniono strukturę szkoły, a dopiero potem rozpoczęły się prace nad zmianami programowymi. (...) Stworzono też nowy system egzaminów nazwany nową maturą. Jego wady powszechnie zaczęto dostrzegać dopiero po dziesięciu latach od wprowadzenia – w końcu zauważono bowiem, że preferuje myślenie schematyczne, „pod klucz”."
Następnie pada kilka ciepłych słów pod adresem reformy obenej ekipy: "Poważna reforma edukacji powinna więc zaczynać się od przedszkola. Dlatego pomysł obecnej minister edukacji Katarzyny Hall dotyczący obniżenia wieku szkolnego i wprowadzenia do pierwszej klasy sześciolatków jest pomysłem słusznym.
Argumenty, że to za szybko, że szkoły i programy są nieprzystosowane do dzieci w tym wieku, są nietrafione. Do tej pory istniało nauczanie początkowe w klasach 0 – 3, i ono pozostaje. Podręczniki nie wymagają dużej korekty programowej.
"  Jak widać modus operandi od czasów min. Handtkego nie zmieniło się. Najpierw rzucono dzieci do szkół, potem zaczęto myśleć o programach. Przy czym za Handtkego. uczniowie zastali gotowe podręczniki, w przypadku tej ekipy mam wrażenie, że podręczniki są dopiero pisane.

Jaka jest istota projektowanej reformy? Najważniejsze są dwa elementy.
1. naukę szkolna rozpoczyna się w wieku 6 lat
2. Kształcenie ogólne trwa do 1 klasy LO. (gimnazjum + 1 LO), dwa pozostałe lata LO to kształcenie specjalistyczne (fakultety + polski + matematyka)

Sądzę, że szkoła dla 6-latków to pomysł dobry. Oczywiście podstawówki z reguły nie są przygotowane do tego skokowego wzrostu uczniów o 10-20%. I to uczniów bardziej rozbudowanych potrzebach opiekuńczo - bytowych. Wątpię czy będą kiedykolwiek. Polskie samorządy wydają pieniądze na szkoły raczej dopiero wtedy kiedy muszą. Pierwszych kilka roczników będzie więc narażone na zwiększone ryzyko czy to schorzeń czy urazów psychicznych i fizycznych + zaniedbań edukacyjnych. Taka bedzie cena za to by kolejne pokolenia miały lepszą edukację. Większy strumień pieniędzy dla szkół mógłby te niebezpieczeństwa zminimalizować, ale któż sie na to zdobędzie? Od razu powiem, że sercem jestem za rodzicami, którzy nie chcą posyłać 6-latków do nieprzygotowanych szkół, miejmy nadzieję, że coś wywalczą.

Drugi element reformy to licea. W. Paszyński w następujący sposób wyłuszcza cel tej reformy: "Dobra szkoła powinna uczyć, jak skutecznie wykorzystać zdobytą wiedzę. Tak jak bohaterowie powieści Juliusza Verne’a, którzy siłą swej wiedzy i talentów z bezludnej wyspy czynią krainę mlekiem i miodem płynącą". Jak na logikę należy wdrażać tak pojmowaną reformę? Odpowiedź jest prosta: zajęcia teoretyczne idące w parze z zajęciami praktycznymi. Czyli więcej warsztatów, wycieczek, projektów, rekonstrukcji, laboratoriów, wreszcie więcej godzin plus oczywiście przebudowa infrastruktury edukacyjnej oraz wdrożenie bardziej zawansowanych procedur bezpieczeństwa. Wszystko to, aby miało ręce i nogi a nie było jedynie rzeźbieniem w miękkim i lepkim materiale wymaga konkretnych kwot w brzęczącej monecie i to przez dłuższy okres, część zaś wogóle trwale. Gdy przychodzi co do czego okazuje sie, że inne potrzeby są bardziej palące, w związku z tym reformatorzy zadawalają się protezą. Ograniczają mianowicie kształcenie ogólne, a w jego miejsce wprowadzają 2-letnie przysposobienie do zawodu, tudzież przygotowanie do egzaminu maturalnego, tak by "wiedzę i talenty" absolwent miał możliwość sprawdzenia na rynku, bezpośrednio po szkole średniej.
Jak w myśl nowej reformy wygądać będzie szkoła średnia przyszłości? Wg Paszyńskiego nie jest to jeszcze sprecyzowane w związku z tym spróbujmy rozważyć kilka wariantów.
Wariant pierwszy; Utopijny. 1 klasa lo ogólna a potem uczniowie prócz kilku obowiązkowych wybierają sobie przedmioty dodatkowe, takie jakie chcą. . Wyobrażmy sobie jak dyrektor miałby zorganizować taką szkołe? I klasa nie sprawia problemu. Klasy II i III to czarna magia. Gdzieś koło maja - czerwca dyrektor dowiaduje się, że x uczniów chce uczęszczać na y przedmiotów. Nie będzie klas, lecz grupy na określonych przedmiotach, najprawdopodobniej na każdym roczniku różne. Tego typu szkola jest możliwa do zorganizowania pod warunkiem, ze a. szkolni nauczciele będą mieli uprawnienia do nauczania kilku przedmiotów b. w związku z faktem, że uczniowie nie mogą mieć okienek musi być stosowna infrastruktura (sale, sprzęt  + ludzie z uprawnieniami pedagogicznymi) do zorganizownia zajęć wypełniających. Wariant taki nazwalbym wariantem utopijnym, ponieważ i infrasturktura sie szybko nie zmieni i państwo niezbyt się kwapi do zachęcania nauczycieli do wielokierunkowości.
Wariant drugi. Profile. Tutaj po 1 klasie następowałby wybór profili kształcenia (humanistyczny, matematyczny itp.). Jest to wariant realny, niezbyt trudny do przeprowadzenia, bo przypominający stan obecny. Dodajmy, że rozsądny dyrektor, myślący o dobru młodzieży, raczej zrobiłby profile już od klasy I. W związku z tym różnica ze stanem obecnym sprowadzałaby sie jedynie do obcięcia przedmiotów ogólnokształcącch i zastąpienia ich (czy też ich części) zawodowymi i wf.
Wariant 3. 4-letnie LO. Taki wariant promuje Paszyński. Przez pietwsze 2 lata kształcenie ogólne, przez dwa następne profile. W stosunku do stanu obecnego oznaczałoby to zastąpienie cyklu 3-3 cyklem 3 - 2, czyli w praktyce nauczciele lo musieliby program który do niedawna realizowali w 4 lata zrobić w 2. i to z uczniami młodszymi o 2-3 lata, ciekaw jestem co oznaczałoby to dla uczniów. (Rozumiem, podstawówka trwałaby wówczas 5 lat, bo 2-letnie gimnazjum to zupełna fikcja). Można też wyobrazić sobie program 5-letni, którego część  (3 lata) miałaby miejsce  w gimnazjum, a 2 lata w lo. Punktem krytycznym takiego rozwiazania jest styk lo i gimnazjum, ponieważ nauczyciele lo musieliby zwieńczać buowlę na cudzych fundamentach. Jak wyglądałby taki budynek? W różnych miejscach różnie. Najrozsądniej byłoby więc przenieść całe kształcenie ogólne do gimnazjum. Oznaczałoby to de facto rowalenie liceów, chyba najlepszych polskich szkół (i pewnie najbardziej wpływowych) i wątpię by ktoś się na to zdecydował. Wogóle celem takiego wariantu byłoby tylko jedno przetrwanie liceów, i to pewnie raczej z korzyścią dla nauczycieli niż dla uczniów (przynajmniej w dalszej perspektywie).
Wariant 4. 4 letnie gimanzjum+ 2 lata profilowanego lo. We wszystkich wyż. wym. wariantach liceum to de facto 2 szkoły w jednej. Jedna ogólna i jedna specjalistyczna. Czyż nie rozsądniej byłoby więc umieścić całość kształcenia ogólnego w gimnazjach a licea przekwalifikować na wyłącznie specjalistyczne (profilowane)? Może i rozsądniej ale oznaczałoby to de facto koniec liceów jakie znamy. Zastąpiłyby je albo 2-letnie zawodówki albo coś w rodzajów prekoledźów czy też kursów przedmaturalnych. Jeślil chodzi o zapotrzebowanie rynku byłoby to zapewne to o co chodzi. Jeśłi chodzi o edukację, zapewne oznaczałoby cykl 4+2.
 
Z powyższego zestawienia widać, że najbardziej prawdopodobne rozwiązania to profile lub 4-letnie lo. A, że to drugie mogłoby pociągnąć za sobą większe wydatki, to pozotają profile. "Wszystko musi się zmienić by nic nie uległo zmianie" jak mówił di Lampedusa.

Skutki. Jakie byłyby skutki reformy o takim kształcie? Główne
1. Kształcenie ogólne, obojętnie który wariant nie wybrać, zatrzymałoby sie gdzieś na poziomie dawnej 8-klasowej szkoły podstawowej (z wyjątkiem języka ojczystego, matematyki i języków obcych),
2. Zwiększyłby się poziom wykształcenia specjalistycznego,
3. Spadłby poziom wykształcenia i świadomości obywatelskiej (ostateczne informacje o kształcie swojego państwa, jego dziejach, bohaterach i specyfice, jak również o prawach obywatelskich uczeń uzyskiwałby w wieku ok. 15 lat (pod warunkiem, że wos i historia kończą się w I lo))
Poboczne
a. Wzrosłaby rola mass mediów w kształtowaniu wzorca postępowania i właściwych postaw (tych mediów, które młody obywatel konsumuje) ale rola ta i tak jest już bardzo duża
b. Z czasem łatwiejsze byłoby powstanie narodu i świadomości europejskiej, czy światowej. (ale i bez takiej szkoły i tak raczej w tym kierunku to zmierza)
c. polskie licea zapewne czeka los polskich ułanów (albo przekwalifikowanie na czołgi, albo rozwiązanie,  albo deklasacja)

Wnioski
Powyższy wpis jest sztuką dla sztuki, ponieważ najbardziej prawdopodobny wariant jest taki, że reforma edukacji podzieli los wszystkich innych wielkich projektów PO, no bo niby dlaczego nie.

Uwagi
1. "Dla mnie spór: wiedza kontra umiejętności, nie istnieje. Bez wiedzy nie ma umiejętności, a wiedza bez umiejętności nie jest przydatna." Moim zdaniem jest to najważniejsze zdanie w całym artykule W. Paszyńskiego. Jeśli chociaż to jedno uda się Platformie przeprowadzić. to będzie to dużo. O ile można zrozumieć nacisk na praktykę w przypadku przedmiotów przpyrodniczych i technicznych, to w przypadku humanistyki jest to poważnym błędem. Cóż bowiem zrozumiemy np. z "Mistrza i Malgorzaty' bez znajomości kontekstu tej książki? Cóż bez kontekstu warta jest proza Żeromskiego albo jakiekolwiek współczesne wiersze? Czy historia sprowadzona głównie do tego by zrozumieć co jest napisane w tekście źródłowym jest jeszcze historią?
2. Kończąc swoją wypowiedź W. Paszyński pisze "Uczenie to sztuka. Dobrą sztukę tworzą wybitni artyści. Ratunek więc w nauczycielach. Takich, którzy mają świadomość kształtu przyszłego dzieła, pomysł na jego powstanie i umiejętność tworzenia. Opozycja: wiedza – umiejętności, nie będzie im straszna!". Dwie kwestie:
a. Iluż to owych wybitnych artystów było konsultownych w kwestii potrzeby i kształtu reformy? Czyz w gestii jego sztuki nie jest lepiej zaufać artyście, zwłaszcza wybitnemu miast ciągle zmieniać mu warunki, środowisko i wymagania twórcze?
b. Artysta by rozkwitnąć potrzebuje mecenasa. W jaki sposób Panie Ministrze Pan i Pana rząd sprawujecie swój mecenat wobec nauczycieli? W jaki sposób wspomagacie ich twórczy rozwój? Odbierajac emerytury pomostowe? Dodając kolejną bezpłatną godzinę? Zwiększając wymiar czynności administracyjnych i papierkowej roboty? A wszystko to rekompensując podwyżką w wysokości 100 zł miesięcznie?
Rozumiem, że będąc trzecią co do wysokości zarobków grupą zawodową w Polsce (jeśli sie nie mylę dane GUS) nauczyciele nie mogą zbyt wiele wymagać, rozumiem też, że artysta wtedy płodny gdy głodny, niemniej jednak może się zdarzyć tak, że artysta zmieni się w wyrobnika, a wyrobnik ani nie naprawi ani nie skoryguje tego co mu nakazał zwierzchnik. Zrobi swoje i cześć, nie będzie sobie zadawał pytań kto i jakie poniesie konsekwencje...  Może zresztą tak jest lepiej?

http://www.rp.pl/artykul/366249_Przedwojenny_inteligent_nie_wroci_.html

http://foros.salon24.pl/126513,reforma-edukacji-przedwojenny-inteligent-nie-wroci
Etykietowanie:

napisz pierwszy komentarz